środa, 16 marca 2016

Rozdział 3

Hej!
Wrzucam trzeci rozdział. Mam ich kilka w zapasie więc póki co będą pojawiać się regularnie w odstępie dnia, maksymalnie kilku dni. Nie wiem czy chociaż kilka osób czytuje moje wypociny, ale jeśli tak bardzo proszę o krótki komentarz żebym wiedziała, że chociaż jedną osobę zainteresowało moje opowiadanie!


Rozdział 3

Dumbledore wyglądał na naprawdę zadowolonego. Otrzymał w końcu to czego chciał, a należał zdecydowanie do ludzi, którzy nie odpuszczają.
- Bardzo mnie to cieszy. W takim razie powiadomię resztę Zakonu, a o najbliższym spotkaniu poinformuję was niebawem. Tymczasem to wszystko. – Ponownie się uśmiechał  a jego głos był niezwykle spokojny.
Hermiona przyglądała mu się lekko zaniepokojona, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Głupia! – zbeształa się w myślach - Przecież to dyrektor, to Dumbledore! Robi to wszystko po to żeby nas chronić..
- Pannę Granger poproszę o pozostanie jeszcze kilku minut. Musimy dokończyć naszą rozmowę.
Dziewczyna skinęła głową. Przez chwilę miała wrażenie, że odczytał jej niepokój, ale po co miałby jej grzebać w głowie..
Pożegnała się z przyjaciółmi i ponownie została sama z siwym mężczyzną, który zasiadł za swoim biurkiem.
- Może zechcesz się czegoś napić moja droga?
- Nie, dziękuję profesorze.
Uniósł brew zaskoczony jej natychmiastową odpowiedzią, a ona poczuła jak róż wypływa na jej policzki.
- Czy możemy przejść do sedna? Proszę wybaczyć, ale to był niezwykle ciężki dzień. – Dumbledore przyjrzał się jej uważnie i wygładził swoją długą, białą brodę.
- Ależ oczywiście, nie wątpię w to. No dobrze w takim razie z Severusem już wszystko ustalone. Proszę cię o to, gdyż wiesz, że jest dla nas niezwykle cenny. Jako szpieg jego życie jest zagrożone bardziej niż kogokolwiek. Są jednak misje, których nie jest w stanie wykonać sam ze względu na.. swą podwójną naturę. – Westchnął smutno i spojrzał jej w oczy, a Hermiona zacisnęła wargi by nie krzyczeć swojego sprzeciwu, który cisnął się jej na usta. – Chciałbym abyś mu towarzyszyła w niektórych wyprawach, a to pociąga ze sobą to, że musisz umieć się bronić. Nie raz, nie dwa przyjdzie ci stanąć właśnie z nim do walki i musisz przewidzieć każdy jego ruch. Aby on się nie zdradził i abyś ty nie zginęła.
Wzdrygnęła się na te słowa, ale zrozumiała bardzo dobrze. Dumbledore zabezpieczał swoje misje, a przy okazji dawał Snape'owi pomoc.
Nadal nie była przekonana co do ćwiczeń z mistrzem pojedynków, który gdyby mógł pewnie spaliłby jej wszystkie włosy, po czym śmiejąc się żył w przekonaniu, że to tylko wypadek, ale z drugiej strony właśnie zgodziła się zostać członkiem Zakonu Feniksa, a to pociągało za sobą pewne zobowiązania.
- Dobrze panie profesorze. Jeśli tak to wygląda to niech będzie. Nie jestem pewna jednak jak ułoży się nasza.. współpraca, ale jeśli o mnie chodzi to możemy spróbować.
Dumbledore klasnął w dłonie wyraźnie zadowolony.
- Znakomicie zatem! Wiedziałem, że mogę liczyć na ciebie moja droga. Chciałbym jednak abyś nie wspominała przyjaciołom o twojej małej misji.
- Naturalnie, panie dyrektorze. – Odpowiedziała spokojnie, chociaż nieco zaniepokoił ją pakt milczenia, jednak co mogła zrobić? Może to lepiej, Harry dostałby szału gdyby się o tym dowiedział.
- Jeszcze jedna rzecz. Od dzisiaj przyznane zostają ci Hermiono, prywatne komnaty, jako dla prefekt naczelnej oczywiście. – Uśmiechnął się ciepło i wskazał ręką na swój kominek. – Skrzaty już zajęły się przenoszeniem twoich rzeczy Hermiono, a dzięki sieci fiu możesz się do niego dostać. Oczywiście ze swojego nie możesz korzystać w ten sposób, jest to wyjątkowa sytuacja.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i weszła do kominka, po czym zniknęła w zielonych płomieniach.
Znalazła się w zupełnie odmiennym pokoju do poprzedniego. Nie był zbyt duży. Naprzeciwko kominka stała dwuosobowa, czerwona kanapa. Obok był fotel, a pomiędzy mały stolik. Na ziemi leżał brązowy, puszysty dywan.
Wyszła z kominka i rozejrzała się. Uśmiechnęła się pod nosem, gdyż pokój był bardzo przytulny. Ściany miały kolor beżowy, a na oknach wisiały ciężkie zasłony.
Po prawej stronie zauważyła drzwi. Weszła do kolejnego pomieszczenia, w którym stała komoda, nad nią wisiało lustro w złotej ramie, a obok stały już kufry, które musiały przynieść skrzaty. Na środku pokoju było duże, hebanowe łoże z baldachimem. Zaskoczona tak dużą przestrzenią roześmiała się. Kto by pomyślał! Chłopcy padną z zazdrości.
Obok  łóżka odkryła kolejne drzwi. Tym razem prowadziły do niedużej łazienki. Była prosta, ale ładna. Narożna wanna, na której stały różne olejki, wyglądała w tej chwili niezwykle kusząco.
Rozebrała się pospiesznie i puściła gorącą wodę. Z kranu leciały różnobarwne strumienie. Zadowolona zanurzyła się w pianie i pozwoliła sobie na chwilę relaksu.
- Zapowiada się naprawdę ciężki rok - mruknęła do siebie i westchnęła na myśl o nietoperzu. Jednak poczuła lekką satysfakcję - w końcu będzie mogła się czegoś nauczyć od samego mistrza. Może nawet uda się im jakoś współpracować.
Prychnęła. Tak, jasne. Prędzej piekło zamarznie.


