czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 28

Łapcie kolejny rozdzialik. :3
Hmm.. Wiem, że dość niewiele się dzieje w ostatnim rozdziale i tutaj również, ale obiecuję, że to koniec smęcenia i poprawię się. :D
Mój nastrój w ostatnich dniach jest głęboko poniżej stanu neutralnego - stąd tyle radości.. xD

Dziękuję wszystkim komentującym! :3 A następny rozdział w niedzielę. :)
Miłego czytania! <3


PS. Piosenka do tego rozdziału - Billie Marten - In For The Kill
___________________________________________________

Rozdział 28

Gdy zostały dwa tygodnie do końca szkoły, dotarło do niej, że wciąż go nie ma. Choć udawało się jej przez ostatnie dni utrzymywać dystans do wszystkiego, to przyszły takie chwile, że znowu dopuściła do siebie ból. Odkryła, że jedyne ukojenie znajduje właśnie w jego  komnatach i choć obiecała sobie, że więcej tam nie pójdzie - wracała co wieczór.  Gdy stała teraz na środku salonu, w którym spędzili tyle chwil razem, miała wrażenie, że jak zawsze wejdzie w końcu przez te cholerne drzwi i jak zawsze zadrwi z niej albo przywita gorącym pocałunkiem. Ale wiedziała, że nie wróci, nie po tym co zrobił.
Zadrżała, siadając w fotelu i czuła jak ogromna dziura w jej sercu rozszerza się na organy wokół. Była pusta jak nigdy. Hogwart przestał być dla niej domem w chwili, gdy zniknął, w momencie gdy Harry i Ron odwrócili się od niej jakby była winna. Nie potrafili zrozumieć tego co czuła. Tego się właśnie obawiała – że nigdy nie zrozumieją ich więzi, że będą jej to wyrzucać. Ale na co komu przyjaciele? Na co komu rodzina? Przecież dawała sobie sama już dawno temu więc i teraz sobie poradzi..
Mimo tego, że odpychała wciąż te zgubne myśli - od kiedy nadrobiła wszystko co miała do nadrobienia, wyprzedziła materiał na następne miesiące szkoły - wróciły do niej. Nie miała już czym zająć głowy więc pozwoliła sobie na smutek. Ciężko było go zatamować, gdy już raz odkręciła kurek.

