niedziela, 3 lipca 2016

Rozdział 38

Cześć kochani!

Przyznam, że ten rozdział pisało mi się wyjątkowo ciężko. Jest trochę wymieszany wszystkim i zatyka lukę. Nie wnosi szczególnie nic nowego, ale macie tutaj trochę Sevmione i ogólnie melancholii. Kolejny rozdział będzie ostatni, ale po nim pojawi się jeszcze epilog. :)
Ciężko się pisze, wiedząc, że to już prawie koniec, bo przywiązałam się do tego opowiadania. Ale z drugiej strony cieszę się, bo myślę, że to dobry moment za zakończenie. Nie ma co ciągnąć w nieskończoność!
No nic, ma nadzieję, że spodoba Wam się mimo wszystko. <3

PS. Jutro pojawi się ostatni rozdział, a do środy epilog, bo potem wyjeżdżam i nie będzie mnie 2 tygodnie, a chciałabym mieć tu już wszystko uporządkowane. :3

______________________________________________________
Rozdział 38


Listopad przeminął nie wiadomo kiedy. Życie wszystkich toczyło się bardzo szybko, chociaż każdy z przerażeniem patrzył na mijające dni w kalendarzu. Nowy Rok zbliżał się zdecydowanie zbyt wielkimi krokami, a zostało jeszcze tak wiele do przygotowania…

Oczywiście plany wrzały. O dziwo cały Zakon Feniksa wziął się w garść i zaczęli planować, współpracować i udało się wypracować coś na rodzaj wstępnej obrony, ale było jeszcze dużo do ustalenia. Hermiona dostała tylko jedno zadanie – sprowadzić uczniów niezdolnych do walki do lochów. Nie mieli gdzie uch ukryć, a lochy to było jedyne miejsce, które wydawało się być w miarę bezpieczne. Nie zawalą się, a dostateczna ilość zaklęć obronnych mogła ich uratować. Nie mieli innej opcji. Owszem, mogli nie wracać do szkoły, ale Dumbledore obawiał się, że rodzice nie usłuchają, a nie chciał ryzykować dodatkowego ataku na Hogwart Express, gdyby go opóźnić z przyjazdem.
Poza tym zaczęła dużo więcej czasu spędzać z Draco. Tak jak obiecała, starała się go przygotować do walki, ale okazało się, że to on pomagał jej. Był naprawdę świetny w pojedynkach, ale czemu tu się dziwić, skoro został wychowany na dworze Malfoy’ów, gdzie od dziecka wpajano mu nienawiść do mugolaków? 
Cieszyła się, bo więcej czasu spędzała też z przyjaciółmi, ale jednocześnie rozmijała się z Severusem bardziej niż zwykle. On przesiadywał albo na spotkaniach śmierciożerców albo w gabinecie Dumbledore’a planując odparcie ataku, którego był jednym z wizjonerów. I tak im mijały całe dnie – na rozłące.


Na początku grudnia, świąteczna atmosfera powoli wdzierała się do Hogwartu, chociaż niewielu myślało o jedzeniu, prezentach i pachnącym drzewku. 

