niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 10

Kochani!
Rozdział już zbetowany przez Fox Potterhead za co bardzo dziękuję  (zaglądać tu do niej!) Następny pojawi się zapewne do piątku i podejrzewam, że średnio co dwa, trzy dni będę dodawać kolejne. Niestety ale koniec wolnego, czas wziąć się za naukę. :(
Zapraszam!


Rozdział 10

Była już zmęczona czytaniem kolejnej strony o użyciu zaklęcia obronnego, którego nigdy wcześniej nie słyszała. Zawsze lubiła wiedzieć do czego się przygotowuje, dlatego tyle się uczyła, ale to juz była lekka przesada. Spoglądała groźnie na Snape'a, który w najlepsze czytał sobie książkę. Tytułu nie mogła dostrzec, ale domyślała się,  że to raczej nie jest "Dziennik Bridget Jones". Dlaczego nie mógł jej tego po prostu zadać i odpuścić dzisiejszych zajęć? Przecież ślęczenie w klasie było bez sensu - równie dobrze mogła czytać w wygodnym fotelu przed kominkiem, a tymczasem drugą godzinę męczyła się na niewygodnym krześle. Miała wrażenie, że strony, które zaznaczył w swoich książkach brzmiały prawie że identycznie i jeszcze chwila i zacznie je recytować. No nie, dłużej nie wytrzyma. Wstała z miejsca i pewnym krokiem oraz z uniesioną głową podeszła do nauczyciela. Położyła przed nim kilka tomów z hukiem, jednak on jak gdyby nigdy nic spojrzał na nią uśmiechając się złośliwie.
- Czyżbyś wymiękała Granger?
– Uniósł wyzywająco brew, a ona posłała mu jeden z najlepszych uśmiechów, na jakie potrafiła się zmusić.
- Ależ skąd, panie profesorze. Po prostu już skończyłam. – Wzruszyła ramionami i oparła się o jego biurko, obserwując z satysfakcją jak zaskoczony mierzy stos książek, który polecił jej przeczytać.
- Skoro tak.. To chyba byłoby na tyle. – Wstał od biurka, a ona wpatrywała się w niego zaskoczona. To tyle? Nie przepyta jej? Nie rzuci paskudnym zaklęciem żeby sprawdzić czy się obroni? Do tego żadnej paskudnej uwagi?
- Profesorze, dobrze się pan czuje?
- Granger, czy dzisiaj jest jakiś dzień troski o nauczycieli?
- Z tego co mi wiadomo to nie, chociaż na pana cześć powinni taki ustalić.
Zmarszczył brwi i nachylił się nad nią, a jej serce momentalnie zatrzepotało.
- Wiesz o tym, że normalnie gdyby ktoś się odezwał do mnie w taki sposób, dostałby taki szlaban, że popamiętałby mnie do końca swoich dni?
Przełknęła ślinę, ale kiwnęła głową starając się zachować lekceważący uśmiech.
- To dlaczego ja go nie dostanę?
Zbiła go z tropu, widziała to w jego oczach. Ha! Jeden dla Hermiony, zero dla nietoperza. Wpatrywał się w nią przez chwilę, po czym uśmiechnął się w tak oszałamiający sposób, że kolana pod nią zmiękły. Pochylił się i wyszeptał tuż przy jej uchu:
- A skąd wiesz, że tego nie zrobię? – Zadrżała i przytrzymała się stolika za nią. Odjęła sobie w głowie przyznane punkty, ale w tej chwili skora była przyznać mu ich nawet sto, gdyby tylko mógł zostać tak blisko…
Uniosła wzrok i napotkała jego oczy, które wpatrywały się w nią, jakby chciał przejrzeć ją na wylot. Nie poczuła, aby próbował wtargnąć do jej umysłu - trochę ćwiczyła w zeszłym roku i była w stanie to wyczuć. Nie, to było zdecydowanie zbyt intymne spojrzenie, które spowodowało, że jej twarz pokryła się szkarłatem. Rozchyliła wargi i nie mogła oderwać wzroku od grafitowych oczu Snapea. Merlinie, co ten facet ze mną wyrabia?
Nieświadoma napięcia, jakie u niej spowodował rozluźniła się, gdy cofnął się o krok. Wyglądał na zadowolonego, jakby właśnie dostał to czego chciał. Ale Hermione nie obchodziło w tym momencie co takiego osiągnął, wciąż czuła się odurzona jego zapachem, który był mieszaniną ostrej, męskiej woni, z czymś lekko słodkim, tajemniczym. Nabrała powietrza do płuc i powoli je wypuściła, zupełnie nie przejmując się tym, że wyglądała obecnie jak totalna, bezmózga nastolatka.
