Pam, pam, pam, przybywam do Was z niespodzianką!
Jakimś cudem zebrałam się w sobie i zamiast z moją mózgową papką wpatrywać się w telewizor, postanowiłam, że poświęcę chwilę wolności i napiszę kolejny rozdział! Przyznam, że mi tego ogromnie brakowało i chociaż chciałabym aby moje szare komórki chwilę odpoczęły to nic nie poradzę, że po nocach mi się śni pisanie xD
Jestem już na półmetku egzaminów - dwa za mną, dwa przede mną. Jeszcze tylko tydzień i wracam w pełni życia, z masą czasu w zapasie i milionem pomysłów. :3
Bez szaleństwa, bez akcji, ale jest i mam nadzieję, że się Wam spodoba.
Zapraszam!
PS. Rozdział dedykuję wszystkim Wam, którzy cierpliwie czekali na mój powrót! Dziękuję Wam, bo to Wy motywujecie mnie do pracy! <3
Severus
rozsiadł się w swoim salonie, ignorując to nieprzyjemne uczucie, które pojawiło
się w jego brzuchu, gdy tylko odpuścił gabinet dyrektora i pozwolił myślom by
płynęły strumieniem. Teraz tego pożałował, bo jedyne co mogło poprawić mu
nastrój i złagodzić paskudne przeczucia to szklaneczka, a raczej butelka
Ognistej Whiskey.
Podszedł do barku i wyciągnął ją, po czym sięgnął po szklankę i napełnił ją
złocistym płynem. Jednym haustem wypił zawartość i ponownie ją napełnił.
- Od razu lepiej – pomyślał, uśmiechając się pod nosem i usiadł z powrotem w
fotelu, nie rozstając się ze swoją nową towarzyszką.
Był zły na siebie, że tak potraktował Hermione, ale z drugiej strony wiedział,
że zrobił słusznie. Nieważne co ich łączyło – wciąż był nauczycielem, kimś kto
powinien ją chronić, zagwarantować bezpieczeństwo. A to co miał do przekazania
Dumbledore’owie odbiegało bardzo, ale to bardzo daleko od definicji
bezpieczeństwa.
Mimo to, nie potrafił wyrzuć z głowy jej pustego wzroku, tego rozczarowania na
twarzy, które pojawiło się, gdy patrzyła na niego. Znowu ją zawiódł. Znowu nie
mógł zapobiec czemuś co miało ją skrzywdzić tak bardzo, że drżał na samą myśl o
tym.
Bo wiedzcie, że jedyne czego Severus Snape pragnął w tej chwili i w każdej
kolejnej, to możliwość ochrony tego co było najbliższe jego sercu. A raczej
kogoś najbliższemu jego sercu, kogoś kto wdarł się do niego nieproszony i
zalazł jak drzazga głęboko pod skórę.
- Starość cię dopada kretynie – mruknął do siebie, krzywiąc się na smak
Ognistej, gdy upił kolejny łyk. Ach, może i nie była najpyszniejsza, ale
spełniała swoją funkcję.
Westchnął, zapadając się głęboko w fotelu i wlepił wzrok w ogień, który tańczył
wesoło w kominku, nieświadomy tego, że w końcu zgaśnie.
Mężczyzna zamknął oczy, pozwalając głowie opaść na oparcie i odstawił szklankę
na stolik. Był zmęczony. Wszystkim.
Spotkanie z Czarnym Panem wyciągnęło z niego wszelką energię, a plany… Tak,
planowanie to było coś czego nie chciał robić przez następne lata, bo dwie
doby, które spędził nad tym to prawdziwe katusze.
Co gorsza, planował coś czemu musiał jednocześnie zapobiec. A to komplikowało
sprawę. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd. Nie, gdy zależało od tego życie
tak wielu osób, tak wielu młodych, głupich uczniów, których sam chętnie wepchnąłby
do kociołka pełnego trucizny. Jednak, mimo wszelkiej niechęci, te dzieci nie
zasługiwały na śmierć. Nie na to co zamierzał im zgotować wesoły krąg
śmierciożerców. Już dawno temu poprzysiągł sobie, że będzie chronił słabszych
za wszelką cenę. No i tak właśnie wkopał się w tą przeklętą przysięgę przed
Dumbledore’m.
Zazgrzytał zirytowany zębami. Tak, ten stary dureń wpędzi ich do grobu
wcześniej niż Czarny Pan zdąży o tym w ogóle pomyśleć!