- Powinnaś iść do Weasley’ów na święta – powiedział Severus, pewnego popołudnia, gdy w końcu udało się im spotkać w jego gabinecie.
Hermiona siedziała na podłodze zaczytana w jedną z jego książek na temat zaklęć obronnych i oderwała wzrok słysząc, że mówi do niej.
- Chcę zostać z tobą Sev – odpowiedziała krótko i ponownie pogrążyła się w lekturze.
To było absurdalne, bo mieli ostatnie chwile w swoim towarzystwie, a spędzali ten czas praktycznie oddzielnie. On sprawdzając wypracowania, a ona na czytaniu. Ale to właśnie było coś czego potrzebowali – odrobina normalności. Tak spędzali wcześniej całe dnie i było to miłym oderwaniem się od planów wojennych.
Severus odłożył pióro, westchnął i złączył dłonie na biurku.
- Posłuchaj, nie masz rodziny, a to jest jej namiastka. To mogą być ostatnie wspólne święta, a nie chciałbym żebyś spędzała je w zimnym zamku.
Poirytowana zamknęła książkę i wstała z podłogi, po czym podeszła do biurka i uśmiechnęła się lekko.
- Ty jesteś moją rodziną Severus. Chcę spędzić ten czas z tobą, a jeśli tak bardzo się upierasz przy świętach w Norze to chodź tam ze mną.
Zamrugał zaskoczony jej wyznaniem i nie wiedząc kiedy, skinął głową. Nazwała go swoją rodziną… Serce zatrzepotało mu w piersi, gdy uśmiechnęła się promiennie i objęła ramionami jego szyję, a on poczuł, że trzyma w ramionach wszystko i jeszcze więcej czego pragnął przez całe życie.
- Świetnie! Pani Weasley się na pewno ucieszy! – Powiedziała zachwycona tym pomysłem, a Severus zdziwił się jak łatwo uszczęśliwić tę dziewczynę. Potrzebowała tylko zgody między ludźmi, których kochała. Potrzebowała swoich przyjaciół, swojej rodziny, swojego mężczyzny, którym niewiadomo kiedy się stał.
- Nie wątpię – mruknął przybierając swój nietoperzasty wyraz, chociaż w środku coś w nim ożyło i jak nigdy zapragnął by ta wojna nie miała miejsca, by nie był szpiegiem tylko zwykłym nauczycielem. By mogli razem stąd uciec i nie mieć nic wspólnego z całym tym szaleństwem.
Kiedy usiadła z powrotem na podłodze, nie mógł oderwać od niej oczu i wrócić do swoich zajęć. Przez głowę przeszła mu tylko jedna myśl – zabrać ją stąd.
Tak, to byłby plan idealny! Deportowaliby się zaraz po świętach gdzieś daleko, może do Australii? Tam by ich nie odnaleźli, a może udałoby im się skontaktować z jej rodzicami? Ominęłaby ich cała walka, ominęłaby ich śmierć ludzi, których kochała, ominęłaby ich śmierć ich samych. 
Zacisnął dłoń na pergaminie, który zgniótł. No cóż, jeden z uczniów będzie musiał napisać kolejne wypracowanie, ale co go to obchodziło? Zaczął już po cichu układać plan jak ją stąd zabrać.
Wpatrywał się w blat stołu, a nadzieja na przyszłość rosła w nim z każdą sekundą. Uda się im. Mogą mieć wspólne życie.
Ale wtedy podniósł wzrok i raz jeszcze spojrzał na burzę loków, która opadała Hermionie na twarz, gdy ta uważnie śledziła tekst i nawet nie zorientowała się, że patrzy na nią od dłuższej chwili. Była taka piękna i silna. 
I już wiedział, że nie mogą odejść. Chociaż pragnął tego tak mocno jak tej dziewczyny, to wiedział, że ona się nie zgodzi na to. Gdyby jej to choćby zaproponował… Zostałby tchórzem. Wróciłby do bycia tym przerażonym dzieckiem, które uciekało od problemów zamiast je rozwiązywać. To był sposób na ich życie, ale jak by ono wyglądało, gdyby znienawidziła go za to co uczynił? Była za dobra aby żyć z myślą, że jej przyjaciele polegli, zginęli za ich wolność, a ona bezpieczna w jego ramionach uciekała…
- Kiedy chciałabyś się wybrać na Spinner’s End? – zapytał nagle, a ona zmarszczyła brwi, gdy w końcu oderwała wzrok od lektury.
- Czemu chcesz tam jednak iść? 
- Pomyślałem, że możemy spędzić jedno popołudnie tam skoro takie jest twoje życzenie.
- Sev…
- Co?
- Nie zachowuj się tak jakbym była rozpuszczoną księżniczką, dobrze? Poprosiłam po prostu, bo chcę poznać ciebie, twoje życie jeszcze bardziej. 
- Nie ma w nim niczego ciekawego o czym byś nie wiedziała – mruknął, zaciskając wargi. Co ta dziewucha z nim wyrabiała? Ach tak, robiła to na co miała ochotę, a on nie potrafił dłużej trzymać jej na wodzy i odmawiać. Zwłaszcza, gdy śmierć wisiała tuż nad ich głowami.
- Jak uważasz – powiedziała cicho i spuściła wzrok, na powrót wczytując się w książkę.
A jemu o co znowu chodziło? Wszystko w porządku, wszystko dobrze, a nagle wymyśla jakieś dziwne powody, dla których mogliby się pokłócić.
Była już zmęczona kłótniami, chciała żeby te ostatnie tygodnie, które były im zapewnione, były takie jakie powinny być. Nie wiadomo co potem, a nie sądziła, że po Nowym Roku wszystko będzie piękne i kolorowe jak wcześniej.

*
Święta nachodziły wielkimi krokami i chociaż Hermiona cieszyła się z tego powodu, bo miały być piękniejsze niż kiedykolwiek, to jednocześnie drżała na myśl o zbliżającym się styczniu. 

