Boże, nie wierzę, że to już ostatni rozdział... *.* Oczywiście jak wspominałam pojawi się jeszcze epilog i podsumuję całość, ale już wiem, że ciężko będzie mi się rozstać z tym miejscem...
Rozdział jest nieco dłuższy niż poprzednie, ale nie umiałam go urwać w innym momencie, bo straciłby całkowicie sens.
Część osób znienawidzi mnie pewnie po tym rozdziale, ale trudno - będę musiała z tym żyć! Naprawdę długo zastanawiałam się nad tym jak zakończyć tę historię i wiele, bardzo wiele pomysłów pojawiało się w mojej głowie. Napisałam nawet 3 różne wersje, poprawiałam wszystko milion razy i długo wahałam się... Ale tak naprawdę od początku wiedziałam jak to ma się skończyć. :)
Chciałam Wam polecić jakąś piosenkę do tego rozdziału, ale szczerze? Nie znalazłam żadnej idealnej. Słuchałam przy nim kilku różnych i jedynie co mogę się podzielić tytułami, ale szczerze to chyba każdy powinien sobie włączyć coś co wywołuje u niego ciarki i sprowadza mózg do rozjechanej papki. *.*
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, a jeśli nie... No trudno - starałam się jak mogłam. :c
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, a jeśli nie... No trudno - starałam się jak mogłam. :c
No nie ciągnę dalej i zapraszam na wielki finał!
___________________________________________________
___________________________________________________
Strach,
przerażenie i smutek wypełniły Hogwart w każdej najmniejszej szparze, w której
nie ukryłby się nawet szczur. Uczniowie niczego nieświadomi powoli udawali się
do dormitoriów, ale ta druga część, która szykowała się właśnie do walki była
bardzo daleko od snu. W gabinecie Dumbledore’a trwały ostatnie narady, ale mimo
planu, który MUSIAŁ być dobry, nadzieja gasła w nich z każdą sekundą. Jak mieli
dokonać niemożliwego? Fakt, udało się im zniszczyć horkruksy, udało się
przekonać wiele stworzeń w Zakazanym Lesie by się przyłączyło. Zdołali
sprowadzić smoki prosto z Rumunii, byli wyszkoleni... Ale wciąż było ich
niewielu. W porównaniu z armią, którą zbudował Voldemort, w porównaniu z potęgą
i strachem jaki siał. Zbierał żniwo śmierci jakby to były rozrzucone liście na
wietrze.
Hermiona siedziała sztywno na krześle i rozglądała się z przerażeniem po
zgromadzonych. Czy to był ostatni raz, gdy widziała ich wszystkich razem?
Zdusiła w sobie łzy, które uparcie próbowały wypłynąć na powierzchnię i
przełknęła je przez ściśnięte strachem gardło. Patrzyła teraz na Harrego, który
siedział w pierwszym rzędzie zupełnie wyprany z emocji. Bał się. Bał się
bardziej niż oni wszyscy. Ginny kilka miejsc dalej wtulała się w ramię ojca,
który z pełną determinacją zamierzał bronić rodzinę. Pani Weasley nie
pozostawała mu dłużna i siła, która od nich biła powodowała, że ciepło
rozlewało się w jej ciele. Ron trzymał Lunę pewnie za rękę, ale nawet ona nie
uśmiechała się tego wieczoru. Lupin rozmawiał cicho z Moodym, ale widziała, jak
jego oczy świdrują całe pomieszczenie byleby nie spojrzeć na puste miejsce z
boku, które powinna była zająć Tonks. Tej nocy nikt nie chciał być sam, nikt
nie powinien być. Właśnie takich chciała ich zapamiętać. Odważnych. Pełnych
nadziei. Szczęśliwych. Była wśród ludzi, którzy ją kochali, za których gotowa
była oddać życie.
Tylko jednego brakowało. I właśnie to jego brak paraliżował ją całą w strachu.
Mogli nie zdążyć... pożegnać się. A tyle chciała mu powiedzieć, tak wiele
chciała mu podarować.
Zamknęła oczy, przywołując jego twarz. Dlaczego życie rzucało im kłody pod nogi
tak uporczywie? Czemu nikt nie mógł otworzyć tych drzwi i po prostu pozwolić im
być razem?
- ... koniec spotkania chciałem powiedzieć, że dziękuję wam wszystkim – głos
Dumbledore’a wyrwał ją z zadumy i spojrzała na mężczyznę, który choć raz
wyglądał na szczerze zatroskanego. Wpatrywał się w każdego z nich z czymś w
rodzaju podziwu. – Dziękuję, że dotrwaliśmy razem do tego miejsca. Dziękuję, że
mi zaufaliście i pozwoliliście się poprowadzić. Mam nadzieję, że uda nam się
jutro wygrać, a owoc naszej ciężkiej pracy, wypełnionej poświęceniem, stanie
się dla nas wszystkich przyszłością.
Przełknęła ślinę. No tak… Nie każdy z nich miał tutaj zagwarantowaną
przyszłość.
Wszyscy powoli zaczynali się zbierać do wyjścia. Wciąż pozostało im kilkanaście
godzin, które musieli dobrze wykorzystać.
- Hermiono – podeszła do niej McGonagall, niezwykle blada – pamiętaj, że jutro...
- Wiem pani profesor. Poprowadzę uczniów do lochów. Mam nadzieję, że będą tam
bezpieczni.
Kobieta westchnęła i poklepała dziewczynę po ramieniu.
- Ja też Hermiono. Ja też... – powiedziała, po czym podeszła do reszty
nauczycieli.
Rozejrzała się i uśmiechnęła lekko do Tobiasa, który przyglądał się jej jakby
analizował sytuację. Ruszyła w jego stronę.
- Dotrzymać ci dzisiaj towarzystwa? – Zapytał, uśmiechając się przyjaźnie. – Bo
nie widzę żebyś miała inne...
Westchnęła smutno, wzruszając ramionami.
- Myślę, że tę noc powinniśmy spędzić wszyscy razem. Harry, Ginny, Ron, Luna i
Cho potem się zjawią u mnie, przyłączysz się?
Tobias roześmiał się serdecznie.
- Nie, chyba podziękuję. Wiesz, wyrosłem już z piżama party.
- Jak chcesz – wzruszyła ramionami, ale uśmiechnęła się lekko.
- Uważajcie jutro na siebie.
Skinęła głową.
- Ty też Tobias.
Tuż po
północy rozległo się stukanie do drzwi. Serce mimowolnie podskoczyło jej do
gardła, chociaż wiedziała, że to nie ten, na którego czeka... Ale jednak,
nadzieja zapłonęła w niej.
- Och, wejdźcie. – Powiedziała, wymuszając uśmiech, gdy za drzwiami znalazła
tylko przyjaciół, a nie Severusa.
To ich ostatnia noc, a on spędzał ten czas na planowaniu w Malfoy Manor… Ale
cóż im pozostało? Był szpiegiem, ale jutro miało się rozegrać po której stronie
zostanie...
Ścisnęli się przed kominkiem i nikt nie potrzebował słów. Ich własne
towarzystwo wystarczało im za wszystkie lata rozmów, za wszystkie wspomnienia,
które mieli. Potrzebowali swojego wsparcia, miłości, którą się darzyli.
Hermiona westchnęła przepełniona uczuciami, których nie mogła zatamować i oparła
się o ramię Rona.
Jutro miało się wszystko rozwiać. Jutro miało się okazać jaki będzie świat za
dwie doby, a oni byli tylko garstką uczniów, która miała grać ważną rolę w
kształtowaniu przyszłości. A to przerażało ich wszystkich najbardziej.
