Kochani!
Trochę słodkości, żeby nie było za kwaśno. :)
Następny rozdział dodam prawdopodobnie za dwa dni, bo niestety kolokwium samo
się nie zaliczy, a muszę przemyśleć to i owo w fabule. :D Także czytajcie,
wyczekujcie i komentujcie. <3
Rozdział 8
Trochę żałowała, że nie
może uczestniczyć w zabawie, gdy spotkała Ginny w stroju wiedźmy i Harrego
przebranego za ogra. Obserwowała z uśmiechem jak odchodzą razem i poczuła
ukłucie zazdrości. Kiedy ona musiała pilnować innych, oni mogli się dobrze
bawić. Poza tym zauważyła, że mają się ku sobie. Nie zrozumcie źle, cieszyła
się, że przyjaciele są szczęśliwi, ale sama tego nie czuła a bardzo tęskniła za
tym uczuciem w ostatnich miesiącach.
Szła korytarzem rozmyślając o latach spędzonych w tych murach. Tak wiele się
zmieniło od kiedy po raz pierwszy przekroczyła bramę Hogwartu. Przyszła tu jako
wszystkowiedząca mugolaczka, a teraz miała przyjaciół, posiadła ogromną wiedzę
i umiejętności i pewnie byłaby spełniona gdyby nie fakt, że wisiało nad nimi
widmo wojny.
Dotknęła zawieszki, którą dostała od Rona na urodziny. Nosiła ją zawsze pod
szatą. Znaczyła dla niej naprawdę wiele, tak jak chłopak od którego ją dostała.
Przed wakacjami wydawało się jej, że poczuła do niego coś więcej, ale nawet
jeśli to w wakacje się z tego wyleczyła. Nie miała czasu na takie bzdury. Nie w
głowie jej motylki i miłosne problemy. Trochę zazdrościła koleżankom, gdy w
pokoju wspólnym przysłuchiwała się ich rozmowom na temat chłopców, podczas gdy
ona siedziała zakopana pod stertą książek.
Ile razy chciała wtedy żeby ktoś ją z nich wyciągnął? Ale nie nadawała się do takiego życia. Zdobyła w szkole przyjaciół, ale mimo to większość czasu czuła się samotna. Kochała ich, ale nie byli tacy sami. Nie potrafili zrozumieć jej zamiłowania do wiedzy, tego że była pilna i chciała być najlepsza. Taka właśnie była i wiedziała, że oni to wiedzą, ale tak naprawdę nie rozumieli jej. Wiele razy czuła się wyobcowana, gdy rozmawiali o quidditchu, narzekali na ilość prac domowych i nauczycieli. Ona miała do nich szacunek i doceniała każdą informację jaką mogli jej przekazać. Czasami miała nawet dosyć wysłuchiwania tego jaki Snape jest okropny. Przewróciła oczami. Oczywiście, wiadomo, że taki jest, ale ile można narzekać na to, że wyzwał ich podczas Eliksirów? Był niesprawiedliwy i faworyzował Ślizgonów, ba doświadczyła tego na własnej skórze wiele razy, ale rozumiała też jego rygorystyczne wymagania podczas warzenia eliksirów. Musiał zapewnić im bezpieczeństwo, a i tak nie raz dochodziło do drobnych wypadków.
Ile razy chciała wtedy żeby ktoś ją z nich wyciągnął? Ale nie nadawała się do takiego życia. Zdobyła w szkole przyjaciół, ale mimo to większość czasu czuła się samotna. Kochała ich, ale nie byli tacy sami. Nie potrafili zrozumieć jej zamiłowania do wiedzy, tego że była pilna i chciała być najlepsza. Taka właśnie była i wiedziała, że oni to wiedzą, ale tak naprawdę nie rozumieli jej. Wiele razy czuła się wyobcowana, gdy rozmawiali o quidditchu, narzekali na ilość prac domowych i nauczycieli. Ona miała do nich szacunek i doceniała każdą informację jaką mogli jej przekazać. Czasami miała nawet dosyć wysłuchiwania tego jaki Snape jest okropny. Przewróciła oczami. Oczywiście, wiadomo, że taki jest, ale ile można narzekać na to, że wyzwał ich podczas Eliksirów? Był niesprawiedliwy i faworyzował Ślizgonów, ba doświadczyła tego na własnej skórze wiele razy, ale rozumiała też jego rygorystyczne wymagania podczas warzenia eliksirów. Musiał zapewnić im bezpieczeństwo, a i tak nie raz dochodziło do drobnych wypadków.
- Granger!
Jęknęła. No i wywołała wilka z lasu. Odwróciła się i zmierzyła nauczyciela
wzrokiem. Jak zawsze swojej nieśmiertelnej pelerynie.
- Tak, panie profesorze?
- Zastanawiam się czy jesteś jeszcze w Hogwarcie, który powinnaś patrolować,
czy może gdzieś odpłynęłaś? – Uśmiechnął się wrednie, podchodząc do niej w ten
swój sztywny, pełen wyższości sposób.
- Przepraszam panie profesorze, poprawię się.
Zbiła go z tropu. Przez ułamek sekundy dostrzegła szok na jego twarzy jednak
zreflektował się szybko i przybrał zupełnie obojętny wyraz. Punkt dla ciebie
Hermiono. Zadowolona z siebie wypięła dumnie pierś.
- Dumbledore polecił nam dzisiaj razem patrolować. Boi się o swoją ukochaną
Gryfonkę.
Taaaaak, jasne, pomyślała. Po prostu stwarza okazje żeby kolejny raz ją
poniżyć. Powstrzymała się jednak od komentarza i skinęła jedynie głową.
