środa, 20 lipca 2016

Rozdział 39 (wersja 2)

Kochani moi!
Raz jeszcze do Was wracam z obiecanym alternatywnym zakończeniem. Długo przed końcem zastanawiałam się nad tym, które z nich wybrać, ale jak już pisałam to pierwsze jest oficjalne. Po wielu komentarzach pełnych rozpaczy i prośbach o inne losy Sevcia i Miony, zdecydowałam się dopracować i opublikować to drugie. :)
Od razu mówię, że początek jest taki sam więc pojawia się tylko jego fragment, ale ciąg dalszy jest... nieco inny. :D
No nic, pozostaje mi pożegnać się z Wami na tym blogu raz jeszcze. Jeśli pojawią się jakieś ciekawostki, którymi będę chciała się podzielić to pojawią się i tutaj. Zaglądajcie czasami to może spotkacie coś ciekawego. :3

Dziękuję wszystkim za komentarze, za wytrwałość i czas, który mi poświęciliście!
Jesteście najlepsi. <3


PS. Dajcie znać co podobało się Wam bardziej. :3
____________________________________________________________


Kiedy się rano obudziła, już go nie było – nie spodziewała się niczego innego. Podniosła się z łóżka i miała wrażenie, że nogi ma jak z waty. Och, ten dzień nie zapowiadał niczego dobrego.
Pospiesznie przemierzyła korytarze i wpadła na śniadanie do Wielkiej Sali, gdzie niczego świadomi uczniowie zajadali się smakołykami przygotowanymi przez kuchnię. Wśliznęła się na miejsce tuż obok Ginny i widziała, że przyjaciele są równie spięci co ona.
- Są już jakieś wieści? – Zapytała, gdy Harry spojrzał na nią pustym wzrokiem.
- Z tego co nam wiadomo to ty byłaś...
- Nie było go kiedy się obudziłam. – Odpowiedziała krótko, ucinając tą dyskusję. A pomyśleć, że wczoraj było tak dobrze... Odruchowo spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego i serce podeszło jej do gardła, gdy zobaczyła puste miejsce. 
- Nie martw się, na pewno…
- Nic mi nie jest Ginny. – Rzuciła, ale wcale nie czuła się, że jest w porządku. Wiedziała, że to mogą być ich ostatnie wspólne chwile. 
Rozejrzała się po sali i od razu było widać, którzy uczniowie spodziewają się ataku, bo grzebali niewyraźnie w talerzach, podskakując na każdy dźwięk.
Sama wpatrywała się teraz w jajecznicę, która wydawała się jej tak absurdalną rzeczą w tym momencie. Szykowali się na wojnę i zamiast robić coś, cokolwiek to właśnie zajadali w najlepsze pyszności jakie szykowały im skrzaty domowe? Paranoja.
Ale wszyscy wiedzieli co mieli robić. Każdy znał swoją pozycję, każdy miał wyznaczony tor, którym miał podążać. 

Ostatnie godziny spędzili na przygotowaniach, chociaż przez większość czasu siedzieli milcząc i obserwując siebie nawzajem. Hermionie drżały ręce tak bardzo, że Harry musiał je przytrzymać by mogła spokojnie usiedzieć. Zbyt mocno pragnęła zobaczyć Severusa, ale wiedziała, że zobaczy go dopiero na polu bitwy i być może to będzie ostatni raz, gdy ich oczy się spotkają…
- Hermiona nie martw się, będzie dobrze. – Pocieszał ją przyjaciel, ale nie umiała uwierzyć w ani jedno jego słowo.
Późnym popołudniem w końcu dostali znak. Do gabinetu Dumbledore’a, w którym siedzieli wpadł patronus i przemówił męskim głosem: „Nadchodzimy”.
Nie potrzebowali więcej. Wszyscy zerwali się z miejsc i pognali zająć swoje pozycje. McGonagall wybiegła do Wielkiej Sali gdzie wezwała wszystkich uczniów, a Hermiona zaraz za nią. Właśnie stamtąd miała wyprowadzić tych, którzy nie chcieli walczyć. Nie wątpiła, że będzie to spora grupa. 
- Pomogę ci – powiedział Malfoy, gdy dogonił ją przed drzwiami do sali.
- Nie masz niczego innego do zrobienia?
Chłopak pokręcił głową więc uśmiechnęła się lekko i ramię w ramię wkroczyli do Wielkiej Sali, gdzie profesor McGonagall właśnie przemawiała do przestraszonych uczniów.
-…a ci, którzy nie chcą walczyć oraz wszyscy uczniowie do piętnastego roku życia mają się udać za panną Granger. Zaprowadzi was w bezpieczne miejsce gdzie macie pozostać tak długo, aż się wszystko nie skończy. Rozumiecie?
Zapanował chaos. Uczniowie zaczęli dzielić się na tych, którzy chcą walczyć (o dziwo ta grupa była większa) i na tych, którzy mieli się schronić.
Nie obeszło się bez płaczu i paniki, ale Hermiona nie potrafiła się im dziwić. Sama była przerażona i miała ochotę usiąść w kącie i płakać, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Musiała być silna. Dla siebie i dla innych.
- Za mną! – Zawołała, gdy uczniowie ustawili się przy wyjściu z Wielkiej Sali i starała się nie zwracać uwagi na te przepełnione łzami, duże oczy dzieci, które obserwowały ją z nadzieją.
Malfoy zamykał ten spory pochód, gdy szli szkolnym korytarzem. Było pusto jak nigdy wcześniej, a Hermionie ściskało serce za każdym razem, gdy przechodzili obok klasy, w której miała zajęcia przez ostatnie lata.
To jeszcze nie koniec!  powiedziała sobie, ale nie do końca potrafiła w to uwierzyć.
Najbardziej drżała o Severusa i tak naprawdę chciała tylko tego by był bezpieczny. A to było coś na co nie mogła liczyć dlatego musiała jak najszybciej dołączyć do reszty na polu walki.
W końcu zeszli do lochów i gdy uczniowie rozsiedli się na ziemi, kuląc się i tuląc do siebie nawzajem, zaczęła nakładać zaklęcia ochronne.
- Będziecie tutaj bezpieczni. Starajcie się być mimo to cicho i nawet nie próbujcie przekroczyć bariery. Jeśli to zrobicie, nie będzie powrotu. Jak to wszystko się skończy to ktoś przyjdzie i uwolni was spod zaklęć. Nikogo innego nie słuchajcie, jasne? 
Przyjrzała się raz jeszcze kiwającym ze strachem głową i dokończyła nakładanie zaklęć. Po chwili wszyscy zniknęli jej z oczu, nie słyszała ich ani nie czuła.
- Dobra robota Granger – powiedział Malfoy, opierając się o ścianę obok. – Snape cię tego nauczył?
Zignorowała skurcz żołądka na myśl o nim i pokiwała głową.
- Znalazłam te zaklęcia w jego książkach i pomógł mi je opanować. Chodźmy już, nie ma na co czekać. – Rzuciła przez ramie, idąc szybkim krokiem przez korytarz. – Co zrobisz jeśli wpadniesz na swojego ojca? – Zapytała po chwili, spoglądając na niego.
Chłopak spuścił wzrok i wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Zabiję go jeśli będę musiał.
Hermiona normalnie wzdrygnęłaby się słysząc tą bezpośredniość, ale rozumiała go teraz i wiedziała, że jest po ich stronie. Bynajmniej tak długo jak żyła.