- Chyba czas na ciebie, co Granger?
Poderwała głowę, na dźwięk jego głosu. O Boże, jaki on był niesamowicie głęboki i taki.. seksowny? Ponownie się zarumieniła.
- Mhm, też mi się tak wydaje.
Właśnie miała go wyminąć, gdy chwycił ją za nadgarstek. Momentalnie przypomniała sobie swój sen i spojrzała na niego, lekko wystraszona. Zdawało się, że to zauważył, bo puścił jej rękę i spochmurniał.
- Dobranoc Granger.
Miała wrażenie, że przez ułamek sekundy jego głos zadrżał, jakby posmutniał, ale zignorowała to i skinęła głową.
- Dobranoc panie profesorze.
Wyszła z sali, nie do końca pewna tego co się właśnie między nimi wydarzyło.
***
Odesłał machnięciem różdżki książki, które wyfrunęły z klasy. Pokuśtykał do drzwi, z wyraźnie niezadowoloną miną. Czyżby Granger się go bała? Przez krótką chwilę czuł, że coś między nimi zaiskrzyło. Skrzywił się z obrzydzeniem na tę myśl. Ona jest cholerną uczennicą, mogłaby być twoją córką! Ale nie jest, podpowiedział drugi głos i tak toczyła się walka w jego głowie, dopóki nie doszedł do własnych komnat i nie otworzył Ognistej Whiskey.
Zadowolony wypił duszkiem kolejną szklankę i czując, że ból w nodze ustępuje rozsiadł się wygodnie w fotelu. Przeklęta Gryfonka, o nie na pewno nie będzie sobie nią zaprzątał myśli! Nic z tego. Łyknął tym razem prosto z butelki i skrzywił się. Co ona sobie wyobrażała, co? Najpierw uśmiecha się, szczerzy jak kretynka, wywołując u niego takie uczucia, a potem wzdryga się ze strachem, gdy tylko jej dotknie? No tak, a czego innego się spodziewałeś stary idioto? Że przyjmie z otwartymi ramionami podstarzałego profesora, który całą edukacje uprzykrzał jej życie i wyzywał? Taaa, jasne. Prędzej Voldemort przyzna się, że w rzeczywistości to jest wielkim fanem mugolaków. Upił kolejny łyk. Nie, nie, nie da się tak traktować! Przecież jest szanowanym Mistrzem Eliksirów, a ta cała Granger nie będzie go nigdzie ustawiała. Wstał z fotela i wciąż trzymając butelkę w dłoni, wyszedł z salonu.
***
Weszła do wanny z nadzieją, że zmyje z siebie wspomnienie tego co dzisiaj się stało. Dlaczego musiała zachowywać się tak dziecinnie? Z jednej strony pragnęła jego uwagi, z drugiej wzdrygała się gdy tylko ją dotknął. Przypomniała sobie jego czarne oczy, które z taką intensywnością wpatrywały się w nią i westchnęła. Merlinie, czy ja właśnie zaczynam myśleć o Snapie w TEN sposób? Zanurzyła głowę pod wodę i wstrzymała powietrze. Może by się tak utopić? Tak, to zdecydowanie lepsze. Jednak pomimo myśli bliskich samobójczym zamiarom, wynurzyła się i przymknęła oczy. Co się między nimi wydarzyło przez te miesiące? No w sumie to nic, po prostu spędzali trochę czasu razem i to tyle. Ale odkryła w nim mężczyznę, takiego z krwi i kości. To nie był kolejny nastolatek, który miał siano w głowie, za nic wiedzę i tylko wygląd się dla niego liczył. Nie był jak Krum, który bazował na swojej niesamowitości, sławie i wątpliwym mózgu. Nie był jak Ron; momentami obrzydliwy, ale kochany i słodki. Nie, on był sobą - Nietoperzem z lochów, który denerwował ją jak nikt inny, człowiekiem, który traktował ją za nic przez ostatnie kilka lat jej życia, facetem, który doprowadzał do szału jednym słowem, ale też takim przy którym rozpływała się jak masło w upalny dzień. Świetne, idealne porównanie, Hermiono. Skrzywiła się i przyłożyła dłoń do czoła. W co ja się w ogóle pakuję? Mało to problemów wokół, jeszcze ci brakuje.. Jego? Bo w sumie nie umiała nazwać ewentualnego czegoś co mogło się między nimi pojawić, bo przecież to były tylko jej urojenia. Zaczerwieniła się na samą myśl, co byłoby gdyby szanowny Mistrz Eliksirów dowiedział się o tym.