Ruszyli razem korytarzem, nie odzywając się do siebie. Poczuła się nieco
dziwnie w obecności swojego nauczyciela, gdy kroczyli tak „legalnie” razem
korytarzem. Bawiło ją trochę ich ukrywanie się, ale rzecz jasna nie zamierzała
mu o tym powiedzieć, bo zapewne taaaakie okropne insynuacje skończyłyby się
szlabanem dla całego Gryffindoru. Zerknęła na niego kątem oka i uświadomiła
sobie, że przestał jej przeszkadzać przerośnięty nos, który według niej
podkreślał rysy twarzy, tak samo nie rzucały jej się w oczy jego czarne włosy,
które z bliska wcale nie wyglądały na przetłuszczone. Dostrzegła w nim
mężczyznę. Specyficznego, ale jednak całkiem przystojnego.
Merlinie, przestań! Zrobiło jej się gorąco i poczuła jak się rumieni się po
cebulki włosów. Przyłożyła dłonie do twarzy by zakryć czerwień.
- Coś się stało Granger? Czyżbym zawstydzał cię swoim towarzystwem?
Oczywiście nie umknęło to celnemu oku Mistrza Eliksirów. Pokręciła energicznie
głową. Całe szczęście, że korytarze były puste, bo to musiało wyglądać wręcz
przekomicznie.
***
Ciekawe cóż tak zawstydziło
tą przemądrzałą Gryffonkę - pomyślał.
Przyglądał się jej zza kurtyny włosów i widział, że i ona zerka na niego. Czerwony rumieniec powodował, że prawie wybuchnął śmiechem. Podobało mu się jak łatwo można ją doprowadzić do takiego stanu. Wydawała się być taka niewinna.
Przyglądał się jej zza kurtyny włosów i widział, że i ona zerka na niego. Czerwony rumieniec powodował, że prawie wybuchnął śmiechem. Podobało mu się jak łatwo można ją doprowadzić do takiego stanu. Wydawała się być taka niewinna.
- Nie uważasz, że należą mi się przeprosiny?
Patrzył jak dziewczyna się hiperwentyluje, po czym rzuciła mu mordercze
spojrzenie. W rzeczywistości miał wrażenie, że patrzy na szczeniaka, któremu
zabrało się zabawkę. Roześmiał się. Zaśmiał się na głos. Momentalnie odwrócił
się zażenowany. Popieprzone porównanie.
- Pan umie się śmiać! – Hermiona przyglądała się mu szeroko otwartymi oczami i
szczerzyła się w uśmiechu.
- Wcale się nie śmiałem. – Severus Snape się nie śmieje, prychnął.
- Ależ śmiał się pan i to jak! Na pewno cały Hogwart słyszał.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru!
- Profesorze! – Krzyknęła z wyrzutem i radość zgasła z jej oczu.
***
Dureń, pomyślała. A niech sobie odejmuje te przeklęty punkty, jeśli nic
lepszego nie potrafi wymyślić, pf!
Ale spodobał jej się głos mężczyzny. Miał taki głęboki, aksamitny śmiech. Nie
rżał jak chłopcy w jej wieku ani nie dostawał czkawki. Sama się sobie dziwiła,
że zaczęła zwracać uwagę na takie rzeczy. Zdecydowanie musi odpocząć,
pomyślała, bo się jej powoli na mózg rzuca towarzystwo nietoperza. Westchnęła.
- Ale w sumie to ma pan rację profesorze, przepraszam, nie powinnam była.
- I co, tak ciężko było Granger?
- Pan też powinien przeprosić, profesorze.
- Ja? Niby za co?
- Za to, że mnie pan obraził. Zresztą, robi pan to przez cały czas.
- I co z tego? Powinnaś się przyzwyczaić. Poza tym Granger zauważ, że jestem
szanowanym nauczycielem, a ty tylko smarkatą uczennicą, której wydaje się, że
wszystko wie najlepiej.
- Widzi pan? Znowu pan to robi. Czy nie umie pan, panie profesorze powiedzieć
jednego zdania bez ilości jadu jaka powaliłaby bazyliszka?
Uniósł brew słysząc jej porównanie, a jego usta wykrzywiły się w swego rodzaju
uśmiechu.
Westchnęła i pomasowała skronie. Merlinie, do tego człowieka trzeba mieć
anielską cierpliwość.
- Wydawało mi się, że gryfońskiej dumy nie da się urazić tak łatwo – wzruszył ramionami.
– Ale dobrze, niech ci będzie. Przepraszam Granger, wystarczy? – Warknął, a ona
miała wrażenie, że zwymiotuje, gdy słowo przechodziło przez jego usta. Parsknęła
śmiechem, ale doceniła jego gest.
Wow, no to czas aby piekło zamarzło a Voldemort odtańczył
lambadę.
Ten wieczór pomimo tego, że nie brała udziału w zabawie, okazał się nie być
wcale taki tragiczny. Wróciła do siebie o pierwszej, kiedy uczta się skończyła
a uczniowie byli już w swoich domach.
Szkoda, że właściwie tylko tu sypiam, pomyślała, gdy weszła do swoich komnat i
przebrała się w piżamę.
*
Listopad przywitał Hogwart
deszczem. I to jakim! Ulewa nieprzerwanie trwała przez trzy dni.
Hermiona wyszła na dziedziniec i wpatrywała się w strugi wody, które spływały po szkolnych murach. Taka pogoda wcale nie zachęcała jej do działania.
Hermiona wyszła na dziedziniec i wpatrywała się w strugi wody, które spływały po szkolnych murach. Taka pogoda wcale nie zachęcała jej do działania.
W drugim tygodniu listopada wyszło w końcu słońce. Nikłe, ale zawsze coś. Miała
wrażenie, że coś się zmieniło między nią a Snapem po Nocy Duchów. Nic
szczególnego. Nadal się na nią wydzierał i traktował jak smarkatą uczennicę,
ale częściej się też uśmiechał. Oczywiście nie robił tego otwarcie i zazwyczaj
odwracał się od niej, no bo skądże książę lochów miałby okazywać jakiekolwiek uczucia, nieee,
on był na to zbyt poważny.