Dobiegli na błonia, ale śmierciożercy już je opanowali. Była przerażona jak nigdy wcześniej. Ilość czarnych szat przerastała jej wszelkie wyobrażenie, ale teraz nie było odwrotu. Zacisnęła palce na różdżce i z ulgą odnalazła Harrego u boku Dumbledore’a i Rona. Byli bezpieczni, chociaż tyle.
Teraz miała inne zadanie. Powinna dołączyć do nich, ale nie mogła. Nie mogła tego zrobić wiedząc, że pod jedną z masek kryje się twarz, którą kochała.
Ruszyła przed siebie, nie zważając na Malfoy’a, który wołał za nią. Nie obejrzała się żeby sprawdzić czy biegnie, tylko pędziła ile sił w nogach, odbijając zaklęcia, które leciały w jej stronę. 
Gdzie jesteś Sev, no gdzie?  rozglądała się na tyle ile mogła, z nadzieją, że wpadnie na niego w końcu.
I wtedy zobaczyła coś, czego nigdy już miała nie zapomnieć.
Severus Snape odepchnął dwie uczennice, a sam posłał śmiercionośne zaklęcie w stronę jednego śmierciożercy. W jednej sekundzie milion uczuć przelało się przez nią – od dumy i wdzięczności, do strachu i przerażenia. Nie potrafiła dłużej ukryć strachu, gdy znikąd wyrósł za nim Voldemort i spojrzał pełen obrzydzenia na swego sługę, który go zdradził.
Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, gdy czarnoksiężnik uniósł różdżkę, a w jego oczach zapłonęła czysta żądza i furia.
Była już tak blisko, tak blisko żeby go dosięgnąć… Merlinie, musiała go poczuć raz jeszcze, musiała usłyszeć…
Gotowa do ataku, przyspieszyła kroku, chociaż nogi błagały już o odpoczynek, powoli odmawiając dalszego pędu. Ale musiała dobiec, musiała zdążyć!
- Severus! Uważaj! – Krzyknęła sekundę przed tym jak rzuciła się w jego stronę, ale było za późno. Patrzyła jak blask w jego oczach gaśnie, jak twarz zamiera w połowie słowa, którego miała już nigdy nie usłyszeć, gdy zielony promień dosiągł jego pleców. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, gdy pokonywała ostatnią, dzielącą ich odległość.  Patrzyła z przerażeniem jak jego ciało pada na ziemię i nie mogła, nie potrafiła wydać z siebie choćby jednego dźwięku, słysząc mrożący krew w żyłach śmiech Voldemort’a, gdy zabił...  zamordował swego sługę. Śmiał się, gdy umierał mężczyzna, którego kochała, który stanowił dla niej... wszystko. Śmiał się pełen radości i dumy, a ona kawałek po kawałku umierała.
W końcu padła na kolana i chwyciła go za ramiona. Wiedziała… Skądś wiedziała, że się nie ruszy, że nie uśmiechnie już nigdy więcej, ale wciąż próbowała go ocucić. Wiedziała, że te puste oczy, w których zgasło życie, w których nie było już choćby promyka miłości, która ich łączyła nigdy się już nie wypełnią uczuciem.
- Severus! – Bardziej to brzmiało jak szloch, który wyrwał się z niej, gdy otuliła go ramionami. – Severus nie zostawiaj mnie... Wróć! Nie rób mi tego, błagam… – Płakała nad jego martwym, jeszcze ciepłym ciałem i nie mogła przestać. Nie potrafiła nawet myśleć o tym co działo się wokół. Chciała umrzeć – dołączyć do niego, poddać się… Dlaczego nie mogli być razem?! Dlaczego ciągle ktoś odbierał im ich przeznaczenie…
Wyciągnęła przed siebie drżącą dłoń i odgarnęła mu mokre od śniegu włosy z twarzy. Boże, jak ona go kochała… Co by oddała żeby cofnąć te kilka sekund i nie pozwolić mu umrzeć. Czemu nie uciekli? Czemu nie postawili na siebie?
Przełknęła gulę, która urosła jej w gardle, ale wciąż nie mogła zatamować łez wielkości grochu, które kapały na jego przemoczoną szatę.
Ktoś ją wołał, krzyczał jej imię, ale nie była w stanie oderwać oczu od twarzy ukochanego. Nie chciała tego robić. Nigdy. Chciała pozostać w jego ramionach, już nigdy więcej nie być samotną.
Świat się zatrzymał. Nie, świat się po prostu skończył. Wtuliła się w jego tors i nie obchodziło ją to, że wystawia się śmierciożercom. Nie liczyło się nic poza nim. Przerażała ją cicha pustka w miejscu, w którym wcześniej biło jego serce.
- Wróć Severus... Potrzebuję cię... – szeptała przy jego uchu, ale on nadal nie reagował.
Leżał w tej samej pozycji, wciąż patrząc pusto przed siebie.
Drżącą dłonią dotknęła jego policzka, a ból rozdarł jej serce. Straciła go. Straciła cały sens życia, wszystko co jej pozostało. Przesunęła dłonią po szorstkiej twarzy, po rozchylonych wargach...
 – Co chciałeś mi powiedzieć? Severus... – Pokręciła głową, zamykając delikatnie jego powieki. Odgarnęła czule czarne włosy z czoła i złożyła na nim pocałunek. Tak bardzo pragnęła połączyć się z nim na wieczność... Odejść tam gdzie on odszedł. Przecież mieli być już zawsze razem! Mieli być szczęśliwi! Więc dlaczego... Dlaczego znowu ich rozdzielono?  On już nigdy miał nie wrócić.
Ból po stracie rozdzierał jej zranione tyle razy serce. Właściwie to czuła się pusta, wypełniał ją jedynie smutek i rozpacz. To było niesprawiedliwe! Czemu zawsze oni tracili się nawzajem… Wyślizgiwali się sobie przez palce. W jej głowie rozbrzmiały słowa Tobiasa: „..jeśli znajdziesz coś o co warto walczyć to rób to i nie odpuszczaj, nie wypuszczaj tego z rąk”... Och, miał taką cholerną rację! Czemu mimo tego, że zaparcie walczyli o siebie wciąż się tracili… Tym razem na zawsze.
Nie wiedziała jak długo siedziała tuląc do siebie ciało Severusa, ale nagle, niewiadomo skąd pojawił się przeszywający ból w każdej komórce ciała. I chociaż rozdzierał ją od środka, był o tyle przyjemniejszy od tego uczucia straty...
Uśmiechnęła się do siebie, do swoich wspomnień, które zawirowały w jej głowie jakby miała już w nieskończoność je odtwarzać.
Zrozumiała, że umiera.
- Nareszcie... – pomyślała, chwilę przed tym jak dopadła ją ciemność i opadła na tors ukochanego.
***
- Hermiona rusz się! Podnieś się z tej cholernej ziemi! – Ron biegł w stronę przyjaciółki, krzycząc do niej i nie mógł uwierzyć, że ta siedzi bez ruchu przy ciele… Snape’a. Nie zwracała zupełnie uwagi na ludzi wokół, na to że walka się nie skończyła. Był przerażony.
Odrzucił śmierciożercę, który podszedł niebezpiecznie blisko, ale nie mógł jednocześnie walczyć i biec do Hermiony. Dlatego musiał najpierw oczyścić sobie drogę...
W końcu odwrócił się do niej i nim zrobił krok, zielony promień trafił w jej plecy.
- NIEE!!!! – ryknął, a kilka głów zwróciło się w jego stronę.
Bellatriks stała nad ciałem Hermiony śmiejąc się przeraźliwie, jakby właśnie zafundowała sobie wspaniały prezent.
Furia w nim zapłonęło. To była Hermiona. Ich przyjaciółka! Jedna z najważniejszych osób w życiu, która zawsze stała obok. Ryzykowała wszystkim dla nich, była jak siostra. I ona ją zabiła. Zamordowała, pozbawiając ich kawałka rodziny. Pozbawiając ich ogniwa, które tyle lat spajało tą przyjaźń.
Zacisnął dłonie w pięść. Nie było czasu na smutek, bo wypełniła go nieopisana złość. Ruszył w stronę Lestrange, nie zwracając już uwagi na przeciwników, którzy go otaczali.
Dopadł do śmierciożerczyni. Nie zdążyła nawet podnieść różdżki, bo nienawiść, która go napędzała pokonała wszelkie opory, wszelkie przeciwności.
- Avada kedavra! – Ryknął i zdążył dostrzec szok na jej twarzy, gdy ta padła kilka kroków od ciała Hermiony.
Podbiegł do przyjaciółki z nadzieją, chciał podnieść ją, zabrać stąd... Ale gdy jego wzrok padł na tę dwójkę, gdy uświadomił sobie, że Snape poświęcił się dla nich... Gdy patrzył na ich splecione dłonie, jej twarz wtuloną z uśmiechem w jego tors… Wyglądali jakby spali. Jakby świat ich już nie obchodził. Tacy szczęśliwi, tacy samotni… Teraz byli we dwoje. Więc wstał. Już i tak nie mógł nic zrobić, a zabranie stąd jej ciała wydało mu się teraz niewłaściwie.
Zdusił więc w sobie rozpacz, która napływała przez każdy otwór. Stracili tak wiele osób... Ale wciąż byli żywi, dla których musieli walczyć. I odnajdując w sobie resztki odwagi, odszukał wzrokiem Lunę i odetchnął widząc, że jest cała i zdrowa. Tylko to się teraz liczyło. Musiał ją ochronić. Tak jak Snape próbował chronić Hermionę, tak jak jego rodzice chronili jego i Ginny, tak jak bliźniaki chronili siebie nawzajem…