Zaskoczona poderwała głowę, gdy usłyszała gwałtowne stukanie do drzwi. Wypadła z wanny i owinęła się w ręcznik, w panice gnając przez salon. Serce podeszło jej do gardła, Boże coś się na pewno stało! Najgorsze myśli przebiegły jej przez głowę, jednak o tym co zastała przed drzwiami, nawet nie była w stanie przeanalizować w żaden logiczny sposób. Dlaczego? Bo pod jej drzwiami, opierając się o ścianę, stał – chociaż to niedokładne określenie – słaniał się na nogach we własnej osobie nikt inny jak Severus Snape. Hermiona nie wiedziała co powiedzieć, ale jedno jego spojrzenie wystarczyło by wciągnęła go do środka. Czuła, że mógł zrobić coś bardzo głupiego na szkolnym korytarzu, czego na pewno bardzo by żałował.
- Panie profesorze? – Zapytała niepewnie, gdy oparł się o drzwi, które za sobą zatrzasnął. – Co się panu stało?
- Granger – uśmiechnął się lekko, chociaż bardziej wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować. – Czy ty przestaniesz mnie dzisiaj o to pytać? Skończ tą szopkę!
- Ale o co panu chodzi? – Czuła się niepewnie stojąc przed nauczycielem z mokrymi włosami, owinięta jedynie w ręcznik, podczas gdy on zachowywał się tak nieobliczalnie.
- Przestań udawać, że cię to obchodzi !
- Ale co? Panie profesorze? – Podeszła do niego, widząc jak opadła mu głowa na pierś, a on zamilkł. Nagle poderwał ją i spojrzał dziewczynie w oczy, a ona była bliska śmiechu. Merlinie, on się upił! Spojrzała na jego rękę, w której wciąż trzymał butelkę Ognistej Whiskey i sięgnęła po nią. – Niech mi pan to odda.
Ten jednak pokręcił przecząco głową i przytulił trunek do siebie jakby był miękką maskotką. Z trudem utrzymywała powagę. Chwyciła jego dłoń i pociągnęła w stronę kanapy. Zdążyła jedynie zarejestrować, że miał twardą, szorstką ale ciepłą rękę, bo już po chwili leżał na czerwonym wypoczynku i wyglądał jakby miał zasnąć. Wyciągnęła butelkę spomiędzy jego ramion, które skrzyżował na piersi i spojrzała na niego, nikle się uśmiechając.
- Panie profesorze, niech pan śpi.
Czknął nagle i zaśmiał się pod nosem. Hermiona uniosła brew i nie mogła uwierzyć w całą sytuację, która się właśnie rozgrywała. Mężczyzna zamknął jednak posłusznie oczy, wyciągnął nogi i ułożył się wygodnie. Wstała, gdy nagle wsunął swoja dłoń w jej i przyciągnął do siebie. Serce jej podeszło do gardła, ale nie cofnęła się tym razem.
- Przestań udawać, że ci na mnie zależy, Hermiono. – Wpatrywała się w niego z szokiem, ale on po tych słowach od razu zasnął. Czy on właśnie zwrócił się do mnie po imieniu? I czy właśnie powiedział to co wydawało się jej, że powiedział? Spojrzała na ich dłonie złączone w lekkim uścisku, a serce ją ścisnęło. Poczuła złość i wiedziała, że to niewłaściwie, ale ogarnęła ją też czułość i patrząc na splecione palce miała wrażenie, że jest bezpieczna.
Wstała i przyniosła z sypialni koc, którym go nakryła.
- Tylko, że ja wcale nie udaje. – Mruknęła po czym wyszła do łazienki, gdzie przebrała się w pidżamę i skierowała do łóżka. Wcale nie było jej łatwiej zasnąć, ze świadomością, że za drzwiami leży jej nauczyciel.
***
Kiedy ostatni raz doprowadził się do takiego stanu, co? Bał się otworzyć oczy, strasznie bolała go głowa. Cholera, jakie to łóżko niewygodne. Przewrócił się na bok i poczuł uderzenie o ziemię.