Poprzedniego wieczoru powiedział także, że przemyśli sprawę z wypożyczeniem
książek. Zbierała żuchwę z podłogi przez następne dziesięć minut, a on wrzeszczał
na nią za bycie kretynką.
Uśmiechnęła się do siebie. Zaczynała dopuszczać do siebie myśl, że Snape nie
jest takim strasznym nietoperzem za jakiego go uważała. Owszem, był paskudny,
ale taki miał charakter. Potrafił jednak pokazać się też od innej strony i
coraz częściej właśnie prezentował jej swoje drugie ja. Nauczyła się dostrzegać
różnicę między prawdziwą złością a kiedy wymuszał to na swojej twarzy, chociaż
był bliski śmiechu.
Złapała się na tym, że od kilku dni wydawało się jej, że wszystko zmienia się na
lepsze. Ginny dzisiaj rano poinformowała ją, że Harry czuje to samo co ona i
mają się ku sobie. Zauważyła też, że Ron często spędza czas z Luną. Szczęście
przyjaciół potrafi zarażać, prawda?
***
Severus miał już dosyć
paskudnej pogody, która panowała od kilku dni. Nie był jakimś fanem spacerów,
ale doceniał kiedy świeciło słońce. Jak się mieszka w lochach to odrobina
światła każdemu się należy.
Siedział w fotelu przed kominkiem i rozkoszował się piwem kremowym. W Miodowym
Królestwie mieli naprawdę dobrą partię.
Przywitał weekend z ulgą. Nie musiał w końcu znosić głupich uczniów ani tej zarozumiałej Gryfonki, która wiecznie się pałętała gdzieś w pobliżu. Jeszcze tego mu brakowało! Że też Dumbledore tak go wpakował.
Przywitał weekend z ulgą. Nie musiał w końcu znosić głupich uczniów ani tej zarozumiałej Gryfonki, która wiecznie się pałętała gdzieś w pobliżu. Jeszcze tego mu brakowało! Że też Dumbledore tak go wpakował.
Zerknął na książki, które leżały na biurku. Dał się przekonać Granger i
postanowił pożyczyć jej kilka z nich. Jednak nigdy w życiu nie pozwoliłby jej
wynieść poza ten pokój więc zrobił coś czego zapewne będzie żałował i pozwolił
jej przychodzić do własnego salonu by mogła czytać co tam chciała. Oczywiście
zrobił to tylko ze względu na to, że zapewne poskarżyłaby się szanownemu
dyrektorowi i jeszcze przyszłoby mu wypożyczyć jej te książki, a to było
przecież nie do pomyślenia! Ciężko było mu się przyznać przed sobą, że polubił
towarzystwo Hermiony, prędzej zaprosiłby Trelawney na randkę niż powiedział to
na głos. No i rzecz jasna nie uważał jej wcale za ładną. Nigdy w życiu. Miała
te paskudne kudły, które plątały się wiecznie pod jego nosem, chodziła z gracją
małego słoniątka, a do te duże maślane oczy, które wlepiała w niego kiedy
cokolwiek mówił. Nie, nie, na pewno nie miała w sobie nic ładnego! No może
jedynie była inteligentna, nie jakoś przesadnie, ale znośnie. Oj tego to już za milion galeonów by jej nie
powiedział, bo chyba zagderałaby go na śmierć, chociaż może to wcale nie byłoby
takie złe. Często przeprowadzali krótkie dyskusje i zauważył, że dziewczyna ma
naprawdę dużą wiedzę i nie raz zaskakiwała go faktami, o których nie wiedział.
Ktoś zapukał nagle do drzwi, a wcale nikogo się nie spodziewał. Jęknął w duchu, mając nadzieję, że to nie Granger. Wstał
zirytowany z fotela i otworzył je.
- Dzień dobry Severusie! – Minerwa stała z butelką piwa kremowego, szczerząc
się od ucha do ucha. Gryfoni już chyba tak mają. Wpuścił kobietę do środka z
ciężkim westchnięciem. Pewnie, jeszcze tylko tej tu brakowało.
Ona to dopiero była podwójną osobowością. Przy uczniach powściągliwa, surowa,
choć sprawiedliwa, w przeciwieństwie do niego, a nieoficjalnie to jedna z
najbardziej szalonych kobiet jakie poznał. Kiedy się nawrócił była jedną z
pierwszych osób, które puściły w zapomnienie złe rzeczy, ba, potworne, okropne
rzeczy których dokonał. Puściła nawet w niepamięć to, że zabił jej brata.
- Jeśli Dumbledor ci ufa to ja również – mówiąc to wyciągnęła do niego rękę.
Niewiele był w stanie odczytać w tamtej chwili z jej twarzy, ale ten jeden gest spowodował, że docenił kobietę już wtedy.
Niewiele był w stanie odczytać w tamtej chwili z jej twarzy, ale ten jeden gest spowodował, że docenił kobietę już wtedy.
Usiadł w fotelu obok. McGonagall siedziała już wygodnie i ku jego irytacji
zachowywała się jak u siebie. Przewrócił oczami. Co on ma z tymi Gryfonkami?
- Jak tam się trzymasz Severusie?
- Dobrze Minerwo, a co powinienem o czymś wiedzieć?
Kobieta roześmiała się.
- Wszędzie węszysz podstęp, co?
- Taka już moja natura. – Wzruszył ramionami. Często przesiadywali wspólnie.
Nie musieli wiele rozmawiać, gdy nie mieli konkretnych tematów, ale lubili
swoje towarzystwo, co Minerwa zawsze podkreślała, a on bronił się przed tym
rękami i nogami.
- Widzisz, zauważyłam, że ostatnio spędzasz sporo czasu z moją podopieczną.
Zgromił ją wzrokiem. Co ona sobie myślała?
- Ćwiczę z nią pojedynki, mniemam, że Albus cię o tym poinformował.
Skinęła głową, ale zachichotała jak nastolatka. Przewrócił oczami.