Teraz zadanie, najważniejsze jakie mogło, spoczywało na barkach Harrego. Od niego zależało jaki będzie wynik tej wojny, dlatego zacisnął zęby, a serce galopowało w jego piersi, gdy usłyszał krzyk Rona. Spojrzał w stronę padającego właśnie ciała Hermiony i wiedział, że nigdy nie pozbędzie się tego widoku z głowy. Hermiona Granger – ta sama którą uratowali przed górskim trollem, ta sama, która była niezastąpioną przyjaciółką, zawsze go wspierała, nawet gdy wątpiła… Nie żyła.
Zerknął na Dumbledore’a, który unosił wysoko różdżkę, a skupienie na jego twarzy mówiło mu, że to już czas.
Dlatego sam podniósł różdżkę i ruszył przed siebie, naładowany nienawiścią i z kolejną kreską na ścianie ofiar.
W końcu stanął twarzą w twarz z potworem, który zafundował mu siedemnaście lat cierpień, który pozbawił go rodziny, przyjaciół... A teraz zamierzał odebrać miłość i szczęście wszystkim wokół. Nie mógł mu na to pozwolić. Musiał wygrać.
***
- Gdzie jestem? – pomyślała niespokojnie, rozglądając się.
Ale wszystko co widziała to ciemność. Otaczała ją, wciągała, nęcąc i przerażając jednocześnie. Nie czuła jednak niczego. Nawet własnego ciała. Nie mogła się zmusić do strachu, nie mogła przypomnieć sobie gdzie była ani kim była.
Severus.
Poruszyła się na dźwięk tego słowa. A może się jej tylko wydawało? Bo skąd miała wiedzieć czy ma w ogóle ciało… Miała gdzieś być. Gdzieś przecież powinna teraz być... Z nim… Ale kim właściwie była? Czy to serce tak trzepotało w jej piersi?
Severus.
Właśnie! Severus… Ale kim on jest? I gdzie on jest?
Rozejrzała się zagubiona, ale jak miała go znaleźć w tej otchłani, gdy nie potrafiła nawet stwierdzić czy istnieje?
Severus.
- No przecież próbuję! – chciała powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jej gardła.
Ogarniała ją powoli rozpacz.
Jak mam go odnaleźć skoro nie wiem kim jest? Nie wiem kim ja jestem, nie wiem czym jestem. Ale chcę… Muszę tam dotrzeć…
Spojrzała z nową determinacją na jedyny, migoczący punkcik gdzieś daleko, daleko…
Oddech przyspieszył jej, gdy wspomnienia falami zaczęły napływać gdzieś z otchłani, którą zamieszkiwała.
Hermiona Granger. Tak to moje imię… Hogwart! Harry, Ron… Och, Ginny! I on… Te czarne oczy, blada twarz… To jego kocham…
Severus.
A potem... Co było potem? Potem nie było niczego… Umarł. Jego gasnące serce, blask… O Boże, dlaczego raz jeszcze muszę to przeżywać?
Załkała albo tak się jej wydawało, gdy próbowała poruszyć się, krzyknąć, cokolwiek!
Severus.
Pragnęła, tak bardzo pragnęła go odnaleźć. Znaleźć się w jego ramionach, ale teraz była tutaj, gdziekolwiek by to nie było. Tkwiła w nicości zawieszona gdzieś daleko nad wszystkim co znała.
Cholera! Dalej Hermiona – myśl! Przecież musisz do niego wrócić. Musisz go znaleźć!
Skupiła się tylko na tej jednej myśli. Tylko na jego twarzy, na jego czarnych oczach, które przepełnione miłością patrzyły na nią ten ostatni, niezapomniany raz…
Severus…
Ostre światło wlało się pod powieki, gdy próbowała je rozchylić. Zamknęła oczy. Nie chciała ich już nigdy więcej otwierać. Gdziekolwiek miało być to nigdy, nie miało prawa istnieć. Wiedziała co przyjdzie, gdy tylko dopuści to do siebie. Severus... On nie żył. A ona była tutaj... Sama, bez niego. Pusta.
Umierał na jej oczach.
Zacisnęła wargi, przysięgając sobie, że już nigdy się nie obudzi. Powinna umrzeć, dołączyć do niego!
Głosy wokół były przytłumione i chciała, czuła dziką potrzebę sprawdzenia co z jej przyjaciółmi. Musiała się upewnić, że nic im nie jest, ale Severus…
Rozmowy cichły, ale po chwili stłumione krzyki powodowały, że serce waliło jej mocniej niż chwilę temu.
Kierowana strachem i niepewnością otworzyła oczy, klnąc w myślach na siebie samą.
Wszędzie było biało. Jakby znowu była nigdzie, ale tym razem przepełniona światłem.
Rozejrzała się przez zmrużone oczy.
Była w skrzydle szpitalnym. Czy to znaczy, że wygrali? A Harry? Ron? Ginny? Luna? Co z nimi?
Spojrzała na drzwi, które prowadziły do drugiego pomieszczenia i to stamtąd wydobywały się krzyki i głosy, jakby ktoś się kłócił. Było tam kilka osób i brzmieli na wzburzonych, wystraszonych i krzyczeli i…
- …gdzie ona jest?!
Nie... Musiało się jej przesłyszeć… Przecież to niemożliwe... Przecież widziała…
Zerwała się z łóżka, oddychając ciężko.
- Wypuście mnie do cholery! – usłyszała i na drżących nogach ruszyła do drzwi, które po sekundzie rozsunęły się, a ona opadła na kolana.
Ramiona drżały jej od płaczu i nie próbowała nawet powstrzymać histerii.
Umarłam. Merlinie umarłam i go znalazłam.
Podniosła głowę chcąc raz jeszcze go zobaczyć i pomimo oczu pełnych łez, dostrzegła jego twarz. Nie mogła powstrzymać uśmiechu szczęścia, które ją przepełniało.
Nie mogła chcieć więcej niż zatrzymać tę chwilę, w której wziął ją w ramiona i zaczął cicho szeptać przy jej uchu.
Świat się skończył a oni nadal tu byli.
- Żyjesz... Merlinie, żyjesz... – Szeptał jej do ucha i wydawało się jej, że jego głos drży ze wzruszenia.
- S- Severus? – Zająknęła się i usłyszała jego cichy śmiech, który był jak muzyka dla jej uszu.
- Jestem już... Jestem przy tobie. Nie zostawię. Już nigdy
Wtuliła się mocniej w jego ciało. Skoro tak miało wyglądać życie po śmierci to świetnie. Jak dla niej wszystko było w porządku… Byli razem i tylko to się liczyło. Jak mogła pragnąć lepszego zakończenia?
Kiedy odsunął ją od siebie lekko, zorientowała się, że nie są sami. Zdziwiona rozejrzała się i zobaczyła za jego plecami Dumbledore’a, McGonagall, Tobiasa, Harrego, Rona i kilka innych osób. Wszyscy patrzyli na nich równie zszokowani.
- Co tu się dzieje… ? - Zapytała w końcu, wracając wzrokiem na Severusa. On musiał wiedzieć. Musiał znać odpowiedź. – C-czy wszyscy nie żyją? – Przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć w to, że przegrali.
Sapnęła zrezygnowana, ale przepełniony miłością uśmiech Severusa, którym ją obdarzył, przywrócił jej spokój.
Wstał z ziemi i pomógł jej podnieść się. Odruchowo wtuliła się w jego ramię.
- Wszyscy żyjemy Hermiona – powiedział Ron, równie zdziwiony co cała reszta.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale czy ktoś mógłby wyjaśnić? – Zapytała McGonagall, patrząc na tę dwójkę z niedowierzaniem.
Dziewczyna zamrugała zdezorientowana i raz jeszcze rozejrzała się. Nie wyglądali na martwych, ale nie wyglądali też na pewnych tego, że żyją.
- Hermiona przecież... Przecież widzieliśmy jak Bellatriks... Zabiła cię przecież!
Spojrzała na Rona i  skądś wiedziała, że nie kłamie. A więc jednak to ona umarła..? Ale jak? Przecież Severus… Tak to on nie żył! Umarł na jej oczach!
Przeniosła wzrok na Dumbledore’a, który uśmiechał się tajemniczo.
- Severus..? – Zapytała, niepewnie odwracając głowę w jego stronę. Jednak on patrzył na Tobiasa, a chłopak na nich. Och…
- Może wyjaśnisz nam co zrobiłeś? – powiedział spokojnie, chociaż na jego twarzy malowało się coś czego nie znała.
O czym on mówił? Ale Flamel najwyraźniej doskonale wiedział, bo uśmiechnął się, westchnął i skinął głową z triumfem, jakby właśnie zrobił im wszystkim najlepszy kawał w życiu.
- Szybko się domyśliłeś Snape. – Rzucił wesoło, opierając się nonszalancko o framugę drzwi.
- Czego? Czego się domyśliłeś? – Zapytała, zdziwiona tym jak bardzo jej głos drży.
- Tobias podał nam eliksir. – Odpowiedział cicho, a jego oczy rozszerzyły się w szoku, gdy Tobias ponownie przytaknął. - Ten sam, który stworzyliśmy dla Dumbledore’a by nie umarł.
-CO?! – Krzyknęło kilka osób naraz, a ona wpatrywała się w roześmiane oczy Flamel’a zastanawiając się czy to aby na pewno nie jest sen.
- A-ale jak to? Dlaczego? – Puściła ramię Severusa i idąc w ślady pozostałych, podeszła do chłopaka.
- Masz rację Snape. Podałem go wasze dwójce przez bitwą.
- Ale dlaczego..? – Powtórzyła pytanie, wpatrując się w niego oniemiała. Ale gdzieś w środku rodziło się szczęście, rodziła się nadzieja i wdzięczność.
Chwilę temu łkała nad martwym ciałem mężczyzny, bez którego nie chciała żyć, a teraz on stał tuż obok niej, a jego ręka - taka żywa i prawdziwa – owinęła się wokół niej i znowu była bezpieczna.
Tobias westchnął i przeszedł na środek, spoglądając z powagą po twarzach wszystkich zdziwionych osób.
- Nie zrozumcie mnie źle. Mogłem dać go każdemu, ale po tym roku, który spędziłem wśród was… Po tym wszystkim co widziałem… - urwał i spojrzał na splecione ciała dwójki kochanków - … uznałem, że kto jak to, ale to wy zasługujecie na to żeby żyć razem i w końcu dać sobie szansę. – Uśmiechnął się i odrzucił włosy do tyłu. – Wiem, że nie jestem panem życia i śmierci i nie miałem prawa decydować, ale wiem, że to co jest między Severusem i Hermioną to najlepszy powód do tego by żyć.
Zamrugała. Łzy spłynęły po jej policzku, a z gardła wyrwał się cichy szloch. Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia, wyplotła się z uścisku i rzuciła w ramiona Tobiasa, nie potrafiąc opisać wdzięczności, którą czuła. Oplotła jego szyję i starając się zahamować łzy płynące potokiem, zdołała wyszeptać tylko jedno słowo:
- Dziękuję.

