piątek, 18 marca 2016

Rozdział 5

Kochani, dodaję kolejny rozdział. :D Wiem, że akcja Hermiona-Severus niezwykle się wlecze, ale nie chciałabym się zbytnio spieszyć. Buduję napięcie! :)


Rozdział 5

Hermiona znalazła się w salonie, gdzie pani Weasley krzątała się roznosząc herbatę. Spojrzała na nią przelotem i uśmiechnęła się szeroko.
- Moje drogie dziecko! Jak dawno cię nie widziałam! Aleś ty schudła przez te wakacje, zaraz ci przygotuję coś smacznego.
Dziewczyna roześmiała się radośnie, czując ciepło na sercu. Ta kobieta była dla niej jak druga matka. Gdyby tylko zdecydowała by się na krok z Ronem to nawet mogłaby nią być..
- Nie, nie, dziękuję pani Weasley. Może pomogę z herbatą?
- Dziękuję ci kochanie, ale usiądź sobie.
Po czym zniknęła w kuchni.
Wszyscy członkowie się już zebrali. Hermiona usiadła obok Luny i Georga.
- No, no Miona, słyszałem, że awansowałaś. – Rudzielec puścił do niej oko. – Dobrze, że nie chwalisz się tą swoją odznaką jak Percy.
Zaśmiali się  oboje przypominając sobie jak starszy Weasley pokazywał wszystkim swoją odznakę. Spojrzała na dziewczynę obok.
- Luno, czy ciebie również dyrektor zaprosił do Zakonu?
- Tak, dziwne, prawda? Przez chwilę myślałam, że to może sklątkobulwy pomieszały mu w głowie, ale zapewnił mnie, że tak nie jest. – Wyszczerzyła się w uśmiechu. – Tatuś był bardzo rad z tego powodu. Chciał opisać to w Żonglerze, ale profesor Dumbledore poprosił go by tego nie robił.
Hermiona uniosła brew i posłała blondynce uśmiech. Luna się nigdy nie zmieni. Czasami zazdrościła jej tego lekkiego ducha, wiecznego optymizmu i świata w którym żyła.
- Dobrze, widzę, że jesteśmy już wszyscy. – Dumbledore stanął na środku salonu, który musiał wcześniej powiększyć. – Przede wszystkim dziękuję za natychmiastowe stawienie się całego zespołu. Na początku chciałbym przywitać nowych członków. – Młodzi uczniowie zarumienili się, gdy starsi zaczęli rozglądać się po pokoju. – Nie wątpię, że była to ciężka decyzja, aczkolwiek nie ukrywam, że jestem dumny z tego, że przystąpiliście do nas.
Hermiona spojrzała na panią Weasley, która siedziała blada. W ogóle nie przypominała energicznej kobiety, którą była przed chwilą.
- No dobrze ale przejdźmy do sedna spotkania żebyśmy wszyscy mogli wrócić do poprzednich zajęć. – Mężczyzna uśmiechnął się, rozglądając po zgromadzonych. – Severus był dzisiaj rano na spotkaniu w rezydencji Malfoyów.
Nie musiał długo czekać na reakcję, wszyscy wiedzieli co to oznaczało. Zapanowało lekkie poruszenie. Hermiona zerknęła na nauczyciela, który stał obok Dumbledore'a bez żadnego wyrazu twarzy. Jak on to robi? Ona w życiu nie byłaby w stanie zachować takiego spokoju na myśl, że prowadzi życie podwójnego szpiega i to dla dwóch największych czarodziejów tych czasów.
- Dobrze już, proszę o spokój. Nie będę wam streszczał, lepiej niech Severus opowie o spotkaniu.
Wspomniany mężczyzna skrzywił się i obrzucił siwego wściekłym spojrzeniem. No kto by pomyślał. Nie boi się szpiegować, a denerwuje się na myśl o przemawianiu.
- Dyrektor oczywiście przesadza z tym całym popłochem. Zebranie nie miało żadnego istotnego celu. Spotkaliśmy się by omówić pewne sprawy związane z rekrutacją młodych.