- Tak, oczywiście. Zdolna z niej bestia, prawda?
- Bestia to bez wątpienia. - Mruknął pod nosem i łyknął piwa.
- Daj spokój Severusie, przecież naprawdę wspaniała z niej dziewczyna.
- Minerwo, czy ty coś sugerujesz? Bo jeśli tak to bardo cię proszę, przestań,
bo przysięgam, że zwymiotuję.
Machnęła na niego ręką i zamilkła, jednak wciąż się głupkowato uśmiechała. "Aż
chyba nie chcę wiedzieć co ona ma w tej głowie", pomyślał i zatracił się we
własnych przemyśleniach.
***
Wpatrywała się w Rona,
który spuścił niepewny wzrok.
- Ja.. no chciałem po prostu żebyś się dowiedziała o tym ode mnie.
Hermiona skinęła głową. Luna? Widziała, że coś się między nimi zaczyna dziać,
ale nie sądziła, że tak szybko zostaną parą. Chciała pokazać mu, że się cieszy,
ale poczuła ukłucie zazdrości. Najpierw Harry, teraz on. Miała uczucie, że
przestaje być jedyną przyjaciółką w ich życiu. Tworzyli trio i czuła się
bezpiecznie z nimi, a teraz znaleźli sobie oboje kogoś kim mogli się
zaopiekować. Wymusiła uśmiech.
- Ron, ale ja naprawdę bardzo się cieszę! Zaskoczyłeś mnie po prostu, to
wszystko. – Wzruszyła ramionami, ale nie przestawała się szczerzyć. - Oczywiście
życzę wam jak najlepiej!
- To dobrze, bałem się, że będzie ci przykro. – Ron wygiął wargi w uśmiechu.
- Dlaczego?
- Bo.. no Luna trochę panikowała, wiesz jaka ona jest. Wymyśliła, że jakieś
tykające brzęczko coś tam wejdą ci do głowy i będziesz na nas zła.
Hermiona parsknęła szczerym śmiechem. W sumie to może i coś dobrego z tego
wyjdzie? Chociaż trochę to jak zderzenie dwóch, różnych światów, pomyślała.
- Zapewniam cię, że nic mi do głowy nie weszło ani nie jestem zła Ron. Naprawdę
się cieszę waszym szczęściem.
Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu. Wyglądał na udobruchanego. Uścisnął
Hermionę, czym ją nieźle zaskoczył, jednak odwzajemniła to i lekko się
wzruszyła. Chociaż czuła zazdrość, naprawdę się cieszyła szczęściem swoich
przyjaciół. Skoro sama nie może tego znaleźć, to chociaż spróbuje zakosztować szczęścia
innych, zawsze jakieś wyjście, prawda?
- Muszę już lecieć. Chcieliśmy iść z Luną do biblioteki, wiesz musimy napisać
referat na Historię Magii. – Ron zarumienił się lekko jakby właśnie wyznał jej
swój wstydliwy sekret.
Zamrugała kilka razy zdziwiona, ale pomachała mu na odchodne. Wow, szybko go
przestawiła. Ron który z własnej woli idzie do biblioteki żeby samemu napisać
referat? Niespotykane.
Miała w końcu wolny wieczór i siedząc w fotelu poczuła, że nie może go tak po
prostu przesiedzieć nic nie robiąc. Czuła się trochę samotna, bo w końcu miała
czas dla przyjaciół, a tym razem to oni nie mieli go dla niej. No cóż, tak bywa
Hermiono, nie zawsze będziesz na pierwszym miejscu. Harry szwędał się z Ginny,
Ron spędzał czas z Luną, a ona wiedziała kto na pewno jest sam i może jej
potowarzyszyć. Spojrzała na zegar. Była dopiero dziewiętnasta, jeszcze nie tak
późno. W jednej chwili podjęła decyzję, narzuciła na siebie bluzę i wyszła z
pokoju. Nogi same zaprowadziły ją do komnat Snape'a. Nawet się nie wahała idąc
do niego, a to dopiero dziwne zjawisko. Szła sobie w najlepsze do prywatnych
komnat swojego nauczyciela i rzecz jasna czuła się z tym zupełnie na miejscu.
Przecież nie robi nic złego, no nie? Zapukała. Mało co nie osunęła się z wrażenia
na ziemię, gdy Snape otworzył drzwi i zobaczyła, że ma na sobie czarny dres i
luźny podkoszulek, który odsłaniał jego obojczyki. No żesz w mordę, pomyślała.
- Czego, Granger? – Pomyślałby kto, ale mężczyzna oparł się o framugę i
wpatrywał się w nią z lekkim, zawadiackim uśmiechem, jakby spodziewał się
właśnie o taką reakcję. Pozbierała szybko myśli i skupiając się na tym, żeby
nie zrobić z siebie jeszcze większej idiotki, wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Dzień dobry, panie profesorze! No chciałam przejrzeć te pana książki, których
tak pieczołowicie pan pilnuje.
Zauważyła, że nie ma również butów i stoi na boso. Zaczerwieniła się lekko
zawstydzona całą tą sytuacją. No nie ma co, odważna jesteś, przed chwilą szłaś
tutaj z takim bojowym nastawieniem, a teraz rumienisz się jak dziesięciolatka.
Nietoperz nie wyglądał w tej chwili jak nietoperz, co ją totalnie zbiło z tropu, ba każdego by zaskoczyło to jak wyglądał! Miała wrażenie, że patrzy na zupełnie innego mężczyznę, młodszego o jakieś piętnaście lat, a może i nawet sto…
Nietoperz nie wyglądał w tej chwili jak nietoperz, co ją totalnie zbiło z tropu, ba każdego by zaskoczyło to jak wyglądał! Miała wrażenie, że patrzy na zupełnie innego mężczyznę, młodszego o jakieś piętnaście lat, a może i nawet sto…
- Właź do środka.