Gdy w końcu zostali sami, po długich wyjaśnieniach i naradach, usiadła na łóżku, nie dowierzając szczęściu, które ją spotkało. Wygrali tę bitwę. Voldemort został pokonany, a oni byli wolnymi ludźmi. I wygrali siebie.
A Tobias? Podarował im coś za co nie umiała wyrazić wdzięczności. Poświęcił ostatnią porcję eliksiru, który miała zapewnić mu jeszcze wiele lat życia, by to oni mogli żyć.
Materac ugiął się obok i spojrzała z miłością w czarne oczy, które obserwowały ją bez przerwy.
- Dostaliśmy swoją szansę – powiedziała cicho, gdy ujął jej dłoń we własną.
Mogli być tu, mogli trwać u swego boku bez końca.
Uśmiechnął się w ten niepowtarzalny, nietoperzasty sposób.
- I co dzielna Gryfonko, zamierzasz z niej skorzystać?
Zaśmiała się słysząc jego słowa i wdzięczna Merlinowi za to, że sprowadził ich na jedną, choć paskudnie poplątaną drogę, wdzięczna Tobiasowi, że podarował im na powrót siebie, ujęła w dłonie ukochaną twarz.
- Jak cholera, że tak – powiedziała z przekonaniem by chwilę potem zatopić usta w pełnym pragnienia pocałunku. – Zostaniesz ze mną, prawda? – zapytała z nadzieją, gdy zdołali się od siebie oderwać.
Spojrzał jej głęboko w oczy, uśmiechając się pełen miłości i pogładził jej policzek.
- A gdzie indziej miałbym być?
***
Rok szkolny po wszystkich zdumiewających wydarzeniach, dobiegł niezwykle szybko. Trochę czasu minęło nim udało się im odbudować zniszczone części szkoły, a także nim uczniowie pozbierali się po śmierci swoich przyjaciół i pogodzili z nowymi czasami, które nastały.
Ale Voldemort nie żył – to wszystkim wystarczyło ponad wszelkie pragnienia.
Harry został okrzyknięty bohaterem, ale to mu się należało. W końcu wypełnił swoje przeznaczenie, a ciężar spadł z jego barków.
Jednak pomimo wygranej wszyscy czuli jak wiele stracili i nikt nie zamierzał zapomnieć o ofiarach i ich poświęceniu. Niektórzy zatracili się we własnej złości, we własnym żalu, a jeszcze inni budzili się nocami z krzykiem na ustach.
Hermiona była rozżalona i nie umiała odnaleźć się w świecie, w którym tak wielu bliskich jej ludzi zabrakło. Zapomniała już o rozpaczy jaką czuła po stracie Severusa, bo oboje wrócili. Kolejną szpilkę wbiła Ginny, która poinformowała, że znaleźli też ciało Cho Chang, której nienawidziła tak bardzo, a teraz sobie to wyrzucała. Chociaż Ron zdołał uchronić Lunę, sam miał problem, bo zaklęcie niewybaczalne, którym potraktował Bellatriks odbiło na nim swoją pieczęć i w pewnym stopniu zmieniło.
Każdy z nich utracił coś, ale też zyskał i chociaż nie było łatwo, to mieli siebie i udało im się pozbierać kawałeczki rozsypanych istnień i złożyć w całość, tak by było jak dawniej.