Miała opracowany już plan wyprowadzenia uczniów do lochów, znała doskonale zaklęcia chroniące, które wypróbowała setki razy, ale na tym kończyła się jej pewność. 
Moody dawał im wycisk jak nigdy na treningach i nawet Malfoy zaczął brać w nich udział. McGonagall zorganizowała również klub pojedynków dla uczniów starszych klas, którzy mogliby wziąć udział w walce. Nie pałała radością na myśl, że wepchnie ich w paszczę lwa, ale to było lepsze niż pozostawienie ich bezbronnych. Przez cały rok Snape i tak nieźle wyszkolił nawet tych beznadziejnych uczniów.
Mimo wszystkich przygotowań i tego, że zapowiadało się na całkiem udaną bitwę, Zakon drżał. Harry stał się drażliwy bardziej niż zwykle, Ginny obgryzła już wszystkie paznokcie prawie że do krwi, a Ron przykleił się do Luny jeszcze mocniej, chociaż to wydawało się niemożliwe.

Dzień przed przerwą świąteczną siedzieli wspólnie przy stole, ale żadne z nich nie było specjalnie głodne. Grzebali widelcami w talerzach, co chwila rozglądając się w poszukiwaniu zagrożenia.

- To będą dziwne święta – powiedziała w końcu Ginny, odkładając zrezygnowana widelec i zaczesała włosy za ucho. – Nie wiem jak mamy jeść przy stole, cieszyć się z prezentów wiedząc, że kilku dni dzieli nas od…
- … od wygranej Ginny. – Dokończyła za nią Hermiona, uśmiechając się lekko. Chociaż sama się bała, miała już dosyć tych ciągłych smętnych min, smutku i strachu, który ich ogarniał. 
Potrzebne im było trochę radości i właśnie Gwiazdka wydawała się być idealnym czasem na to.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Hermioną? – Zapytał żartobliwie Ron, zdobywając się krzywy uśmiech.
- Nic, po prostu musimy w to wierzyć. Co nam innego pozostaje? Mamy plan, naprawdę dobry plan. Poza tym myślę, że to może się udać. – Wzruszyła ramionami, a przyjaciele pokiwali głowami.
- Pewnie masz trochę racji… Ale wiecie, boję się, że nie będę w stanie pokonać Voldemort’a. – Powiedział cicho Harry, wzdychając przy tym.
- Dasz radę stary, gdyby tak nie było to Dumbledore by cię tak nie wystawiał! 
- Pewnie nie. Powiedział, że będzie tam ze mną.
- Jak my wszyscy Harry. – Ginny uśmiechnęła się i ujęła jego dłoń.
Hermiona przyglądała się temu z radością, bo znowu byli grupą nastolatków, która wspierała się wzajemnie. Brakowało jej śmiechu, żartów i wszystkiego co zostało im odebrane przez tę wojnę.
- Myślicie, że bliźniacy znowu odstawią szopkę jak rok temu w sylwestra? – zapytał Ron, zabierając się w końcu za jedzenie.
Hermiona zmieszana odwróciła wzrok, a Ginny parsknęła śmiechem.
- Właśnie Miona, gdzieś ty się podziewała w ubiegłym roku? – Harry spojrzał na nią, unosząc brew, a ona westchnęła i wzruszyła ramionami.
- Byłam z Severusem. – Odpowiedziała cicho, a Ron zakrztusił się jedzeniem i Harry musiał go porządnie klepnąć.
- Co takiego?! – Krzyknął kiedy w końcu był zdolny do mówienia. – Już wtedy?! Na gacie Merlina, nie sądziłem, że tak szybko…
Hermiona spiorunowała go wzrokiem, a Ginny zachichotała u jej boku.
- Leżał w skrzydle szpitalnym. Po prostu siedziałam z nim. 
- Ta… Dobra chyba nie chcemy poznawać szczegółów. – Rzucił Harry, zdobywając się na lekki uśmiech, ale po chwili cała czwórka parsknęła śmiechem, zwracając na siebie uwagę innych uczniów.
- Wiecie, przez ostatnie dwa lata nieźle się pokiełbasiło. 
- Świetne porównanie Ron – Ginny przewróciła oczami, ale wciąż się uśmiechając spojrzała na Harrego. – Może i spotkało nas dużo złego, ale dobrego też, no nie?
Hermiona zerknęła na stół, przy którym siedział Severus, obserwując ich z naburmuszoną miną i nie mogła nie przyznać racji przyjaciółce. 
Tak, zdarzyło się zdecydowanie więcej dobrego niż kiedykolwiek tego pragnęła i nawet jeśli miała niedługo zginać, to była szczęśliwa jak nigdy wcześniej.

*
- Hermiona, idziesz już? – zawołała Ginny, wchodząc do komnat przyjaciółki. – Hermiona? – Dziewczyna cofnęła się i weszła do sypialni, ale ta wciąż się pakowała.

