niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 7

Wstawiam kolejne rozdział! Odrobinę z perspektywy Snapea, trochę przekomarzania się. :) Komentujcie proszę jeśli coś się nie podoba, może uda nam się wspólnie temu zaradzić! Jestem też otwarta na propozycje. :D
Zapraszam!


Rozdział 7

Harry stał podekscytowany przed drzwiami do salonu Hermiony. Musiał jej jak najszybciej opowiedzieć o wyprawie z Dumbledore'm! Wczoraj wieczorem nie mógł jej nigdzie znaleźć, gdy dyrektor poinformował go, że wybierają się do Doliny Godryka.
Dziewczyna otworzyła drzwi. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Chłopak przyjrzał się przyjaciółce, która miała podkrążone oczy, ale uśmiechnęła się widząc go i zaprosiła do środka.
- Harry, co tu robisz? Coś się stało?
Zerknęła na zegar na ścianie. Jęknęła w duchu widząc, że już prawie ósma. Spała zaledwie trzy godziny, a na myśl, że czeka ją cały dzień zajęć czuła jeszcze większe zmęczenie.
- Nie mogłem cię wczoraj znaleźć, a muszę ci opowiedzieć coś ważnego! Byłem wczoraj z Dubledore'm w Dolinie Godryka!
Hermiona wpatrywała się w przyjaciela, nie do końca rozumiejąc rewelację tej wiadomości. Znaczy, przecież wiedziała o tym, Dumbledore powiedział, że idą do Doliny, a ona ze Snapem.. Nagle zrozumiała i wyszczerzyła się do Harrego.
- Naprawdę?! Ale po co? – Udała zaskoczoną. Dyrektor nie poinformował chłopaka o tym, że ona ze Snapem również wybierają się w poszukiwaniu horkruksów. Miała wrażenie, że sekret związany z Mistrzem Eliksirów przechodzi na wyższy poziom i wcale jej się to nie podobało.
- Widzisz, przeglądaliśmy wspomnienia Voldemorta i trafiliśmy na wzmiankę o horkruksach. Ukrył w nich kawałki duszy i dlatego tak ciężko się go pozbyć. Szukamy ich z Dumbledore'm. – Harry wyglądał na ogromnie dumnego, a Hermiona słuchała dalszej opowieści z zaciekawieniem. Początek znała, ale z drugiej części dowiedziała się, że oni również niczego nie znaleźli. Kiedy przeszedł do momentu, w którym powiedział, że zaatakowali ich Śmierciożercy zrozumiała gdzie zniknął Snape. I poczuła ukłucie w klatce piersiowej.
- Ale nic się wam nie stało, prawda? – Sama nie wiedziała o kogo tak naprawdę pyta. Widziała, że Harry jest cały i zdrowy, Dumbledore zapewne też dał sobie radę, ale co ze Snapem?
- Ta, trochę się pojedynkowaliśmy, ale potem udało nam się zwiać. Oczywiście Snape był wśród nich i zamiast nam pomóc to jeszcze dowalał własnymi klątwami. – Skrzywił się na wspomnienie nauczyciela, a Hermiona westchnęła. Czy on kiedykolwiek przestanie tak reagować na Snape'a?
- Harry wiesz dobrze, że jest szpiegiem..- zaczęła, ale widząc jego minę odpuściła. – Chodźmy już na śniadanie, dobrze?


Popołudnie niezwykle się dłużyło. Dostali wiadomość od McGonagall o spotkaniu uczniów z Zakonu w gabinecie dyrektora. Przekazała mu wcześniej informacje o niepowodzeniu misji i przyjął to naprawdę spokojnie. Ona sama czuła się odrobinę zawiedziona. Miała nadzieję, że może choć o krok przybliżą się do pokonania Voldemort'a tymczasem szukanie horkruksów okazało się nie być takie proste.
Łapała się też w ciągu dnia na tym, że odliczała godziny do treningu ze Snape'm. Czuła się bezbronna na myśl o tym jak łatwo poddała się Malfoy'owi kiedy zaatakował ją na korytarzu. Zupełnie ją zaskoczył, a powinna być przecież przygotowana!
Poza tym chciała zobaczyć czy z nauczycielem wszystko w porządku. Przyzwyczaiła się już do spędzania z nim wieczorów, mimo że były wyczerpujące i ani trochę nie przypominały miłych chwil przed kominkiem z książką.