Chociaż wojna i zniszczenia były świetnym powodem do odwołania egzaminów i nauki to Hermiona nie zamierzała odpuszczać i walczyła jak lwica o to by szkoła wciąż nią pozostała – bez żadnych wyjątków.  Gdy tylko wrócili do trybu zajęć, pochłonęła ją nauka jak wcześniej. W końcu czekały ją egzaminy, czekała na nią przyszłość. U boku mężczyzny, który wypełniał pustkę w jej sercu każdego dnia.
Nie mogła być bardziej szczęśliwa niż teraz, gdy mogła bezkarnie przesiadywać w salonie swojego nauczyciela i nawet Albus Dumbledore nie miał już nic przeciwko temu. Zrobili swoje, a resztę pozostawił im.
Świat czarodziejów był zdumiony jego pojawieniem się i zmartwychwstaniem, ale nie trwało to długo, bo natłok wydarzeń wszystkim dawał się we znaki, a Prorok Codzienny sam nie wiedział o czym się rozpisywać.
Dracon nie wrócił już do rodziny. Właściwie to mieli zostać osądzeni i zapewne skazani na Azkaban, ale starał się o tym nie myśleć. Zyskał przyjaciół tam gdzie niegdyś miał wrogów i choć nie byli ze sobą tak blisko, to wspierali go na tyle na ile sobie pozwolił. Oczywiście nigdy nie przyznał się do tego jak mu ciężko ani tego jak jest im wdzięczny. Tylko Hermiona i Severus wiedzieli co tak naprawdę Ślizgon ukrywa przed światem, w głębi samego siebie.