- Wiesz Ginny, idźcie. Ja chyba przyjdę… później. 
Ruda rozejrzała się po pokoju i widząc, że są same, usiadła z zadziornym uśmieszkiem na łóżku.
- Później to znaczy z Nietoperzem?
- Nie nazywaj go tak – żachnęła się Hermiona, obrzucając ją oburzonym spojrzeniem. – I tak, mam na myśli z Severusem.
- No jak tam chcesz. Tylko żebyście zdążyli na obiad, bo mama się wścieknie.
- Spokojnie, zdążymy. Po prostu… Chcę dopilnować, że nie zrezygnuje. – Usiadła zrezygnowana na ziemi i westchnęła.
Ginny przez chwilę przyglądała się Gryfonce, ale w końcu uśmiechnęła się szeroko i usiadła obok niej.
- Miona, naprawdę myślisz, że nie zrobiłby tego dla ciebie? N-nie wiem jak wyglądają wasze relacje, ale wtedy kiedy wrócił z Dumbledre’m… Wyglądał koszmarniej niż zwykle. I to co zrobił z Malfoy’em… Wiesz, były chwile, że zazdrościłam ci jego oddania. Tylko spróbuj mu to powtórzyć to podpalę ci kłaki! – Powiedziała, grożąc jej palcem, po czym wstała i skierowała się do drzwi.
Hermiona uśmiechnęła się i pokręciła rozbawiona głową, ale poczuła przyjemne ciepło, gdy Ginny tak otwarcie wyraziła swoje spostrzeżenia co do uczuć Severusa.

Chwilę potem wędrowała już z uniesioną głową do komnat niczego niespodziewającego się nauczyciela. 

Weszła do środka, zupełnie ignorując spojrzenie jakim ją potraktował, gdy wyszedł z sypialni.
- Wiesz, która jest godzina? – Mruknął, przeciągając się, a ona z zadowoleniem zauważyła, że ma na sobie spodnie od piżamy i luźną koszulkę.
- Tak, jest już ósma i wszyscy wyruszyli do Londynu.
- To dlaczego ciebie nie ma w pociągu? – zapytał, podchodząc do niej.
- Ponieważ wybieram się do Nory razem z tobą. Chyba nie sądziłeś, że będę czekać tam jak księżniczka w opałach, co?
Severus zaśmiał się i objął ją w talii.
- Na to właśnie liczyłem… - powiedział i pocałował ją krótko. – Rozumiem, że mnie pilnujesz, tak?
- Ty to powiedziałeś, nie ja. Ale można tak to ująć. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, zarzucając mu ręce na szyję. – Musimy się zjawić na obiedzie więc mamy dla siebie pół dnia. – Dodała, mrugając przy tym zalotnie.
- Świetnie, w takim razie wracam do łóżka się wyspać, a ty się zajmij sobą. – Puścił ją, po czym odwrócił się i wszedł do sypialni, zostawiając Hermionę oniemiałą.
- Dupek z ciebie! – Zawołała za nim, ale nie mogła się przestać uśmiechać.
- Słyszałem! – Rzucił zza drzwi, więc pomaszerowała za nim i weszła do sypialni. 
Podparła ręce na biodrach i zmierzyła go wzrokiem, gdy zawinął się w kołdrę i zamknął oczy.
- Sev, naprawdę zamierzasz spać?
- A na co ci to wygląda? – Zapytał poirytowany, odwracając się na drugi bok.
- W takim razie posuń się.
Podniósł się do półsiadu i uniósł brew, gdy usiadła na rogu łóżka. Po chwili posłusznie odsunął się, robiąc jej trochę miejsca i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Uparta z ciebie baba.
- Wiem, mówiłeś mi już. – Mruknęła, obejmując go, chociaż nie było to łatwe.
Westchnął zirytowany i przewrócił się na plecy, odwracając do niej głowę.
- Leż spokojnie, a nie się kręcisz jak mucha – warknął, a ona zaśmiała się i ułożyła głowę na jego ramieniu. 
- Przepraszam, po prostu korzystam z dnia z tobą, a ty wolisz spać. Byłeś na spotkaniu w nocy?
Przez chwilę przyglądał się jej z ukosa, ale w końcu nieznacznie skinął głową.
- Tak, wróciłem nad ranem.
- Wszystko w porządku?
- Hermiono, jak może być w porządku kiedy na włosku wisi wojna, Czarny Pan wymyśla coraz to ciekawsze rzeczy, a ja jedyne czego chcę to w końcu odpocząć?
Gryfonka westchnęła i przesunęła dłonią po jego torsie.
- W takim razie śpij, a ja poczekam aż odpoczniesz. – Ujęła jego dłoń we własną i pocałowała lekko, po czym próbowała się podnieść, ale przytrzymał ją i przyciągnął do poprzedniej pozycji.
- Zostań ze mną. – Powiedział cicho, a ona uśmiechnęła się i ułożyła wygodnie głowę na ramieniu, pozwalając mu się w końcu rozluźnić.
Podziwiała jego siłę, którą miał gdy wszyscy inni tracili. Nigdy nie widziała go bezsilnego, nigdy nie widziała żeby nie był gotowy na cokolwiek, żeby nie znalazł wyjścia z sytuacji. Zazdrościła mu tej zimnej krwi, którą potrafił zachować w każdej sytuacji, ale cieszyła się jednocześnie, bo to ją upewniało w przekonaniu, że jest względnie bezpieczny. A tylko tego chciała dla niego.