- Myślicie, że wygramy? – Ginny w końcu zadała pytanie, które każdy z nich miał
gdzieś z tyłu głowy i drżał przed odpowiedzią.
- Nie wiem Ginny… – odpowiedziała, a ruda uśmiechnęła się smutno.
- Do czego to musiało dojść żeby Hermiona czegoś nie wiedziała – rzuciła i
chociaż każdy się uśmiechnął, to wciąż napięcie i strach nadal wypełniały cały pokój.
- Nieważne jak to będzie, ważne żebyśmy spróbowali. Mamusia zawsze powtarzała,
że jeśli się czegoś bardzo chce i jeśli się próbuje to można wszystko. –
Powiedziała Luna, a wszyscy spojrzeli na nią z podziwem. Pierwszy raz optymizm
blondynki był tak potrzebny jak tej nocy.
I tak mijały im kolejne minuty. Hermiona co chwila spoglądała na zegarek z
nadzieją. A może wrócił wcześniej? Może na nią czeka…?
- Miona idź do niego. – Spojrzała zaskoczona na Harrego, który do tej pory
milczał. – My sobie poradzimy, a ty też zasługujesz żeby spędzić ten czas… z
nim.
Łzy wypełniły jej oczy. Harry, ten sam Harry, który nienawidził Snape’a, który
uważał go za zło konieczne, który od początku był przeciwny ich związkowi...
Sam ją teraz wyganiał, sam prosił by spędziła tę noc tak jak chciała
najbardziej.
- Nie ma sensu... Nie wiem czy już…
- To się przekonaj – dodał Ron, obejmując Lunę ramieniem. Teraz wszyscy
wpatrywali się w nią, uśmiechając zachęcająco, a ona miała ochotę rozpłakać się
jak dziecko.
- Kocham was. – Rzuciła, podnosząc się z podłogi i nim ktokolwiek zdążył
odpowiedzieć wybiegła z pokoju.
Nie martwiła
się już o to, że ktokolwiek ją zobaczy. Nie martwiła się o to czy wywali ją za
drzwi, bo wpada w środku nocy. Chciała tylko w jego ramionach spędzić ostatnie
godziny wolności, życia, które im pozostało. Tylko tego czasu mogła być pewna...
- Lepiej tam bądź Severusie – mruknęła do siebie, gdy zbiegała z nową energią i
nadzieją do lochów.
Wpadła do gabinetu i miała ochotę się roześmiać na widok Severusa, który
siedział za biurkiem i... sprawdzał ich eseje.
Podniósł głowę znad sterty pergaminów i widziała falę uczuć, która
przelała się po jego twarzy, chociaż starał się zachować spokój i obojętność.
- Co tu robisz? – zapytał, jakby zupełnie zapomniał, że jutro ma się stoczyć
ostateczna rozgrywka o świat magii.
Podeszła do biurka i skrzyżowała ramiona, chociaż nie mogła powstrzymać się od
szerokiego uśmiechu.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że już
wróciłeś?
- Nie przypominam sobie żebyś mnie zapraszała do swojego kółka wzajemnej
adoracji.
- Sev, zdurniałeś? – warknęła, pochylając się nad biurkiem. Odchylił się na
krześle, a na jego twarz wypłynął nietoperzasty uśmiech.
- A co, wolisz spędzić tę noc ze mną niż ze swoimi PRZYJACIÓŁMI?
Zamrugała i pokręciła głową.
- Nie wierzę, naprawdę nie wierzę, że o to pytasz. – Westchnęła zirytowana. No
bo jakim cudem w ogóle przychodziły mu takie rzeczy do głowy?! – Chcę być
dzisiaj z tobą.
Patrzyła spokojnie jak wiele emocji przelewa się przez niego. W końcu zacisnął
wargi, odłożył pióro, które wciąż trzymał w dłoni, wstał i podszedł do niej
powoli. Wyprostowała się i rozchyliła wargi, patrząc mu w oczy. W spojrzeniu,
którym ją obdarzył było coś takiego, co kazało jej nigdy nie odwrócić głowy, co
kazało jej patrzeć w tą czarną otchłań, jakby już na zawsze miała pozostać w
jej pamięci.
Wiedziała, że to mogą być ich ostatnie wspólne chwile, choć nie dopuszczała tej
myśli do siebie. Ale poczuła, że on myśli dokładnie w ten sam sposób, gdy
splótł bez słowa ich palce i poprowadził do sypialni.
Nie miała zielonego pojęcia do czego zmierza ten wieczór, ale prawdę mówiąc, to
zupełnie jej to nie obchodziło. Pragnęła go i tylko jego. Na zawsze.
Nawet jeśli ich „zawsze” mogło się skończyć już o świcie, a na to żadne z nich
nie było gotowe.
Pchnął ją lekko na łóżko, a ona pozwoliła sobie opaść bezwładnie i zamknęła
oczy, czekając na rozwój wydarzeń. Tuż obok niej materac ugiął się pod ciężarem
Severusa. Rozchyliła powieki, a kąciki jej ust powędrowały ku górze, gdy
zobaczyła uśmiech, który rozciągał jego wargi. Miała ochotę płakać. Chciała
krzyczeć i błagać żeby ta chwila, żeby ten wieczór nigdy się nie skończył. Bo
niby dlaczego by miał?
Dlaczego świat nie chciał spleść losów tych dwóch kochanków, tylko odpychał ich
od siebie jak te same bieguny magnesu? Czemu nie mogli cieszyć się sobą, ale
wciąż walczyć z wszelkimi przeciwnościami?
Jego usta zachłannie opadły na jej, czerpiąc z pocałunku tyle miłości ile tylko
mogli z siebie wydobyć. Nie był to pełen pożądania pocałunek. Nie – był pełen
potrzeby bliskości, pełen strachu i nadziei. Czegoś co dawali sobie oboje w
tych chwilach.
Jego dłonie wsunęły się pod jej bluzkę i już po chwili leżeli nago, nie
zwracając uwagi na bałagan wokół nich. Pragnęli siebie, potrzebowali jak nigdy
wcześniej.
Hermiona zadrżała pod głodnym spojrzeniem mężczyzny i objęła ramionami jego
szyję, gdy wszedł w nią z zapomnianą delikatnością. Nie mieli czasu ani ochoty
na drobne pieszczoty. Chcieli czuć siebie nawzajem, oddać się sobie
bezgranicznie i obedrzeć z resztek godności jakie im pozostały.
Miłość wybuchła między nimi tak gwałtownie, że Hermiona nie potrafiła
powstrzymać łez, które spłynęły po jej policzkach, gdy otulił ją ramionami i
składał delikatne pocałunki na jej plecach. Nie umiała wyobrazić sobie nowego
świata, który miał nastać już jutro, a ta niewiedza przerażała ją najbardziej.
- Severus... Boję się. – Szepnęła cicho, ocierając łzy z policzków. Nim
odpowiedział, zamknął na krótką chwilę oczy.
- Wiem. Ja też się boję. Ale musisz wiedzieć, że cokolwiek się wydarzy...
Zrobię wszystko żeby cię chronić.
Uśmiechnęła się mimowolnie słysząc troskę w jego głosie, odwróciła się i
uniosła dłoń, by przyłożyć ją do jego bladego policzka.
- Nie możesz. Wiem, że chcesz, ale nie możesz. – Westchnęła ciężko, a on tylko
wpatrywał się w nią czarnymi oczami, ucząc się tej delikatnej twarzy na nowo. –
Dziękuję Sev. Za wszystko.
Jego spojrzenie momentalnie stwardniało i zacisnął wargi.
- Nie rób tego Hermiono. Nie żegnaj się ze mną. – Mówił pewnie, przepełniony
gniewem.