- Gdzieś ty się wczoraj podziewała?! – Ron skoczył na równe nogi, gdy pojawiła się rano na śniadaniu. – Czekaliśmy na ciebie cały wieczór.
- Też miło mi cię widzieć Ronaldzie. – Skrzywiła się i usiadła obok Harrego. Nałożyła sobie jajecznicę, uśmiechając się do Gryfonów. – Dostałam swoje własne komnaty jako prefekt naczelna. – Odpowiedziała, po czym zaczęła jeść, starając się nie uśmiechać triumfalnie, na widok ich min.
Spojrzeli po sobie wyraźnie zaskoczeni.
- To super Hermiono! Musisz nam pokazać gdzie, pewnie będzie tam o wiele spokojniej niż w pokoju wspólnym.
Zakrztusiła się.
Tak jasne, na pewno pozwoli im przesiadywać w swoich komnatach zamiast chodzić na zajęcia. Nic z tego. Poza tym w końcu ma swój kawałek, który jest trochę większy niż łóżko. Nareszcie nie będzie wiecznie chichoczących lokatorek..
- Jasne, zaproszę was jak znajdę czas. - Wzruszyła ramionami, ale chłopcy nie dali się zwieść.
- Oj daj spokój. Przecież jesteśmy twoimi przyjaciółmi. – Ron usiadł obok niej roześmiany i objął ją ramieniem.

Wszyscy mieli wyjątkowo dobre humory po wiadomościach z poprzedniego wieczoru. Rozpierała ich duma z powodu Zakonu, ale również czuli niepokój z tym związany.
Dziewczyna spojrzała na stół nauczycieli, gdzie Snape siedział na swoim miejscu, ale dzisiaj wydawał się być bardziej naburmuszony niż zwykle.
Hermiona wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu. Pewnie dowiedział się o dodatkowych zajęciach i wygląda na tak samo zadowolonego jak ona.
Nagle ich oczy się spotkały. Przez krótką chwilę wpatrywała się w nie, czując jak odpływa. Szybko odwróciła zawstydzona wzrok, a na jej policzki wypłynął delikatny rumieniec. Co to było? Merlinie, coś jej się na mózg rzuciło. Patrzeć na Snape? Rumienić się? Wariactwo. Nie ma co, świetny początek dnia.
Nie odważyła się więcej spojrzeć w jego stronę. Po śniadaniu pożegnała się z przyjaciółmi i pognała na zajęcia.