Harry prychnął. Wszyscy spojrzeli na niego. Snape również.
- Drogi panie Potter, ja rozumiem, że chłopiec który przeżył ma zapewne ważniejsze rzeczy do roboty, ale z łaski swojej proszę mi nie przerywać. – Hermiona pierwszy raz w życiu zgadzała się ze Snapem. To już nie były lekcje, kiedy obrażał ich bez powodu, ale poważne spotkanie. Harry zacisnął wargi, ale nie odezwał się więcej. – Świetnie, w takim razie kontynuując, ustalone zostało tyle, że wszystkie dzieci, których rodzice mieli lub mają jakikolwiek związek z Czarny Panem zostaną zrekrutowani. Nie mogę podać ich nazwisk, bo jestem związany przysięgą. Także chociaż z tym będziecie musieli radzić sobie sami.
Ponownie zapanował w pokoju harmider.
- Ale to oznacza młodych szpiegów w Hogwarcie! – Rzucił ktoś z zebranych. Hermiona zapadła się w krzesło zaniepokojona. Szpiedzy? W Hogwarcie? To znaczy, że wojna przenosi się za mury szkoły...
- Moi drodzy, uspokójcie się proszę! – Dumbledore klasnął w ręce i ponownie zapanowała cisza, chociaż dało się wyczuć napięcie unoszące w powietrzu. – Oczywiście, że jest to niedogodność jednak poradzimy sobie z tym. My również mamy członków Zakonu w Hogwarcie, teraz także wśród uczniów. Oczy będziemy mieć otwarte. Tutaj zwracam się również z prośbą do panny Granger.
Przełknęła ślinę, gdy wszyscy spojrzeli w jej stronę. Super, uwielbiała być przecież w centrum uwagi!
- Tak panie dyrektorze?
- Chciałbym abyś z dużą  uwagą obserwowała uczniów jako prefekt naczelna. Masz do tego szansę po godzinach. Chciałbym abyś wszelkie wątpliwości konsultowała z profesor McGonagall lub profesorem Snape'm. – W tym miejscu wymownie spojrzał na czarnowłosego mężczyznę.
- Oczywiście, skupię się na tym.
- Dziękuję bardzo. – Uśmiechnął się skinąwszy głową. – Ponadto prosiłbym o uwagę ciebie Harry. Możesz być na celowniku młodocianych, jednak staraj się nie rzucać w oczy. Uważaj na siebie chłopcze.
Świetnie, po raz kolejny jest kulą u nogi i wszyscy muszą się z nim cackać jak z jajkiem. Hermiona spojrzała na niego i widziała złość wypisaną na jego twarzy. Dokładnie wiedziała co sobie właśnie pomyślał.
- Dobrze, to będzie na tyle. Wezwę was w ciągu kilku dni do siebie aby przekazać bezpośrednie instrukcje co do waszych zadań. Reszta oczywiście zajmuje się tym co dotychczas. Chciałbym jeszcze zamienić słówko ze starszymi, a uczniowie mogą już wracać. Dziękuję i życzę miłego wieczoru.
Wszyscy wstali z miejsc i zaczęli się rozchodzić.
- Granger. – Snape stał tuż za nią. Podskoczyła prawie, gdy szeptem ją zagadnął. Odwróciła się i przygryzła wargę. Tak bardzo nie chciała go znowu oglądać.. – Za godzinę widzimy się na ćwiczeniach.
Jęknęła w duchu.
- Ale miałam mieć wolne!
- Świetnie, myślę, że wojna zaczeka aż sobie odpoczniesz. – Warknął. – Godzina. – Rzucił mijając ją, po czym rozpłynął się w płomieniach.
- Wstrętny, stary nietoperz. – Mruknęła pod nosem, gdy odszedł i westchnęła czując jak resztki pozytywnej energii właśnie ją opuszczają. Nie chciała się tłumaczyć Harremu ani Ronowi dlaczego nie będzie miała dla nich znowu czasu, więc wskoczyła do kominka i zniknęła. 