Ostatniego wieczoru w szkole, Hermiona czuła jak łzy wzbierają jej w oczach, gdy siedzieli w Wielkiej Sali przy stole Gryffindoru i jedli ostatnią w życiu kolację w Hogwarcie.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym spędzili ostatnie siedem lat i nie mogła zdusić w sobie szerokiego uśmiechu. Tak wiele chwil tu przeżyli, tak wiele szczęścia ją spotkało w tym miejscu. Spojrzała z wdzięcznością po twarzach swoich przyjaciół, którzy byli równie wzruszeni co ona.
- Nie mogę uwierzyć, że to koniec. – Powiedział w końcu Harry, obejmując Ginny.
Ruda nie wyglądała na szczęśliwą, że spędzi jeszcze jeden rok bez nich, ale Luna jak nigdy wcześniej starała się ją wspierać i pocieszać. W końcu zostawały we dwie i wyglądało na to, że zamierzały trzymać się razem.
- Ja też nie. Pomyślcie ile tu się wydarzyło…  Na gacie Merlina, oszukaliśmy śmierć więcej razy niż ktokolwiek. –  Powiedział Ron, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Zaśmiali się, ale po tych słowach umilkli i pozwolili sobie na chwilę refleksji i wspomnień.
Dumbledore  w końcu wstał i podszedł do mównicy, a wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.
- Kochani! Jestem ogromnie rad widząc was tutaj, razem. Ten rok był... Wyjątkowy. Tym bardziej rozpiera mnie radość i duma, że udało nam się zebrać i przetrwać. Wynieśliście najważniejszą lekcję w życiu i mam nadzieję, że sobie zapamiętacie to co was tutaj spotkało. Zjednoczyliśmy się razem i pokonaliśmy wszystkie przeciwności. A nawet śmierć. – Hermiona uśmiechnęła się lekko, zerkając w stronę Snape’a. – Niestety to już koniec tego roku i niektórzy z was wrócą do nas za dwa miesiące, ale cała reszta... Wyjdzie jutrzejszego poranka przez te drzwi i prawdziwa przygoda się dopiero zacznie. Czeka was wspaniałe życie, pełne radości, smutku, problemów, ale wiem, że dacie sobie radę. Jestem dumny, że miałem przyjemność być dyrektorem w tym czasie, gdy uczęszczali tutaj najlepsi z najlepszych. Pamiętajcie jednak, że gdyby ktokolwiek z was kiedykolwiek potrzebował pomocy, to jesteśmy tutaj. Czekamy by raz jeszcze wskazać wam promyk światła w mroku, który was otoczy. – Umilkł i rozejrzał się z uśmiechem po sali, w której panowała teraz prawdziwie melancholijna atmosfera. - Dobrze, teraz wracajcie do posiłku, a dzisiejsza cisza nocna zostaje zniesiona! – Dodał, po czym wrócił na miejsce, a wśród uczniów rozległy się oklaski i wesoły okrzyki.
Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową, zerkając na odznakę Prefekt Naczelnej. Ale z radością stwierdziła, że wszystko jest tak jak być powinno.