Gdy wybiła dwudziesta pomaszerowała do gabinetu Dumbledore'a. Marzyła aby położyć się spać, zmęczenie odbijało się na niej nieznośnie. W gabinecie czekała już Luna i Neville. Zaraz po niej zjawili się Harry i Ron. Przywitała się ze wszystkimi i usiadła na wolnym krześle.
- Widzę, że jak zawsze w komplecie. To dobrze. Chciałbym was zapytać jak idzie wam pojedynkowanie się?
Uczniowie zmieszali się i spoglądali po sobie.
- Wydaje mi się profesorze, że ja, Ron i Hermiona całkiem nieźle sobie radzimy. – Harry uśmiechnął się do przyjaciela, który spojrzał na niego z powątpieniem. – Nie wiem jak Luna i.. Neville.
- Ja jestem beznadziejny. – Neville mruknął zawstydzony i zwiesił głowę. Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem. Dobrze, że chociaż w zielarstwie był taki dobry. Lepszy niż oni wszyscy razem wzięci.
- Dobrze, w takim razie mimo wszystko chciałbym abyście wszyscy uczęszczali na dodatkowe lekcje, poza tymi które macie z Severusem w ramach Obrony przed Czarną Magią.
- Dyrektorze, a kto miałby poprowadzić te zajęcia? – Luna uśmiechała się rozmarzona, w ogóle nie przejmując się powodem sytuacji w jakiej się znaleźli.
- No cóż, zważywszy na to, że każdy z was ma zadania do wykonania i prócz tego musicie się uczyć, chciałbym abyście w weekend poświęcili czas na to. Rozmawiałem z profesorem Moody'm i zgodził się was szkolić. Myślę, że jest odpowiednią osobą na to stanowisko.
Dyrektor roześmiał się widząc mieszankę radości i zdziwienia na twarzach zgromadzonych. Hermiona zastanawiała się gdzie ma upchnąć jeszcze lekcje z Moody'm, zważywszy na to że miała lekcje ze Snape'm. Chyba, że to się zmieniło.
Dyrektor jakby odczytał jej myśli i spojrzał prosto w oczy.
- Hermiono wiem, że masz dużo obowiązków, ale ciebie także to dotyczy. W tygodniu oczywiście pozostaje wszystko bez zmian.
Skinęła głową. Czyli będzie podwójnie torturowana, super.
Wyszli razem i w końcu miała chwilę aby porozmawiać z przyjaciółmi.
- Luno jak tobie i Hagridowi idą negocjacje?
- Och, myślę, że całkiem nieźle. Centaury są wspaniałe, a do tego poznaliśmy z Hagridem inne stworzenia. Zaprowadził mnie nawet do akromantul!
Ron skrzywił się na wspomnienie olbrzymich pająków, a Harry i Hermiona roześmiali.
- Obrzydlistwo - wzdrygnął się chłopak.
- Straszne, dobrze, że ja muszę tylko siedzieć w cieplarni. Rośliny, które pokazała mi profesor Sprout są niesamowite! Wiecie ile mają magicznych właściwości? Mandragory na przykład oprócz tego, że leczą spetryfikowanych..
- Neville, to wszystko jest fascynujące, ale naprawdę niepotrzebne nam dodatkowe lekcje.
Pyzaty chłopak zarumienił się, a Hermiona spojrzała wściekle na Rona. Dlaczego się tak zachował?  Przecież to jedna z niewielu rzeczy, które wychodzą Nevilleowi, naprawdę mógłby być milszy.
Doszli do schodów i Luna ruszyła w stronę swojego dormitorium. Ron nagle pożegnał się z nimi i pognał za blondynką. Hermiona odprowadziła go wzrokiem i zdziwiona spojrzała na Harrego.
- A to co było?
- Nie wiem.. Ron nie wspominał żeby coś ich łączyło. Może chciał coś w związku ze swoim szpiegowaniem. – Harry wzruszył ramionami, jednak Hermiona czuła, że wcale nie o to chodzi.
Kiedy się rozdzielili, poszła na spotkanie ze Snape'm. Nie wiedziała czy się zjawi, ale nie dostała żadnej wiadomości, że zajęcia odwołane, a wolała zostać wystawioną niż wystawić nietoperza.