- Kurwa! – Zaklął, a jego głos był ochrypły. Ale zaraz, przecież jego łóżko jest szerokie. Uchylił niepewnie powieki, usiadł i ze zdumieniem rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdzie on do cholery był? Miał wrażenie, że urwał mu się totalnie film. Na stoliku obok stała prawie że opróżniona butelka po Ognistej, a jemu się zdawało, że zna ten pokój… Ponownie zaklął i wstał tak gwałtownie, że świat zawirował mu przed oczami. Skąd on się wziął w pokoju tej pieprzonej Granger?! Zerknął na uchylone drzwi do jej sypialni i zawahał się. Chyba.. nie zrobił jej krzywdy, prawda? Wiedział, ze był do tego zdolny, był zdolny, bo ta dziewczyna wyzwalała w nim uczucia, których od dawna nie czuł. Zajrzał dyskretnie przez szparę i z ulgą zobaczył Hermionę, która spała spokojnie zakopana pod kołdrą. Uśmiechnął się na ten widok, jednak szybko się opanował i starał przypomnieć jak to się stało, że w ogóle do niej przylazł. Ja pieprzę, pewnie chrzaniłem coś tak idiotycznego, że ta dziewczyna pozbyła się już zapewne resztek szacunku do jego osoby. Zresztą, sam się z niego obnażył
Wyszedł z komnat najciszej jak potrafił z nadzieją, że na nikogo nie wpadnie. Pech chciał, że niedaleko pokoju Gryfonki, przechodziła szanowna Minerwa. Zaklął pod nosem.
- Severus? – Spojrzała na niego ogromnie zszokowana. – Co ty tutaj robisz o tej godzinie? I co ci się stało?
Złapał się za głowę i zmrużył oczy. Światło strasznie go irytowało.
- Ciiiiszej, Minerwo. – Warknął, a kobieta wybuchła gromkim śmiechem.
- Merlinie, Severus, ty się upiłeś! – Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem trzęsąc się ze śmiechu.
- Głośniej. Niech wszyscy uczniowie o tym usłyszą!
- Myślę, że jednemu z nich osobiście to pokazałeś. – Spojrzała znacząco na drzwi za nim i ponownie roześmiała się. Szybko się opanowała widząc mordercze zamiary, wypisane na jego twarzy.
- Przysięgam Minerwo, wspomnij o tym komukolwiek to możesz być pewna, że nie zaznasz spokoju do końca dni. – Wpatrywał się w nią wściekle. Dlaczego ta pieprzona głowa musiała mu tak pękać? Musiał jak najszybciej zażyć odpowiedni eliksir, żeby doprowadzić się do porządku. Wyminął ją bez słowa więcej i zignorował chichot, który usłyszał za plecami.

No też historia! Pijany Snape, dawno tego nie było. A już na pewno nie w środku tygodnia no i nigdy nie wychodził z komnat innych niż własne albo jej. Czyżby jego i Hermionę coś połączyło? Niby to takie niestosowne, ale przecież byli tylko ludźmi, prawda? Poza tym to Hogwart, a tutaj różne rzeczy miały miejsce. Trzęsąc się ze śmiechu, ruszyła w stronę gabinetu dyrektora. Niech no Albus usłyszy tę historię to nigdy nie da żyć Severusowi! Wiedziała, że nie będzie miał nic przeciwko – chciał jak najlepiej dla Snape'a. Choć nie zawsze to okazywał, wiedziała, że traktował go trochę jak syna. Jednak nie potrafiła zrozumieć dlaczego mimo to tak każe mu się narażać i tak bardzo komplikuje jego życie. Już dawno powinien pomóc mu się zerwać z tej smyczy Voldemorta no i z własnej. Westchnęła smutno, już nie było jej do śmiechu. Żałowała przyjaciela, który nie mógł sobie znaleźć miejsca na świecie i był rozdarty między dwoma stronami na tej wojnie. A przecież zwyciężyć mogła tylko jedna z nich…
Dni do świąt mijały coraz szybciej. Hermiona z zaskoczeniem dowiedziała się od McGonagall, że Snape odwołał ich zajęcia do końca semestru, ale z drugiej strony rozumiała co było tego powodem. Na drugi dzień, gdy zobaczyła pusty salon wiedziała, że nic dobrego to nie zapowiada. I nie pomyliła się zbytnio. Unikał jej. Nie dość, że odwołał ich zajęcia to za każdym razem, gdy próbowała wejść do jego komnat, odrzucało ją zaklęcie. Świetnie, jeszcze się przed nią zabezpieczył!