Namieszał, namieszał jak nikt, ale trzeba było mu niestety przyznać, że
potrafił zachować zimną krew i nie bał się podejmować decyzji, za które później
nikt nie chciałby wziąć odpowiedzialności. Cóż, musiał się liczyć z tym, że
Zakon powoli zaczyna wątpić w jego dobre intencje względem nich. Zaczynało w
końcu docierać do każdego, że są tylko mięsem armatnim. Dla większego dobra!
Prychnął na tę myśl. Taaaak, to była idea, która przyświecała im przez ostatnie
lata, gdy Czarny Pan rósł w siłę i powrócił.
- Robisz się zgorzkniały na starość – powiedział głos w jego głowie, a Snape
zirytowany otworzył oczy, uśmiechając się wrednie do siebie.
Jakby nie patrzeć był w najgorszej i zarazem w najlepszej sytuacji, bo gdyby to
ciemna strona mocy wygrała mógł po prostu spokojnie żyć sobie dalej. Tylko co
miałby począć ze świadomością, że zawiódł tych wszystkich ludzi, którzy mu
zaufali… Że zawiódł Hermionę.
I chcąc nie chcąc, jego myśli znowu pognały do Gryfonki, która kilka pięter
wyżej siedziała zapewne naburmuszona nad książkami i rozmyślała nad tym jakiego
beznadziejnego partnera sobie wybrała.
Ale uśmiechnął się do siebie, bo ktoś o nim myślał. Ktoś poświęcał mu kawałek
swojego czasu, tylko po to żeby sobie poprzeklinać, ale potem przyjść i znowu
uśmiechać się, mrugać tymi wielkimi oczami i zagderać go na śmierć.
Wstał z fotela i czując jak ciało domaga się snu, przeszedł do sypialni,
dopijając po drodze ostatnie kropelki Ognistej, które leniwie spływały po
brzegu szklanki.
***
- Już ja mu
pokażę. Nie będzie mnie traktował jak dziecka – pomyślała, gdy tylko zadzwonił
budzik, wyrywając Hermionę z objęć Morfeusza.
Krzywołap przeciągnął się leniwie u jej stóp, przeszedł na poduszkę i zwinął
się w kłębek, wtulając pyszczek w rozrzucone włosy dziewczyny. Ta jednak nie
zwróciła na to uwagi i zerwała się z łóżka, co zwierzak z niezadowoleniem
wyraził głośnym miauknięciem i z powrotem zwinął się w kulkę.
Wciąż była zła. Nie. Była wściekła. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego Severus
znowu coś przed nią ukrywał. Ostatnim razem nie skończyło się to dobrze, a
zaufała mu! Teraz nie potrafiła tego powtórzyć, bo gdzieś głęboko w środku
czuła niepokój na myśl, że mogłaby znowu go utracić, znowu przeżywać katusze
jak ostatnim razem.
Westchnęła do swojego odbicia w lustrze.
- Daj już spokój. Przecież on nie chce źle… - powiedziała do siebie, ale nie do
końca była w stanie uwierzyć we własne słowa.
Przy stole
Gryffindoru było już pełno uczniów, gdy z uniesioną głową wkroczyła do Wielkiej
Sali, ignorując chęć spojrzenia w stronę grona pedagogicznego.
Oczywiście nie zamierzała mu odpuszczać, ale miała jednocześnie dziwne
przeczucie, że Severus też nie będzie pierwszym, który wyciągnie rękę.
- Cześć – rzuciła z wymuszonym uśmiechem siadając obok Ginny – coś nowego? –
zapytała, patrząc rudej przez ramię na Proroka Codziennego, którego trzymała w
dłoniach.
- Nie. Jak zwykle ministerstwo apeluje żeby mugolaki zgłaszały się do
rejestracji, Hogwart jest be, a przestępcy tacy jak Kingsley są bardzo groźni –
przeczytała z ironią w głosie i odłożyła gazetę, wzdychając. – Przecież to
jakaś paranoja! To musi się skończyć, bo w ten sposób nikt nie przetrwa tej
wojny – mruknęła i podparła podbródek o rękę.
- Nie martw się Ginny, jeszcze trochę i będzie po wszystkim – pocieszył ją
Harry, chociaż sam miał niewyraźną minę.
- Czego wczoraj chciał od ciebie Dumbledore? – zwróciła się do Hermiony, a ta
odłożyła widelec i uśmiechnęła się do szatyna.
- Dostarczył mi tę książkę o której wam wspominałam! Zaczęłam wczoraj czytać,
ale to wszystko nie takie proste jak mi się wydawało… Ale jestem blisko
rozgryzienia tego. – Uśmiechnęła się szeroko, zadowolona z siebie, a chłopak
rozpromienił się od razu.