Ale ona nie umiała dzisiaj złościć się na niego, nie dopuszczała do siebie
wszystkich zgrzytów, które się między nimi pojawiły.
- Severus. Wiesz, że jutrzejszy dzień może się skończyć... dla nas. I chcę...
chcę żebyś wiedział, że czas który spędziliśmy razem, że każda chwila... Nie
przerywaj mi!.. każda chwila była niesamowita. Nigdy tego nie zapomnę i chcę
żebyś ty też pamiętał… Nawet jeśli umrę... – zamknęła oczy i pozwoliła sobie by
ta myśl dotarła do niej – ...nawet jeśli umrę, chcę żebyś szedł dalej swoją
drogą. Kocham cię Severus i musisz o tym wiedzieć.
Rozchyliła powieki, by ich oczy mogły się w końcu spotkać. Nie powiedział nic
więcej tylko pocałował ją.
Ale w tym pocałunku kryło się coś więcej. Obietnica.
Chciał się o nią troszczyć do końca swoich dni, chciał być przy niej w
chorobie, w trudnych chwilach, które zresztą powtarzały się bez końca.
Zrozumiał nagle, że całe życie czekał na to uczucie. I chociaż Lily była
pierwszą miłością, która zagościła w jego sercu, chociaż to dla niej wrócił na
jasną stronę, to z jej powodu chronił tego przeklętego Potter’a… Teraz już wiedział,
że los pchnął go w ramiona Lily, by to ich ścieżki mogły się w końcu spleść.
I nagle przestało mu przeszkadzać to ile ma lat, to jaka różnica jest między
nimi, to że wciąż był nauczycielem a ona uczennicą... To nie miało znaczenia –
nie gdy czuł jej bijące serce tuż obok siebie, gdy oddawała się mu kawałek po
kawałku przez cały rok.
Ale był zły. Był wściekły, bo wiedział, że znowu może to stracić, że nie ma dla
nich wspólnej przyszłości.
Dlatego pozwolił sobie zapamiętać tę chwilę. Nie zamierzał jej odepchnąć.
Chciał w chwili, gdy spojrzy w oczy śmierci, uśmiechnąć się do niej i
powiedzieć, że przeżył wszystko co najpiękniejsze. I tak, może był
zgorzkniałym, podstarzałym nietoperzem, ale potrafił kochać jak nikt na tym
świecie, bo umiał docenić piękno i wyjątkowość tego uczucia.
Miłość potrafi zdziałać cuda – wiedział to i patrzył każdego dnia na chodzące
dowody. Na Potter’a, którego miłość matki ocaliła życie, na Weasley’a, którego
kochająca rodzina doprowadziła żywego do temu momentu, na Hermionę, która
pomimo wszystkich przeszkód wciąż zmieniała go każdego dnia, wciąż dokładała
kolejne puzzle do układanki. I to właśnie był ich mały cud, który mieli tylko
dla siebie.
- Śpij. Musisz odpocząć. – Powiedział, gdy oderwali się od siebie, dysząc
ciężko. Widział strach w jej oczach, widział panikę na twarzy. Dotknął jej
policzka i przesunął dłonią, nie mogąc się powstrzymać od szerokiego uśmiechu.
- Zostaniesz ze mną, prawda? – Rozpacz w
jej głosie łamała mu serce. Dlatego skinął głową i choć wiedział, że musi ją
okłamać, czuł że właśnie to powinien zrobić.
- Zostanę Hermiono. – Uśmiechnęła się lekko i ułożyła na poduszce, a on objął
ją ciasno, jak gdyby miał nie pozwolić, by ktokolwiek wyrwał ją z tych ramion.
Wpatrywał się w bladą, delikatną twarz dziewczyny, w to jak miarowo jej klatka
piersiowa unosiła się i opadała. Właśnie to był widok, który chciał oglądać do
końca życia. A to dosyć zabawne, bo właśnie to mogła być jego ostatnia noc. I
wiedział o tym doskonale, a to skrawek po skrawku obdzierało z niego nadzieję,
bo czuł jej miłość, a właśnie to mogło ją zniszczyć. To mógł być koniec dla
nich obojga. A na to nie mógł pozwolić. Nie mógł pozwolić by ta miłość ją
zniszczyła, bo była zbyt piękna.
Pochylił się nad nią i złożył pocałunek na czole.
- Kocham cię Hermiono Granger. – Szepnął i miał wrażenie, że uśmiechnęła się
przez sen, ale nie mógł dłużej zostać w tym miejscu, bo jeszcze chwila i nie
byłby zdolny do tego by wstać.
Zniknął za drzwiami swego gabinetu i wiedział, że nic nigdy nie będzie już
takie samo.
***
Kiedy się
rano obudziła, już go nie było – nie spodziewała się niczego innego. Podniosła
się z łóżka i miała wrażenie, że nogi ma jak z waty. Och, ten dzień nie
zapowiadał niczego dobrego.
Pospiesznie przemierzyła korytarze i wpadła na śniadanie do Wielkiej Sali,
gdzie niczego świadomi uczniowie zajadali się smakołykami przygotowanymi przez
kuchnię. Wśliznęła się na miejsce tuż obok Ginny i widziała, że przyjaciele są
równie spięci co ona.
- Są już jakieś wieści? – Zapytała, gdy Harry spojrzał na nią pustym wzrokiem.
- Z tego co nam wiadomo to ty byłaś...
- Nie było go kiedy się obudziłam. – Odpowiedziała krótko, ucinając tą
dyskusję. A pomyśleć, że wczoraj było tak dobrze... Odruchowo spojrzała w
stronę stołu nauczycielskiego i serce podeszło jej do gardła, gdy zobaczyła
puste miejsce.
- Nie martw się, na pewno…
- Nic mi nie jest Ginny. – Rzuciła, ale wcale nie czuła się, że jest w
porządku. Wiedziała, że to mogą być ich ostatnie wspólne chwile.
Rozejrzała się po sali i od razu było widać, którzy uczniowie spodziewają się
ataku, bo grzebali niewyraźnie w talerzach, podskakując na każdy dźwięk.
Sama wpatrywała się teraz w jajecznicę, która wydawała się jej tak absurdalną
rzeczą w tym momencie. Szykowali się na wojnę i zamiast robić coś, cokolwiek to
właśnie zajadali w najlepsze pyszności jakie szykowały im skrzaty domowe?
Paranoja.
Ale wszyscy wiedzieli co mieli robić. Każdy znał swoją pozycję, każdy miał
wyznaczony tor, którym miał podążać.
Ostatnie godziny spędzili na przygotowaniach, chociaż przez większość czasu
siedzieli milcząc i obserwując siebie nawzajem. Hermionie drżały ręce tak
bardzo, że Harry musiał je przytrzymać by mogła spokojnie usiedzieć. Zbyt mocno
pragnęła zobaczyć Severusa, ale wiedziała, że zobaczy go dopiero na polu bitwy
i być może to będzie ostatni raz, gdy ich oczy się spotkają…
- Hermiona nie martw się, będzie dobrze. – Pocieszał ją przyjaciel, ale nie
umiała uwierzyć w ani jedno jego słowo.
Późnym
popołudniem w końcu dostali znak. Do gabinetu Dumbledore’a, w którym
siedzieli wpadł patronus i przemówił męskim głosem: „Nadchodzimy”.
Nie potrzebowali więcej. Wszyscy zerwali się z miejsc i pognali zająć swoje
pozycje. McGonagall wybiegła do Wielkiej Sali gdzie wezwała wszystkich uczniów,
a Hermiona zaraz za nią. Właśnie stamtąd miała wyprowadzić tych, którzy nie
chcieli walczyć. Nie wątpiła, że będzie to spora grupa.