Drzwi do klasy były otwarte. Weszła do środka i dostrzegła Snape'a przy biurku. Czytał książkę i nawet nie zauważył, że ktoś się pojawił. Uśmiechnęła się delikatnie nieświadomie i podeszła do nauczyciela.
- Dobry wieczór profesorze.
Mężczyzna spojrzał na nią znad książki, którą po chwili odłożył i przybrał wojowniczy wyraz twarzy. Przełknęła ślinę. Co tym razem?
- Granger powiedz mi z łaski swojej co to było wczoraj w lochach?
Szybko zaczęła przypominać sobie czy powiedziała coś nie tak. Czyżby chodziło mu o książki, które chciała pożyczyć? Ale przecież chyba nie o to.. Ach! Malfoy. Skuliła się w sobie i spuściła wzrok.
- Ja nie wiem, spanikowałam.
- Spanikowałaś? Spanikowałaś Granger, tak? – Wstał z krzesła i stanął przed nią. Podniosła głowę i ze zdziwieniem zauważyła, że nie ma na sobie swojej nieśmiertelnej szaty, a jest ubrany jedynie w czarny surdut. – Chcesz mi powiedzieć, że wynikiem ponad miesiąca ćwiczeń ze mną, z mistrzem pojedynków, jest tylko twoje marne SPANIKOWAŁAM?
Wpatrywał się w nią, a ona nie umiała odczytać wyrazu twarzy jaki przybrał. Nie wyglądał na wściekłego, chociaż starał się tak brzmieć.
- Zaskoczył mnie. Nie sądziłam, że będzie chciał mnie skrzywdzić.. bardzo.
Prychnął i minął ją. Przeszedł na koniec klasy.
- Słuchaj Granger, mam gdzieś twoje delikatne uczucia, to że boisz się używać magii i to czy zginiesz, ale dopóki ja cię uczę, masz umieć się bronić i odpowiadać atakiem na atak! A nie kulić się jak tchórz pod ścianą!
Przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała. Ale nie. Gniew wziął górę nad wstydem i wyprostowała się.
- Wcale się nie boję używać magii! I nie jestem tchórzem!
- Więc udowodnij to. – Uniósł wyzywająco różdżkę, a ona nie czekała aż drugi raz to zaproponuje. Zaczęła atakować, czując jak złość ją napędza. Dlaczego wiecznie ją poniża? Dlaczego wytyka bycie Gryfonem? Dlaczego jest takim okropnym dupkiem! Popełniła błąd, ale dostała nauczkę i nigdy więcej nie podda się bez walki.
Po dwóch godzinach była pod wrażeniem, że jest w stanie ustać na nogach. Snape też był wściekły. Dał jej niezły wycisk. Wychodząc z sali zatrzymała się i spojrzała na niego.
- Co się z panem wczoraj stało?
Zaskoczony otworzył buzię po czym zamknął ją i zmarszczył czoło.
- A co cię to obchodzi Granger?
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu zostawił mnie pan tak nagle i nie wiedziałam co się z panem dzieje.
- Czyżbyś się o mnie martwiła? – Uniósł brew i uśmiechnął się cwaniacko.
Co on wyprawia?! Zarumieniła się i odwróciła do drzwi.
- Chyba pan śni.
Wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Też mi coś! Martwić się o niego, co on sobie wyobraża.
***
Przeklęci Gyfoni – pomyślał, gdy nieznośna uczennica wyszła z impetem. Przez chwilę stał w miejscu, po czym również wyszedł i skierował się do swoich komnat.
Chyba pozwolił jej na zbyt rozwydrzone zachowanie, przecież należy mu się szacunek! A ta smarkula zachowuje się jakby zjadła wszystkie rozumy tego świata.
Rozsiadł się wygodnie w fotelu i otworzył książkę. Nie mógł się jednak skupić na lekturze, ciągle po głowie chodziła mu szopa włosów z brązowymi oczami.
Wczoraj nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, gdy zostawił ją w sierocińcu. Wyglądała na taką przerażoną. Kto by pomyślał, że Gryfoni są tacy bojaźliwi.
Odetchnął z ulgą, gdy dowiedział się, że ruszają na Dolinę Godryka. Przez chwilę myślał, że może Czarny Pan faktycznie coś ukrywa w sierocińcu i dowiedział się, że Granger tam jest. A wtedy nie miałaby żadnych szans. Musiałby pozwolić jej umrzeć albo się zdradzić.