- To super! Myślisz, że to pomoże nad odnaleźć te horkruksy?
- Nie wiem Harry, ale na pewno znajdę tam ważną wskazówkę.
- Znajdziesz Miona, kto jak kto, ale ty na bank odkryjesz drugie dno.
Wykrzywił usta w uśmiechu i ujął przez stół dłoń Ginny, która od razu się
ożywiła widząc jego entuzjazm.
- A gdzie jest Ron tak w ogóle?
- A gdzie on może być? Pewnie klei się gdzieś z Luną – mruknęła Ginny, krzywiąc
się z obrzydzeniem.
- Nie – zaprzeczył Harry i wskazał głową na stół Krukonów – Luna jest tutaj.
- Och, to co z nim w takim razie?
- Zaraz się dowiemy – powiedziała Hermiona, wpatrując się w rudzielca, który
właśnie szedł w ich stronę.
Cała trójka przyglądała mu się z ciekawością, gdy usiadł obok Harrego i
wzruszył ramionami.
- Co jest? – Zapytał, nakładając sobie porcję jajecznicy. Albo dwie…
- Gdzie byłeś? – Harry uniósł brew, uśmiechając się lekko.
- W bibliotece.
- Że jak? – Ginny zakrztusiła się sokiem i parsknęła śmiechem, widząc lekki róż
na jego policzkach.
- Oj no co? Szukałem… czegoś.
- Zaskakujesz mnie Ronald – rzuciła Hermiona, chichocząc.
- Dobra, dajcie już spokój – mruknął wyraźnie zażenowany i napchał buzie
jajkami. – Muszałem napszać eszei dla nietoperza – wydukał, a Hermiona
skrzywiła się z niechęcią.
- Mogłeś powiedzieć, że potrzebujesz pomocy.
Chłopak przełknął i przewrócił oczami.
- Jasne, a potem Snape zgnoiłby mnie, że jego nowa dziewczyna odwala za mnie
robotę? Nie dzięki.
Hermiona zamrugała zaskoczona złością w jego głosie, a Ginny zmiażdżyła go
spojrzeniem.
- Wstydź się Ronald! – rzuciła ruda, ale Hermiona po prostu patrzyła na niego
zrezygnowana.
Co miała zrobić? Nakrzyczeć na niego? Kłócić się? Takie miał zdanie o ich
związku, zresztą podobnie jak Harry i mimo tego, że właśnie przez to podzielili
się i skrzywdzili ją, wciąż tkwili przy swoim.
- Do zobaczenia na zajęciach – powiedziała, wstając od stołu i nim Ginny
zdążyła ją zatrzymać, wymknęła się z Wielkiej Sali i skierowała do klasy, w
której czekały ją dwie godziny Obrony z Severusem. Tylko tego jej brakowało na
piękny początek dnia.
Przed salą
stał samotnie Draco Malfoy, nonszalancko oparty o ścianę. Chociaż utracił swój
status śmierciożercy, wciąż poczuwał się do obowiązku i zachowywał jak książę
Slytherinu, co najwyraźniej nie przeszkadzało innym Ślizgonom. Fakt faktem
zostało ich niewielu, a jak już to raczej młodsi uczniowie, ale wciąż byli i
ci, którzy kończyli w tym roku edukację.
Hermiona rozejrzała się po korytarzu i nie przejmując obecnością innych uczniów,
podeszła do blondyna, który uśmiechał się wrednie pod nosem.
- Granger, czego chciałaś? – Rzucił lekko, nie zmieniając wyrazu twarzy.
Przewróciła oczami i oparła się o ścianę obok niego, ignorując spojrzenie jakim
ją obrzucił.
- Daj spokój Draco – westchnęła, zaczesując włosy za ucho. – Przecież i tak
utraciłeś swój status bardzo złego i inni wiedzą, że kumplujesz się ze szlamą
Granger. – Uśmiechnęła się lekko, a on skrzywił, jednak skinął tylko głową i
wzruszył ramionami.
- Co jest?
- Nic, chciałam po prostu porozmawiać z tobą. Słyszałam… że Dumbledore się
wziął za ciebie.
Chłopak zesztywniał i spojrzał na nią wściekle. Już się nie uśmiechał.
- Skąd wiesz? – Warknął cicho, mrużąc oczy. – Co, Snape ci powiedział, tak?
Padalec jeden.