- Pomogę ci – powiedział Malfoy, gdy dogonił ją przed drzwiami do sali.
- Nie masz niczego innego do zrobienia?
Chłopak pokręcił głową więc uśmiechnęła się lekko i ramię w ramię wkroczyli do
Wielkiej Sali, gdzie profesor McGonagall właśnie przemawiała do przestraszonych
uczniów.
-…a ci, którzy nie chcą walczyć oraz wszyscy uczniowie do piętnastego roku
życia mają się udać za panną Granger. Zaprowadzi was w bezpieczne miejsce gdzie
macie pozostać tak długo, aż się wszystko nie skończy. Rozumiecie?
Zapanował chaos. Uczniowie zaczęli dzielić się na tych, którzy chcą walczyć (o
dziwo ta grupa była większa) i na tych, którzy mieli się schronić.
Nie obeszło się bez płaczu i paniki, ale Hermiona nie potrafiła się im dziwić.
Sama była przerażona i miała ochotę usiąść w kącie i płakać, ale nie mogła
sobie na to pozwolić. Musiała być silna. Dla siebie i dla innych.
- Za mną! – Zawołała, gdy uczniowie ustawili się przy wyjściu z Wielkiej Sali i
starała się nie zwracać uwagi na te przepełnione łzami, duże oczy dzieci, które
obserwowały ją z nadzieją.
Malfoy zamykał ten spory pochód, gdy szli szkolnym korytarzem. Było pusto jak
nigdy wcześniej, a Hermionie ściskało serce za każdym razem, gdy przechodzili
obok klasy, w której miała zajęcia przez ostatnie lata.
To jeszcze nie koniec! – powiedziała
sobie, ale nie do końca potrafiła w to uwierzyć.
Najbardziej drżała o Severusa i tak naprawdę chciała tylko tego by był
bezpieczny. A to było coś na co nie mogła liczyć dlatego musiała jak
najszybciej dołączyć do reszty na polu walki.
W końcu zeszli do lochów i gdy uczniowie rozsiedli się na ziemi, kuląc się i
tuląc do siebie nawzajem, zaczęła nakładać zaklęcia ochronne.
- Będziecie tutaj bezpieczni. Starajcie się być mimo to cicho i nawet nie
próbujcie przekroczyć bariery. Jeśli to zrobicie, nie będzie powrotu. Jak to
wszystko się skończy to ktoś przyjdzie i uwolni was spod zaklęć. Nikogo innego
nie słuchajcie, jasne?
Przyjrzała się raz jeszcze kiwającym ze strachem głową i dokończyła nakładanie
zaklęć. Po chwili wszyscy zniknęli jej z oczu, nie słyszała ich ani nie czuła.
- Dobra robota Granger – powiedział Malfoy, opierając się o ścianę obok. –
Snape cię tego nauczył?
Zignorowała skurcz żołądka na myśl o nim i pokiwała głową.
- Znalazłam te zaklęcia w jego książkach i pomógł mi je opanować. Chodźmy już,
nie ma na co czekać. – Rzuciła przez ramie, idąc szybkim krokiem przez
korytarz. – Co zrobisz jeśli wpadniesz na swojego ojca? – Zapytała po chwili,
spoglądając na niego.
Chłopak spuścił wzrok i wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Zabiję go jeśli będę musiał.
Hermiona normalnie wzdrygnęłaby się słysząc tą bezpośredniość, ale rozumiała go
teraz i wiedziała, że jest po ich stronie. Bynajmniej tak długo jak żyła.
Dobiegli na
błonia, ale śmierciożercy już je opanowali. Była przerażona jak nigdy wcześniej. Ilość czarnych
szat przerastała jej wszelkie wyobrażenie, ale teraz nie było odwrotu.
Zacisnęła palce na różdżce i z ulgą odnalazła Harrego u boku Dumbledore’a i
Rona. Byli bezpieczni, chociaż tyle.
Teraz miała inne zadanie. Powinna dołączyć do nich, ale nie mogła. Nie mogła
tego zrobić wiedząc, że pod jedną z masek kryje się twarz, którą kochała.
Ruszyła przed siebie, nie zważając na Malfoy’a, który wołał za nią. Nie
obejrzała się żeby sprawdzić czy biegnie, tylko pędziła ile sił w nogach,
odbijając zaklęcia, które leciały w jej stronę.
Gdzie jesteś Sev, no gdzie? –
rozglądała się na tyle ile mogła, z nadzieją, że wpadnie na niego.
Ale wtedy wyrosła przed nią Bellatriks, która śmiała się szyderczo, mierząc w
nią różdżką.
- Mówiłam, że cię dopadnę mała szlamo. – Zawołała radośnie, podchodząc bliżej.
Hermiona cała drżała, ale dzielnie wyciągnęła różdżkę przed siebie, cofając się
o krok.
- Och, co mi zrobisz ptaszku? Jak się miewa twój kolega? Lonbottom, tak? Oj
jaka szkoda, że jego rodzice już go więcej nie zobaczą.
- Zamknij się – warknęła Hermiona i uniosła wyżej różdżkę. – Expelliarmus! –
Krzyknęła, ale tamta odbiła zaklęcie.
- Szlama chce się zabawić. Świetnie – syknęła i rzuciła zaklęcie, które
Hermiona w ostatniej chwili odbiła.
Nigdy nie była tak wdzięczna za opanowanie zaklęć niewerbalnych jak teraz.
Kątem oka widziała horror, który rozgrywał się wokół, słyszała co rusz krzyk
uczniów, a nadzieja powoli w niej dogasała. Bellatriks niebezpiecznie się
zbliżała i w końcu jedno z zaklęć ugodziło Hermionę. Padła na ziemię i od razu
próbowała wstać, ale noga nie chciała z nią współpracować.
Podniosła głowę i napotkała przepełnione szaleństwem oczy Lestrange, gdy
kucnęła obok niej.
- Teraz cię mam – warknęła i chwyciła ją za włosy.
- Puść mnie! – Krzyknęła, a łzy napłynęły jej do oczu. Próbowała wyszarpnąć się
z uścisku, ale był zbyt silny. Różdżka wypadła jej z dłoni, gdy walczyła zaciekle ze śmierciożerczynią.
Merlinie, to mój koniec. To koniec…
Severus. Boże, jak on sobie poradzi?! Nie, ja nie mogę, nie mogę go zostawić!
Proszę, pomóż mi… Merlinie pomóż… - błagała w myślach.
Rozchyliła powieki by raz jeszcze zmierzyć się z furią na twarzy Belli, by
pokazać jej, że wcale się nie boli. Odetchnęła lekko, gotowa na śmierć. Nie –
wcale nie była gotowa, ale musiała zagrać. Ten ostatni raz.
- Żegnaj szlamo. – Syknęła i pchnęła ją na ziemię. – Avada..!
W tym samym momencie oczy Lestrange zrobiły się duże, a różdżka wypadła z jej
ręki. Całe ciało kobiety zesztywniało i po chwili opadło bezwładnie na ziemię.
Hermiona wpatrywała się w tę scenę z przerażeniem, ale gdy podniosła głowę
napotkała czarne oczy… i nie mogła uwierzyć.
Severus Snape stał nad nią, wyciągając dłoń. Nie miał na sobie maski, a na jego
ustach rozciągał się lekki uśmiech, jakby ulżyło mu, że jej serce jeszcze bije.
Wyciągnęła do niego dłoń i ścisnęła ją lekko, pozwalając mu przyciągnąć się do
siebie. Świat się dla nich zatrzymał.
- Widzę, że się dobrze bawisz – szepnął przy jej uchu, a ona uśmiechnęła się
lekko.