Obserwowała go spod byka na posiłkach i czuła lekki smutek ale i irytację, gdy zorientowała się, że ani razu nie spojrzał w jej stronę. Z niezadowoleniem stwierdziła też, że Harry i Ginny utrzymywali bardzo chłodne relacje, a jedynie Ron siedział wciąż sklejony z Luną, czego wszyscy mieli powoli dosyć. Ze skrajności w skrajność, pomyślała. W weekend również zaskoczyła ją wieść, że najmłodsza z Weasleyów przyłączy się do ich treningów. Dlaczego dyrektor pchał i ją w to całe bagno? Coraz mniej zaczynało się jej to wszystko podobać.  W coraz większą paranoję popadała, za każdym razem gdy rozmyślała nad posunięciami Dumbledore. Ostatnie dni doprowadziły ją do stanu, w którym chodziła warcząc na wszystkich i generalnie to miała dosyć Hogwartu i odliczała dni do świąt. Na szczęscie zostały już tylko dwa.
Po obiedzie mieli wolne popołudnie, a Harry zaproponował żeby wybrali się do Hagrida. Ucieszyła się na tę myśl - w sumie od początku roku nie miała czasu żeby zobaczyć się z przyjacielem. Ubrali się ciepło i zawinięci po uszy ruszyli przez błonia. Hermiona zauważyła, że chłopcy nie rozmawiają ze sobą. Wzięła ich z dwóch stron pod ramię i uśmiechnęła się.
- Panowie, co z wami? Zawsze tryskaliście energią przed wolnym!
Oboje wzruszyli ramionami i żaden się nie odezwał. Zmarszczyła brwi i zatrzymała się.
- Dobra, powie mi ktoś o co chodzi?
Spojrzeli po sobie, po czym Ron westchnął.
- Chodzi o.. Ginny.
- A dokładniej? – Zdążyła zauważyć, że ostatnio Harry nie dogadywał się z dziewczyną.
- Oj chodzi o to, że.. pogodziłem się z Cho. – Hermiona wybałuszyła oczy na niego i w jednej chwili wszystko zrozumiała. Merlinie, na miejscu Weasley’ówny sama by go ukatrupiła.
- Jak to się stało?
- No ja sam nie wiem, przyszła porozmawiać ze mną i no tak jakoś.. A Ginny jest zazdrosna i ubzdurała sobie, że coś do niej czuję.
- A czujesz? – Hermiona skrzyżowała ręce na piersi i uniosła brew. No ci to mieli problemy -nie to co jej życie uczuciowe. Ron przyglądał się przyjacielowi z taką miną jakby zaraz miał zwymiotować.
- Nie! Oczywiście, że nie. Naprawdę, wyleczyłem się z niej. A Ginny.. to co innego. Ona zawsze była jak siostra i teraz ja no.. po prostu zależy mi na niej.
Weasley przewrócił oczami i złapał czarnowłosego  za ramiona. Hermiona pierwszy raz widziała taką powagę na twarzy przyjaciela - w końcu chodziło o jego młodszą siostrę.
- Stary, kochasz ją czy nie?
Harry zagryzł niepewnie wargę i spuścił wzrok, jednak po chwili spojrzał w oczy Ronowi i skinął energicznie głową.
- Tak Ron, kocham ją.
Hermiona miała ochotę wyściskać ich oboje. To było takie pięknie, niesamowite. Jej przyjaciele znaleźli być może bratnie dusze, które całe życie kręciły się obok, a Harry dorósł tak bardzo.
- No to dla mnie super! – Rudzielec uśmiechnął się szeroko i poklepał go po ramieniu. Hermiona roześmiała się, po czym wzięła ich ponownie pod rękę i ruszyli w dalszą drogę, tym razem w dobrych humorach, śmiejąc się i żartując.

- Cholibka, ale żeście mi niespodziankę urządzili! – Hagrid ogromnie ucieszył się na ich widok, gdy zapukali do drzwi chatki. – Wchodźcie, zaparzę herbatki! Taki ziąb na dworze, brr. – Weszli do środka i rozsiedli się wokół stołu. Rosły mężczyzna powiesił nad ogniem w kominku czajnik z wodą.
- Słyszałam, że razem z Luną pertraktujecie z centaurami. Jak wam idzie?
- Ta dziewczyna jest świetna! – Ron dumnie wypiął pierś, słysząc pochwały kierowane ku jego dziewczynie. – Cholibka, centaury ją uwielbiają, ba ze mną to nawet nie chcą gadać. Mówią, że równy ze mnie gość, ale ta dziewczyna podbiła ich serca. – Postawił przed nimi kubki z herbatą, a Ron tak obrósł w piórka, że razem z Harrym parsknęła śmiechem, gdy kolejny raz wspomniał, że zawsze uważał, że Luna jest niesamowita.