*
- Wolałbym żebyś została w Norze do Sylwestra – powiedział Severus, stając przed kominkiem, z którego mieli skorzystać aby fiuknąć się do Nory.

Hermiona obrzuciła go ponurym spojrzeniem.
- Ale ja chcę być z tobą. Wolę spędzić…
- Hermiono. – Jego głos wciąż był spokojny, ale wyczuła w nim złość. – Nie mówię tego, bo taki mam kaprys, ale dlatego, że zbliża się ostatnia walka, a ja będę bardzo zajęty. Nie chcę żebyś siedziała tutaj sama, a obiecuję, że jak znajdę tylko czas to przyjdę do ciebie, dobrze?
- Jednym słowem mam ci nie przeszkadzać, tak? – Zapytała obrażona, ale westchnęła po chwili i chwyciła jego dłoń. – Dobrze, niech ci będzie. 
Zrobiła krok w stronę kominka, ale przyciągnął ją do siebie z powrotem i wyciągnął małe pudełeczko, zawinięte w czarny papier.
- Wesołych świąt – mruknął, podając jej prezent.
Zamrugała zaskoczona i przyjęła podarek, chociaż nie przewidziała takiego gestu z jego strony. Sama nic nie przygotowała i poczuła się trochę głupio, bo pomimo nawału obowiązków jakie miał, zdołał zdobyć prezent.
Rozwinęła delikatnie papier i uśmiechnęła się szeroko, widząc, że to książka.
- Sev, nie musiałeś. – Powiedziała cicho, oglądając ją uważnie. Długo szukała „Zaklęć dla najlepszych i jeszcze lepszych”, ale nie mogła nigdzie znaleźć tej książki. Nawet w jego księgozbiorze. – To… Dziękuję Severus. – Spojrzała na niego, ściskając z wdzięcznością wolumin i objęła go jedną ręką. 
- Otwórz ją.
Odsunęła się i zrobiła jak prosił. Na okładce w środku była dedykacja i od razu poznała jego mało czytelne, koślawe pismo. Odczytała ją, a łzy zalśniły w jej oczach.
„Hermionie, 
Abyś zawsze potrafiła wydobyć z siebie to co najlepsze – tak jak zrobiłaś to ze mną.
S.S.”
- No już, wystarczy tego. Chodź, bo się spóźnimy. 
Hermiona skinęła głową, ocierając łzy, ale wiedziała, że mówi to tylko dlatego, że czuł się zażenowany. Kto jak kto, ale Severus Snape nie należał do ludzi wylewnych, otwartych i wiedziała aż za dobrze, że gest na jaki się zdobył wiele go kosztował. I zrobił to dla niej.
Ścisnęła mocno jego dłoń, a on uśmiechnął się lekko i podał jej woreczek z proszkiem fiu.
Nabrała garść i weszła do kominka, po czym rzuciła: „Nora!” i nagle twarz Severusa rozmyła się, przesłoniona zielonymi płomieniami, w których zniknęła.