Nie przejmowała się, że nie ma swojej różdżki, bo przy nim czuła się
najbezpieczniej. Nie pozwoliłby jej skrzywdzić.
Zdradził się. Zdradził się żeby ją ratować, żeby stanąć po właściwej stronie.
Nie mogła uwierzyć, że stał przed nią w szatach śmierciożercy, a jego oczy
płonęły miłością i obietnicą. Ciało Bellatriks bez życia leżało kilka kroków od
nich, ale to nie miało znaczenia. Chciała objąć ukochanego, chciała pozwolić
wziąć się w ramiona i tkwić w nich do końca świata, byleby tylko czuć pod
policzkiem bicie jego serca.
Nie musiał nic mówić, wystarczyło, że patrzył na nią tak jak teraz i wiedziała,
że pragnie tego samego.
Wyciągnęła dłoń w jego stronę, chciała dotknąć tej przepełnionej miłością
twarzy, ale wtedy jego ciało wygięło się do tyłu, a z gardła wyrwał
przerażający krzyk. Przytknęła dłonie do ust, szukając źródła i cofnęła się
odruchowo, gdy jej oczy napotkały wąskie, żółte ślepia Voldemort’a, który
wpatrywał się w nich z czystą nienawiścią.
Zacmokał i pokręcił niezadowolony głową, uwalniając Severusa spod zaklęcia.
Mężczyzna opadł na kolana, a Hermiona znalazła się od razu przy nim i objęła
jego ramiona.
- Ty Severusie… Ty przeciwko mnie? – Syknął czarnoksiężnik, przepełniony
złością. – Jak śmiałeś się odwrócić od swego Pana? Dla... tego? – wskazał długim palcem na Gryfonkę, która zaciskała kurczowo
dłoń na różdżce, a drugą trzymała dłoń Severusa, który stał już o własnych
siłach i wychylił się lekko do przodu. – Jeśli chciałeś tej szlamy mogłeś ją
dostać w nagrodę, ale skoro wolisz ten sposób… To oboje zginiecie.
Hermiona wiedziała, że do końca dni zapamięta śmiech Voldemort’a, który
przeszył ją do szpiku kości, a wydarzenia tego dnia będzie odtwarzać do końca
życia w swych snach.
Kilka rzeczy zdarzyło się tak szybko, że nie do końca zdążyła pojąć co się
dzieje, gdy Voldemort wyciągnął przed siebie różdżkę, a Severus obrócił się do
niego tyłem, chroniąc ją własnym ciałem. Uśmiechnął się lekko, wpatrując się z
miłością w oczy Hermiony i trzymając ją tak kurczowo w swoich ramionach, że nie
mogła nawet drgnąć, ale wcale tego nie chciała. Pragnęła czuć to zawsze i nie
pozwolić by ta chwila przeminęła. Czuła jak waliło mu serce, chociaż może to
jej własne biło tak mocno… Objęła dłońmi jego twarz, zupełnie nieświadoma tego
co się rozgrywa wokół i widziała jak rozchylił usta by coś powiedzieć, ale w
tym samym momencie jego ciało zesztywniało, wygięło się w łuk i oboje upadli –
ona przygnieciona jego ciężarem.
Hermiona z trudem uwolniła się z uścisku mężczyzny, a każdy fragment jej ciała
był obolały od uderzenia.
- Severus? – Potrząsnęła jego ramieniem, a jej serce waliło w piersi tak mocno,
że bała się, że wyskoczy.
- Severus?! – Szarpnęła ponownie widząc, że nawet nie drgnął. Spojrzała na jego
szarą twarz, a z jej gardła wyrwał się szloch, gdy napotkała jego puste oczy, w
których zgasło życie.
- Severusie Snape! – Krzyknęła, uderzając pięściami w jego klatkę piersiową, ale on
wciąż się nie poruszył.
Zacisnęła pięści na jego szacie, wpatrując się z niedowierzaniem w rozchylone
wargi.
Co mi chciałeś powiedzieć? No co?!
Przecież obiecałeś… Severus, obiecałeś mi! – powtarzała w głowie, wczepiona
w jego ciało.
Cała gama emocji przelewała się przez nią, gdy minuty mijały, a jej ukochany
wciąż leżał na ziemi martwy. Przecież to nie mogło się zdarzyć… To nie miało
prawa mieć miejsca! To było wbrew wszystkiemu co zbudowali…
Hermiona zamknęła na chwilę oczy w nadziei, że gdy je otworzy znowu tchnie w
niego życie. Ale, gdy rozchyliła powieki, wiedziała już, że zgasło w nim wszystko.
Że już nigdy nie zobaczy jego uśmiechu, że nigdy nie usłyszy już swojego
imienia wypowiadanego tak jak tylko on potrafił… Wiedziała, że od tej chwili
skończyło się wszystko, co miało dla niej znaczenie. Nic nie miało sensu, nie
bez niego.
Wiedziała, że te puste oczy, w których zgasło życie, w których nie było już
choćby promyka miłości, która ich łączyła nigdy się już nie wypełnią uczuciem.
- Severus… - Jęknęła żałośnie, opadając na jego tors. – Severus nie zostawiaj
mnie... Wróć! Nie rób mi tego, błagam... – Szeptała przy nim, błagając by jej prośby
doleciały do samego Merlina.
Płakała nad jego martwym, jeszcze ciepłym ciałem i nie mogła przestać. Nie
potrafiła nawet myśleć o tym co działo się wokół. Chciała umrzeć – dołączyć do
niego, poddać się. Dlaczego nie mogli być razem? Dlaczego ciągle ktoś odbierał
im ich przeznaczenie? Przecież mieli być ze sobą do końca świata. Ta jedna,
naiwna myśl dawała jej nadzieję, a teraz nawet ona rozpłynęła się na wietrze.
Podniosła się i ponownie spojrzała na Severusa, a dźwięk pękającego serca
rozdzierał jej duszę. Przesunęła dłonią po wilgotnych od śniegu czarnych
włosach, które kontrastowały z ziemią. Wyglądał jakby spał otulony puchem…
Pochyliła się i czując jak gorące łzy kapią z jej oczy, pocałowała go w czoło,
a potem w ten garbaty nos, który tak kochała… Przesunęła zimne, drżące wargi na
blade policzki, pociągnięte dwudniowym zarostem, a skończyła na rozchylonych
wargach, które wciąż czekały by wypowiedzieć słowa. Ale wiedziała, że ich nie
usłyszy. Wiedziała, że dalej nie będzie już nic.
Dlatego drżała, łkała, wtulając się w jego ciało. Nie zwracała uwagi na
wydarzenia wokół, na to że Voldemort został pokonany, na to że wygrali. Bo ona
przegrała. Nie umiała ochronić tego na czym zależało jej najbardziej. Severus
Snape nie żył, bo oddał za nią swoje życie. Nie żył, bo połączyło ich gorące
uczucie, które nie miało prawa się nigdy zdarzyć.
Dopiero teraz do niej dotarło, że tam gdzie zaczęła się ich miłość, wszystko
inne się skończyło.
Ktoś stał teraz nad nią. Słyszała swoje imię jak pod wodą i dopiero gdy poczuła
ciepły uścisk na swoich zmarzniętych ramionach, podniosła głowę.
- Hermiono! Hermiono chodź ze mną – mówiła McGonagall, ale sama miała
zapuchnięte, czerwone oczy i nawet nie mogła spojrzeć w stronę ciała mężczyzny.
Wymuskała dziewczynę delikatnie z jego objęć i chociaż Hermiona nie wiedziała
co się dzieje, wiedziała, że nie może go zostawić.
- Nie… Pani profesor ja muszę tu zostać. – Powiedziała cicho i nie mogła
uwierzyć, że to jej własny głos tak drżał.