Popołudnie minęło im niezwykle przyjemnie i z zadowoleniem wróciła do siebie. Pierwszy raz od dawna poczuła się tak swobodnie. Odpoczęła ostatnio, nabrała sił, a teraz nabierała powoli pozytywnej energii. Gdyby tylko ten dupek z lochów się opamiętał, byłoby perfekcyjnie.
Dzień przed przerwą świąteczną nie mogła znieść tego milczenia i bycia ignorowaną. Czym sobie zasłużyła na takie traktowanie z jego strony, co? W końcu to nie ona przylazła w nocy pijana do jego gabinetu... Była zła ale wciąż rozmyślała nad jego słowami. Dlaczego myślał, że udawała?  Przecież naprawdę jej zależało na nim. Czego się spodziewał? Że zbliżą się do siebie, ale wciąż pozostanie jej obojętny? Poważnie uważał, że starała się okazywać troskę, bo taki miała kaprys? Stary dureń.
 Po kolacji spakowała kilka rzeczy do swojej torebki. Nie zamierzała długo zostawać u Weasleyów, zastanawiała się nawet czy spędzi z nimi Nowy Rok. 

Ubrała się w mugolskie dżinsy i luźny, granatowy podkoszulek. Połowa uczniów już wyjechała, a i ona zamierzała udać się tego wieczora do Nory więc nie przejmowała się szkolnym ubiorem. Rano miało się odbyć świąteczne śniadanie w domu Rona, na które została zaproszona. Ucieszyła się, że Harry, Ron i Ginny już dziś rano udali się do domu, bo nie musiała się chociaż tłumaczyć dlaczego znika w wolny wieczór, zamiast spędzić z nimi czas. Z tego co dowiedziała się od Rona, Harry jakoś załagodził sytuację z Ginny i póki co zawiesili broń. Wyszła z pokoju i skierowała się do lochów. Wyobraziła sobie reakcje przyjaciół, którzy dowiedzieliby się o relacji z nauczycielem i jęknęła. Boże, nigdy by tego nie zrozumieli, Zwłaszcza Harry, który na pewno nie wybaczyłby jej tego. Czuła się odrobinę winna, chociaż przecież jeszcze nic nie zrobiła, prawda? Jeszcze…
Westchnęła i stanęła przed drzwiami nauczyciela. Tym razem nie odpuści!  Będzie kwitła tutaj do wiosny jeśli trzeba będzie, ale wpuści ją do środka. Zapukała stanowczo i skrzyżowała ramiona na piersi. Cisza. Podniosła rękę i ponownie zastukała, jednak nadal milczał.

- Profesorze! Wiem, że tam pan jest! Niech mnie pan wpuści! – Czuła się jak prawdziwa idiotka stercząc pod drzwiami do komnat Snape’a i dobijając się do nich. Merlinie, dzięki ci za święta, co by się działo, gdyby zauważył ją jakiś Ślizgon. Wpatrywała się w jego drzwi, jakby próbowała wypalić w nich dziurę. Szkoda, że nie jestem jak Superman, westchnęła. Kilka razy jeszcze zapukała, jednak nadal pozostała bez odpowiedzi. Oparła się plecami i usiadła na ziemi, podwijając kolana pod brodę.
- Wie pan, że będę tutaj siedziała prawda? Więc gdyby ktoś chciał pana odwiedzić, najpierw będę musiała wytłumaczyć mu dlaczego przykleiłam się do drzwi. – Uśmiechnęła się, próbując wyobrazić sobie jego minę w tym momencie. – Ale chyba nikomu to nie przeszkadza, więc posiedzę sobie. Do rana nikt się mnie nie spodziewa w Norze także chyba jest pan bezpieczny. Tak sobie myślę, że skoro w oczy nie chce pan ze  mną rozmawiać, profesorze, to drzwi też są dobrym sposobem. W sumie to przynajmniej pan nie ucieknie. – zachichotała pod nosem. – Chociaż jeszcze jest kominek no i w końcu jest pan nietoperzem.. – powiedziała to nim ugryzła się w język. O cholera, tego miał nie słyszeć. - .. znaczy nauczycielem i pewnie wymyśli pan coś równie ekstra. Może ma pan jakieś tajemne przejścia? No cóż, w każdym razie ma pan jakieś plany na święta? Bo ja chciałabym pojechać do domu, do rodziców.. – posmutniała na ich wspomnienie i objęła mocniej nogi, opierając na kolanach podbródek. - .. tęsknię za nimi, wie pan? Ale wiem, że nie mogę ich narażać i… - urwała gdy drzwi w końcu się otworzyły, a ona przewróciła się na plecy, wpadając do jego salonu. Pomimo idiotycznej pozycji w jakiej się znalazła, uśmiechnęła się szeroko, widząc wściekłość na jego twarzy.