Podwinęła kolana pod brodę i oparła ją o nie. Jak mógł ją tutaj zostawić? Nie pożegnał się nawet, nie obiecał, że wszystko się ułoży i że w końcu wróci. A przecież czekałaby, gdyby tylko dał znak…
- Hermiono? - Serce podeszło jej do gardła, a długo wstrzymywane łzy popłynęły po policzkach, gdy drzwi się otworzyły. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że go zobaczy, że wrócił do niej… Starła je wierzchem dłoni i wstała by podejść do McGonagall. – Nie możesz tu siedzieć dziecko. – Widziała na jej twarzy współczucie, ale też strach, niezrozumienie i.. nienawiść.
- Dlaczego? – Głos miała zachrypnięty, ale włożyła w niego tyle jadu ile była w stanie. Czemu nikt nie wierzył w jej słowa? Wszyscy tak bardzo wątpili w jego poświęcenie, że nawet nie przyszło im do głowy, że mogła mówić prawdę!
- Bo to komnaty prywatne, a uczniowie nie mają do nich wstępu.
- Doprawdy? Jakoś przez ostatni rok sama mnie pani do nich pchała, pani profesor. – Zmiękła widząc minę Hermiony, która z trudem powstrzymywała kolejne łzy. Taka była prawda. Od tygodni nikt się do niej nie odzywał, a teraz nagle wszystkim przeszkadzał fakt, że sobie siedzi tutaj i nikomu nie robi krzywdy?!
- Wiem, że jest ci ciężko. Mnie również. – Westchnęła. Prowadzenie szkoły po śmierci dyrektora musiało być trudne, ale nie obchodziły ją teraz uczucia innych. Nie, chciała żeby czuli to samo co ona: żal i rozpacz. – Ale nie możesz się tu wiecznie ukrywać. Zostało już niewiele do końca szkoły, czas wrócić do życia.
- Po co?
- Posłuchaj Severus zdradził nas, ale..
- Nie zdradził! – Ryknęła i wzniosła ręce do nieba. – Na litość Boską, jak możecie być tak ślepi?! Przez tyle czasu szpiegował, narażał swoje życie i naprawdę uważa pani, że zabiłby Dumbledore’a, bo tak?! – Jego imię działało na nią jak płachta na byka.
- Ale dyrektor nie żyje! I zrobił to Snape i nikt nie powie mi, że było inaczej.
- Ja to powiem.
- Ale ty jesteś zaślepiona uczuciem! I bardzo ci współczuję Hermiono, ale musisz zrozumieć, że wszyscy się pomyliliśmy.. -  skrzywiła się, ale widziała, że nauczycielka również walczy ze łzami – a najbardziej Albus.. – dodała cicho po chwili.
Milczenie przerywały jedynie ich ciężkie oddechy, gdy mierzyły się wzrokiem. Wiedziała, że to już koniec tej walki i chociaż wciąż tu wracała, czuła, że tym razem McGonagall nie pozwoli jej więcej zawitać do tych komnat.
- Pani profesor.. Czy mogę chociaż zabrać stąd kilka książek nim mnie pani wywali?
Kobieta przyglądała się jej chwilę, ale w końcu jej twarz zmiękła i skinęła głową.
- Dobrze, ale jeszcze dzisiaj nałożę zaklęcia ochronne i nawet nie próbuj ich złamać.
Po tych słowach wyszła, zostawiając ją samą. Nie rozumiała dlaczego chcieli jej odebrać nawet ten ułamek jej ostoi, ale skoro tak to niech robią co chcą. Nie potrzebowała ich. Ani jego.
Doceniła teraz fakt posiadania prywatnych komnat. Przyjaciele (o ile jeszcze nimi byli) nie odzywali się a jeśli już to zwykle po prostu kłócili się, bo każdy miał swoją opinię. Ale to i tak był już awans, bo biorąc pod uwagę pierwsze tygodnie po śmierci dyrektora, nikt nawet na nią nie patrzył.
Harry zrobił się oschły dla każdego i nawet nie próbował panować nad wybuchami gniewu, a w tym najbardziej obrywała Ginny, która starała się go wspierać. Przez to kłócili się też z Ronem, który bronił siostrę, a jednocześnie nienawidził Snape’a tak bardzo jak Harry. I tak koło się zataczało i okazało się, że najlepiej wyszła na tym Luna, która (chociaż rzadziej się uśmiechała) nadal pozostawała bezstronna i czasami Hermiona miała wrażenie, że ona rozumie więcej niż wszyscy razem wzięci.
Odłożyła w kąt książki i spojrzała na nie żałośnie. Tylko tyle jej pozostało po człowieku, który odmienił jej życie, który zapełnił brakującą część, a teraz wyrwał ją i podeptał. Tak bardzo chciała być zła, tak bardzo chciała znienawidzić go za to, że ją porzucił. Ale im bardziej próbowała, tym bardziej tęskniła.
- To wszystko twoja wina! – Warknęła do siebie, patrząc w odległy krajobraz za oknem. Padał deszcz, właściwie bez przerwy od śmierci Dumbledore’a. To on był winien temu wszystkiemu. To on kazał zabić, chronić Dracon’a! Jak on mógł? Jak mógł tak zniszczyć życie jedynemu człowiekowi, który zasługiwał na wszystko co najlepsze, bo w tej wojnie poświęcił wszystko co miał? Usiadła na łóżku. Nigdy nie czuła się taka bezradna. Zwinęła się, a spazmy płaczu ogarnęły jej ciało. Nie mogła przestać sobie wyrzucać, że on odszedł, że zniknął. Ból przeszywał każdą komórkę, a każda myśl wypełniona była czarnymi oczami, które patrzyły na nią z miłością. Wróć, błagam wróć do mnie.. Nie dam rady, nie pogodzę się z tym…
***
Ostatni tydzień wymagał naprawdę dużo samokontroli żeby była w stanie chodzić na wszystkie zajęcia i wysiedzieć w Wielkiej Sali. Im bliżej wakacji, tym większy żal się powracał w mury Hogwartu. Szkołę znowu opanował smutek, tak głęboki, że gdy szło się korytarzami, nawet obrazy milczały, a niektóre wciąż płakały. Uczniowie kulili się gdzieś po kątach, a nikt nie śmiał się śmiać. Jedynie Ślizgonii wyglądali znowu na zadowolonych – nie ukrywali tego.
Czuła, że się zmieniła. Nagle wszystko stało się jej obojętne, nie wymachiwała już ręką w czasie lekcji – siadała w ostatniej ławce i nie zwracała na nikogo uwagi, straciła też kontrolę nad swoimi emocjami i nie próbowała się powstrzymywać z wybuchami złości. Niewiele osób wiedziało dlaczego tak się stało. Zauważyła też, że miała niezwykle cięty język, jakby stała się żeńską kopią nietoperza.