Przepuścił ją w drzwiach i zamknął je. Stała na środku pokoju niepewnie.
- Na biurku są książki o których wspominałaś. Tylko ich nie zniszcz, Granger,
bo przysięgam, że nie ręczę za siebie!
Usiadł w fotelu i pogrążył się w lekturze, zupełnie nie zwracając więcej na nią
uwagi. Dupek, pomyślała i obrzuciła go oburzonym spojrzeniem. Jednak wdzięczna
za krzesło usiadła przy biurku, bo miała wrażenie, że widok Snape’a, który
założył właśnie kosmyk włosów za ucho, zwali ją z nóg. Przyglądała się jeszcze
chwilę nauczycielowi. Wow, wygląda naprawdę
oszałamiająco, oczywiście jak na podstarzałego nietoperza.
Merlinie, co się ze mną dzieje? Zawstydzona odwróciła się do biurka, gdy
zorientowała się, że ciągle gapi się na niego.
Sięgnęła po pierwszą książkę z kupki i zaczęła wertować strony. Szybko udało
się jej skupić na lekturze i odwrócić uwagę od Snape’a.
Po jakimś czasie błogą ciszę przerwała Hermiona, która stanęła obok fotela z
książką.
- Profesorze, czy mogę mieć pytanie?
Mężczyzna poderwał głowę. Wyglądał jakby wręcz się wystraszył tego, że stała
tak blisko. Zachichotała, gdy ten mruknął coś pod nosem i odłożył własną
lekturę. Oparła się o podłokietnik, a on spojrzał zirytowany.
- Granger. – Warknął ostrzegawczo, jednak dziewczyna nie przejęła się tym i
wetknęła mu książkę pod nos.
- Czego znowu nie rozumiesz?
- Eeee, no bo tutaj jest napisane.. – wskazała palcem na początek strony- …że siła klątwy zależy od stanu psychicznego
czarodzieja. Nie bardzo rozumiem jak to się ma do praktyki, no bo przecież co
ma czyjś stan psychiczny do magi?
Nauczyciel przyglądał się jej, a ona przez chwilę zwątpiła czy nie walnęła
jakiejś gafy. Nie, na pewno nie.
- Wydaje mi się, ze to dość oczywiste. – Uśmiechnął się wrednie, a ona ku jego
irytacji, przewróciła oczami.
- Może dla pana tak, ale ja nie rozumiem. Wydawało mi się, że siła zaklęć
zależy od tego czy ktoś jest silnym czarodziejem czy słabym.
- Po części tak jest, ale widzisz czarna magia jest dosyć specyficzna. Nie
wystarczy być dobrym czarodziejem. – Zamyślił się na chwilę, po czym spojrzał
na nią unosząc brew. -Ty na przykład jesteś beznadziejna w klątwach.
Skrzywiła się. No rzecz jasna nie mógł odpowiedzieć na jej pytanie, nie
obrażając wszystkich w otoczeniu kilku kilometrów. Ale pomimo tego, po chwili
uśmiechnęła szeroko.
- Ha! A więc jednak uważa pan, że jestem zdolną czarownicą?
- Tego nie powiedziałem. – Zmarszczył brwi, jakby właśnie uderzyła go
czymś w twarz.
- Ależ powiedział pan właśnie!
- Wydawało mi się, że jednak cię obraziłem, Granger.
- No tak, ale jednocześnie powiedział mi pan komplement.
Skrzywił się tak jakby zjadł cytrynę, a ona wybuchła śmiechem. No i właśnie za
to lubiła jego towarzystwo. Spojrzał na nią powątpiewając całkowicie w istnienie
jej mózgu, ale po chwili opanował się i wzruszył ramionami.
- Nie do końca chwytam twoje postrzeganie świata, ale niech ci będzie. –
Podrapał się po brodzie. - Wracając do klątw, to bardziej chodzi o odczucia,
czystość danej osoby. Dlatego na przykład nie byłabyś w stanie rzucać
Niewybaczalnych. Jesteś zbyt niewinna i niedoświadczona przez życie.
Zarumieniła się słysząc te słowa i zagryzła wargę. Bardzo chciała mu zadać
pytanie, ale bała się, że może je źle odebrać.
- To dlatego panu tak dobrze to wychodzi? Bo wiele pan w życiu cierpiał,
prawda?
Spojrzał na nią i zmieszał się. Nikt nie wchodził nigdy w tak intymne szczegóły
jego życia, a już na pewno nie będzie się zwierzał z niego uczennicy. Hermiona
przypatrywała mu się intensywnie i
widziała walkę jaką toczy sam ze sobą, w środku. Musiał to być dla niego ciężki temat, dlatego
mimo swojej ciekawości, postanowiła odpuścić.
- Nieważne profesorze, przepraszam. Jednak nadal nie rozumiem wszystkiego…
Wpatrywał się w nią, ale odczuł ulgę. Naprawdę nie chciał rozmawiać z nią o
swoich przeżyciach, jednak wiedział że pękłby pod jej naciskami. Przybrał maskę
obojętności i wyprostował się w fotelu.
- Chodzi o to, że im silniejsza złość, nienawiść, im więcej w życiu cierpienia
zadasz albo doświadczysz tym silniejsze są klątwy. Bellatriks jest tego dobrym
przykładem. Nie ma w niej ani krztyny dobra, jest tak przesiąknięta czarną
magią, że właściwie to postradała zmysły. Sama widziałaś.
Hermiona cofnęła się do dnia, w którym byli w Ministerstwie. Syriusz zginął
właśnie przez nią. Posmutniała na wspomnienie mężczyzny, który był im tak bliski,
ale zrozumiała o co mu chodzi. Pamiętała szaleństwo w oczach Śmierciożerczyni.
- Tylko mi się tu nie marz Granger. Sama chciałaś wiedzieć. – Warknął i
uświadomił sobie, że ich ramiona się stykają. Siedziała na oparciu
a pomimo to sięgali tego samego poziomu. Odsunął się nieznacznie. Nie żeby jemu
to przeszkadzało, ale nie chciał żeby poczuła się nieswojo.