- Granger. – Warknął, wpatrując się w nią gniewnie. – Czy tobie już resztki mózgu wyżarło? Nie przypominam sobie żebym został twoim pamiętnikiem. Czego chcesz?
Podniosła się z ziemi i otrzepała spodnie. Zamknęła za sobą drzwi, a on uniósł brew, jednak nic nie powiedział.
- No chyba wspomniałam już o tym jakiś milion razy, prawda? – Skrzyżowała ręce na piersi i ściągnęła brwi. – Unikał mnie pan.
- Nieprawda.
- Nie? – uniosła brwi i zagryzła policzki, starając się nie roześmiać, gdy spuścił głowę a włosy zasłoniły jego lekko zaróżowioną twarz.
- Nie Granger, naprawdę nie wiem dlaczego miałbym to robić.
Wyrzuciła ręce w górę, nieźle zirytowana jego zachowaniem. I on się uważał za dorosłego mężczyznę?
- Panie profesorze, ja nie do końca rozumiem co panu odbiło, – zignorowała jego morderczy wzrok i kontynuowała. – ale naprawdę jestem w stanie zapomnieć o tym. Zresztą, czy ja naprawdę wyglądam na kogoś kto wypomina błędy? Bo wydaje mi się, że z nas dwoje to pan jest tym złym.
Wpatrywał się w nią, a ona nie potrafiła określić co za chwilę nastąpi.
- Przepraszam, Granger.
No chyba się przesłyszała. Roześmiał się tak jak lubiła, gdy otworzyła ze zdziwienia buzię.
- Niech się pan ze mnie nie śmieje, w końcu niecodziennie dostaję taki prezent.
- Uznaj to za świąteczny cud.
- Niech będzie. To zacznie się pan teraz do mnie odzywać?
Usiadł w fotelu i uśmiechnął się cwaniacko. Potraktowała to jako zaproszenie i usiadła w drugim.
- A co, Granger, stęskniłaś się za mną?
- Pan jak zawsze taki czarujący. – Przewróciła oczami. – Ale i owszem, brakowało mi tych wyzwisk i siniaków na całym ciele. – Spojrzała mu w oczy i miała przez chwilę wrażenie, że odpływa w tych czarnych… Potrząsnęła głową. Opamiętaj się!
Znowu się szczerzył, a ona westchnęła. Naprawdę musiał mieć taki zniewalający uśmiech? Dlaczego na co dzień się tak nie zachowywał? Zyskałby stado fanek jak nic.
- Polecam się na przyszłość. A tak na poważnie, chyba nie zamierzałaś gderać mi pod drzwiami całą noc?
- Zamierzałam, ale szybko pan wymiękł.
- Bo chciałem mieć święty spokój.
- To dlaczego nie wpuścił mnie pan wcześniej? Dlaczego miałam wrażenie jakbym coś złego zrobiła?
Wpatrywał się w nią z niedowierzaniem. Co ona za głupoty opowiadała?
- Granger.. Nie byłaś niczemu winna. To ja zachowałem się… nieodpowiedzialnie i naprawdę przepraszam cię za to. – Widziała powagę na jego twarzy i serce jej zmiękło. Dlaczego wiecznie za wszystko się karał? – Ale na drugi raz nie wpuszczaj pijanego nauczyciela do swojego pokoju! Co ci odbiło?! – No i wrócił kochany nietoperz. Skrzywiła się.
- Chyba pan sobie żartuje. Słaniał się pan na nogach i właściwie to sam rozgościł się na mojej kanapie!
- Nie przypominam sobie, więc zapewne tak nie było.
- Och no oczywiście, nasz wspaniały Mistrz Eliksirów nie pamięta niczego, bo był pijany jak bela, ale nieeee, to ja mam urojenia i wymyślam niestworzone historie!
- Granger!
- Co?!
- Język! Dobrze ci radzę, zachowuj się.
No nie, tego było za wiele! Ona miała się zachowywać?! Zerwała się z fotela i nachyliła przed nim, grożąc palcem.
- Widzi pan? Zawsze pan to robi kiedy nie ma pan żadnej riposty. Kłócimy się, a nagle zaczyna się to całe nauczycielowanie. – Przewróciła oczami i podparła się rękoma o biodra. -  Będzie pan na śniadaniu u Weasley'ów?