Kobieta spojrzała na nią przepełniona współczuciem, a łzy spłynęły po jej
policzkach.
- Chodź dziecko, musisz wejść do szkoły.
- Nie mogę. Nie mogę go zostawić. – Odpowiedziała i opadła z powrotem na
kolana, chwytając zimną dłoń mężczyzny.
Wyglądał tak pięknie… Śnieg otulał go jak pierzasta pościel, a jego twarz była
taka spokojna… Zamknęła mu drżącą dłonią oczy i zorientowała się, że nie jest
już w stanie płakać. Po prostu siedziała cicho nad jego ciałem, nie mogąc pozwolić
sobie odejść. Czemu ją zostawił? Merlinie, czemu to tak piekielnie bolało…
Dopiero, gdy zjawił się Lupin, Harry i Hagrid, pozwoliła mężczyznom zabrać
ciało ukochanego. Wiedziała, że nic mu nie wróci już życia – nawet jej rozpacz.
I chociaż serce rozdzierał jej palący ból, czuła teraz pustkę i nic więcej, bo
nic więcej nie istniało. Spojrzała mętnym wzrokiem na przyjaciela, który
krwawił, ale zdawał się tym nie przejmować.
- Hermiono… ja…
- Krwawisz Harry – powiedziała cicho i widziała, że broda mu zadrżała.
Wciągnął gwałtownie powietrze i objął ją ramieniem.
- Chodź do szkoły. Ron czeka na nas.
Skinęła głową i wolnym krokiem ruszyła w stronę zamku, gdzie czekali na nią
ludzie. Żywi ludzie.
*
Hermiona
wiedziała, była pewna, że nigdy nie pogodzi się ze śmiercią Severusa. Zwłaszcza
teraz, gdy stała w jego komnatach, otoczona znanym zapachem. Wydawało się, że
jest tak samo żywy jak ona, że gdy się odwróci, on przekroczy próg drzwi i
weźmie ją w ramiona. Pamiętała, że czuła się tak już raz, gdy ją zostawił. Ale
wtedy gdzieś tam czekał na nią, gdzieś tam świat budował dla nich plany.
A teraz? Teraz pozwoliła pogrzebać swojego ukochanego w zmarzniętej ziemi na jednym
z cmentarzy w jej rodzinnym mieście. Leżał tam kilka metrów głębiej, otoczony
zaklęciami ochronnymi. Nie wybaczyłaby sobie, nie umiałaby żyć z myślą, że
robaki znalazły się bliżej niego niż ona.
Usiadła z fotelu i ukryła twarz w dłoniach, nie mogąc odpędzić na nowo smutku,
który ją wypełnił. Nie, smutek to za mało. Ona nie umiała żyć. Każdego dnia
zastanawiała się jak ma wstać ze świadomością, że go nie ma. Egzystowała.
Wegetowała. Nie umiała już dłużej być sobą.
Nawet wiadomość o wygranej, o śmierci Voldemort’a nie sprawiła, że poczuła się
lepiej. Nie, bo ona przegrała wszystko co tylko mogła i nikt nie był w stanie
zapełnić dziury wielkości wszechświata, która powstała, gdy Severus Snape
odszedł z tego świata.
- Hermiono? – podniosła głowę i uśmiechnęła się blado do McGonagall, która
weszła cicho do gabinetu. Ulżyło jej, że to nie Dumbledore, bo nie mogła na
niego patrzeć. Wiedziała, że do końca swoich dni będzie obwiniać go o śmierć
Severusa.
- Tak, pani profesor? – zapytała drżącym głosem.
Kobieta podeszła do niej niepewnie i wyciągnęła czarne pudełeczko. Hermiona
spojrzała na nie ogromnie zaskoczona i przyjęła podarek.
- Przed… Przed bitwą Severus przyszedł do mnie i prosił bym ci to przekazała,
gdyby… gdyby coś mu się stało. – Potarła dłonią czoło i westchnęła.
- Co to? – Zapytała ze strachem, zaciskając kurczowo palce na szkatułce. Nie
była pewna czy jest gotowa wrócić do czegokolwiek, czy jest gotowa dostać
kawałek Severusa. Bo to by oznaczało, że pozwoliła mu odejść…
- Nie wiem. Tylko ty możesz to otworzyć więc zostawię cię z tym. – Odwróciła
się na pięcie i podeszła do drzwi. – Hermiono… On cię naprawdę kochał. –
Uśmiechnęła się lekko, a dziewczyna zacisnęła oczy, bo łzy wypełniły je po raz
kolejny.
I jak ona miała żyć?
Uspokoiła się po kilku chwilach i spojrzała na czarne pudełko spoczywające w
jej dłoniach. Chciała je otworzyć, ale zarazem bała się. Co mogła znaleźć w
środku? Na pewno nie to czego pragnęła…
Mijały kolejne minuty, ale w końcu zdobyła się na to i odchyliła wieczko.
Zajrzała do środka i zmarszczyła brwi widząc dwie fiolki. Ostrożnie wyciągnęła
jedną i obejrzała dokładnie czarny jak noc, gęsty płyn. Odłożyła go na stolik i
sięgnęła po drugą – tym razem złotą, lśniącą, ciepłą fiolkę.
Na dnie pudełka spoczywał pergamin. Sięgnęła po niego i odstawiła pudełko na
ziemię, po czym rozwinęła papier. Musiała wziąć kilka wdechów, gdy poznała na
nim pismo Severusa.
To był list. List zaadresowany do niej…
Raz jeszcze spojrzała na niego i oczami pełnymi łez zaczęła czytać:
„Hermiono,
piszę do Ciebie ten list, ponieważ Merlin jeden wie, jak ta wojna się zakończy i czy w ogóle tak się stanie, choć pragnąłbym tego ponad wszystko. Nie wiem jak potoczy się nasz los i czy będziemy mieli szansę raz jeszcze stanąć u swego boku, czy też przyjdzie nam żyć w rozłące. Wiem też, że jest wiele rzeczy, których nigdy Ci nie powiedziałem... bo byłem tchórzem. Tak, byłem tchórzem, bo bałem się, nie potrafiłem spojrzeć Ci w oczy tak wiele razy i jeśli to czytasz... to znaczy, że żyjesz i to wszystko czego sobie życzyłem. Moim zadaniem było Cię chronić i jeśli mi się to udało, to wiedz, że umarłem najszczęśliwszym człowiekiem.
Ach, nawet porządnego listu nie umiem napisać jeśli chodzi o uczucia… Mógłbym streścić to w dwóch słowach, ale zasługujesz na więcej niż to. Zawsze zasługiwałaś. Zasługujesz na więcej niż ktokolwiek inny.
Po pierwsze to chciałem Ci podziękować. Za Ciebie. Za całe dobro, które w sobie nosisz, za to że każdego dnia, gdy patrzyłem w Twoje oczy, przypominałaś mi o co walczę. A nie raz, nie dwa chciałem się poddać. Wtedy Ty, raz po razie pokazywałaś mi ile taka mała, jedna, waleczna Gryfonka jest w stanie znieść. Jakże mógłbym temu nie podołać? Skoro Ty byłaś w stanie nieść tak wiele… To i ja mogłem. Nie potrafiłem Cię zawieść. Byłaś moją ostoją, moją kotwicą, która w złych chwilach sprowadzała mnie do tego przerażającego, przepełnionego smutkiem świata, ale świata, w którym Ty byłaś, a to zmieniało wszystko.