Wyszła z kominka  w Norze i od razu uderzył w nią zapach świąt. Nie mogła powstrzymać radości, która w niej zapłonęła, gdy wybranej jej serca stanął obok. Tak, to miały być zdecydowanie najpiękniejsze święta.
Stół był już uszykowany a pani Weasley, jak zwykle przeszła samą siebie. 
- Och, już jesteście! – Zawołała radośnie, wychodząc z kuchni. Wciąż była w fartuchu, a jej włosy były w nieładzie, ale Hermiona uściskała ją z miłością. – No już dziecko, bo się pobrudzisz! – Zawołała z uśmiechem, a Severus skinął jej tylko głową.
- Gdzie jest reszta? – Zapytała dziewczyna, wracając do Snape’a, który wyglądał tak jakby właśnie zjadł wyjątkowo kwaśną cytrynę  (czyli jak zawsze).
- Ginny jeszcze się szykuje, a chłopcy z Arturem wloką drzewko. Nie udało się im znaleźć odpowiedniego wcześniej, więc trzeba będzie jeszcze je ubrać. Może im pomożesz Severusie? – Zapytała Molly, a Hermiona zerknęła z ukosa na niego i musiała się porządnie ugryźć w policzki żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Sama nie wiedziała czy najpierw zbladł czy może zrobił się zielony, ale miała przez chwilę wrażenie, że oczy wyskoczą mu z orbit.
Szybko się zreflektował i uśmiechnął krzywo, ale było już za późno i Hermiona dokładnie zapamiętała sobie ten wyraz twarzy.
- Oczywiście Molly – syknął, po czym wyszedł z pokoju, a Gryfonka nie wytrzymała i w końcu zaczęła się śmiać.
- To ja pójdę do Ginny. – Rzuciła wesoło, mijając panią Weasley, której ramiona również trzęsły się ze śmiechu.
Wdrapała się po schodach i wpadła do pokoju, który tyle lat dzieliła z przyjaciółką.
- Właśnie miałam cię pytać co zrobiłaś Snape’owi, że stoi na śniegu i krytykuje ilość gałęzi na drzewku świątecznym. – Zaczęła ruda, gdy tylko Hermiona weszła do środka.
- Żartujesz sobie? – Podeszła do okna i ponownie parsknęła śmiechem, przyglądając się poirytowanemu Severusowi, który dyrygował różdżką, wyraźnie kłócąc się z Harrym. – To twoja mama go tam zaciągnęła.
- No i wszystko jasne. – Odpowiedziała ruda, również się śmiejąc. – Czemu nie jesteś ubrana?
- Przecież jestem.
- Naprawdę zamierzasz wyjść na możliwie nasze ostatnie święta w dżinsach i swetrze?
- Ginny, to chyba naprawdę nie jest dobry moment na…
- Nonsens! Już, wyskakuj z tych szmat, zaraz znajdziemy ci coś ładnego.
I nie zważając na protesty, podeszła do szafy, z której zaczęła wyciągać różnorodne, kolorowe sukienki.


Trochę zajęło wtarganie wielkiej choinki do domu, którą i tak trzeba było zmniejszyć, ale kiedy stanęła już dumnie w salonie, większość gości rzuciło się do dekorowania jej.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko do Severusa, który jako jeden z niewielu siedział naburmuszony przy stole, nie zwracając uwagi na kolorowe ozdoby unoszące się w powietrzu. Panował chaos przy strojeniu drzewka, ale śmiechu i zabawy było co nie miara, gdy Ginny przypadkiem rozsypała brokat na Rona albo, gdy bliźniacy jednocześnie próbowali umieścić dwa różne czuby na szczycie choinki.
Gryfonka przyglądała się temu, chichocząc głośno i co chwila musiała czyścić swoją jasnozieloną sukienkę z brokatu, który Ron nadal wytrzepywał z włosów ku uciesze Luny, która uważała, że to przynosi szczęście.
- Widzę, że się świetnie bawicie.
Hermiona odwróciła się i uśmiechnęła szeroko, przytulając do siebie blondyna ku jego zaskoczeniu.
- Draco! Zjawiłeś się!
- Tak, pani Weasley przysłała mi zaproszenie. – Odsunął od siebie dziewczynę, z niepokojem zerkając na Severusa, który obserwował ich krzywiąc się. 
- Cieszę się, że jesteś. Głupio byłoby żebyś spędzał święta sam.
- W sumie to moje pierwsze prawdziwe święta. – Wzruszył ramionami, po czym usiadł obok Snape’a i pogrążyli się w rozmowie, nie zwracając uwagi na zamieszanie wokół choinki.
- Tobias, możesz podać mi tę dużą gwiazdkę? – zapytała, przyglądając się pustym gałęziom. – Dzięki – rzuciła, gdy wręczył jej błyszczącą na wszelkie możliwe kolory bombkę.
Wyciągnęła różdżkę i jednym machnięciem zawiesiła zawieszkę.
- Ładnie – skomentował i uśmiechnął się. – Podoba mi się twoja sukienka. Solidaryzujesz się ze Slytherinem? – Zaśmiał się, a Hermiona przewróciła oczami.
- Uważaj. Nadal jesteś na okresie próbnym – mruknęła, grożąc mu palcem, ale tak naprawdę już dawno wybaczyła mu kłamstwa, których się dopuścić. 
Nie potrafiła się długo gniewać – na nikogo. 
- Kochani, Albus i Minerwa już są więc możemy siadać do stołu! – Zawołała Molly, wchodząc do salonu, a jej oczy rozbłysły na widok ubranej choinki.
- A co z Lupinem? – Zapytał Harry. 
Pan Weasley poklepał go po ramieniu i uśmiechnął się smutno.
- Obiecywał, że się zjawi, ale póki co go nie ma. Nie ma co się dziwić, potrzeba czasu biedakowi.
- Skoro obiecałem to jestem – wszystkie głowy zwróciły się ku drzwiom, w których właśnie stał Remus Lupin, uśmiechając się lekko.
Hermionie ścisnęło serce na widok jego zmęczonej twarzy, ale wyglądał lepiej niż ostatnim razem.
Harry podszedł do niego i uściskał mocno, po chwili większość osób zrobiło to samo. Wszystkim było go żal, ale wiedzieli, że sobie poradzi. 
Podziwiała jego siłę, bo sama nie wiedziała jak pozbierałaby się po takiej stracie.
W końcu wszyscy zasiedli za stołem.
- Dobrze się bawisz? – Zapytała Severusa, siedzącego u jej boku.
- Szampańsko. – Mruknął, ale ujął jej dłoń we własną pod stołem i ścisnął lekko.