Po kolacji nareszcie miała chwilę na odpoczynek. Naprawdę cieszył ją fakt, że ma własne komnaty. Nikomu nie zaszkodzi odrobina ciszy.
Szła powoli, rozmyślając nad składnikami do eliksiru, który ważyła tego dnia.
Slughorn nie był takim świentym nauczycielem jakim chciałby być, nie był tak dobry jak Snape. Ale chociaż nie krzyczał i nie odejmował bezmyślnie punktów, a to dawało mu sporą przewagę. Tylko jakim cudem nie udało jej się uwarzyć Amortencji? Przecież miała to w małym palcu. Coś musiało być nie tak ze składnikami, ale nie miała czasu się tym zająć przez cholernego Malfoy'a, który starał się odwracać uwagę nauczyciela jak tylko mógł. Przeklęty Slughorn zabrał jej owe składniki, bo Ślizgonom jakimś cudem się skończyły.
Co za skończeni kretyni – pomyślała i w tym samym momencie potknęła się o stopień. Zaklęła pod nosem, gdy książki wypadły jej z rąk i rozsypały się po ziemi.
- Granger! Jako prefekt naczelna powinnaś dawać przykład, a nie kląć jak szewc na środku korytarza!
- Przesadza pan, panie profesorze. – Burknęła pod nosem, zaskoczona widokiem Snape i schyliła się po woluminy, które leżały sobie w najlepsze, nie przejmując się zupełnie obecnością nietoperza.
- Nie tym tonem Granger – warknął chłodnym tonem. – Pozbieraj się teraz. Jesteś w stanie uczestniczyć dzisiaj w dodatkowych zajęciach, czy próby uwarzenia Amortencji pochłonęły twoją energię całkowicie? A może zbyt dużo obowiązków na panią spadło, co?
Zazgrzytała zębami. Co za dupek! Rzecz jasna nie mógł przemilczeć tematu eliksirów. Swoją drogą, ciekawe skąd wiedział?
- Oczywiście, panie profesorze. Zaskoczył mnie pan po prostu.
- Mam to gdzieś. W takim razie za mną.
I ruszył przed siebie. Westchnęła ciężko. A zapowiadał się taki przyjemny wieczór..

Pobiegła za nim. Musiała iść naprawdę szybko aby dotrzymać mu kroku. Weszli do sali, w której poprzedniego dnia mieli zajęcia.
- Dobrze, w takim razie ustalmy sobie kilka rzeczy na początek. Wcale nie jestem zadowolony z całej tej durnej i zbędnej w mojej ocenie sytuacji, ale skoro już to jesteśmy to wymagam od ciebie szacunku względem mojej osoby, masz się nie odzywać niepytana i nie błyszczeć tutaj tą swoją wątpliwą wiedzą. – Przewróciła oczami zirytowana. – Zachowuj się! Gryffindor traci dziesięć punktów.
- Ale profesorze!
- Kolejne dziesięć. Mogę tak w nieskończoność. – Uśmiechnął się triumfalnie, a ona z bólem gryzła się w język i zacisnęła dłonie w pięść. Więc tak? Dobrze, niech będzie tak jak chce. – No, od razu lepiej. Dalej, nikt nie może się dowiedzieć o tych zajęciach, dlatego będziemy prowadzić je o dwudziestej drugiej. Codziennie. – Jęknęła w duchu, a on uniósł brew widząc jej minę. – Czyżby za późno dla dzielnej Gryfonki?
- Nie, panie profesorze, oczywiście, że nie. – Odpowiedziała, czując ogromną bezsilność. I ona myślała, że nie będzie tragicznie?
- To dobrze. Te zajęcia wymagają od ciebie stuprocentowego skupienia. Oczywiście zajmiemy się tutaj silnymi zaklęciami, nie takimi jak na lekcjach. To wszystko, tak myślę. Jakieś pytania? Nie, nie cofam to – dodał po chwili widząc jak otwiera usta. Założyła ręce na piersi i wydęła wargi jak dziecko. Zirytowany westchnął. – Granger moja cierpliwość ma swoje granice.
Kiedy wróciła do swoich komnat, było już dawno po północy. Trzy godziny znosiła wyzwiska, odbijała silne zaklęcia, upadała, wstawała i tak w kółko. Snape za to wydawał się świetnie bawić i nawet się nie zmęczył. Kiedy powiedział, że może iść z niedowierzaniem usiadła na ziemi.
- Jak pan to robi? – Zapytała ciężko oddychając. – Dlaczego jestem tak wyczerpana?
- Proszę, proszę, panna wszystkowiemnajlepiej czegoś jednak nie wie. To kwestia treningów Granger. Nauczysz się. Oczywiście zawsze będziesz beznadziejna, ale może uda mi się utrzymywać cię przy życiu dłużej niż dwie minuty.
- Dziękuję. – Warknęła po czym wstała i z uniesioną głową ruszyła do drzwi. – Dobranoc panie profesorze.
Teraz gdy leżała w wannie czuła jak boli ją każdy mięsień. Co gorsza rano zaczynają obroną. Ale nie będzie się załamywać. Kto jak kto, ale ona przecież da radę. W trzeciej klasie udało jej się uczestniczyć w każdych zajęciach i chociaż padała z wycieńczenia, nie poddała się. Tak samo będzie i tym razem.

2 komentarze:

  1. Czytam drugi raz, opowiadanie super! Mimo tego, źe pewnie nie przeczytasz tego komentarza to i tak gratuluję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Troche mało opisu tego, co tak na prawdę robili na tych zajęciach. Ale ogólnie rozdział Ok, zachęca do czytania kolejnego.

    OdpowiedzUsuń