Wiem jakim byłem człowiekiem. Byłem potworem, zdrajcą, miałem tyle krwi na rękach, że pewnie już dawno bym się w niej utopił. A Ty? Dostrzegłaś we mnie dobro, dostrzegłaś kogoś kim całe życie chciałem się stać. I chciałbym wierzyć, że choć w maleńkiej części Ty mnie takiego widziałaś..”
piszę do Ciebie ten list, ponieważ Merlin jeden wie, jak ta wojna się zakończy i czy w ogóle tak się stanie, choć pragnąłbym tego ponad wszystko. Nie wiem jak potoczy się nasz los i czy będziemy mieli szansę raz jeszcze stanąć u swego boku, czy też przyjdzie nam żyć w rozłące. Wiem też, że jest wiele rzeczy, których nigdy Ci nie powiedziałem... bo byłem tchórzem. Tak, byłem tchórzem, bo bałem się, nie potrafiłem spojrzeć Ci w oczy tak wiele razy i jeśli to czytasz... to znaczy, że żyjesz i to wszystko czego sobie życzyłem. Moim zadaniem było Cię chronić i jeśli mi się to udało, to wiedz, że umarłem najszczęśliwszym człowiekiem.
Ach, nawet porządnego listu nie umiem napisać jeśli chodzi o uczucia… Mógłbym streścić to w dwóch słowach, ale zasługujesz na więcej niż to. Zawsze zasługiwałaś. Zasługujesz na więcej niż ktokolwiek inny.
Po pierwsze to chciałem Ci podziękować. Za Ciebie. Za całe dobro, które w sobie nosisz, za to że każdego dnia, gdy patrzyłem w Twoje oczy, przypominałaś mi o co walczę. A nie raz, nie dwa chciałem się poddać. Wtedy Ty, raz po razie pokazywałaś mi ile taka mała, jedna, waleczna Gryfonka jest w stanie znieść. Jakże mógłbym temu nie podołać? Skoro Ty byłaś w stanie nieść tak wiele… To i ja mogłem. Nie potrafiłem Cię zawieść. Byłaś moją ostoją, moją kotwicą, która w złych chwilach sprowadzała mnie do tego przerażającego, przepełnionego smutkiem świata, ale świata, w którym Ty byłaś, a to zmieniało wszystko.
Wiem jakim byłem człowiekiem. Byłem potworem, zdrajcą, miałem tyle krwi na rękach, że pewnie już dawno bym się w niej utopił. A Ty? Dostrzegłaś we mnie dobro, dostrzegłaś kogoś kim całe życie chciałem się stać. I chciałbym wierzyć, że choć w maleńkiej części Ty mnie takiego widziałaś..”
Przerwała, bo nie
była w stanie rozczytać kolejnych słów, gdy oczy zaszły jej łzami.
Transmutowała filiżankę w chusteczkę i otarła nos i oczy, starając się opanować
drżenie ramion.
Jesteś niesamowitą osobą. Całe życie myślałem, że jestem stracony. Ale Ty to odmieniłaś, zmieniłaś wszystko. Wszystko czego potrzebowałem to Ty. I jeśli naprawdę nie żyję.. To jestem szczęśliwy, że mogłem umrzeć za Ciebie. Jestem szczęśliwy, bo w ostatnich sekundach to Twoja twarz rozświetlała moje myśli.
To co było między nami było tak prawdziwe jak ten list, który trzymasz w dłoniach. To co było, to najpiękniejsze co mogło nas spotkać. I chciałbym... Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym trzymać Cię teraz w ramionach... Nie wiesz jak bardzo chciałbym trwać przy Tobie do końca Twoich dni, założyć rodzinę, patrzeć jak dziewczynki z szopą na głowie dorastają na moich oczach, jak chłopcy stają się potężnymi czarodziejami… Ale to nie było nam dane. Tak właśnie chciał los albo ten przeklęty wszechświat.
Znając Ciebie to ogromnie cierpisz. Wiem o tym. Ale nie zapominaj o tym, że odmieniłaś życie grzesznika, życie człowieka, który skazany był na niepowodzenie. Wkradłaś się do mojego serca tak dyskretnie, wydobyłaś z bardzo głębokiej studni to co najlepsze. I dziękuję Ci za to.
Tak miało być. Nie wyrzucaj sobie mojej śmierci, nie próbuj odejść. Zostań z przyjaciółmi, z ludźmi którzy Cię potrzebuję tak samo jak ja potrzebowałem (nawet jeśli to oznacza Potter’a i tego przeklętego Weasley’a).
Pamiętaj, że życie wciąż trwa, a to była zaledwie jego zapowiedź. I jeśli udało Ci się przejść przez to wszystko... To mogę spoczywać w spokoju, bo wiem, że sobie poradzisz. Nie jesteś bezbronna – jesteś najsilniejszą i najdzielniejszą osobą jaką spotkałem w życiu.
I najbardziej wyjątkową.
Nie wiem za co dostałem taką nagrodę, ale dziękuję Merlinowi, że zesłał Cię na moją drogę.
Pamiętaj o tym każdego dnia.
Pamiętaj, że Cię kocham.
Twój Severus,
na zawsze…
na zawsze…
PS. Eliksiry, które uwarzyłem…
Pierwszy z nich, ten złoty, to eliksir dla Twoich rodziców. Nie ma pewności, że
zadziała, ale powinno się udać. Zrób to – próbuj.
Ten czarny… Ten czarny jest dla Ciebie. Długo się zastanawiałem nad tym co będzie jeśli odejdziesz. Nie umiałbym żyć bez Ciebie Hermiono. Dlatego właśnie ten eliksir. Jeśli go wypijesz, wymażesz wszelkie uczucia jakie do mnie żywisz. Nie zapomnisz niczego, ale emocje, uczucia… Znikną. Chciałbym pozostać w Twoim sercu, ale wiem, że czasami jest ono zbyt kruche żeby znieść to co nam życie funduje.”
Ten czarny… Ten czarny jest dla Ciebie. Długo się zastanawiałem nad tym co będzie jeśli odejdziesz. Nie umiałbym żyć bez Ciebie Hermiono. Dlatego właśnie ten eliksir. Jeśli go wypijesz, wymażesz wszelkie uczucia jakie do mnie żywisz. Nie zapomnisz niczego, ale emocje, uczucia… Znikną. Chciałbym pozostać w Twoim sercu, ale wiem, że czasami jest ono zbyt kruche żeby znieść to co nam życie funduje.”
Raz po razie
czytała list, zalewając się przy tym łzami i łkając głośno. Jeśli miała
zapomnieć o tym co łączyło ich kiedykolwiek… To właśnie ten list przekreślił na
to wszelkie szanse.
Spojrzała na fiolki leżące na stoliku i otarła rękawem łzy.
Jak mogła to zrobić? Jak mogła zapomnieć o miłości do niego? Kochała go i to
było najpiękniejsze uczucie jakie ją wypełniło w życiu. Jak mogła zapomnieć po
wszystkim co dla niej zrobił? Zwrócił jej rodziców. Zwrócił jej nadzieję.
Sięgnęła po czarny eliksir i przyjrzała się mu. Merlinie, on pomyślał o wszystkim.
On naprawdę ją… kochał.
I nim pomyślała raz jeszcze, cisnęła fiolkę z płomienie, w których zniknął jak i
mężczyzna, który była jego twórcą.
- Jak mogłabym odejść od ciebie Severusie? – szepnęła do siebie, przytulając pergamin, a kolejna
histeria wstrząsnęła jej ciałem, a szloch wyrwał się z gardła.
– Kocham cię. Na zawsze. – Wyłkała, nie próbując dłużej powstrzymać potoku łez i zamknęła oczy w nadziei, że gdy zaśnie raz jeszcze będzie miała szansę zobaczyć jego
roześmianą, pełną miłości twarz i choć na chwilę zapomni o bólu, który łamał jej serce każdego dnia na nowo.