Wrócił koło piątej, bo po spotkaniu musiał wysłuchać żali Czarnego Pana, który był wściekły, że nie udało mu się dorwać Pottera. No kto by pomyślał. Zdziwił się, gdy usłyszał, że ktoś właśnie skorzystał z sieci fiu w jego kominku. Zerknął przez drzwi i zauważył Hermionę. Rozglądała się po pokoju. No tylko tego brakuje, żeby sobie usiadła! Ta jednak wyszła z komnat, a on poczuł lekki zawód. Weź się w garść staruchu! Nikogo nigdy nie obchodzi co się z tobą dzieje, czemu nagle miałoby zacząć cię to ruszać?
Nad ranem zdał raport dyrektorowi, który był zawiedziony tym, że nic nie znaleźli.
- Mówiłem ci, że wątpię aby Czarny Pan ukrył tak ważne rzeczy w tak oczywistych miejscach. Nie miej teraz wyrzutów do Granger, że niczego nie znalazła.
Albus przyglądał mu się zaciekawiony, po czym wyciągnął paczkę cukierków, a Severus skrzywił się zdegustowany. Czy ten stary człowiek musi go tak irytować?
- Ależ nie mam nikomu nic za złe. Cieszę się, że wszyscy jesteśmy cali. A teraz pozwól, że chwilę odpocznę Severusie.
Wpatrywał się teraz w ogień w kominku i odłożył książk. Nie było sensu udawać, że się na niej skupi. Zastanawiał się dlaczego wczoraj tak dała się podejść Draconowi. Swoją drogą będzie musiał z nim poważnie porozmawiać. Nie może sobie pozwalać na takie ruchy. To niebezpieczne dla niego, ale także dla Zakonu.
Na ogół radziła sobie całkiem nieźle. Nie była może mistrzem pojedynków, ale posiadła ogromne umiejętności i wiedzę, do tego był pod wrażeniem, że tak dobrze radzi sobie z zaklęciami niewerbalnymi. Rzecz jasna prędzej dałby się pogryźć wilkołakowi już powiedział o tym pannie wszystkowiemnajlepiej.
***
W sobotni wieczór czekali ze zniecierpliwieniem na pojawienie się Moody'ego. Hermiona dostawała wycisk codziennie od Snape'a i ciekawa była jakim nauczycielem jest Moody. Oczywiście nietoperz osobiście wziął do siebie jej porażkę i ich pojedynki stały się bardziej brutalne. Ta męska duma, naprawdę mógłby trochę odpuścić - myślała za każdym razem gdy opuszczała klasę poturbowana przez zadowolonego z siebie Snape'a.
W końcu były Auror się zjawił i mogli zacząć zajęcia.

Radziła sobie bardzo dobrze biorąc pod uwagę poziom jaki reprezentowali pozostali uczniowie. Jedynie Harry był równie dobry i tak naprawdę mogli się mierzyć we dwójkę.
- Kurde ale dał nam popalić! – Ron wyszedł z sali ostatni, wpatrując się z nienawiścią w Moody'ego, który właśnie szedł do dyrektora. – Mógłby trochę łagodniej nas traktować.
Hermiona zirytowana przewróciła oczami. Dobrze, że to nie Snape prowadzi te zajęcia, bo za takie narzekania najpewniej straciłby już życie.
- Ale się nauczyliśmy dużo! Myślę, że po kilku spotkaniach będę w stanie się bronić. – Luna jak zwykle pozytywnie podchodziła do każdej sprawy i szła obok Rona podskakując z uśmiechem.
- Na pewno szybko się nauczysz.
- Dzięki Ron.
Posłała mu promienny uśmiech, a Hermiona uniosła brew. Spojrzała na Harrego, który był tak samo zaskoczony. Czyżby ich coś omijało?
Po drodze do komnat spotkała Ginny. Ruda wyglądała na przybitą i czekała na Hermionę w połowie drogi. Pożegnała się z przyjaciółmi i ruszyła z dziewczyną do siebie.
- Możemy pogadać? – Zagadnęła Wesleyówna skruszona. Od ich ostatniej sprzeczki nie wymieniły ze sobą dużo zdań. Hermiona była wiecznie zabiegana i widziała, że przyjaciółka jej unika.
- Jasne. Cieszę się, że w końcu postanowiłaś się odezwać od mnie.