Na szczęście został tylko dzień. Przez cały czas zastanawiała się dokąd uda się w czasie wakacji. Wiedziała, że znajdzie się dla niej miejsce w Norze, ale nie zamierzała tam wracać. Nie, wysłuchiwanie o zdrajcy, który nim nie był, było zbyt trudne. Nie chciała też być z ludźmi, którzy uważali się za jej przyjaciół, a porzucili, gdy potrzebowała ich najbardziej. Przez myśl przeszło jej udać się na Spinner’s End, ale gdy tylko sobie uświadomiła własną głupotę, roześmiała się histerycznie. Jasne – rozpaczała po nim bez przerwy, a chciała spędzić wakacje w domu, który był przesiąknięty jego obecnością. Poza tym nikt jej tam nie zapraszał..
Ale rodziców też już nie miała.. Była sama, całkowicie pozbawiona wszelkiej nadziei i miłości. Jednak jej dom wciąż stał. I chyba to było najlepsze miejsce aby zacząć od nowa.
***
- Harry! Musisz z nią porozmawiać, błagam cię. Przecież to Hermiona, twoja przyjaciółka…
- Tak, ta sama, która wlazła Snape’owi do łóżka.
- Harry! Nie wiesz co było między nimi. – Ginny skrzywiła się i pokręciła zrezygnowana głową. Kolejna taka rozmowa, a oni wciąż stali w miejscu. Westchnęła. – Nie widzisz jak ona cierpi? Spójrz na nią!
- Ja nie kazałem jej pieprzyć się ze Snape’m!
- A ty w kółko o jednym.. Nie rozumiesz? Ona go kocha i cierpi teraz, a my zamiast ją wspier..
- Co robić? Wspierać? Żartujesz Ginny? – przestraszyła się, gdy spojrzał na nią tym chłodnymi, pełnymi złości oczami. – Dumbledore nie żyje przez tego pieprzonego zdrajcę! Jest tchórzem i przysięgam, ze gdybym go spotkał..!
- Wiem.. wiem co zrobił i wiem jak ci ciężko, ale to nadal Hermiona..
- To niech przestanie bronić tego drania! Co ona sobie uroiła?! Jest tak zaślepiona tym chorym uczuciem, że nie dostrzega w nim śmierciożercy?!
- Ja wiem, rozumiem.. Ale ona jest po prostu zakochana i nie chce dopuścić do siebie tej myśli.
- Więc dopóki tego nie zrobi niech sobie idzie do niego. Jak dla mnie to mogłaby sama zostać śmierciożercą. Z przyjemnością patrzyłbym jak umiera.
Ginny zasłoniła dłońmi usta, nie wierząc w słowa Harrego. Jak on mógł? Jak może mówić takie rzeczy o swojej przyjaciółce?! O Hermionie! O tej samej Hermionie, która zawsze była przy nich, nie patrzyła na siebie tylko na to żeby inni byli bezpieczni, szczęśliwi, a on teraz wygadywał takie rzeczy? Wściekła się. Zacisnęła pięści i zmierzyła go wzrokiem. Cofnął się niepewnie, ale na jego twarz powrócił ten obojętny wyraz.
- Świetnie! Skoro tak to powodzenia Harry, bo ja nie zamierzam być z kimś, kim się stałeś.
I odeszła, zostawiając go oniemiałego. Chyba się tego nie spodziewał, ale co sobie myślał? Że będzie pomiatał wszystkimi wokół, bo jest zły? Ona też była zła, wszyscy byli smutni i źli ale żyli dalej - żyli bo mieli wojnę do wygrania, a nie wieczne użalanie się nad swoim losem.
Teraz musiała znaleźć Hermione. Już dawno powinna była to zrobić, ale bała się. Nie wiedziała co jej powiedzieć, bo bała się że ją zrani albo poczuje się odepchnięta. Zapukała do drzwi jej komnat i czekała chwilę. Już myślała, że nie otworzy, gdy usłyszała kroki za drzwiami i po chwili stanęła w nich Hermiona, a raczej to co z niej zostało.. Była tak blada, że duchy mogły się z nią równać. O dziwo nie miała tak pokręconych włosów jak zwykle – potargane fale sięgały jej już za piersi. Oczy miała tak nienaturalnie duże, a w nich dostrzegła tyle bólu..
- Ginny? – Wyglądała na naprawdę zaskoczoną tym, że tu jest, a to zabolało ją. Powinna była być przy niej, a nie opuszczać.
- Miona.. Ja przepraszam. – Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i wpuściła ją do środka. Ginny zdziwiła się, widząc, że ściany miały teraz kolor.. ciemnej zieleni. Westchnęła. Ona naprawdę cierpiała. Odwróciła się do przyjaciółki, która stała wciąż przy drzwiach. Zmierzyła ją wzrokiem i jęknęła w duchu, widząc, że ta schudła. Miała na sobie szary dres i czarną koszulkę, które wisiały na niej trochę jak na wieszaku. Podeszła do niej i przytuliła mocno. Boże, powinna była tu być razem z nią!
Hermiona zesztywniała co ją zaskoczyło, ale po chwili rozluźniła się i również ją objęła. Poczuła jak ramiona się jej zaczęły trząść i uświadomiła sobie, że ta szlochała w jej szatę.
- No już, jestem przy tobie. – Pogłaskała przyjaciółkę po głowie, czując ból w klatce piersiowej. Nigdy nie widziała żeby Hermiona tak cierpiała, żeby kiedykolwiek tak wylewała swe uczucia jak w tym momencie. Jak mogła ją opuścić? Fakt.. nie wierzyła w niewinność Snape’a, ale przecież to była Hermiona  - ta sama, która wspierała ją, gdy to on a wypłakiwała oczy, która nie potępiła i nie osądzała ich błędów. A oni skreślili ją, odrzucili od siebie tak daleko..