Znalazła się w gabinecie dyrektora i prędko pognała do swojej sypialni by się przygotować. Zrzuciła z siebie niewygodne szaty i wciągnęła miękki dres. Od razu lepiej - pomyślała.
Związała włosy na głowie. Nauczyła się już, że kręcące się loki i szopa wokół oczu wcale nie pomagają się bronić. Poza tym ten skretyniały, zdziadziały nietoperz zawsze wypominał jak można funkcjonować z takimi kudłami. Nie chciała czekać, dlatego wyszła z pokoju i ruszyła powoli w stronę sali gdzie odbywały się ich zajęcia.
Nie czuła się już tak bezpiecznie. Dlaczego tacy młodzi ludzie przyłączali się do Voldemort'a? Wiadomo, boją się, oni i ich rodziny, ale część z nich przyłączyła się pewnie z entuzjazmem. Dlaczego tylko atakować uczniów, w większości zbyt młodych by się bronić?
Usiadła pod drzwiami i podciągnęła kolana do brody. Miała jeszcze sporo czasu. Chociaż czuła się naprawdę wyczerpana i nie miała ochoty oglądać Snape, to uświadomiła sobie, że dzięki niemu być może jest jedną z najbezpieczniejszych osób w zamku.
Po kilkunastu minutach usłyszała kroki. Spięła się, ale o dziwo rozluźniła widząc, że to nauczyciel. No i kto by pomyślał, że ucieszy się na jego widok?
- Właź do środka Granger. Dlaczego włóczysz się po korytarzu po tym co powiedziałem na spotkaniu?
Wzruszyła ramionami mijając go w progu.
- Nie chciałam czekać w pokoju. Chciałabym mieć te zajęcia już za sobą.
Mężczyzna obrzucił ją wściekłym spojrzeniem i zamknął za nimi drzwi, po czym nałożył zaklęcia ochronne. Naprawdę nie chciał żeby ktoś wiedział o ich spotkaniach. Zarumieniła się na tę myśl. Gdyby ktoś ich zauważył mógłby, Merlin jeden wie co, sobie pomyśleć.
- Świetnie Granger. Znudziło ci się siedzenie w pokoju więc uznałaś, że posiedzisz sobie sama na korytarzu podczas gdy krążą tu dzieci śmierciożerców? Twoja inteligencja jest niezwykle wątpliwa.
Zacisnęła usta i założyła ręce na piersi.
- Myślałam, że po to są te zajęcia. Abym mogła się bronić.
- Granger czy ty naprawdę myślisz, że obchodzi mnie twoje bezpieczeństwo? Zapewniam cię, że mam to gdzieś. Jestem tu z polecenia Dumbledore'a.
Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy. Odwróciła zawstydzona wzrok jako pierwsza, ale nie umknął jej czający się uśmieszek na ustach mężczyzny. Naprawdę myślała, że chce ich bronić. Zawsze to robił. Jednak miał rację, oboje byli tu z polecenia dyrektora.
- Możemy już zaczynać? – Stanęła na końcu klasy. Chciała jak najszybciej mieć to za sobą i znaleźć się w łóżku z książką.


Kolejne dni uciekały wszystkim przez palce. Każdy dostał dodatkowe zadania. Ron miał mieć na oku kilku Ślizgonów, którzy byli pierwsi na liście jako dzieci śmierciożerców, Neville miał dodatkowe zajęcia z profesor Sprout i pomagał jej hodować niebezpieczne rośliny, które używali do eliksirów, Luna razem z Hagridem pertraktowali z centaurami i innymi stworzeniami w Zakazanym Lesie, a Harry? Harry siedział obrażony na cały świat, bo Dumbledore kazał mu przeglądać wspomnienia związane z Voldemorte'm. Oczywiście uznał, że jest całkowicie niepotrzebny i wszystkim wadzi.
Hermiona starała się być cierpliwa względem przyjaciela, jednak coraz częściej łapała się na tym, że go unika. Miała sporo własnych zmartwień.
Nadszedł 19 września.
Hermiona wyjątkowo spojrzała w lustro, przyglądając się sobie z uwagą. Mokre włosy przykleiły się jej do ramion,  duże brązowe oczy, które kończyły dzisiaj siedemnaście lat, taksowały zmęczoną, poszarzałą twarz.
- Brawo Hermiono, wyglądasz już na trzydzieści siedem! - Powiedziała, krzywiąc się do własnego odbicia.