- Słuchaj Hermiona, przepraszam za tamto.
Starsza dziewczyna objęła młodszą ramieniem i przytuliła.
- Nieważne Ginny. Zapomnijmy. – Uśmiechnęły się do siebie. – Chodź, u mnie możemy spokojnie poplotkować.
Rozsiadły się wygodnie przed kominkiem. Hermiona podwinęła nogi i spojrzała na przyjaciółkę.
- Opowiadaj Ginny, co się dzieje? – Dopiero w ubiegłym roku zbliżyły się trochę do siebie gdy były w Gwardii Dumbledore'a. Owszem, wcześniej też ze sobą rozmawiały, ale nie zwierzały się jak przyjaciółki. Tak naprawdę Hermiona nigdy nie miała nikogo takiego. Harry i Ron byli wspaniali, ale wciąż byli chłopcami. Dopiero, gdy zauważyła, że Ginny podkochuje się w Harrym pogłębiły swoją znajomość. Wspierała ją, gdy chłopak spotykał się z Cho i tak już im zostało.
- Chodzi o.. Harrego. – Wyrzuciła z siebie i westchnęła smutno. – On jest ciągle taki zły i w ogóle nie wiem co się z nim dzieje. Naprawdę chciałabym się do niego zbliżyć, ale nie wiem jak. On traktuje mnie jak młodszą siostrę.
- Wiesz Ginny, myślę, ze teraz dużo się dzieje. Bardzo przeżył śmierć Syriusza i jestem pewna, że potrzebuje kogoś więcej niż siostry. Może pokaż mu to bardziej otwarcie? – Uśmiechnęła się do rudej, chociaż sama tak naprawdę nie wiedziała co poradzić. Nie była ekspertem w tych sprawach, ba ona była zielona w tych sprawach! Spotykała się z Wiktorem, ale to była jedna wielka pomyłka, poza tym to on o nią zabiegał, nie ona o niego.
- Ja wiem tylko boję się, że mogę go stracić jeśli to jednostronne.
- Jeśli nie spróbujesz to się nie dowiesz. Spróbuj się zbliżyć do niego.
- Pewnie masz rację. – Wzruszyła ramionami, po chwili uśmiechnęła się szeroko. – Ale mów co z tobą! Ostatnio w ogóle nie można cię złapać. Spotykasz się z kimś?
Hermiona roześmiała się. Jasne, spotyka się wieczorami z nikim innym jak z nietoperzem z lochów.
- Nie Ginny, zaufaj mi, że nie takie rzeczy mi teraz w głowie. Mam za dużo pracy.
- No tak, nic nowego. – Wesleyówna przewróciła oczami.
Rozmawiały jeszcze kilka godzin o wszystkim i o niczym. Jako prefekt naczelna powinna już dawno wywalić przyjaciółkę, ale nie potrafiła się oprzeć dziewczęcemu towarzystwu. Miała dosyć spędzania czasu tylko ze Snape'm. Kochała książki, ale Ginny była miłą odskocznią od natłoku ostatnich wydarzeń.

Przez cały październik wszyscy ciężko trenowali. Nawet Neville radził sobie całkiem nieźle, kiedy jego nauczycielem nie był Snape. Hermiona wciąż ćwiczyła ze Snape'm i z zadowoleniem stwierdziła, że jej również idzie lepiej. Coraz rzadziej lądowała na ziemi czy uderzała o ścianę. Zauważyła również, że Snape zrobił się mniej opryskliwy niż na początku. Oczywiście, nie żeby był od razu potulny, ale nie zachowywał się już jak wyniosły nauczyciel, a raczej jak wredny, przerośnięty nietoperz, który pozwalał jej odpyskować od czasu do czasu.
Któregoś dnia po ciężkim treningu Hermiona podeszła do niego i uśmiechnęła się z dziewczęcym wdziękiem.
- Panie profesorze.. – zaczęła by zwrócić na siebie jego uwagę. Spojrzał na nią z tak samo skwaszoną miną jak zawsze, choć kącik ust drgnął mu gdy zamrugała kilkakrotnie. – Czy byłby pan tak uprzejmy i pozwolił mi skorzystać ze swoich książek? – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu patrząc na niego błagalnie. Ten uniósł jedynie brew.
- Nic z tego.
- Ale profesorze!
- O proszę, widzę że skończyliśmy z uprzejmościami.