- Uspokój się Malfoy – syknęła, nie przejmując się jego gniewem. Och miała już
dosyć tych wszystkich dąsających się wiecznie kretynów! – Usłyszałam,
przypadkiem. Byłam u dyrektora jak wpadł go opieprzyć. – Skrzyżowała ramiona,
cofając się o krok, a on przez chwilę wciąż patrzył wściekle, ale odpuścił i
westchnął.
- Taaa, nie wiem jak to się stało. Wezwał mnie raz do siebie, a nim się
zorientowałem, gadałem wszystko co chciał usłyszeć – zaśmiał się chłodno. –
Byłem durniem jeśli sądziłem, że mogę ufać Zakonowi. Niewiele się różni od
śmierciożerców – powiedział ze złością.
- Draco… - zaczęła, kładąc mu dłoń na ramieniu. Rozumiała jak to jest być
zdradzonym i porzuconym, a teraz przeżywał to raz jeszcze.
Ale nim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, zjawił się szanowny Severus Snape
i otworzył drzwi do klasy. Zmierzył krótko Hermionę i zatrzymał się na jej
ręce, która wciąż leżała na ramieniu Malfoy’a. Prychnęła tylko i wśliznęła się
do klasy, patrząc pod nogi. Nie zdziwiłaby się, gdyby jakimś cudem wylądowała
nosem w ziemi…
Oj tak, dwie
godziny to był istny koszmar. Severus był w wyjątkowo (nawet jak na niego)
paskudnym humorze i każdy zdążył się zorientować, że nie opłaca się z nim
dzisiaj kłócić. O dziwo nawet Harry i Ron nie odgryzali się jego przytykom, ale
może to dlatego, że Hermiona zgromiła ich takim spojrzeniem, gdy otwierali
usta, że chyba sam Voldemort nie mógł się pochwalić taką furią w oczach.
Rzecz jasna jej też się oberwało.
Nie mogła znieść tego pustego miejsca obok, które niedawno zajmował Neville. A
to skutecznie ją rozpraszało.
- Granger? Mogłabyś z łaski swojej zająć się lekcją, a nie niebieskimi
migdałami? Byłbym niezwykle rad. – Warknął, przerywając swój monolog.
Wpatrywała się w niego ze złością, ale kiwnęła skruszona.
- Przepraszam, PANIE profesorze. – Odpowiedziała, krzyżując ramiona i starała
się patrzeć na niego.
- Gryffindor traci dziesięć punktów za zarozumialstwo panny Granger, a teraz
słuchać mnie uważnie, chyba że ktoś jeszcze chciałby się zająć własnymi
sprawami. Nie? Świetnie.
I kontynuował. Hermiona westchnęła i zaczęła notować wściekle jego słowa,
ignorując wzrok chłopców, którym wypalali jej dziurę na plecach. Czego oni
oczekiwali? Że wstanie i zacznie na niego wrzeszczeć? Przecież byli w klasie,
byli uczniami.
Kiedy zbierali się do wyjścia, ociągała się z pakowaniem swoich rzeczy. I jak
widać poskutkowało, bo Snape podszedł do jej ławki i pochylił się nieco.
- Co się z tobą dzieje? – mruknął cicho, chociaż uczniowie opuszczali już
klasę.
- Nic – odpowiedziała szybko i chciała odejść, ale stanął jej na drodze.
- Nie rób ze mnie durnia.
- Nie muszę. Sam go z siebie robisz – warknęła, podnosząc głowę tak by spojrzeć
mu w oczy. – A teraz przepraszam panie profesorze, ale spóźnię się na zajęcia.
Odsunął się, ale westchnął i pokręcił głową.
- Możesz przyjść do mnie jak skończysz zajęcia? – Zapytał obojętnie, ale głos
mu nieco zadrżał.
Zawahała się. Chciała mu kazać się odwalić, spławić go i wykrzyczeć całą złość.
Ale poddała się pragnieniu. Za bardzo tęskniła za nim w ostatnich dniach żeby
wykopać go na dobre.
- Mogę. Będę po obiedzie. – Odpowiedziała, nie patrząc na niego, chociaż bardzo
chciała to zrobić.
Ale poczuła tę chichą satysfakcję – to on pierwszy wyciągnął rękę.
Reszta dnia
zleciała jej jak z bicza strzelił i prawdę mówiąc to nie mogła się już doczekać
spotkania z szanownym panem profesorem. Oczywiście cała złość momentalnie z
niej uleciała, gdy uświadomiła sobie, że ostatnich dwóch dni nie spędził w
ciepłym Hogwarcie, popijając gorącą herbatkę w towarzystwie swoich książek. Co
nie zmieniało jednak faktu, że po chamsku wywalił ją od McGonagall jakby była
małym, naiwnym dzieckiem.
