czwartek, 17 marca 2016

Rozdział 4

Cześć!
Tak jak obiecałam, zamieszczam następny rozdział. :) Widzę jakieś drobne ruchy na blogu także z nadzieją, że ktoś podąża za fabułą publikuję dalej. :D

Rozdział 4


Dni mijały bardzo szybko. Popołudnia wypełnione nauką, wieczory dodatkowymi lekcjami ze Snape'm.
Minęły już dwa tygodnie i najbliższy weekend miał być w końcu wolny. Hermiona odetchnęła z ulgą. Wreszcie będzie miała czas na to co kocha najbardziej – naukę! Marzyła aby zakopać się w książkach, nie oglądać tego cholernego nochala chociaż przez jeden wieczór i wyspać się wreszcie w tym cudownym łożu.
- Hermiono, dobrze, że cię widzę! – McGonagall zaczepiła ją w drodze na kolację. Wyglądała na zadowoloną w przeciwieństwie do Hermiony, która wysiliła się na lekki uśmiech. – Wiem, że pewnie jesteś zmęczona, ale jako prefekt naczelna masz dzisiaj dyżur do 2 w nocy. – Położyła dłoń na jej ramieniu i ścisnęła lekko. – Będzie dobrze, wierzę w moich gryfonów.
Po tych słowach odeszła zostawiając Hermionę zamyśloną i rozczarowaną. Co miała dokładnie na myśli? Chodziło jej o naukę czy też może o coś więcej? Coś co miało związek z Zakonem…?

Usiadła przy stole i od razu poczuła się lepiej. Wśród przyjaciół, dla których ostatnio nie miała czasu, mogła być przez chwilę spokojna.
- Miona, słabo wyglądasz – zagadnęła ją Ginny, siadając obok.
- Ach to nic takiego, jestem po prostu zmęczona. Dużo pracy. – Uśmiechnęła się do rudej.
- Współczuję, ale chociaż masz takie wypasione komnaty!
- Nie powiem - są naprawdę wygodne, chociaż niewiele w nich bywam.
- Ale wiesz co? Powinnyśmy urządzić jakiś babski wieczór we dwie! Mamy trochę do obgadania. – Spojrzała znacząco na Harrego, który właśnie sprzeczał się o coś z Ronem po drugiej stronie stołu. Hermiona westchnęła tęsknie i skinęła głową.
- Jasne, jak tylko znajdę wolny wieczór to możesz na mnie liczyć. – Zaśmiała się szczerze, szczęśliwa, że choć na moment ciężar tych dni schodzi z jej barków.
Odruchowo spojrzała na stół nauczycieli. Snape siedział jak zawsze ze skwaszoną miną, co jakiś czas zamieniając słowo z McGonagall. Przez ten tydzień dał jej naprawdę niesamowity wycisk, ale musiała przyznać, że z każdą lekcją czuła się pewniej. Kilka razy udało jej się nawet ugodzić mistrza jakimś lekkim zaklęciem, mimo że oddawał ze zdwojoną siłą, ale cóż to była za satysfakcja.
Starała się jednak trzymać język za zębami, bo Gryffindor stracił już trochę punktów. Niestety, przy tym człowieku nie było to proste.

Hermiona po kolacji wzięła szybką kąpiel i spojrzała tęsknie za książkami, które spoczywały na stoliku obok łóżka. Jutro – obiecała sobie, narzucając na siebie szatę i wyszła pospiesznie. Ruszyła pustym korytarzem.
Nie spodziewała się wycieczek uczniów o tej godzinie, ale zawsze można było kogoś przyłapać. Nie żeby chciała, ba sama wałęsała się po szkole w takich godzinach, właściwie to złamała regulamin tak wiele razy, że już dawno powinna zostać usunięta. Zawsze jednak było dobre wytłumaczenie. Dla wyższego dobra.
Zaśmiała się cicho na wspomnienie ich wyprawy w pierwszej klasie po kamień filozofów. Powiedzmy sobie szczerze - to peleryna Harrego zawsze ratowała im tyłki.
- Granger przegapiłaś co najmniej dwóch Puchonów sklejonych ze sobą.
Skrzywiła się słysząc głos mężczyzny, który tak dobrze już znała. Skąd on się na brodę Merlina tutaj wziął?! Zatrzymała się i odwróciła gwałtownie twarzą do niego.
-Cóż, jestem pewna, profesorze, że nie popełnił pan tego błędu i ukarał ich karygodne zachowanie. - Rzuciła z przekąsem, a na jego usta wypłynął wredny uśmieszek.
-  Panie profesorze, Granger, nie zapominaj się.
Przewróciła oczami i ruszyła w dalszy dyżur. Swoją drogą, ciekawe po co tu przylazł? Czyżby brakowało mu wieczornego towarzystwa?
- Przepraszam PANIE profesorze.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru.
- Ale za co?!
- Za pyskówkę i celowe omijanie uczniów. – Powiedział chłodno, po czym odszedł.
Długa szata powiewała za nim niczym u Batmana. Hermiona zamrugała kilka razy wpatrując się w jego plecy. Co to miało być? Po cholerę w ogóle się do niej odzywał?
Pokręciła zirytowana głową. Dziwny człowiek, naprawdę specyficzny.