- Wszystkiego najlepszego! – Ginny rzuciła się jej na szyję, gdy usiadła obok na śniadaniu. Zarumieniła się i uściskała przyjaciółkę. – Mama przysłała dla ciebie prezent! Dumbledore obiecał, że dostarczy wszystko prosto do ciebie.
Harry i Ron również złożyli dziewczynie życzenia, gdy się zjawili.
- Super, jesteś teraz najstarsza! – Ron objął ją ramieniem i wyciągnął małą paczuszkę, którą jej wręczył. – To dla ciebie.
Spojrzała na niego zaskoczona. Pierwszy raz dał jej coś od siebie, zwykle były to wspólne prezenty od niego i Harrego. Uśmiechnęła się ciepło i urosła jej gula w gardle, gdy odpakowała prezent. Na srebrnym łańcuszku wisiał otwierany, owalny, srebrny wisiorek. Otworzyła go, a łzy napłynęły jej do oczu. W środku na jednej połówce było zdjęcie Rona a na drugiej Harrego.
- Pomyślałem, że ostatnio możesz czuć się nieco samotna no i w ogóle tyle się dzieje.. a w końcu jesteśmy przyjaciółmi. – Chłopak zaczerwienił się i zmieszał. – Jeśli ci się nie podoba nie noś go, tak jakoś po prostu..
Hermiona rzuciła mu się na szyję i pocałowała w policzek.
- Dziękuję Ron, to najpiękniejszy prezent jaki mogłam dostać.
Odwróciła się i podała mu wisiorek by zapiął jej go na szyi. Dotknęła zawieszki i poczuła ciepło na sercu.
Harry przyglądał się całej scenie. Sam mógł pomyśleć o czymś takim. Zrobiło mu się głupio. Kupił Hermionie książkę, ale nie wpadł na coś bardziej od serca. Dobrze, ze Ron o tym pomyślał. Skupił się na talerzu by inni nie widzieli jego zażenowania. Ostatnio ciągle chodził ciągle obrażony, a nie doceniał poświęcenia innych. Będzie musiał ich przeprosić.

Wesleyówna przyglądała się czarnowłosemu chłopakowi. Widziała jak zawstydził go gest Rona. Ją również zaskoczył  swoim niezwykle dojrzałym gestem. Uśmiechnęła się dumna z brata. Jednak widziała, że Harry powoli przestaje sobie radzić z całą sytuacją, a przecież był dopiero początek roku.


Hermiona cały dzień była w cudownym nastroju. Prezent od Rona niezwykle ją ucieszył. Rozmyślała nad ich przyjaźnią i zastanawiała się dlaczego nigdy nic ich nie połączyło. Kochała go oczywiście, ale jak brata. Widziała te same uczucia u niego, tak samo było z Harrym. Związek mógłby zniszczyć to co tak długo budowali, być może dlatego żadne z nich się do tego nie pchało. Cudownie byłoby być w rodzinie Weasleyów, ale teraz praktycznie też stała się jej częścią.
Zaskoczył ją jednak najbardziej prezent od McGonagall. Zagadnęła ją po transmutacji i wręczyła paczuszkę.
- Bardzo proszę, jestem z ciebie taka dumna! – Kobieta uśmiechnęła się radośnie i wyglądała jakby chciała wyściskać dziewczynę, która przyglądała się jej z zaskoczeniem.
- Ależ pani profesor.. Ja nie mogę przyjąć..
- Możesz, możesz. Jestem opiekunką domu, ale także członkinią Zakonu.
Hermiona skinęła głową i odwinęła papier. W środku była książka, żadne zaskoczenie, jednak gdy przeczytała tytuł w środku, jej oczy zrobiły się duże i z jeszcze większym szokiem spojrzała na McGonagall.
- Ależ to przecież spis zeznań świadków pierwszej wojny!
Nauczycielka roześmiała się.
- Widzę, że ci się podoba. Miałam jeden egzemplarz u siebie. Niestety są już wycofane, Ministerstwo nie lubi, gdy wszystko wychodzi na jaw. No nic, wszystkiego najlepszego Hermiono!