Ostatnią noc spędziła w pokoju wspólnym Gryfonów razem z przyjaciółmi. To była ostatnia noc dla nich wszystkich w tym miejscu, a na nią i na Severusa czekało całe życie. Dlatego śmiała się, wspominała i z żalem w sercu rozglądała po ścianach, które przepełnione były ostatnimi latami ich życia i nadal nie mogła uwierzyć jak bardzo się zmieniła i jak daleko zaszli w murach tej szkoły.
Hogwart był domem, który ich wychował, który podarował ciepło i chłód, szczęście i radość, a także zawody i bolesne doświadczenia. Ale wciąż był miejscem, które przepełnione było miłością i na zawsze zakorzeniło się w ich sercach.
*

Droga do Londynu minęła im błyskawicznie. Łzy cisnęły się do oczu, na myśl, że po raz ostatni wysiadają z Hogwarts Express, ale jednocześnie rozpierała ich radość na myśl o tym, że czeka na nich jeszcze większa przygoda.
W Norze pani Weasley, dumna ze swoich dzieci i szczęśliwa jak nigdy przedtem wyprawiła prawdziwe przyjęcie na cześć zakończenia szkoły. W ogrodzie postawili ogromny namiot, zawisło mnóstwo kolorowych lampek, o które postarali się bliźniacy, a Molly krzątała się bez przerwy po kuchni, wydając im polecenia. Zgromadził się cały Zakon, a także wielu uczniów, którzy stoczyli w murach Hogwartu walkę.
Hermiona przyglądała się ze spokojem zachodzącemu tuż za wzgórzem słońcu. Czego więcej mogła pragnąć?
Podskoczyła lekko, ale uśmiechnęła się szeroko, gdy Severus zaszedł ją od tyłu i musnął w policzek.
- Chodź ze mną. – Powiedział, wyciągając dłoń.
Ufnie splotła swoje palce z jego, nie mogąc odpędzić od siebie myśli, że nic już nie stało między nimi.
Zapadał powoli zmrok, ale księżyc przyjemnie rozświetlał jego twarz, gdy zastąpił pomarańczowe słońce. Nie potrafiła się powstrzymać za każdym razem, gdy na nią patrzyła i westchnęła. Przepełniała ją miłość jak nigdy dotąd. Od kiedy patrzyła na jego śmierć… Doceniła ile mogła stracić. I nie zamierzała go już nigdy wypuścić z rąk.
- Muszę ci o czymś powiedzieć. – Zatrzymał się i obrócił ją twarzą do siebie.
Na jego własnej malowała się powaga i chyba zmartwienie.
Przestąpiła niespokojnie z nogi na nogę. No to nie był dobry początek.
- O co chodzi Sev? – Zapytała niepewnie, zagryzając wargę.
Chyba nie chce mnie zostawić, prawda? – pomyślała i zadrżała.
- Widzisz... Gdy ty byłaś zajęta nauką – spojrzał na nią wymownie z pretensją – ja zająłem się czymś innym. – Wyciągnął z kieszeni mały flakonik, wypełniony złotym płynem.
- Co to? – Przyjrzała się z ciekawością buteleczce w jego dłoni, chociaż bardziej obchodziła ją ulga jaką odczuła, gdy nie usłyszała tego czego się tak obawiała.
- Eliksir dla twoich rodziców.
- CO?! Przecież mówiłeś, że nie da się…
- Wiem co mówiłem i nadal nie obiecuję... Ale to może być to.
Zamrugała i przez chwilę wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie.
Zrobił to. Zrobił to dla niej.
Wypuściła powietrze z płuc i ponownie spojrzała w czarne oczy, które przyglądały się jej z niepokojem. Uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mu na szyję, co skwitował krótkim sapnięciem.
- Dziękuję Severus. Dziękuję.
- Potem mi podziękujesz. Jeśli zadziała…
- Nie musi. – Odsunęła się i wzruszyła ramionami na jego pytające spojrzenie. - Wystarczy, że spróbowałeś. Dałeś mi już tak wiele... Nigdy nie sądziłam, że mogę być tak szczęśliwa jak jestem teraz. Niczego więcej od ciebie nie potrzebuję... Tylko żebyś był przy mnie.
Zaśmiał się słysząc „tylko”, ale przytaknął, a jej serce ścisnęło na widok przepełnionych miłością do niej oczu.
Wredny uśmiech rozciągnął się na jego ustach, ale ona za dobrze wiedziała, że ten uśmiech przeznaczył tylko dla niej.
- Zawsze będę Hermino.
Zawsze.

20 komentarzy:

  1. ,,Always... - Said Snape." Wzruszające zakończenie, które w sumie nie było złe. Jak patrzyłam to wolę o wiele bardziej oficjalne z prostych powodów - Mi tu nie pasuje happy end, ;) ale ja zawsze wszystkich morduje więc no. ;) Świetne, genialne, cudowne... I wszystkie inne synonimy do tych słów.
    ,,-I will always be, Hermione. Always. ♥" :) Czekam jeszcze na wersję 2 epilogu, o ile będzie oczywiście.. :) ♥

    Pozdrawiam i niecierpliwie wyczekuje,
    Lisiasta. :)

    PS: Zapraszam na bloga na zapowiedź nowej serii. Parring, ale nie sevmione... No chyba, że mi przypasuje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps2: To znaczy nie do końca wszystkich, ale no. Tak. Ten... No... Nie ważne. :V

      Usuń
    2. Ach też wolę tamto, bo zabijanie bohaterów jest takie... złe xD Ale no cóż, mimo wszystko o wiele bardziej życiowe i zapada w pamięci. :)
      Epilogu raczej nie będzie, bo tymi słowami chciałam zakończyć całość, poza tym nie planuję zaciążyć Hermiony czy coś *.*

      Również pozdrawiam kochaną FP i lecę zobaczyć co tam nowego wymyśliłaś!