Stały tak przez kilka chwil, a gdy uspokoiła się w końcu, usiadły na kanapie.
- Przepraszam. – Powiedziała Hermiona i otarła policzki rękawem swetra, który na siebie naciągnęła. – Normalnie staram się tego nie robić, ale..
- Przestań Miona.. To ja przepraszam, że tyle czekałaś, ale..
- Nie Ginny, nie zrozumiem. – powiedziała cicho i spojrzała w ogień – ale cieszę się, że przyszłaś.
Skinęła głową. Poczuła się strasznie głupio, ale rozumiała tą wrogość.
- Mama mówi, że przygotowała na jutro prawdziwą ucztę i mamy razem spać, ale..
- Ginny ja nie wracam do Nory.
- Co?! O czym ty mówisz?
- O tym, że nie wracam. Nie chcę tam być.
Patrzyła na nią, niedowierzając. Jak to NIE WRACA? Przecież musiała gdzieś być!
- Wracasz do rodziców?
Hermiona nagle spojrzała na nią dziwnie i odwróciła zmieszana wzrok.
- Ja.. no wrócę do domu, ale moich rodziców tam nie ma.
- To gdzie są?
- Chyba w Australii. – Wzruszyła ramionami, a Ginny nie wiedziała co myśleć. Jak to w Australii? – Podałam im Eliksir Zapomnienia. Nigdy dla nich nie istniałam więc nawet nie zdają sobie sprawy, że mają córkę. – Zaśmiała się pod nosem, a Ginny zadrżała na ten dźwięk, bo bardziej przypominało to histerię. Więc nie miała już rodziny.. Zamknęła na chwilę oczy i poczuła pustkę. Co ona przechodziła przez te wszystkie miesiące? Gdzie oni byli kiedy musiała sobie radzić z takimi rzeczami.. Teraz rozumiała skąd ta więź ze Snape’m. Tylko on okazał się być prawdziwym przyjacielem.
- Dlaczego nam nie powiedziałaś? Przecież byłabym przy tobie albo Ron albo Harry..
- Nie chciałam was obarczać swoimi problemami – uśmiechnęła się obojętnie – ale nie wracam i już. Możesz mnie odwiedzić kiedyś jeśli będziesz chciała.
Ginny westchnęła, słysząc chłód w głosie przyjaciółki, która stawała się kimś zupełnie innym.
- Jak uważasz.. Ale pamiętaj, że wszyscy przyjmą cię tam z rado..
Przerwał jej donośny śmiech Hermiony, która wyglądała jakby wpadła w obłęd. Zacisnęła powieki, nie wierząc w to co się dzieje. To tak jakby Snape zabił w niej osobę, którą była.. Nie. To oni zabili w niej dawną Hermionę swoim odrzuceniem.
- Ginny, naprawdę myślisz, że ktokolwiek tam na mnie czeka? Nie widzisz co się dzieje? Bo ja widzę. I wiesz, co? Nie obchodzi mnie to już. Niech Harry, Ron i wszyscy wsadzą sobie gdzieś swoją troskę! – Warknęła po czym wstała i przeszła do sypialni, trzaskając za sobą drzwiami. Ginny wpatrywała się przez chwilę w puste miejsce na kanapie i nie mogła zrozumieć tego co właśnie się działo wokół niej.
Domyśliła się, że nie była już dłużej pożądaną osobą w tym miejscu więc wyszła i wróciła do wieży.
***
Co oni sobie wszyscy do cholery myśleli? Dlaczego uważali, że wakacje spędzi w Norze jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło? Czemu nikt do cholery nie chciał jej wierzyć?! Potraktowali ją jak kogoś z gorszego sortu – jak wroga. Spakowała już resztę książek i spojrzała na zdjęcie swoich rodziców. Zamknęła oczy i nie mogła powstrzymać dreszczy, które wstrząsnęły jej ciałem. Nie było ich. Nie było jego. Nie było już niczego ani nikogo. Złapała ramkę i wrzuciła do kufra, starając się więcej nie patrzeć na fotografię.
Pierwszy raz czuła się tak obco, gdy stała na peronie sama. Nawet nie próbowała odnaleźć przyjaciół bo byli ostatnimi osobami, z którymi miała ochotę rozmawiać.
- Hermiona? Chcesz usiąść ze mną? – Spojrzała zaskoczona na Neville’a, który właśnie podszedł do niej, uśmiechając się lekko. Zarumieniła się, bo wiedziała, że wygląda okropnie, ale nawet nie przyszło jej do głowy, że istnieją jeszcze inni ludzie. Ale co z tego? Co ją w sumie obchodziło co kto i o czym sobie myśli..
- Nie, idź do reszty. W porządku Neville. – Skinęła do niego, a on otwierał buzię by coś powiedzieć, ale zamilkł widząc stanowczość w jej oczach. Wsiadła do pociągu i zajęła osobny przedział. Cóż, dobrze, że chociaż część uczniów wyjechała wcześniej, bo nie musiała się martwić, że ktoś się do niej dosiądzie.
Droga ciągnęła się w nieskończoność i naprawdę odczuła ulgę, gdy w końcu wyszła na peron 9 i3/4. Skrzywiła się, przypominając sobie, że dokładnie dziesięć miesięcy temu przywieźli ją tu rodzice i żegnała się z nimi, nieświadoma tego, że to ich ostatnie wspólne chwile. Przypomniała sobie też roześmianą twarz Ginny i Ron’a, gdy się spotkali. Westchnęła przeciągle. Tyle się zmieniło przez te rok szkolny..
W tłumie dostrzegła panią Weasley i momentalnie spanikowała. Co miała jej powiedzieć? Co ci ludzie pomyśleli sobie o niej? Poczuła ich wzrok i spojrzała w stronę małżeństwa. Nie wyglądali na.. złych – stali tam po prostu i przypatrywali się jej ze współczuciem, ale byli też nieco zagubieni. W pierwszym odruchu chciała do nich podejść, ale nie mogła. Nie potrafiła zmusić swoich nóg do tego, by zrobiły ten krok i spuściła wzrok.