Dziewczyna spojrzała na prezent, który leżał właśnie na stoliku nocnym obok łóżka. W pokoju czekały na nią również inne paczki. Jakimś cudem nawet rodzicom udało się wysłać jej ulubione czekoladki, miękki szlafrok i wspólne zdjęcie oprawione w ramkę. Przycisnęła je do serca. Pani Weasley wysłała jej brązowy sweter, a od Ginny dostała zestaw do czyszczenia różdżki. Miała takich wspaniałych przyjaciół. Gdyby nie okoliczności z chęcią wyprawiłaby przyjęcie aby móc wszystkim podziękować i uświadomić jak bardzo ich kocha.
Dobry humor przygasał im bliżej zegar wskazywał dwudziestą drugą. Za kwadrans wyszła z pokoju i energicznie ruszyła do sali gdzie miała spotkać się ze Snape'm. Nie spodziewała się, że dzisiaj będzie przyjemniej, ale musiała przyznać, że te lekcje dużo jej dawały. Podczas Obrony przed Czarną Magią nie miała problemów z odbijaniem zaklęć. Nawet gdy Snape stawiał naprzeciwko niej Ślizgonów, z satysfakcją była w stanie pokonać każdego z nich. Oczywiście Gryffindor mimo to tracił punkty, bo przecież przeklęci Gryfoni zawsze robią coś źle.
Weszła do klasy a Mistrz Eliksirów już czekał na nią.
- Widzę Granger, że z wiekiem coraz wolniej się ruszasz.
Westchnęła i podeszła do mężczyzny. Niestety doszły do niego wieści o jej urodzinach.
- Co, czekasz może na życzenia?
- Prędzej spadnie śnieg niż się doczekam. – Mruknęła pod nosem i starała się ukryć to kaszlem. Mężczyzna uniósł brew i oparł się o ławkę.
- Granger czy ty się nie zapędzasz przypadkiem? – Jego chłodny głos spowodował, że przeszły ją ciarki. Nie zamierzała jednak odpuścić. Skrzyżowała ręce i uniosła kącik ust w złośliwym uśmiechu.
- Panie profesorze, przecież to pan zaczął. Ja tylko oznajmiłam coś oczywistego. Bo szczerze to przecież nie złożyłby mi pan życzeń, prawda?
- Sto lat Granger, teraz bierzmy się do roboty.
Zamrugała kilka razy. Mężczyzna zaśmiał się widząc jej otwartą buzię. O dziwo był to zupełnie inny dźwięk niż wredny rechot, którym zawsze ich raczył. Bardzo przyjemny. Zamknęła usta i przygryzła wargę.
- Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem.
Stanęła na środku sali i wyciągnęła różdżkę przed siebie. Łapała się coraz częściej na tym, że pozwala sobie na więcej zachowań, za które normalnie już dawno ukarałby ją szlabanem, tymczasem kończyło się reprymendą lub wyzwiskiem. Może jednak te wieczór nie będzie taki tragiczny?
Pomyliła się. Po północy wróciła obolała, cała w siniakach i wyczerpana. Nie ma co, wspaniałe zakończenie dnia. Wzięła szybki prysznic po czym zakopała się pod kołdrą i zasnęła.