Sobota zapowiadała się dużo lepiej niż pozostałe dni tygodnia. Dowiedziała się, że ma wolne od Snape (tym razem naprawdę!), od bycia prefekt naczelną i całej reszty obowiązków, które musiała wypełniać. Po śniadaniu zadowolona rozpaliła ogień w kominku i rozsiadła się wygodnie sięgając po Historię Magii. Miała kilka referatów do napisania, ale chciała też przeczytać coś nowego. McGonagall dała jej dostęp do Działu Ksiąg Zakazanych aby mogła pogłębiać wiedzę. Była tym gestem niezwykle zaskoczona, ale rzecz jasna nie oponowała. Musiałaby by być zdrowo stuknięta aby nie skorzystać z takiej okazji. Postanowiła, że jutro właśnie to będzie jej cel – przewertuje półki w tym dziale. Co prawda nie raz już była jego gościem, ale cóż o tym przecież nikt nie musiał wiedzieć, prawda?
Nim się obejrzała nadeszła pora obiadu. Niechętnie oderwała się od książek. Po drodze do Wielkiej Sali wpadła na Harrego i Rona, którzy gorączkowo o czymś dyskutowali.
- Cześc chłopaki! Jak wam mija sobota?
- Hermiona! Ostatnio tak rzadko cię widujemy. – Harry wydął usta, ale czaił się na nich delikatny uśmiech. – Nic takiego, dużo zadane. Może byś nam pomogła?
- O tak Hermiono, naprawdę mamy przechlapane, bo nawet nie wiemy za co się zabrać.
- Jasne, przygotuję wam konspekt, ale resztę napiszecie sami! – Westchnęła w duchu. Zawsze odwalała za nich całą robotę. Nigdy jej to nie przeszkadzało, bo nie wymagało wiele wysiłku, ale w ostatnich dniach naprawdę doceniała każdą wolną minutę.
- Może moglibyśmy wpaść do ciebie dzisiaj wieczorem?
Hermiona zamyśliła się. Dawno nie spędziła kilku chwil z przyjaciółmi. Ciągle była zabiegana i nie mieli czasu nadrobić wakacji. Skinęła więc głową, uśmiechając się lekko. Nie chciała tego przyznać, ale doskwierała jej samotność. Tak naprawdę całe wakacje spędziła sama. Od kiedy przyszła do Hogwartu miała przyjaciół, pisali do siebie listy, spędzała tygodnie w Norze. W tym roku ich kontakt bardzo się ograniczył i pierwszy raz poczuła się naprawdę samotna. Myślała, że to się zmieni po powrocie do Hogwartu, ale wszystko było inne.
- Super, to zwędzimy jakieś przekąski z kuchni!
Ron był wyraźnie podekscytowany. Dziewczynie ścisnęło serce. Tak bardzo tęskniła za tymi chwilami kiedy byli po prostu grupą niesfornych dzieciaków.