Westchnęła, podpierając ręką podbródek. Przebierała w talerzu już od kilku
minut, doszukując się przyszłości w potrawce, ale jakoś jej to nie wychodziło.
Nie bez powodu rzuciła wróżbiarstwo.
Podniosła głowę i spojrzała na stół nauczycielski, przy którym McGonagall żywo
dyskutowała o czymś z Severusem. Oboje mieli niewyraźne miny, a to nie często
się zdarzało. Nauczycielka raczej starała się stwarzać pozory i nie okazywać po
sobie, że dzieje się coś złego, jednak informacje jakie Snape im dostarczył musiały naprawdę
podziałać na nich niezbyt dobrze.
I momentalnie jej myśli znowu powędrowały do czarnowłosego mężczyzny, który
przewrócił oczami i ściszył głos, który dobiegał powoli już do nich.
Musiała do tego zapytać o jego patronusa. Kiedy się zmienił? I dlaczego?
Wielka szkoda, że nie zmienił się w nietoperza, to było by coś. Chociaż pewnie
nigdy w życiu by się do tego nie przyznał. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem
na tę myśl.
- Hermiona?
Poderwała głowę i zdziwiła się widząc Harrego i Rona, którzy właśnie siadali po
jej dwóch stronach, a miny mieli jak zbite psy.
- Co się dzieje? – Zapytała z nutką paniki w głosie. Dawno nie byli tak
skruszeni w jej obecności, a to zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego. I
nawet wróżbiarstwa nie musiała kończyć żeby o tym wiedzieć.
- No my tego… - zaczął Ron i spojrzał z paniką na Harrego. – No chcieliśmy cię
przeprosić.
- Za co? – wytrzeszczyła na nich oczy, bo tego zdecydowanie się nie
spodziewała.
- Za to, że ostatnio byliśmy tacy wredni dla ciebie. Wybaczyłaś nam po ostatnim
razie, a my wciąż ci dogryzamy… - Harry wpatrywał się w nią niepewnie, a
Hermiona uśmiechnęła się lekko.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się, że poszliście po rozum do głowy.
- Po prostu nietoperz… To znaczy Snape – poprawił się Ron, widząc jej minę – on
jest no… To Snape! Tyle lat go nienawidziliśmy, a teraz… ciężko się przestawić.
– Dokończył cicho.
- Nie chcielibyśmy cię stracić Miona – dodał Harry i westchnął.
Dziewczyna spoglądała z niedowierzaniem to na jednego, to na drugiego. Oni
mogli żyć sobie w szczęśliwych związkach i nie zwracać uwagi na to, że ona
mogła się poczuć samotna, ale w drugą stronę to już nie działało?
Jęknęła poirytowana i sięgnęła pod koszulkę. Wyciągnęła na wierzch łańcuszek z
zawieszką, którą dostała od Rona w ubiegłym roku na urodziny.
Rudzielec wytrzeszczył oczy, gdy otworzyła zawieszkę.
- Harry spójrz i powiedz czyje zdjęcia tutaj widzisz – powiedziała spokojnie,
wyciągając dłoń w jego stronę.
- Moje i Rona – odpowiedział, nie bardzo wiedząc do czego to wszystko zmierza.
- No właśnie. TWOJE i RONA. Widzisz gdzieś tutaj choćby wzmiankę o Severusie?
Ja też nie. Więc proszę was – powiedziała, chowając łańcuszek pod bluzkę –
dajcie już spokój tej wojnie. Pozwólcie mi być szczęśliwą. Nigdy w was nie
zwątpiłam i zawsze was dopingowałam, tymczasem wy robicie wszystko żeby
uprzykrzyć mi życie.
- Postaramy się Miona.
- Nawet bardzo – dodał Ron i uśmiechnął się lekko.
- Świetnie – rzuciła i spojrzała na stół, gdzie Snape’a już nie było – a teraz
przepraszam was, ale muszę już lecieć.
Ich głowy momentalnie powędrowały w tę samą stronę, ale oboje zdusili chęć
komentarza, na co Hermiona zaśmiała się krótko i ruszyła w stronę wyjścia.
Tak naprawdę to czuła się wzruszona i szczęśliwa, że w końcu jej przyjaciele
poszli po rozum do głowy i znowu mogła ich tak z czystym sumieniem nazywać.
Tyle lat spędzili razem i byli dla niej jak bracia, dlaczego miałaby to
utracić?