Powróciła do swojej lektury, ale nie ruszyła się z miejsca. Zerknęła na niego
znad książki.
- No co? – Zapytała, widząc, że wpatruje się w nią z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Co znowu zrobiła nie tak? Nagle odpowiedź przyszła sama, gdy zepchnął
ją z oparcia. Upadła na tyłek i przez chwilę patrzyła na niego z
niedowierzaniem. Jak on śmiał?! No przecież to było po prostu poniżej
wszelkiego poziomu.
- Granger z łaski swojej, podnieś moją książkę z podłogi.
- No chyba pan żartuje! – Warknęła i wstała z ziemi. Aż zaparło jej dech, taka
była wściekła.
- Siedziałaś na moim fotelu, a co mogłem zrobić? Miałem cię wziąć na ręce?
- Mógł pan po prostu powiedzieć żebym zeszła! A nie zrzucać mnie na posadzkę. I
pan się nazywa nauczycielem? Poważnym, dorosłym człowiekiem?!
Ku jej irytacji wzruszył ramionami i odwrócił głowę do książki. Tak się nie da,
no po prostu się nie da.
Westchnęła nadal wściekła, ale podniosła lekturę z ziemi i odłożyła ją na
biurko.
- Chyba czas na mnie, panie profesorze.
Spojrzał na nią lekko zaskoczony, a ona nie potrafiła odczytać jego uczuć.
- Chyba tak.
No tego się nie spodziewała. Poczuła lekki zawód, ale cóż, przecież nie będzie
prosiła żeby mogła zostać, prawda? Odwróciła się na pięcie z uniesioną głową i
wyszła, zostawiając go samego.
***
Ta dziewucha wiecznie
musiała wtykać swój nochal w nieswoje sprawy. Zirytowany jej obecnością starał
się skupić na książce, ale wciąż był świadom jej bliskiej obecności, a to go
niezwykle rozpraszało. Wyglądała jakby w ogóle nie przeszkadzał jej fakt, że
właśnie opiera się w najlepsze o ramie swojego nauczyciela, przeciwnie. Czytała
sobie spokojnie. Jeszcze tylko brakowało żeby władował mu się na kolana. Zaklął
w myślach. Nie, wcale tego nie chciał. Daj spokój ty stary nietoperzu,
pomyślał, to twoja uczennica, przecież to obrzydliwe. Momentalnie odrzucił od
siebie wizje Gryfonki bliżej niego. Przecież w życiu by się nie przyznał przed
nią do tego, dlatego pchnął ją i nie mógł się opanować od śmiechu, gdy
wylądowała na ziemi. Wpatrywała się w niego z takim niedowierzaniem, że aż był
skory przeprosić, ale oczywiście powstrzymał się od tego.
Z żalem obserwował jak wychodzi. Przez krótką chwilę chciał coś wymyślić żeby
ją zatrzymać, zaskoczony stwierdził, że wcale nie chce żeby sobie poszła. No
ale ona nie wyglądała na chętną żeby dłużej przebywać w jego towarzystwie, więc
odpuścił.
Pogrążył się ponownie w swojej lekturze, próbując wymazać z pamięci zapach
dziewczyny, która przed chwilą siedziała na wyciągnięcie ręki.
***
Pobiegła do swojego pokoju mając nadzieję, że nikt nie widział jak w środku
nocy wychodzi z komnat nauczyciela.
Na nieszczęście pierwsza rano była
Obrona. Czekała pod klasą z przyjaciółmi i nadal odczuwała złość. Sama nie
wiedziała co o tym sądzić. No bo niby taki poważny, wiecznie wściekły na cały
świat, a tu nagle coś takiego. W normalnych okoliczność pewnie roześmiałaby się
na myśl o całej sytuacji, ale przecież tutaj chodziło o Snape’a.
- Hermiona, co z tobą? – Chłopak przyglądał się przyjaciółce z niepokojem.
Dopiero pierwsza lekcja, a ona już taka nie w humorze? Coś się musiało stać.
Wczoraj rozmawiali z Ginny o tym, że powinni poświęcać jej więcej czasu, w
końcu ona zawsze potrafiła w swoim zwariowanym życiu znaleźć dla nich chwilę, w
której wysłuchiwała ich zmartwień, a swoje własne odsuwała na bok. Ostatnio
wyglądała na przemęczoną, ale zarazem zachowywała się trochę dziwnie. Ron nawet
zasugerował, że chyba się z kimś spotyka, bo niezbyt przejęła się wieścią, że
są razem z Luną. Harrego też to nieco zaskoczyło, bo zawsze wydawało mu się, że
jego przyjaciół łączy coś więcej niż tylko ich przyjacielskie relacje, ale
widocznie się pomylił. Ale przecież powiedziałaby im, prawda? Poza tym chyba
zauważyliby, że się umawia z kimś, chociaż od kiedy nie mieszkała z nimi w
wieży Gryffinodru, tak naprawdę nie mieli zielonego pojęcia jak spędza swój
wolny czas, no o ile go w ogóle miała.
- Nic Harry, po prostu nie wyspałam się.
Uniósł brew, widząc, że przyjaciółka nie do końca mówi prawdę, ale nie
skomentował tego. Skinął jedynie głową, z nadzieją, że gdy będzie miała problem
to i ona przyjdzie do nich.
Snape zjawił się kilka minut przed
początkiem lekcji. Weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Usiadła z wysoko
uniesioną głową i zmrużyła oczy, gdy spojrzał w jej stronę. No ten to ma tupet,
ale zapewne da mi popalić.
Niestety nie pomyliła się i Gryffindor
stracił kolejne czterdzieści punktów, rzecz jasna połowę odjął okropnej,
beznadziejnej i niekompetentnej Gryfonce. Już ona mu pokaże, przecież powinien
ją przepraszać, a nie jeszcze dowalać! To była ich mała wojna, ale oczywiście
wykorzystał to by cały dom stracił punkty.