- A dlaczego miałbym być? – Naburmuszony mruknął pod nosem.
- Bo reszta Zakonu też będzie i ja chciałabym pana tam zobaczyć.
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Ciekawe co znowu powiedziała nie tak. Jednak on milczał, a ona zaczęła powoli odliczać sekundy. Wstał z miejsca i zrobił krok w jej stronę. Przełknęła ślinę, gdy wbił wzrok w jej oczy.
- Granger, o co ci chodzi, co? W co ty grasz?
- Dlaczego uważa pan, że w coś gram? – Podeszła bliżej i podniosła głowę, by nie stracić z oczu jego twarzy. O nie, tym razem nie odpuści.
- Bo jesteś pieprzoną Gryfonką, a wy zawsze w coś pogrywacie. – Mruknął, jednak nie odsunął się. Rozmasowała sobie dłońmi skronie i pokręciła głową.
- Czemu pan musi tak wszystko komplikować, co? Dlaczego tak ciężko wbić do tego upartego łba, że komuś może zależeć na panu i, że moje intencje są szczere?
Uniósł brew słysząc obelgę i prychnął.
- Granger, bo nie urodziłem się wczoraj i wiem, że ludzie nie są mili i troskliwi dla takich jak ja.
- Nie wszyscy są tacy okropni jak się panu wydaje.
Mieli swoją chwilę, ale miała wrażenie, że właśnie to prysło. Może i dobrze? Niech się wypcha jeśli do końca życia chce być sam!
Uśmiechnęła się do niego smutno, po czym odwróciła i podeszła do drzwi. Stał w tym samym miejscu, zaskoczony jej zachowaniem. Tyle czasu się dobijała, a teraz tak po prostu wychodziła?
- Wesołych świąt, panie profesorze.
- Granger. – Odwróciła się w jego stronę i ze zdziwieniem dostrzegła, że jego usta wygięły się w przyjaznym uśmiechu. – Do zobaczenia rano.
Oniemiała wyszła na korytarz i odhaczyła w głowie kolejny cud, który zdarzył się tego wieczoru.

Po powrocie do komnat zafiukała do Nory. Dyrektor na jeden wieczór otworzył połączenie z jej kominkiem aby mogła dostać się bez problemu do domu Weasley'ów.
- Hermiona! Nareszcie jesteś, moje dziecko! – Pulchna kobieta podeszła do niej i wyściskała, a ona poczuła się prawie jak w domu, gdy otaczało ją tyle miłości. – Chodź kochanie, właśnie zbieraliśmy się do łóżek. Będziesz spała u Ginny, dobrze?
- Oczywiście. Dziękuję za zaproszenie, pani Weasley.
- Och kochanie, jesteś dla mnie jak córka. – Uśmiechnęła się do niej ciepło. – Ale już, zmykaj na górę! Jutro czeka nas pracowity poranek.
Zagoniła ją na schody, po których Hermiona wspięła się na piętro. Nora była naprawdę specyficznym domem, ale kochała go jak swój własny. Weszła do pokoju Ginny i usiadła na wolnym łóżku. Na drugim przyjaciółka spała już spokojnie, więc cicho przebrała się w piżamę i położyła, zasypiając z uśmiechem na ustach.

6 komentarzy:

  1. Dopiero teraz trafiłam na to opowiadanie i stwierdzam, że jest naprawdę świetne. Ciekawa fabuła i zachowane charaktery naszych bohaterów ;) Severus wredny czyli taki jakiego najbardziej lubię haha... Jestem ciekawa jak potoczy się dalsza współpraca Hermiony i Severusa ale już widzę, że mają się ku sobie :) z czego jestem niezmiernie dumna... Życzę dalszej weny i czasu do pisania. Pozdrawiam Rose :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa!
      Mam nadzieję, że będziesz podążać za dalszą fabułą i zapraszam. :)

      Usuń
  2. Aha i musiałabyś zmienić link. Zmieniłam ostatnio na severussnapebycoyote.blogspot.com. Uznałam, że skoro nie będzie tam TYLKO snily to co mi tam. Rozdział świetny, ale kurka wodna jutro się nim zajmę. :) Weny!
    Coyote Senpai. (Zmęczona do granic możliwości z powodu siedzenia po nocach i czytaniu na tablecie po kryjomu różnych blogów.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu konto, później zmiana adresu, później zmiana konta. :) Uważam, że namieszałam. xD

      Usuń