Odsunęła od siebie te myśli i zbiegła do lochów, gdzie musiała uciąć głowę
jeszcze jednemu smokowi.
Chciała zastukać do drzwi, ale wtedy pomyślała, że to głupie, skoro przez
ostatnie miesiące tego nie robiła. Miała się zachowywać jak dorosła i dojrzała
kobieta, a nie naburmuszona nastolatka.
Dlatego weszła do środka bez dłuższego zastanawiania się i stanęła niepewnie
obok fotela, w którym siedział Severus, trzymając pracę któregoś z uczniów w
dłoniach. Już mu współczuła widząc ilość komentarzy, które z radością dopisywał
na marginesie.
- Usiądź sobie – powiedział tak spokojnie, że musiała się powstrzymać aby nie
wzdrygnąć.
Posłusznie zajęła miejsce obok i wlepiła w niego wzrok. No i czego miała się
spodziewać? W sumie to dlaczego to ona była taka skruszona w jego obecności?
Już otwierała buzię by wylać z siebie słowotok, ale on nawet nie spoglądając na
nią, jakby to wyczuł, podniósł rękę, nakazując jej milczenie.
Zdezorientowała zamknęła usta i zmarszczyła brwi.
- Daj mi to dokończyć i porozmawiamy. – Powiedział cicho, tym samym opanowanym
tonem.
Ach, jeśli kiedykolwiek zwątpiła w jego szpiegowskie umiejętności to teraz
cofała tę myśl.
Po kilku minutach odłożył pracę i pióro, po czym spojrzał na nią i westchnął
ciężko.
- Posłuchaj mnie teraz Hermiono – zaczął, wpatrując się jej w oczy. – Nie chcę
żebyś zachowywała się w ten sposób. Nie mówię tego jako twój nauczyciel, ale
jako ktoś komu zależy. Nie wyrzuciłem cię od McGonagall dlatego, że uważam cię
za dziecko czy cokolwiek tam sobie ubzdurałaś, ale dlatego, że są to sprawy
Zakonu. Żaden z członków nie poznaje wieści dopóki Dumbledore tak nie zarządzi
i przy całej wątpliwości jaką posiadam jeśli chodzi o jego metody, to tutaj
muszę przyznać mu rację. Niepotrzebna panika to tylko chaos. Wiem, wiem że sama
z siebie nie pobiegłabyś do takiego Potter’a chociażby i nie rozpowiedziała
wszystkiego co usłyszałaś, ale może przypadkiem by ci się wymsknęło? Poza tym
nie chcę dodatkowo cię oczerniać w oczach Albusa, a już nie pała miłością do
ciebie. Nie chcę dawać mu kolejnych powodów do patrzenia na ciebie krzywo, bo
już stanowisz dla niego pewne zagrożenie. Zrozumiałaś wszystko?
Hermiona wpatrywała się w niego i nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć.
Gdzieś w środku czuła, że właśnie takie słowa może od niego usłyszeć, ale nie
dopuszczała do siebie, że tak logiczne może być wytłumaczenie. Po prostu wolała
się wkurzać i pozwalać sobie na oczernianie go. Tylko, że jaki w tym sens,
skoro wcale nie chciała się kłócić i uprzykrzać mu życia?
Westchnęła i pokiwała głową.
- Przepraszam Severus. Masz rację, zachowałam się niedojrzale i mam nadzieję,
że mi wybaczysz – powiedziała spokojnie, czując jak skrucha ją wypełnia.
Odczuła ulgę, gdy na jego usta wypłynął leniwie ten nietoperzasty uśmiech,
który tak ją denerwował, ale zarazem kochała go bardziej niż połowę rzeczy na
tym świecie.
- No nie wiem, muszę się zastanowić nad jakąś karą.
- Aż się dziwię, że nie zaplanowałeś jej dawno temu – mruknęła, ale uśmiechnęła
się lekko, patrząc w jego prawie czarne
oczy.
- Spokojnie, mam bardzo dużo pomysłów w zanadrzu – powiedział z przekąsem,
wstając z fotela i podciągnął ją na równe nogi.
- Nie wątpię panie profesorze – zaśmiała się, ale umilkła, gdy tylko zamknął
jej usta namiętnym pocałunkiem.
- Brakowało mi ciebie – wymruczał jej dosłownie do ucha, a jego ręce błądziły
już na jej plecach w poszukiwaniu lepszego dostępu do jej ciała.
Uśmiechnęła się do siebie słysząc jego słowa, a satysfakcja wypełniła ją po
czubki palców.