Obudziły ją promienie słońca znacznie wcześniej niż by tego chciała. Spojrzała na zegarek i jęknęła, wstając powoli z ciężkim sercem.
W czasie śniadania rozmawiała z Harrym, który o dziwo przepraszał wszystkich za swoje zachowanie. W końcu dostrzegł, że niekoniecznie jest kulą u nogi a wręcz przeciwnie. Opowiedział o wspomnieniach jakie widział w myślodsiewni związanych z młodym Voldemortem.
Ron przedstawił im swój plan szpiegowania Ślizgonów, dumny z siebie. Jedynie Ginny siedziała przygaszona. Po śniadaniu Hermiona zagadnęła przyjaciółkę.
- Co się dzieje?
- Nic. – Ruda wzruszyła ramionami i ruszyła do klasy. Hermiona przewróciła oczami. Dlaczego wszyscy mają taki cholerny problem żeby mówić o swoich zmartwieniach, co? Nie żeby sama należała do wylewnych, ale znowu nie dawała wszystkim popalić, bo ma gorszy dzień.
- Daj spokój, porozmawiaj ze mną.
- Nie teraz Miona, spieszę się. Na razie.
I pobiegła po schodach. Świetnie, nie to nie. Stwierdziła, że ma dosyć łażenia za nimi i proszenia aby rozmawiali z nią.
Ruszyła w kierunku klasy. Nie rozumiała co się dzieje ostatnio ze wszystkimi. Jasne, to było jasne, że się bali, każdy przechodził kryzys, ale dlaczego zaczęli odtrącać siebie nawzajem? Nie tak powinno być. Byli dla siebie oparciem i zawsze mogli liczyć na drugiego. I tak właśnie powinno zostać, tymczasem miała wrażenie, że coraz częściej dochodzi do zgrzytów między nimi. Może przesadza?
Usiadła obok Nevila, który blady czekał na kolejną obronę. Nienawidził tych zajęć, kiepsko mu szło. Hermiona zastanawiała się czy powodem tego był sam chłopak czy może ich prowadzący.
- Zamknąć jadaczki. Zaczynamy lekcje. Granger, Malfoy na środek.
Dziewczyna spojrzała zaskoczona na Snape. Nigdy nie wystawiał ich tak oficjalnie. Raczej ćwiczyli w parach. Harry i Ron rzucili jej zaniepokojone spojrzenia. Z uniesioną głową wyszła na środek i stanęła obok Malfoya. Blondyn uśmiechał się cwaniacko, nonszalancko oparty o ścianę.
- Ta dwójka dzisiaj zaprezentuje wam jak należy się bronić. Jesteście wszyscy tak beznadziejni, że nie ma sensu kazać wam bronić się przed czymś silniejszym niż expeliarmus. – Po sali przetoczyły się szepty a Hermiona zadrżała. Co on zamierzał? Przecież chyba nie będzie kazał im rzucać w siebie klątwami? – Zaprezentujecie nam tu mały pojedynek. Do tego zaklęcia niewerbalne.
- Snape, ja pójdę za nią!
- Potter z łaski swojej zamknij się i siadaj na miejscu. Nie zawsze musisz być w centrum uwagi, poza tym już widzę jak umiejętnie  posługujesz się zaklęciami niewerbalnymi. – Warknął w stronę chłopaka. Mierzyli się chwilę wzrokiem, jednak Harry odpuścił i usiadł na miejscu. Wyglądał na naprawdę wściekłego, ale milczał.
Hermiona zaniepokojona spojrzała na Ślizgona, który wciąż się uśmiechał. Snape udzielił jej wielu lekcji, jednak nigdy nie pojedynkowała się z Draco, a jasne było, że był szkolony od dawna.
- Granger na koniec sali, ty zostajesz tutaj. – Dziewczyna pomaszerowała na koniec klasy, starając się nie dać po sobie poznać, że zżera ją strach. – Tylko bez żadnych ciężkich klątw.
Hermiona zdziwiła się słysząc te słowa. Wiedział przecież, że ona nie użyje niczego ciężkiego, czyżby starał się ją ochronić przed chłopakiem?
Odsunęła te myśli na bok i wyciągnęła różdżkę przed siebie. Nim zdążyła pomyśleć w jej kierunku leciał czerwony promień. Odsunęła się szybko na bok i odpowiedziała atakiem. Merlinie, jaka była wdzięczna Snape'owi za te lekcje!
Po dwudziestu minutach oboje ciężko dyszeli. Snape w końcu pozwolił im wrócić na miejsca. Z satysfakcją patrzyła jak uśmiech Malfoya znikał z jego twarzy, gdy nie trafił jej ani razu, a jej się to udało.
- Hermiono, to było ekstra! Nie wiedziałem, że tak dobrze się pojedynkujesz! – Ron podekscytowany przyklasnął przyjaciółce. Inni uczniowie również gratulowali jej, na co Snape wyraźnie się zirytował.
- Siadać! – Warknął, a wszyscy od razu zajęli swoje miejsca. – Koniec tego baletu. Tak właśnie powinny wyglądać wasze pojedynki. Oczywiście w klasie, bo z dorosłym przeciwnikiem nie mielibyście szans.
Hermiona mimo słów nauczyciela siedziała zadowolona z siebie i żaden komentarz nietoperza nie mógł zgasić jej dobrego humoru. Czegoś się nauczyła od niego, a to było w tej chwili najważniejsze.