- Jesteś tchórzem Granger – usłyszała w głowie i zacisnęła powieki.
- Wynoś się stąd, raz na zawsze! – Warknęła w myślach. Musiała ruszyć do przodu. Zapomnieć o nim, bo na nic się jej zda rozpamiętywanie ich wspólnych chwil, jego ciepłych ust, silnych ramion..
- Tak, jak nic zaczynasz cudownie – skarciła się i chwyciła swój kufer, a w drugą rękę transporter Krzywołapa. Cóż, zostaliśmy sami. Nie myśląc dłużej o oczach Weasleyów, którzy się jej przyglądali, przeszła przez ścianę na peronie.
Powroty nie należały do łatwych – zwłaszcza, gdy wracało się do miejsca, które praktycznie nie istniało. No nie dla niej. Stanęła przed drzwiami swojego domu i zawahała się. Widziała, że jest pusty od miesięcy i ucieszyło ją to, ale jednocześnie poczuła ogromną pustkę. Taką samą jak tego dnia, gdy razem z.. nim  opuszczała to miejsce, a jej rodzice odeszli w zapomnienie.
- Nie myśl o tym.. – szepnęła, gdy położyła w końcu dłoń na klamce i weszła do środka. Zagryzła wargę i weszła do salonu. Niby niewiele się zmieniło to miejsce, poza tym, że nie miało nic wspólnego z życiem, w którym brała udział. Wypuściła kota z klatki i usiadła zmęczona na kanapie.
-  Tak, to będą bardzo trudne miesiące. Ale przecież dasz sobie radę! Nie raz, nie dwa byłaś w ciężkiej sytuacji – sama! – Jednak pomimo tych myśli, które usilnie pchała do swojej głowy, poczuła się niezwykle samotna i wyczerpana ostatnimi wydarzeniami. Została sama i jakoś musiała sobie radzić, prawda? Tylko jak to zrobić.. Poczuła ciepłe łzy na swoim policzku, ale starła je gwałtownie i wstała. Dosyć tego! Koniec z użalaniem się nad sobą. Czas zacząć żyć od nowa.
***
W drugim tygodniu było już zdecydowanie łatwiej. Przywykła do ciszy, do swojej samotności, którą kontynuowała od dnia powrotu ze szkoły. Mimo wszystko, postanowiła się nie poddawać. Wciąż była częścią magicznego świata – świata, w którym toczyła się wojna i musiała pomóc ją wygrać. Rozsiadła się na łóżku z książkami, rozglądając z uśmiechem po pokoju, który nie był już szary i pusty. Kilka zaklęć, a ściany nabrały bladozielonego koloru, pojawiły się też regały z kilkoma książkami i lampka na stoliku nocnym. Nie potrzebowała niczego więcej, ale czuła się nieco lepiej, gdy stworzyła swój mały kąt, gdzie mogła się ukryć. Upiła łyk herbaty i powróciła do przerwanej lektury. Musiała znaleźć ślad kolejnych horkruksów. Teraz, gdy Dumbledore’a nie było, wątpiła by Harry pozbierał się i zabrał do roboty. Był wytrwały, ale błądził po omacku. I chociaż wciąż nie kontaktowała się z nimi – ba, nawet nie próbowała! – przekazywała Ginny szczątkowe informacje. Domyślała się, że Weasleyowie i część Zakonu martwią się o nią, dlatego nie zataiła tego gdzie się znajdowała, a czasami nawet wysyłała do nich patronusa z informacją, że żyje i ma się dobrze. Cóż, to bardzo dorosłe, prawda?
Ale irytowała się, bo wciąż nie mogła natrafić na jakąkolwiek informację o tym jak odszukać horkruksy. To była zdecydowanie zbyt czarna i zbyt zaawansowana magia aby tak łatwo było to odkryć. Westchnęła i zamknęła oczy. Najchętniej rzuciłaby te przeklęte książki w kąt! Ale nie mogła. Bo wiedziała co nastąpi, gdy tylko pozwoli sobie odpocząć. Przywykła już do zasypiania w dziwnych miejscach i pozycjach, bo ślęczała nad różnymi zadaniami tak długo, aż po prostu zasypiała nagle i z wycieńczenia. Za każdym razem, gdy starała się położyć w łóżku i dać sobie chwilę wytchnienia, wspomnienia i emocje napływały do niej ze zdwojoną siłą, bo wciąż usilnie odpychała to wszystko. A przecież obiecała sobie, że to koniec, prawda? Więc wypchnęła z siebie wszelkie uczucia jakie tylko odczuwała i stała się sucha, pusta jak pergamin.
Przestała sobie zadawać pytania: „dlaczego?” i wypleniła wszelkie wspomnienia związane z nim. Nie było sensu tego roztrząsać, bo odszedł. Wybrał swoją drogę, zostawił ją samą i cóż - tak widocznie miało być. Powinna była się tego spodziewać, ale była głupia i naiwna ufając mu. Zabił Dumbledore’ – takie były fakty. I może rzeczywiście broniła go na darmo? Przecież sam się pchał! Mógł jej o wszystkim powiedzieć, ale tego nie zrobił. Nie czyni go to zatem winnym? Prychnęła i usiadła na łóżku.
- Znowu tam weszłaś.. – Mruknęła pod nosem i zamknęła w umyśle drzwi, których tak pilnie pilnowała, by nie pozostały otwarte. Wiedziała, że gdyby nie ta dobijająca samotność, pozbierała by się do kupy dużo szybciej. Ale przecież nie wybrała tego sama..