Nim się obejrzała leżała spleciona z nim w uścisku, a materac ugiął się pod
ciężarem ich ciał.
*
- Martwiłam
się o ciebie – powiedziała spokojnie, przeciągając się, a wypieki na jej
policzkach wciąż jeszcze dawały jasny obraz tego co przed chwilą robiła.- Niepotrzebnie – Severus oparł się na łokciu i głodnym wzrokiem zmierzył jej nagie ciało. Odruchowo zarzuciła na siebie kołdrę, a on roześmiał się, przyzwyczajony już do nieśmiałości, której wciąż nie mógł z niej wyplenić.
- Nie było cię dwa dni. I nie, nie próbuję wyciągnąć z ciebie o co chodziło, bo
wiem, że i tak mi nie powiesz, aczkolwiek zżera mnie ciekawość i strach
jednoczenie – wyrzuciła z siebie jednym tchem i musiała odetchnąć.
Severus uśmiechnął się lekko i objął ją.
- Dowiesz się Hermiono, ale w swoim czasie. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. –
Pocałował ją lekko, ignorując grymas na jej twarzy. – Jak rozumiem to wybierasz
się na ten przeklęty pogrzeb?
Momentalnie straciła cały dobry humor i kiwnęła niepewnie głową.
- Chciałabym. Wiem, że to ryzyko, ale w końcu… W końcu to był Neville. –
Powiedziała cicho, a smutek w jej sercu dał o sobie znać. – Zginął, bo mnie
chronił Sev. Jestem pokrótce winna temu, że on nie żyje i uważam, że należy się
mu chwila naszej uwagi.
- Nie myśl tak – warknął, a ona wytrzeszczyła oczy na niego. – Nie myśl, że
jesteś choćby a najmniejszym stopniu winna jego śmierci. Wy nawet nie powinniście
brać udziału w tej przeklętej wojnie.
- Wiem – dodała cicho, zamykając na chwilę oczy.
- Ale rozumiem cię, że chcesz tam iść. Ja również zamierzam.
Uniosła powieki i spojrzała na niego zaskoczona.
- Jak to?
- Tak to. Uratował ci życie, to choćby jest jeden z powodów. Ale poza tym to ja
również uważam, że należy mu się szacunek, chociaż nie podoba mi się, że
Augusta tak nagle z tym wyskoczyła.
- I twoja obecność tam nie ma nic wspólnego z tym, że chcesz mieć na mnie oko? –
Zdobyła się na lekki uśmiech i nie mogła powstrzymać promyka radości, który rozgrzewał
ją od środka.
- Skądże – obruszył się, przewracając na plecy.
- Dlaczego go tak właściwie nienawidziłeś przez te wszystkie lata? To znaczy ja
nie mówię, że kogokolwiek trawiłeś spośród uczniów, no może poza Malfoyem, ale
wyjątkowo się na niego uwziąłeś.
Prychnął i spojrzał na nią z wyrzutem.
- Nigdy nie faworyzowałem żadnego z uczniów. Na pewno nie Ślizgonów! Od zawsze
uczyłem ich pokory, a nie zarozumialstwa godnego Gryfonów.
Hermiona zamrugała i wybuchła niekontrolowanym śmiechem, na co on zaczął
mruczeć coś pod nosem z grymasem.
- Sev, ty tak na poważnie? Bo to chyba największe kłamstwo jakie w życiu
słyszałam – powiedziała, trzęsąc się ze śmiechu.
- Durna Gryfonka. Minerwa w ogóle nie ma do was dobrej ręki.
- Jej to powiedz, nie mi. – Odpowiedziała, rzucając mu wyzwanie, a on tylko
przewrócił oczami.
- Mówiłem nieraz – mruknął i westchnął. – Wracając do Longbottom’a… To nie tak,
że go nienawidziłem, ale widzisz wszystko sprowadza się do tej pieprzonej
przepowiedni, od której się wszystko zaczęło. – Zamknął oczy, a Hermiona
uspokoiła się momentalnie, widząc ból na jego twarzy. – To miał być Potter albo
on. Z niewiadomych mi powodów Czarny Pan wybrał Potter’ów.
- I straciłeś Lily – dokończyła za niego smutno.
Trawiła ją zazdrość, gdy tylko myślała o mamie Harrego, ale z drugiej strony
życie Severusa było tak przeraźliwie wypełnione bólem, że nie potrafiła mu nie współczuć.
- Tak. – Skinął głową, a ona westchnęła i oparła się policzkiem o jego ramię.
- Przykro mi Sev. Naprawdę.