- Jesteście bandą rozwydrzonych dzieciaków wymachujących różdżkami. Miejmy
nadzieję, że nigdy nie przyjdzie wam stanąć do prawdziwej walki, bo
przyniesiecie tylko wstyd Hogwartowi. Wynocha. – Tak skwitował dwie godziny ich
starań. Widziała skwaszone miny uczniów, jednak sama nie przejęła się zbytnio
jego słowami. Za bardzo przywykła już do wyzwisk, którymi raczył ją każdego
dnia.
Wieczorem udała się na spotkanie ze Snapem. Ze zdziwieniem stwierdziła, że
przywykła już do jego towarzystwa, jednak nie zamierzała dzisiaj zgrywać
potulnej i grzecznej Gryfonki. Nie jeśli nie przeprosi.
Weszła do sali i dostrzegła go przy biurku. Jak zawsze stał opierając się o nie
nonszalancko. Zauważyła, że nie ma na sobie już luźnego stroju, ale nadal
ubrany był tylko w surdut. Westchnęła lekko zawiedziona. Chociaż miałaby na co
popatrzeć, no ale trudno.
- Dobry wieczór, profesorze.
- Panie profesorze, Granger. – Od samego wejścia musiał na nią warczeć, a
naprawdę nie miała ochoty dzisiaj tego wysłuchiwać. A idź do piekła, Snape,
pomyślała. Szybko pożałowała tych słów i poczuła się winna, kiedy złapał się za
przedramię i soczyście zaklął przed nosem. Aż jej brwi powędrowały ku górze. No
ale przecież to nie jej wina, że go Voldemort wezwał, prawda? Wcale nie
wywołała tego.
Przygryzła wargę i zawahała, kiedy ruszył w stronę drzwi. Lekki niepokój
ścisnął jej żołądek. No nie bądź śmieszna, pomyślała, jednak mimo to podeszła
szybkim krokiem do niego.
- Profesorze?
- Czego? Trochę mi się spieszy. – Wyglądał na zagniewanego, ale również
zmęczonego. Złość trochę z niej zeszła. Przebierała niepewnie nogami i
spojrzała mu w oczy.
- Czy mogę na pana zaczekać?
Zaskoczony uniósł brwi, po same włosy. No tego to się na pewno nie spodziewał.
Jednak o dziwo skinął głową.
- Jak chcesz. Tylko nie zjedz moich książek. – Skrzywiła się na jego przytyk do
wcześniejszej kłótni, jednak zarazem ucieszyła słysząc przyzwolenie.
- Niech pan uważa na siebie. Proszę.
No teraz to zastanawiał się aby ktoś nie podmienił Gryfonki, jednak widząc
huragan na głowie dziewczyny, stwierdził, że to ona. Ponownie skinął głową i
wyszedł, czując dziwną satysfakcję.
Skierowała się do lochów. Właściwie to sama nie wiedziała po co chce poczekać
na niego, ale nie chciała wracać do siebie z myślą, że jest na spotkaniu. Niby
nic złego mu się nie działo no i tyle razy już brał w nich udział, ale chciała
się upewnić, że wrócił cały. Dlaczego? Bo tak. Bo była Gryfonką, która
troszczyła się o ludzi. Nie ma co, dobra wymówka Hermiono, pomyślała. Ale przy okazji
sporządzi kolejne notatki z jego książek. Może znajdzie coś ciekawego o
horkruksach? Z poczuciem misji weszła do salonu Snape'a i rozsiadła się wygodnie
w fotelu, rozpalając wcześniej ogień w kominku.
***
Szedł przez błonia
pospiesznym krokiem. Czarny Pan nie lubił, gdy kazało mu się czekać, ale zawsze
wybierał takie wspaniałe momenty na zebrania. Hermiona zaskoczyła go swoją
wątpliwą troską. Pewnie chciała się tylko dorwać do książek, no bo co innego.
Ale co mu tam, niech sobie siedzi. Odrzucił wszystkie myśli o uczennicy i
oczyścił umysł, a zaraz potem aportował się tuż za bramą szkoły i znalazł się
przed rezydencją Malfoyów. Tylko tego mu brakowało, żeby Czarny Pan dowiedział
się o jego małych spotkaniach z Gryfonką.
Wszedł do środka, gdzie panował półmrok.
W drzwiach przywitała go Narcyza i wskazała drżącą dłonią w stronę salonu.
Malfoyowie wcale nie byli tacy bojaźliwi jak się wszystkim wydawało. Od kiedy
Czarny Pan powrócił drżeli ze strachu. Udzielili mu własnego domu jako kwatery,
żeby się przypodobać. Byli jak karaluchy.
Wszedł do pomieszczenia i dostrzegł przy stole Voldemorta. Podszedł bliżej i
ukłonił się.
- Panie.
- Och Severusie, dlaczego kazałeś mi tyle czekać na siebie?
- Panie, wiesz, że Dumbledore otoczył szkołę zaklęciami i nie mogę się
aportować na terenie Hogwartu.
- Taaaak, dobrze. Niech będzie. Siadaj zatem przyjacielu.
Snape zajął miejsce przy stole i spojrzał na swojego Pana. Ten przyglądał się
mu z zainteresowaniem.
- Doszły mnie słuchy od młodego Malfoya, że chroniłeś tę szlamę Pottera, czy to
prawda?
- Tak panie. – Snape skinął głową.
- Dlaczego? Młody Draco mógł się nią zająć.
Severus westchną. Dlaczego nawet on musiał być czasem takim kretynem?
- Panie, gdyby Malfoy zabił Granger, Dumbledore usunąłby go ze szkoły. A
przecież ma inne zadanie, prawda?
Voldemort zastanawiał się przez chwilę po czym uśmiechnął się przeraźliwie.