Obudziło ją zniecierpliwione stukanie do drzwi. Kogo diabły niosą?! Zerwała się z łóżka, niezadowolona z przybycia gościa, bo złapała raptem dwie godziny snu – w końcu. Zresztą, nie spodziewała się nikogo, więc wyciągnęła przezornie różdżkę i położyła rękę na klamce. Otworzyła drzwi i zamarła, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Merlinie, co on tu robił?
- Hermiona. – Mężczyzna uśmiechnął się lekko, ale widziała w jego oczach niepokój, jakby bał się, że mała Granger wyrządzi mu dużą krzywdę. – Mogę wejść?
Skinęła po chwili głową i przepuściła go w drzwiach.
- Czego chcesz? – warknęła, gdy przeszli do salonu i skrzyżowała ramiona na piersiach. Przez tygodnie nikt się do niej nie odzywał, a teraz ten dupek przychodzi jak gdyby nigdy nic?!
- Chciałem sprawdzić co z tobą. – Odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. Prychnęła.
- Jasne, to ciekawa jestem gdzie się podziewałeś przez ostatnie tygodnie. – Rzuciła z przekąsem i oparła się nonszalancko o ścianę. Proszę, Tobias Flamel, we własnej osobie ośmielił się zaszczycić ją swoją obecnością!
- Przestań jęczeć jak stara baba i porozmawiaj ze mną.
- Wynoś się stąd. – Warknęła i wskazała ręką na drzwi. Uniósł brwi, ale nie ruszył się z miejsca, więc podeszła do niego i przyłożyła różdżkę do jego piersi. – Powiedziałam, że masz stąd wyjść! – Wpatrywała się mu w oczy wściekle, a on przestał się w końcu uśmiechać. Pokręcił smutno głową.
- Odłóż to, bo zrobisz sobie krzywdę. – Powiedział spokojnie i złapał ją za przegub. Poczuła jak prąd przeszył jej ciało i odruchowo wyrwała nadgarstek z uścisku. Za mocno przywodził na myśl dotyk, którego tak pragnęła..
Nie schowała różdżki, ale opuściła ją i nie odsunęła się, wciąż mierząc się z nim na spojrzenia.
- Molly chce żebyś przyszła do Nory.
- Niby po co? – Tym razem uniosła brew, a on ku jej zdziwieniu roześmiał się.
- Na obiad, a nie na egzekucję. – Powiedział wyraźnie rozbawiony jej zachowaniem. Świetnie, więc nie traktował jej poważnie? Cofnęła się kilka kroków.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać. Więc jeśli to wszystko to jak już wspomniałam: wynoś się.
- Hermiona, przestań się zachowywać jakbyś się zamieniła na charaktery ze Snape’m, bo to już lekka przesada.
Otworzyła buzię i poczuła jakby właśnie uderzył ją w brzuch. Zabrakło jej tchu, gdy padło jego nazwisko i przez chwilę nie była w stanie pozbierać myśli. Zapomnij o nim, zapomnij! – krzyczała w myślach. Ale to nie wystarczyło. Samo jego wspomnienie powiedziane na głos spowodowało, że tama, którą wzniosła zaczęła przeciekać.
Tobias musiał to dostrzec, bo jego twarz nagle zmieniła się i nie wyglądał już na takiego rozbawionego, gdy patrzył jak opiera się o ścianę.
- Cholera, przepraszam Hermiona. Ja.. nie wiedziałem, że ty nadal..
- Że co? Że nadal go kocham? I że nadal tęsknię? – Skrzywiła się na własne słowa, ale pal licho wszelkie konsekwencje, niech wie! Niech wszyscy wiedzą! Wyprostowała się i tym razem to ona się uśmiechnęła, chociaż włożyła w to tyle jadu ile była w stanie wyprodukować w tej krótkiej chwili.
- Nie rozumiem cię. – Rzucił oschle, patrząc z niedowierzaniem na nią. – Przez tyle lat ile chodzę po tym świecie nie widziałem głupszej od ciebie. – Dodał po chwili i skierował się do drzwi.
- Przekaż Weasleyom, że nie wpadnę na obiad. – Krzyknęła za nim, gdy wychodził na dwór. Oparła się z powrotem o ścianę i osunęła na ziemię. Objęła ramionami kolana i, gdy emocje opadły, wpadła w histerię.
- Pieprzony Flamel, po co on tu przylazł? – Jęknęła do siebie i zatraciła we własnej rozpaczy.