Mógł znaleźć milion różnych zajęć, którymi wolałby się zająć niż siedzeniem przy stole, w domu Weasley’ów, razem z całą rodziną i masą innych gości. Naprawdę nie lubił świąt i męczyły go te sytuacje, gdy musiał się wciąż uśmiechać (choć wcale tego nie robił). Ale kiedy spojrzał na rozpromienioną i roześmianą twarz Hermiony, która rozmawiała głośno z przyjaciółmi, śmiała się z żartów przeklętych Weasle’ów, nie potrafił sobie wyobrazić innego miejsca, w którym miałby teraz być. Może i nie należał do tego świata, może nie do końca tu pasował, ale ona jak najbardziej i jeśli to było coś co ją uszczęśliwiało… Mógł przecież przetrwać te kilka godzin, prawda?

Severus chciał żeby ta mała Gryfonka spędziła czas, który się jej należał, jak najlepiej potrafiła. Gdzieś głęboko w środku, bardzo, bardzo dokładnie zakopane, ale jednak tliło się w nim lekkie uczucie spokoju, błogości, które rozgrzewało wnętrze. Nigdy w życiu nie przyznałby się nawet przed sobą, że zależy mu na tych ludziach obżerających się właśnie wcale, ale to wcale smaczną kuchnią Molly Weasley. Co to, to nie. Już mu wystarczyło, że musiał k-kochać Hermionę, po co mu więcej problemów na głowie? I tak miał ich wystarczająco dużo i nie potrzebował sobie dokładać. 
- Miło, że dołączyłeś do nas Severusie. – Szepnęła McGonagall obok niego, obserwując z uśmiechem chichoczącą Hermionę. – Naprawdę ci zależy na tej dziewczynie.
- Zajmij się swoim talerzem Minerwo – warknął, a ona roześmiała się.
- A co, zamierzasz ją zjeść Severusie? 
- Wiesz nie o to mi chodziło kobieto – przewrócił zirytowany oczami i zerknął na Hermionę.
Chociaż jakby się tak głębiej nad zastanowić…
- Poradzi sobie. Dobrze ją wyszkoliłeś, a poza tym są ludzie, którzy będą ją chronić. – Powiedziała cicho i spojrzała znacząco w stronę Draco, który rozmawiał o czymś żywo z Ginewrą.
Westchnął i spuścił wzrok. Nie powinien był obarczać tego chłopaka taką odpowiedzialnością, ale nie mógł poradzić nic na to, że bardziej zależało mu na jej życiu niż na jego.
- Wiem Minewro, wiem. Szkoda tylko, że całej reszty nie ma kto obronić. 
- Będziemy my Severusie, nie martw się. Wygramy to. – Ścisnęła lekko jego ramię, a on tylko skinął głową, przenosząc wzrok na Hermionę, która obróciła głowę w tym samym momencie, a ich oczy się spotkały.
Te krótkie spojrzenia wystarczały żeby wyczuć wszystko co kryło się pod nimi. Miłość, oddanie, zaufanie i przyjaźń. Połączyło ich tak wiele uczuć, że sami nie wiedzieli, które wypłynęło jako pierwsze.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Wesołych Świąt, Sev – powiedziała radośnie, ściskając jego dłoń, a on pozwolił sobie na niewinny uśmiech, który wypłynął na jego usta.

*
Dni pomiędzy świętami a Nowym Rokiem bardzo się skracały. Hermiona nie była zadowolona, bo mało widywała się z Severusem, ale tak jak obiecał – często ją odwiedzał. 

Po świętach atmosfera w Zakonie nieco się poprawiła i wydawało się, że każdy zaczął mieć malutką nadzieję na to, że jednak możemy wygrać. A o to właśnie chodziło.
Poranek sylwestrowy nie był jednak tak radosny jak zwykle. Wszyscy byli zbyt przerażeni faktem, że raptem dzień lub dwa dzieli ich od ostatniej walki, którą musieli stoczyć. Tak, wszystko musiało się rozstrzygnąć właśnie w tym jednym momencie. Mogli albo wygrać albo przegrać.