      Usuń
  2. Happy End również świetny, trudno wybrać, która wersja lepsza. Osobiście i obecnie przemawia do mnie happy end :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i dobrze! Cieszę się, że ta wersja Ci się również podoba. :D

      Usuń
  3. Słodkie...ale za takie trzymanie w napięciu powinnam odjąć ci pięć punktów! Martyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku myslalam, ze postanawilas nas dobić jeszcze gorszym zakonczeniem. Potem, jak myslalam ze Miona i Snape nie żyją, to pomyslalam, ze to nawet lepsza opcja - ze juz zawsze beda razem ( no cóż , w zaswiatach xd ) bardzo mnie to wyruszyło. A tu nagle taka niespodzianka - przeżyli ! I mamy cudowny happy end. Sama nwm która opcja lepsza. Obie mi sie spodobaly ^^ jednak poprzednia z pewnością o wieeeele bardziej poruszająca :'-)
    Pozdrawiam! Zauroczona historią Zakręcona fabułą ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze- jedno słowo, ale na zawsze Twoje opowiadanie będzie w mi jej głowie. Jestem romantyczna, nieraz wręcz niepoprawnie więc epilog nr 2 na pewno wyciągnął mnie z depresji, przez chwilę już myślałam że oni oboje umarli i mój płacz przekształcił się w szloch, jednak przeczytałam do końca i uchronilas mnie od przeplakanej ciężkiej nocy... Mój mąż pocieszające mnie powiedział "daj spokój to tylko opowiadanie" ale dla mnie to aż opowiadanie za które z całego serca Ci dziękuję. Kocham ten paring i kocham ciebie. Jesteś moja osobista petarda nie wiem czy jeszcze tu zagladasz ale wiedz ze to na prawdę jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Popłakałam się, a ja nie płaczę na fanfikach. To chyba coś znaczy... płakałam też kilka razy wcześniej xd
    Rany, dziewczyno, Ty to masz gadane...

    OdpowiedzUsuń
  7. Na Twojego bloga trafiłamjuż bardzo dawno temu. Był to początek mojej fascynacji połączeniem Severusa S. z Hermioną G.. Oczuwiście pierwsza była fascynacja parą Hermiona i Draco, głownie na wattpadzie. Przyznaję jednak, że coś co jest bardziej nierealne o wiele lepiej się czyta. Przyznaję, że kiedy pierszy raz przeczytałam Twoje opowiadanie, nie przypadło mi ono do gustu, głównie na zakończenie, które rozmijało się z moją wizją. Oczywiście szanowałam to jak zakończyłaś opowiadanie, ale moją wadą jest niechęć do nieszczęśliwych zakończeń. Później przeczytałam dodatkowy rozdział i miałam masę wątpliwości. No bo niby zakońenie, które zaproponowałaś odpowiadało mi, ale w głowie miałam jednak obraz pierwotnego rozdziału.. Nie powiem, że przy czytaniu obu nie płakałam jak ziecko, no co Ty ! Wcale, a wcale ;) W piątek zaczęłam czytać ponownie. Już w większym dystansem, bo po pewenym czasie. Jednak stwierdziłam, że przecież przez te zgoła trzydzieści osiem rozdziałów tyle się u nich działo, że to nie mogło skończyć się źle, mimo iż, wersja z resztkami eliksiru jest dla mnie mocno naciągana. Po czasie doszłam też do jednego wniosku. Mimo, że wersja smutna bardziej pasuje, to ja i tak ukochałam Happy End. Ciekawa jestem czy piszesz jeszcze, jeśli tak to chętnie bym poczytała.
    Pozdrawiam Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Alternatywne zakończenie jest cudne :) nie spodziewałam się innej wersji, ale dobrze mieć w głowie szczęśliwe zakończenie. Szkoda, że nie było więcej o przyszłości innych ;) ale może jest to furtka dobastepnego opowiadania? Serdeczne pozdrowienia i życzenia weny wytrwałości i radości z pisania.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zdecydowanie lepsze zakończenie!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tez bardzo podobało mi się zakończenie tego wszystkiego.Po drugie super to blog jest.

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny blog, od wczoraj czytam z zapartym tchem! To zakończenie zdecydowanie bardziej przypadło mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Według mnie powinniście zerknąć na stronę https://wetalk.pl/blog/jak-sobie-poradzic-po-rozstaniu/ tutaj jest bardzo fajny artykuł napisany przez specjalistę odnośnie rozstania i tego jak sobie z nim poradzić.

    OdpowiedzUsuń
  13. fffjkhjkjkjkjhkhkhNiestety jest tak, ze bedac w wielu związkach zostaje się zranionym. Ja ostatni związek przerabiałam jako toksyczny. Czytałam wiele artykułów o toksycznym związku, jednak najbardziej do mnie przemówił ten https://psychoterapeuta-online.pl/czy-moj-zwiazek-jest-toksyczny/. Dziś jestem sama i jest mi znacznie lżej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Niestety jest tak, ze bedac w wielu związkach zostaje się zranionym. Ja ostatni związek przerabiałam jako toksyczny. Czytałam wiele artykułów o toksycznym związku, jednak najbardziej do mnie przemówił ten https://psychoterapeuta-online.pl/czy-moj-zwiazek-jest-toksyczny/. Dziś jestem sama i jest mi znacznie lżej.

    OdpowiedzUsuń