Wydęła dolną wargę jak dziecko i skrzyżowała ramiona.
- Dlaczego nie pozwoli mi pan ich przeczytać? Przecież ich nie zjem.
- No nie wiem, jakoś musiałaś spiłować te swoje zęby.
Poczuła jakby uderzył ją w twarz i odruchowo zamknęła buzię. Jak on śmiał? Jak śmiał powiedzieć coś takiego? Przecież to była wina cholernego Ślizgona, że urosły jej zęby!
- Swoją drogą, jestem bardzo ciekawy jak pozbyłaś się króliczego zgryzu.
- Nie pański interes. – Warknęła. – Poza tym przyganiał kocioł garnkowi, proszę spojrzeć w lustro. Chociaż nie, wątpię że pan coś widzi przez ten wielgachny nochal.
I to by było na tyle z pożyczeniem książek.
- Wynoś się Granger.
- Świetnie! Dobranoc profesorze.
- Piętnaście punktów od Gryfindoru!
Zatrzymała się przy drzwiach i odwróciła do niego.
- Jest pan niesprawiedliwy. A byłam skłonna powiedzieć, że jest pan całkiem dobrym nauczycielem. – Prychnęła i wyszła z klasy, zostawiając go w osłupieniu.
***
Jak on miał cholernie dosyć tej przeklętej Granger! Merlinie, co by dał za dawny spokój. Potrafiła go w jednej sekundzie rozbawić i doprowadzić do białej gorączki. Durna dziewucha, nie będzie sobie pozwalał na takie zachowanie wobec swojej osoby. O nie, zbyt długo pracował na szacunek żeby teraz jakaś gówniara nic sobie z tego nie robiła.
Musiał przyznać jednak, że polubił ich zajęcia. Zaklął. Polubił to zbyt duże słowo. Zaczął ledwie t o l e r o w a ć ich spotkania. Czuł mikroskopijną dumę, gdy tak dobrze sobie radziła w pojedynkach. Ale co z tego skoro gdy stanie naprzeciw prawdziwego wroga panikuje? Będą musieli nad tym popracować.
Nie, nie daj spokój. To nie twoje zmartwienie - pomyślał. Przecież masz ją tylko nauczyć walczyć, a nie zajmować się jej stanem psychicznym. Pewnie jest w tragicznym stanie.
Prychnął i udał się do własnych komnat. Musiał jeszcze sprawdzić dzisiaj wypociny czwartej klasy. Westchnął widząc stertę papierów na biurku. Lubił nauczać, jednak denerwowali go coraz to głupsi uczniowie. Jeden na stu był na tyle inteligentny co Granger czy Malfoy i był w stanie zrozumieć choć ułamek tego co powinien. A reszta? Tłuki i idioci. Tak jak Potter. To dopiero zakała. Denerwowało go, że każdy robił z niego takiego bohatera. Nie chodziło tylko o dawne urazy do jego ojca, ale ten dzieciak nie zasługiwał na pochwały i to wszystko. Za każdym razem, gdy „ratował” Hogwart byli z nim przeklęty Weasley i Granger. Zawsze kiedy miał kłopoty mógł liczyć na ich wsparcie, a jednak tylko on jest stawiany na piedestale. Był pod wrażeniem kiedy w pierwszej klasie Weasley przeszedł niezwykle trudną partię szachów albo kiedy Granger rozszyfrowała bazyliszka w drugiej. To były dzieciaki, a jednak dawały radę stawić czoła takim wyzwaniom. A Potter? Strugał bohatera, do którego mu daleko.
Prychnął i pochylił się nad pierwszą pracą, odpędzając od siebie zbędne myśli.
***
Dupek, pieprzony dupek. Już ona mu pokaże. Przegiął, no totalnie przesadził. Poczuła się dotknięta jego słowami. Nigdy nie uważała się za ładną. Kręcone włosy dodawały jej kilogramów, a wcale nie była jakoś szczególnie wychudzona, nie miała nóg supermodelki, nie potrafiła się ubierać jak inne nastolatki. Jedyne co miała to wiedzę i inteligencję. To już dawno pogrzebał, a teraz jeszcze przyczepił się do jej wyglądu. Świetnie, skoro tak chce to niech tak będzie. Nie zamierza z nim więcej rozmawiać na żaden temat. Nie zapyta go już nigdy o zaklęcie, składnik do eliksiru czy najmniejszą duperele. Nic z tego.