15 komentarzy:

  1. Oh i co ja mam Ci powiedzieć? Niby nic się nie dzieje, a i tak jestem zachwycona! :3
    Powrót Hermiony do rodzinnego domu jest ciekawy. A jeszcze bardziej intrygujące jest to kiedy Harry przejrzy na oczy? Nie mogę się doczekać ich konfrontacji *-*. Domyślam się, że Snape nie prędko się pojawi, ale mimo to nie mogę odmówić sobie przyjemności myślenia o tym co będzie potem? Jak przebiegnie ich spotkanie? Ojejku! Naprawdę nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i strasznie zżera mnie ciekawość co w nim będzie? Nie jestem w stanie przewidzieć tego co tam umieścisz i bardzo dobrze! Niespodzianka sprawia więcej radochy! I nie zapominaj, że genialnie piszesz :3
    Ogrom weny wysyłam Ci sową! xD
    Ps. Nadal chcę wiedzieć co czai się w Twojej głowie XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i jak zwykle mogę liczyć na Twoje miłe słowa. :3
      No już następny rozdział jest nieco.. żywszy ale nie zdradzam!
      Och, w tej chwili to siedzą tam tylko pasożyty i przysięgam, że jeśli piątek trzynastego nie pomoże mi zdać.. to już nic mi nie pomoże xD
      Dziękuję i czekaj grzecznie!