- Nieważne, to było lata temu, a już ci mówiłem, że to minęło.
- Wiem. A skoro już tu jesteśmy… Co stało się z twoim patronusem?
Momentalnie otworzył oczy i spojrzał na nią z wrednym uśmieszkiem.
- Fajny, no nie? – Rzucił z podnieceniem niczym mały chłopiec, który dopiero co
dostał wymarzonego resoraka.
- Tak, świetny – zachichotała na jego dziecięcą radość – chociaż prędzej
spodziewałabym się nietoperza niż kruka. Ale to zawsze lepsze niż sarna.
- Durna baba – mruknął, odpychając ją od siebie, po czym wstał i przeszedł do
łazienki.
Hermiona leżała bez ruchu, wpatrując się w biały sufit, a uśmiech nie znikał z
jej ust. Była szczęśliwa i taka chciała pozostać już zawsze. Chciała zatrzymać
tę chwilę i nie myśleć o tym co będzie jutro.
Tylko, że życie tak nie wyglądało i musiała się przygotować na przyszłość,
która przerażała ich wszystkich tak bardzo, że nie chcieli poświęcać jej choćby
sekundy.
PIERWSZA! :D
OdpowiedzUsuńI jestem pod wrażeniem. Nawet podczas burzy mózgów w nawale egzaminów potrafisz napisać świetny rozdział. :) Warto było czekać nawet na rozdział bez większego rozwoju akcji. ;) Świetnie piszesz, świetnie prowadzisz no i co tu więcej? Świetne! :D
Pozdrawia i czasu życzy,
Lisiasta. ;D
Ach, gdzie moja FP się podziała? :( Trzeba się będzie przestawić :D
UsuńDziękuję bardzo! Miło mi, zwłaszcza, że to rozdział pisany na szybko. Obiecuję, że akcja się rozwinie i nie będzie tak nudno, chociaż nie ukrywam, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca. *.*
Pozdrawiam również,
Marta <3
Wczoraj zaczęłam czytać Twoje opowiadanie. Pół nocy nad nim siedziałam i przed chwilą skończyłam ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNajlepsze jakie czytałam. Pisz dalej, żeby nigdy nie brakowało Ci weny. No i przede wszystkim powodzenia na tych egzaminach do których tak pilnie się uczysz :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Buziaki
O jejciu, strasznie miło mi czytać takie pochlebne komentarze! Nie spodziewałam się, że tak dobry odbiór będzie i ogromnie się cieszę, że mam kolejną czytelniczkę! <3
UsuńDziękuję za tak miłe słowa :3
Ach, przyda się także dziękuję i pozdrawiam! <3
Ah, no cudownie! Twoje rozdziały nie tracą na jakości, nawet kiedy Twój mózg zamienia się w mięsną papkę XDD.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podobał i nie mogę doczekać się tego pogrzebu! Może dziwnie to brzmi, ale zaintrygowałaś mnie :3
Wiedziałam, że się pogodzą! Tak po prostu musi być. Ich związek jest taki, ah! Cudowny.
Ucz się dzielnie, bo jak wiesz. Rozdziały same się nie napiszą! A żeby napisać, trzeba zdać egzaminy, więc daj z siebie wszystko Miona <3
Fanka.. przepraszam. Psychofanka numer jeden!
Ach, ja też mam asa w rękawie! Ale kolejny rozdział hm... Pewnie w przyszłą niedzielę, raczej nie szybciej :(
UsuńNo raczej, że jest cudowny *.* Sevcio zasługuje na wszystko co najlepsze <3
Uczę się przecież, uczę...
Dzięki za wsparcie! <3
Masz i to bardzo intrygującego! Będę tu koczowała!
UsuńCzyli teraz wychodzi na to, że jestem tą złą, prawda? Bo ja mu zrzucam na głowę wszystko co mogę XDD
No ja myślę! :3
Egzaminy ani trochę nie wpłynęły negatywnie na Twoje pisanie. Warto było czekać na ten rozdział, który bardzo przyjemnie mi się czytało :-) Cieszę się, że pogodziłaś ich i jak na razie wszystko się między nimi dobrze układa. Ale mam przeczucie, że coś jeszcze namieszasz ;-)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za egzaminy i łączę się z Tobą w bólu nauki ( mi też zostały jeszcze dwa do zdania).
Jeśli między egzaminami napisałaś taki fajny rozdział to Cię podziwiam :D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszą akcję!
Powodzenia na egzaminach i pozdrawiam.
Nikola
Lepszego powrotu nie mogłaś nam zafundować :D
OdpowiedzUsuń