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! :-D
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy i przesyłam wenę do pisania.
    Pozdrawiam,
    Coyote Senpai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki! Miło, że choć jedna osoba czyta. Motywacja by kontynuować. <3

      Usuń
  2. Opowiadanie mnie coraz bardziej wkręca, ale zauważyłam, że zrobiłaś coś bardzo kanonicznego w swojej niekanoniczności. Chodzi mi oczywiście o "Hermiona będzie codziennie przychodzić do Snape'a z rozkazu Dumbledora/by robić eliksiry dla Zakonu/na dodatkowe lekcje/lub inne *niepotrzebne skreślić" Nie mam oczywiście Ci tego za złe, bo sama wiem jak trudno coś wymyślić, ale przyznaj szczerze, kiedy przeczyta się już dziesiątki podobnych opowiadań to ma się ochotę powiedzieć "Nie no, znowu?" ;) Na przyszłość staraj szukać nowych rozwiązań :)
    A! Zauważyłam też (chyba w poprzednim rozdziale) jak Hermiona dostała książkę od McGonagall, że jest to podobne do sceny z ff Mrocznej88, gdzie Hermiona też dostaje w prezencie książkę dotyczącą pierwszej wojny, której zostało mało sztuk.
    Nie bierz proszę tego wszystkiego za krytykę, bo opowiadanie samo w sobie podoba mi się (choć jak na razie nie dodałaś żadnego opisu walki Snape-Granger, albo Malfoy-Granger [jak to było na tej lekcji])
    Więc tak, weny Ci życzyć nie muszę, bo opowiadanie ma epilog (z tego co wiem, to nawet dwa), więc pożyczę ci... szczęścia, w czym tam chcesz i potrzebujesz :)
    Pozdrawiam
    Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. :) Wiem o tym bardzo dobrze, ale przyznam, że to było moje pierwsze opowiadanie i miałam na nie pomysł, ale nie miałam pojęcia jak inaczej osadzić Hermionę i Snape'a. Wyszło jak wyszło, ale spokojnie, dalej się to nieco zaciera i mam nadzieję, że nie będzie tak źle. :D Starałam się z całych sił wprowadzić ile mogłam innych zdarzeń (chociaż to mało prawdopodobne, że nic się nie powtórzy) także mogę Cię zachęcić jedynie żebyś czytała dalej i może odnajdziesz tam coś zaskakującego!
      A jeśli chciałabyś coś zupełnie niekanonicznie niekanonicznego to zapraszam na moje drugie opowiadanie - Panaceum. Tam akcja jest daleko poza Hogwartem, a Hermiona jest daleka od bycia Hermioną Granger. *.* Jednak nie jest ukończone, ale cały czas jestem w trakcie tworzenia i to co napisałam, wybiega daleko poza to co jest już na blogu, ale zamieszczam systematycznie. :)
      Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  3. Super, bardzo mi się podoba ^^ sorry że takie krotkie komentarze ale zżera mnie ciekawość co dalej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co tu dużo mowić, Pełnia księżyca wyczerpała temat.
    Serio, brakuje mi scen walki, choćby krótkich

    OdpowiedzUsuń