      Usuń
    2. Zdradź! Nie obrażę się xD.
      Piątek 13? Ojej.. no tak to jutro *O*. Jak ja kocham takie dni. Na pewno Ci pomoże. Ja w to wierzę!
      Czekać.. grzecznie.. Postaram się ;-;

      Usuń
  2. Marta, Marta, Marta. Kiedy pojawią się WESOŁE rozdziały? :/ Świetnie, świetnie, ale kurde - za dużo tego smutku. Niech Snape ruszy dupę i pomoże Księżniczce Granger w potrzebie no. :/ Znowu adekwatnie oddałaś uczucia Hermiony i przygnębienie. U mnie na sevmione również zapowiada się ciężka część. ;)

    Pozdrawiam,
    C.S Fox Potterhead

    PS: Świetnie dobierasz muzykę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko skończy się moja katorga będzie wesoło.. To chyba przypada na następne opowiadanie XD
      Żartuję oczywiście. :) Postaram się wepchnąć trochę radości. :D
      O! To daj znać jak tylko pojawi się rozdział!
      Również pozdrawiam. <3

      PS. Dziękuję! Mniej więcej przy tych utworach piszę więc zawsze jakoś tak pasują. :D

      Usuń
    2. Max 1-3 dni co do rozdziału, bo zostało mi jeszcze trochę do napisania. A w ogóle, kiedy Panaceum? :)

      Usuń
    3. Chciałam najpierw dokończyć to żeby nie mieszać, ale może zacznę jakoś w przyszłym tygodniu. :D Robię zapas rozdziałów póki co xD

      Usuń
  3. Żal mi Hermiony. Przyjaciele sie od niej odwrocili. Gdzie się podzielą Snape? Ona jest taka samotna. Czekam na dalsze losy Hermiony i Severusa. Rozdział super ! ☺ Życzę weny. Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny rozdział przeczytany jednym tchem <3 powiem CI jedno słowo: REWELACJA !
    Mega emocjonujące, to co czuje Hermiona jest wyczuwalne w każdym zdaniu ... serio niesamowicie piszesz... w niezwykły sposób. ;D Nic się nie dzieje, nic się nie dzieje, a jednak coś się wydarzyło ^^ powrót do domu rodziców, Flemel ... i słowa Harrego ... czekam do niedzieli i już przebieram nogami, weny, weny, weny !!! ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem świetnie przedstawiłaś Hermionę,jakoś nigdy nie pasowało mi spłycanie jej do kujonicy, po raz kolejny ogromny plus za świetne opisywanie emocji, czytasz i to czujesz. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Dla mnie było jej za mało w książce, już o filmie nie wspominając.
      Dziękuję i jutro obiecuję następny rozdział!

      Usuń
  7. Smutno mi z powodu sytuacji w jakiej znalazła się Hermiona, jednak cały ten trudny czas który pojawił się w jej życiu, moim zdaniem, jest bardzo ważny dla twojej historii, którą tworzysz :-) Zastanawiam się tylko gdzie podziewa się Severus...
    A teraz, zabieram się za kolejny rozdział ;-)

    OdpowiedzUsuń