Hermiona z żalem obserwowała wieczorny pokaz fajerwerków, który zafundowali Fred i George. Stała sama, pośród przyjaciół, ale brakowało jej ciepłej ręki, bezpiecznych ramion, które otulały ją gdy drżała z zimna. Była sama. Bardzo chciała spędzić ten dzień z Severusem, tak jak rok temu i nie mogła pozbyć się z głowy słów „jaki sylwester taki cały rok”, bo go tu nie było.

- To tylko głupi przesąd – powiedziała sobie, ale wciąż nie mogła pozbyć się chłodu, który ją wypełnił.
Rozumiała, że nie mógł się zjawić i chociaż wszyscy wciąż się bawili, ona powlokła się do łóżka, gdzie w końcu mogła w samotności dać upust swoim lękom.
Nie chciała być słaba. Nie chciała się bać. Ale jak miała to zrobić? Jak mogła być spokojna, nie martwić się o jutro, gdy ono mogło potencjalnie nie istnieć? To mogła być ich ostatnia, wspólna noc. Ostatnia noc, gdy żyją. 
Otuliła się ramionami, pozwalając łzom zmoczyć poduszkę. 
Odwróciła głowę, gdy usłyszała, że drzwi się otwierają. Nie chciała żeby Ginny widziała jak płacze , bo sama starała się im ciągle dodawać otuchy. 
Zamrugała zdziwiona, gdy jej materac ugiął się lekko i wstrzymała oddech, gdy poczuła zapach, którego tak pragnęła.
- Nie bój się, jestem już. – Usłyszała tylko i wtuliła się w czarną szatę, nie przejmując się teraz zupełnie histerią, która ją ogarnęła.
Severus otulił ją szczelnie ramionami, pozwalając by łkała w jego koszulę, ale najważniejsze było, że są tu razem, zapominając o całym świecie i spędzając wspólnie ostatnie sekundy tego świata.

8 komentarzy:

  1. Rozdział trochę jak gorzka czekolada, sporo słodyczy, ale pewna gorycz też się wkrada.
    Czuć tę czystą radość chwilą, wzruszenie, ale i obawę, że to ostatnie takie święta.
    Piękne zakończenie, takie ciepłe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki miał właśnie być. :) Mam mały spadek weny i wiem, że nie jest zachwycający, ale co poradzić. :c
      Dziękuję. <3

      Usuń
  2. Jak dla mnie rozdział fajny. Wiele różnych emocji, trochę smutku, trochę szczęścia. Całkiem sporo Sevmione :-) Parę razy się wzruszyłam...
    Życzę Ci weny, abyś w pięknym stylu zakończyła to opowiadanie.
    Pozdrawiam
    PS. Kiedy uda Ci się wstawić nowy rozdział na "Panaceum"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To cieszę się, że Ci się podobał :)
      Ach też bym chciała żeby wyszło pięknie. *.*

      PS. Dzisiaj późnym wieczorem obiecuję wstawić :) Miałam brata u siebie i dlatego trochę słabo z czasem, a dzisiaj jadę do domu także dopiero wieczorem usiądę spokojnie. :D

      Usuń
  3. Nie mam pomysłu więc ,,:)" wystarczy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział Miona! Znalazłam chwilkę na komentarz, więc oto jestem!
    Jak zwykle opisałaś wszystko tak lekko,cudownie i jednocześnie tak, że trafi do serduszka i rozumu, rozwalając wszystko dookoła. Taaak. To naprawdę dobry rozdział xD
    Nie mam za dużo czasu, więc spróbuję się streszczać.
    Ubolewam nad tym, że jeszcze tylko dwa i koniec, ale jednocześnie czekałam na to od samego początku, zastanawiając się które zakończenie wybierzesz! :3
    Wbrew Twojemu zdaniu nie uważam, że ten rozdział jest typowym "zapychaczem" xD. Wniósł coś nowego! Może nie do fabuły, akcji, bla bla bla, ale z pewnością do relacji, która jest między nimi. Strasznie mi się podobał, a zwłaszcza końcówka. Aż mi łezki poleciały, niedobra Ty! Doprowadzać mnie do takiego stanu, eh xD. Brawo! Pozostało mi tylko lecieć czytać następny, póki mam chwilkę no i cóż więcej.. Masz talent, Miona i będę Ci przypominała o tym na każdym kroku :3
    Twoja Isa <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Smutno ze zbliżam się już do końca opowiadania... Liczę ze i Sev i Mi ona przeżyją...

    OdpowiedzUsuń
  6. Całe te opowiadanie jest bardzo ciekawie.Szkoda że nie ma jeszcze końca całego.

    OdpowiedzUsuń