Wewnętrznie czułam, że taki będzie koniec. Brakuje mi słów, tyle emocji jest w tym rozdziale, pięknie wszystko opisałaś, płaczę jak głupia, ale mimo, że to tylko fikcja tak wspaniale to przedstawiłaś, że nie sposób się nie wzruszyć. Całe opowiadanie to dzieło i mam nadzieję, że dalej będziesz dla nas tworzyć. Dziękuję za tą opowieść! :*
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję, miałam nadzieję na to, że uda mi się choć trochę wzruszyć :)
UsuńNo tak, wydawało mi się, że inaczej skończyć się nie może, bo po prostu nie pasowało.
Ach, mi samej jest smutno, że to koniec xD
Wieczorem jeszcze dodam epilog także zapraszam ostatni raz! :3
Naprawdę super rozdział tylko szkoda że jednak razem nie będą. Czy po tym opowiadaniu masz zamiar moze napisac następne sevmione? :)
OdpowiedzUsuń-Darietta
No niestety. :C Miałam oczywiście taki plan... Ale mimo wszystko to wygrało. Cieszę się, że mimo wszystko Ci się podobało. :)
UsuńObecnie jestem w trakcie pisania kolejnego i w linkach znajdziesz "Panaceum" na które gorąco zapraszam. :3
Nie moge powstrzymac łez. Na prawde genialnie napisane. Chociaz masz racje. Nienawidze Cie za ten rozdzial hahahah
OdpowiedzUsuńTyle emocji ile tu przelałaś, po prostu arcydzielo.. Dalej płacze jezu rozmazalaś mi cały makijaż xdd
No w kazdym razie podsumowujac. Bardzo sie ciesze ze trafilam na Twoje opowiadanie. Zycze Ci powodzenia w dalszym zyciu no i wszystkiegk dobrego.
Buziaki :*
O jeju, jak cudownie wiedzieć, że wzbudziłam takie emocje! Oczywiście taki był zamiar i bardzo się cieszę, że wycisnęłam z kogoś trochę łez xD
UsuńBardzo Ci dziękuję za obecność, za komentarze i również życzę wszystkiego dobrego! <3
Nie wiem co mam powiedzieć. Bardzo wzruszający rozdział, prawie cały czas płakałam (szczególnie gdy czytałam list od Severusa). Wszytko świetnie napisane, ale mimo wszystko jestem wkurzona, że tak to się skończyło. Miałam ciszą nadzieję, że może jednak uratujesz ich oboje, no ale cóż...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to opowiadanie, po prostu arcydzieło :-)
Myślę, że jeszcze kiedyś przeczytam go w całości po raz drugi.
Chciałabym również abyś jeszcze napisała dla nas inne opowiadania, tak samo cudowne :-)
Pozdrawiam
Przepraszam, nie chciałam go uśmiercać, ale nie umiałam się zmusić do napisania happy endu :c Już wpłynęły wnioski alternatywnego zakończenia także jak je dopracuję to dodam xD
UsuńDziękuję bardzo, niezmiernie miło mi to czytać i to chyba dla mnie największy komplement!
Będę się starać, ale póki co skupię się na Panaceum. :3
Również pozdrawiam!
ZABIJĘ! ZABIJĘ, POWIESZĘ, POĆWIARTUJE, SPALE I... NIE WIEM NO! :C KOBIETO! JAK MOGŁAŚ?! JAK?!!!
OdpowiedzUsuńMoja dusza płacze, kuźwa! AAAAAAAHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHHH!
Wyżyj się, wyżyj to Ci ulży! XD
UsuńChciałabym Ci napisać, że rozdział był cudowny, wspaniały i w ogóle skaczę ze szczęścia.. Jednak nie mogę. Rozdział z całą pewnością był wspaniały! Nie myśl sobie! Wyrył mi taką dziurę w głowie, że pozostało mi tylko wycierać laptop z łez. Tak z łez. Niestety.
OdpowiedzUsuńCzytając Twój rozdział z każdą linijką leciała kolejna łza. Czułam się niczym Hermiona i wręcz jestem pewna, że przeżywałam to bardziej od niej! Był nawet pewien moment (połowa listu), kiedy nie byłam w stanie nic przeczytać, bo literki mi się rozmazały i widziałam tylko takie białe, proste ścieżki.
Bardzo długo odwlekałam przeczytanie tego rozdziału, bo byłam pewna, że doprowadzisz mnie właśnie do takiego stanu. Nic, a nic się na Tobie nie zawiodłam!
Podejrzewałam, że ten skrawek ich historii zakończy się z wielkim pierdolnięciem (o które Cię nawet prosiłam!), jednak nie sądziłam, że dotknie mnie to tak bardzo. Zazwyczaj staram się nie popadać skrajnie w uczucia bohaterów. W tym przypadku mi się nie udało.
Zastanawiam się czy bardziej boli mnie fakt, że opowiadanie się kończy czy może to, że czytając je po raz drugi, trzeci, czwarty... trzydziesty dziewiąty nie będę już czuła tego co czuje teraz. Wiesz jak jest. Zawsze kiedy przeczytasz coś po raz pierwszy to jest takie "wow!". U Ciebie było bardzo dużo tego "wow!". Kiedy wrócę na Twojego bloga, by przeczytać po raz kolejny rozdziały - będę już wiedziała jak się zakończy ta historia. Nie mniej jednak dalej będzie robiło na mnie wrażenie to w jaki sposób napisałaś historię widzianą Twoimi oczkami. Piszesz świetnie i nigdy nie przestawaj!
Kiedy zostaniesz już znaną pisarką (czego Ci życzę!) to wiedz, że ja będę miała wszystkie książki! A gdybyś jednak postanowiła zostać tylko i wyłącznie przy swoich szkieletach (studia obowiązują! xD) to na pewno będę czytelniczką Twoich blogów :3.
Eh, miałam napisać króciutko, żebyś nie musiała czytać tutaj opowiadania o swej świetności (dbam o Twoje ego <3), ale coś średnio mi poszło.
Powtórzę raz jeszcze. Sprowadziłaś mój mózg do parteru! Twoje opowiadanie na zawsze pozostanie w moim serduszku i nigdy nie waż mi się likwidować bloga! Gdybyś jednak zamierzała to uprzedź - skopiuje sobie rozdziały do mojego archiwum xD.
Mam nadzieję, że miło czytało Ci się komentarz oraz że się nie zawiodłaś! Chyba nie pominęłam niczego.. a nie, przepraszam! Czekam na rozdziały na Panaceum! Żywię nadzieję, iż równie cudownie będziesz prowadziła drugiego bloga, bo uwierz mi na słowo! Postawiłaś sobie poprzeczkę ciut wyżej od ułożenia księżyca :3
Szczątki Twej ukochanej czytelniczki żegnają się i tuptają do epilogu!
To było naprawdę niesamowite. Płakałam jak nigdy. Nadal płaczę. Nie przez bezpośrednią śmierć Severusa, ale przez napisany przez ciebie opis przeżyć wewnętrznych Hermiony. To było.. Takie katharsis. Oczyszczenie duszy. Litość i trwoga. Zdecydowanie. Dziękuję. Potrzebowałam tego. Każdy potrzebuje.
OdpowiedzUsuńNie mam słów by napisać co czuje. Chyba dobrymi słowami będzie ze serce mi krwawi jak Hermionie...Siedzę płacze, a mąż patrzy na mnie jak na idiotke, taki mój prywatny Snape... Nie no nic więcej nie mogę napisać bo słów mi brak. Dziękuję za te emocje...
OdpowiedzUsuńZ bardzo dużym zaciekawieniem przeczytałem cały ten 39 rozdział.
OdpowiedzUsuń