Wściekła weszła do wanny. Świetnie, jeszcze jutro Noc Duchów, a ona ma obchód.
Uspokoiła się trochę, gdy gorąca woda spowodowała, że jej mięśnie się rozluźniły. Dobra, już, przecież nie obchodzi cię to co on sobie myśli.

Nazajutrz wszyscy uczniowie chodzili podekscytowani. Zbliżało się przyjęcie, którego wyczekiwali. Hermiona wcale nie miała tak dobrego humoru jak reszta Hogwartu. Cieszył ją jedynie fakt, że nie będzie miała dzisiaj zajęć ze Snape'm. Nie miała ochoty patrzeć na niego. Nigdy więcej.
Westchnęła przy obiedzie, grzebiąc widelcem w talerzu. Zachowujesz się jak dziecko, pomyślała. Dlaczego tak cię obchodzą jego słowa? Daj spokój już, jesteś w końcu dorosła. Zrezygnowana spojrzała na stół nauczycieli. Snape siedział z równie niewyraźną miną co ona i przyglądał się jej. Szybko odwróciła wzrok i zagadnęła Harrego, który siedział obok.
***
Severus wstał lewą nogą. Spędził pół nocy na sprawdzaniu tych marnych wypocin uczniów, pokreślił większość prac i załamał się nad tępotą uczniów. Do tego to przeklęte przyjęcie. Dobrze, że nie musi na nim być. Dumbledore nakazał mu patrolować korytarze. Od kiedy dowiedzieli się o szpiegach Czarnego Pana w szkole, ktoś z Zakonu zawsze stał na straży. Póki co nic się nie działo, ale był dopiero koniec października, wiele się mogło jeszcze wydarzyć.
Lekcje, które prowadził z drugą klasą doprowadziły go do jeszcze większej złości. Z tych gówniarzy nic nie dało się wyciągnąć. Gdyby on był takim leniem i nieukiem w młodości nigdy nie zaszedł by tak wysoko.
Skrzywił się i zaśmiał pod nosem.
- Faktycznie wysoko zaszedłeś, niewolnik Dumbledore'a i Czarnego Pana. – Mruknął.
Czy te dzieciaki nie mogą się zamknąć choć na chwilę? Oparł głowę o dłoń wpatrując się nienawistnym wzrokiem w uczniów.
- Severusie, wyglądasz jakbyś wstał lewą nogą. – McGonagall siedziała obok i przyglądała się koledze. – Mogłabym wręcz powiedzieć, że masz gorszy dzień, ale w sumie niewiele różniłby się od innych.
Kobieta roześmiała się, a on zirytował jeszcze bardziej. Głupie babsko.
- Zajmij się własnym talerzem Minerwo. – Warknął i odwrócił od niej wzrok.
Mechanicznie spojrzał na stół Gryfonów. Dostrzegł Hermionę, która siedziała równie nie w humorze co on. Uśmiechnął się złośliwie. Czyżby to on doprowadził ją do takiego stanu? Przez chwilę pomyślał nawet, że mógłby ją przeprosić, ale potem przypomniał sobie jej słowa i odepchnął ten pomysł od siebie. To ona powinna go przepraszać! Jeszcze śmiała go prosić o książki i stosować jakieś chore dziewczyńskie sztuczki! Nie z nim takie numery.
Zorientował się, że przypatrują się sobie nawzajem. Dziewczyna odwróciła wzrok, a on rozsiadł się zadowolony na krześle, gdy dostrzegł rumieńce na jej policzkach i zaśmiał się pod nosem po czym wrócił do posiłku.

4 komentarze:

  1. Rozdział trochę dłuższy, jak widzę. :D
    Jak zawsze świetnie i ciekawie, gdyż co tu więcej pisać? Akcja Sevmione już powoli wchodzi w życie.
    Cześć kolejną poproszę! :] I, co najważniejsze, wenyyyy!
    Pozdrawia,
    Coyote Senpai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS: A może zerkniesz do mnie? :] 1004 wyświetlenia, zmęczona do granic możliwości, ale zadowolona.
      hpbycoyotesama.blogspot.com
      :]

      Usuń
    2. Zaglądałam już tylko jeszcze nie miałam czasu nic przeczytać, ale obiecuję, że nadrobię i grzecznie się odmelduję! :D

      Usuń