Wieczorem rozległo się stukanie do drzwi. Hermiona była w bardzo dobrym humorze, cieszyła się na wspólne pogaduszki. Takie gryfońskie ploteczki. Podbiegła do drzwi i otworzyła je.
- Mamy trochę jedzenia. – Ron wszedł do środka i postawił talerze z kanapkami na stoliku. – No, no naprawdę masz tutaj niezły wypas. Szkoda, że nam się takie nie dostały.
- Tak Ron i ciekawe co byś robił sam w takim pokoju. – Harry przewrócił oczami i usiadł na fotelu. – Jak myślicie, kiedy będzie spotkanie Zakonu?
Oby jak najpóźniej - pomyślała, wzdychając.
Naprawdę nie chciała jeszcze teraz się dowiadywać o super, niebezpiecznych misjach, co gorsza, w których miała towarzyszyć Snape'owi.
- No! Aż się boję tego jak moja mama zareagowała. Na bank dała Dumbledore'owi popalić.
- Nie dziw się jej Ron, martwi się. Straciła całą rodzinę w poprzedniej wojnie, nie chce przechodzić tego znowu. – Usiadła na kanapie i podwinęła kolana pod brodę. – Dziwię się jednak, że dyrektor nie zaproponował tego bliźniakom.
- Oni już są w Zakonie. Był u nas w wakacje i poprosił ich aby dołączyli. Żebyś wtedy widziała co się działo w domu.. istne piekło. Mama mało co nie wyrzuciła Dumbledore'a z domu, ojciec musiał ją dwa dni uspokajać.
- Naprawdę? Dlaczego mi o tym nie napisałeś?
Ron zmieszał się lekko.
- Jakoś tak.. no sam nie wiem. Mało rozmawialiśmy, a poza tym Dumbledore uprzedzał, że sowy mogą być przechwytywane i mamy nie pisać żadnych istotnych informacji.
Wzruszył ramionami, a Hermiona skinęła w odpowiedzi głową. Spojrzała na Harrego, który siedział zamyślony.
- Harry, wszystko w porządku? Boli cię blizna? – Chłopak spojrzał na nią i pokręcił głową.
- Nie, to nic takiego. – Odburknął. Coś niedobrego się z nim działo, widziała to od początku. – Po prostu chciałbym coś robić. Wkurza mnie, że musimy ślęczeć nad durnymi referatami gdy na zewnątrz giną ludzie!
Hermiona i Ron spojrzeli na siebie. Właśnie tego się obawiała. Nadal się obwiniał i chciałby uratować świat.
- Harry, wiesz dobrze, że nie jesteśmy na to gotowi.. Poza tym przecież Snape uczy nas walki żebyśmy potrafili się bronić…
-Snape?! Snape?! Przecież jego tak naprawdę nie obchodzi co się z nami stanie. Sam chętnie wykończyłby nas. Tak jak Syriusza.
- Harry!
- No co? Taka prawda. Gdyby nie on Syriusz pewnie by żył. Gdyby wtedy wezwał Zakon, pomógł nam to pewnie by nie zginął.
Dziewczyna zacisnęła wargi i przyglądała mu się twardo.
- Harry nie możesz obwiniać Snape za to co się stało. I nie mów tak, nie raz stawał w naszej obronie. Ja też za nim nie przepadam, ale myślę, że stara się nam pomóc.
- Tak, jasne.
- Stary powinieneś trochę wyluzować.
- Pewnie Ron, bo przecież ty masz rodzinę, do której pojedziesz na święta, wrócisz do domu na wakacje. A ja co? Straciłem ostatnią osobę, której na mnie zależało!
- Przecież wiesz, że dla moich rodziców jesteś jak syn! Dla mnie jak brat! Czemu się tak zachowujesz?!
- Jak? Co znowu robię nie tak?!
- Zachowujesz się jak kretyn. – Hermiona skrzywiła się i westchnęła. A to miał być taki miły wieczór...
Nagle usłyszała stukanie do drzwi. Zerwała się zaskoczona i podbiegła je otworzyć.
- Dobry wieczór, przepraszam, że niepokoję panno Granger ale dyrektor wzywa waszą trójkę do siebie. – McGonagall dyszała ciężko i wyglądała na zaniepokojoną. Hermiona poczuła jak serce podchodzi jej do gardła.
- Oczywiście, już idziemy.
Cała trójka podążyła za opiekunką. Zatrzymali się przed posągiem.
- Czekoladowe Drublesy. – Pomnik odsunął się i nauczycielka wspięła się po schodach a reszta za nią. Drzwi do gabinetu były otwarte. W środku czekał już Snape, Dumbledore, profesor Slughorn, Neville i Luna.
Hermiona spojrzała na nich zaskoczona, ale ci jedynie uśmiechnęli się. Czyżby dyrektor ich również zaprosił do Zakonu?
- Moi drodzy, wybaczcie mi proszę, że przerwałem wam ten sobotni wieczór, ale musimy zorganizować spotkanie Zakonu.
- Panie dyrektorze naprawdę wydaje mi się, że niepotrzebnie ściągaliśmy uczniów. – Snape stanął obok siwego mężczyzny i zmierzył młodych wzrokiem.
- Przeciwnie Severusie, uważam, że powinni uczestniczyć w spotkaniu.
Uśmiechnął się, choć uśmiech ten nie sięgał oczu. Hermiona zadrżała. Merlinie, oby nic poważnego się nie wydarzyło.
Snape skinął głową, ale zacisnął wargi wyraźnie sfrustrowany całą sytuacją.
- Dobrze, ruszajmy więc. Przenosimy się do Nory.
McGonagall weszła do kominka i po chwili zniknęła w zielonych płomieniach. W ślad za nią ruszyła reszta uczniów. 

2 komentarze:

  1. Cześć,
    Zainteresowało mnie twoje opowiadanie. :-) Piszesz bardzo ciekawie i nie widzę żadnych błędów za co gratuluję. Rozdziały i ogólnie opowiadanie jest dość ciekawe i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Coyote Senpai. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Jeszcze dzisiaj pojawi się kolejny rozdział także zapraszam :*

      Usuń