- Ach jak cudownie mieć takiego mądrego człowieka w swoich szeregach! Nawet ten
głupiec Dumbledore nie jest w stanie cię rozpracować, przyjacielu.
Zaśmiał się, a u jego boku pojawiła się Nagini. Snape przyglądał się temu bez
żadnego wyrazu, chociaż w środku czuł odrazę.
- Dobrze, ale cel naszego spotkania jest inny. Widzisz ostatnio skuteczność
Śmierciożerców spadła. Musimy wymyślić wspólnie coś czego się nie spodziewają.
Trzeba pozbyć się Zakonu, ośmieszają się tylko. A my nie możemy sobie pozwolić
na takie sabotaże podczas gdy mugolaki.. – Skrzywił się przy tym słowie. - …podają
się za czarodziejów.
Snape skinął głową.
- Oczywiście mój panie.
***
Nie mogła znaleźć żadnej informacji o horkruksach.
Niecierpliwiła się niezwykle i irytowała. Nie posunęli się ani trochę naprzód,
a przecież gdzieś musiały być jakieś wskazówki! Teraz zrozumiała jaką frustrację
musiał odczuwać Harry, chociaż na szczęście od kiedy był z Ginny uspokoił się
nieco i nie zamartwiał tak dużo.
Spojrzała na zegar. Krótka wskazówka znajdowała się już na jedynce. Otuliła się
ramionami, zagryzając wargi. Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało. Nie,
na pewno wszystko w porządku, przecież jest szpiegiem tak długo, a nagle
zwróciłaś na to uwagę.
Pomasowała skronie. Hermiona ogarnij się, nie czas na dodatkowe zmartwienia.
Oparła głowę o zagłówek i wpatrywała się w płomienie, które przygasały.
Obudziła się z bólem w szyi. Świetnie, nie ma to jak dobrze zacząć dzień.
Przeciągnęła się i przypomniała sobie, że nie jest u siebie. Momentalnie
zerwała się z fotela i rozejrzała po salonie. Była już szósta rano, a ona wciąż
była sama. Coś się musiało stać, coś było nie tak, czuła to w środku, jednak
próbowała się uspokoić. Nie panikuj, powtarzała sobie, ale co mogła zrobić?
Przecież nie pójdzie do Dumbledore'a!
Nagle dotarło do niej, że gdyby Snape'owi
coś się stało, nikt by mu nie pomógł. Merlinie, przecież nikogo nie obchodziło,
że znikał na całe noce, nikt nie wiedział co się z nim działo. Uderzyło to w
nią z taką siłą, że złapała się oparcia fotela. Ten człowiek narażał życie
bardziej niż ktokolwiek inny i dostawał w zamian za to nienawiść i odrzucenie
od każdego. Nikt nie zauważyłby jego zniknięcia, nikt nie wysłałby misji
ratunkowej za nim, każdy tylko by powiedział, że sobie zasłużył gdyby coś mu
się stało. Był sam. A ona się nad sobą użalała, nad swoją samotnością, jednak
wiedziała, że gdyby to jej coś groziło, tuzin ludzi stanąłby w jej obronie.
Nagle drzwi, za którymi była sypialnia nauczyciela otworzyły się. Hermiona
zamrugała zdezorientowana na widok mężczyzny, ale poczuła jak zalewa ją ulga.
- Granger, dlaczego nadal tu jesteś? Myślałem, że już sobie poszłaś.
- Jest pan cały!
Uniósł zaskoczony brew, a ona zauważyła, że znowu ma na sobie swój luźny dres.
Pewnie gdyby nie radość jaką odczuwała, że go widzi, podziwiałaby umięśnione
ręce, które opinały rękawy podkoszulka. Zarumieniła się na tę myśl.
- A co, miałaś nadzieję, że wrócę bardziej przypominając Moody'ego? – Przyjrzał się
dziewczynie. Ciekawe skąd te rumieńce? Merlinie, ta dziewczyna ma częściej taki
kolor twarzy niż normalny.
- Niech pan nie gada głupstw! Dlaczego mnie pan nie obudził?
Wzruszył ramionami i podszedł do biurka.
- A po co? Spałaś na fotelu, ja u siebie i wszyscy są szczęśliwi.
- No nie wiem, moja szyja protestuje
- Twoja szyja, twój problem Granger. Coś jeszcze? Bo mam jeszcze trochę pracy.
Ugh, zmrużyła oczy i zmierzyła go wzrokiem. Niewiarygodne, no po prostu
niesamowite! Ona siedziała tutaj, pół nocy się zamartwiając, a on ją odprawiał
jakby była wrzodem na tyłku. Dobrze. Chcesz być sobie sam nietoperzu? Nie ma
sprawy!
Obróciła się na pięcie i wyszła, rzucając za sobą:
- Miłego dnia, PANIE profesorze!
Uhuhu, to się zaczęło. :]
OdpowiedzUsuńNiecierpliwie przeboleje te dwa dni, już nie mogę się doczekać. ;] W rozdziale jest kilka drobnych błędów, ale nie przeszkadzają one zbytnio. Ogólnie jest super. :]
Weny życzy i pozdrawia,
Coyote Senpai.
Naprawdę? To będę musiała przejrzeć jeszcze raz i poprawić :) Dzięki!
UsuńMuszę się doczepić, bo to boli. "Dumbledore" nie "Dumbledor".
OdpowiedzUsuńTak, tak wiem. Dalej jest lepiej, poprawiłam się xD Pierwsze rozdziały też powolutku naprawiam, ale mało czasu i opornie idzie. :)
UsuńBardzo mnie wciągnęło to opowiadanie, żałuję ze znalazłam je po urlopie bo pochlonelabym je najchętniej na raz , a tak niestety dożyję sobie przyjemność czytania:( cieszę się że nie ma od razu wielkiego uczucia tylko wszystko dzieje się stopniowo. Lecę czytać dalej:)
OdpowiedzUsuń