Pierwsza wyprawa naszej Hermiony i przemyślenia dotyczące kochanego Snape'a :D Miłego czytania kochani!
Rozdział 6
Październik nadszedł bardzo szybko. Hermiona z zaskoczeniem
obserwowała kolorowe liście na drzewach, które opadały na pożółkłą trawę.
Niesamowite jak ten miesiąc zleciał. Wrzesień był pełen nowych wyzwań, więc z
zadowoleniem spędzała październikowy weekend w fotelu przed dużym oknem w
swojej komnacie. Czytała właśnie książkę, którą dostała na urodziny od
McGonagall.
Lektura okazała się być niezwykle ciężka. Nie była w stanie czytać kilku zeznań na raz. Wątpiła w stu procentową szczerość stron, gdyż zeznania różniły się od siebie i oczywiście były przesiąknięte subiektywną oceną. Jednak prawie w każdym powtarzał się ten sam element – Snape. Był prawdziwym potworem. Mordował bez mrugnięcia okiem, pałał się w swojej władzy. Hermiona wzdrygała się przy każdym opisie świadków. Nie chciała wierzyć w każde słowo, które przeczytała. Czy to możliwe, że ten sam mężczyzna, który bronił ich przed atakiem wilkołaka, próbował pomóc Harremu, gdy Quirell zaczarował jego miotłę, uczył ją teraz walki, był w młodości takim terminatorem?
Odłożyła lekturę i przetarła oczy. Być może był zły, ale się zmienił. Dostrzegała to za każdym razem, gdy podawał jej eliksir leczący po ich pojedynkach i pomimo paskudnych komentarzy jakie rzucał pod jej adresem, czuła się odrobinę bezpieczniej w jego obecności.
W niedzielę wieczorem Dumbledore wezwał ją do swojego gabinetu. Zapukała do drzwi i gdy się otworzyły weszła do środka.
- Dobry wieczór Hermiono! – Mężczyzna jak zwykle uśmiechał się. Wyglądał jak kochany dziadek, którego zawsze chciała mieć. – Usiądź sobie moja droga. – Wskazał ręką na krzesło naprzeciwko biurka. Zajęła miejsce i spojrzała na dyrektora.
- Widzisz, chciałem cię poinformować, że zbliża się wasza wyprawa, twoja i Severusa. Oczywiście najpierw chciałbym ci przedstawić jej cel. Harry nie bez przyczyny przeszukuje wspomnienia młodego Toma. Udało mi się odkryć, że zrobił on coś okropnego. Słyszałaś kiedyś o horkruksach?
Hermiona skinęła głową czując niepokój. Kiedyś przeczytała w Dziale Ksiąg Zakazanych chociaż nie skupiała się dokładnie. Zionęło od tego naprawdę czarną magią i okrucieństwem. Zagryzła dolną wargę.
- Dobrze, więc nie muszę ci tłumaczyć czym są. Otóż Voldemort stworzył ich kilka. A my musimy je znaleźć i zniszczyć żeby go pokonać.
Wciągnęła powietrze do płuc, czując jak robi się jej gorąco. Tego się właśnie obawiała, gdy tylko wspomniał o horkruksach. To dlatego powrócił, a gdy odbiło się jego zaklęcie od mamy Harrego nie zginął..
- Panie profesorze, ale czy Voldemort nie wie, że ich szukamy?
- Nie sądzę drogie dziecko. Widzisz jest to stara, mroczna a nawet bardzo mroczna magia. Myślę, że po zniszczeniu większości zorientuje się, że coś mu umyka, jednak do tego czasu chciałbym je odnaleźć. Jeden mamy już za sobą.
- Dziennik! – Zawołała z entuzjazmem. Przypomniała sobie jak Harry znalazł go w drugiej klasie. Biedna Ginny o mało co nie zginęła przez samo wspomnienie Voldemort'a.
- Dokładnie. Udało nam się wytypować dwa miejsca gdzie może znajdować się następny. Do jednego z nich udam się z Harrym, a wy do drugiego. Tak zwiększymy nasze szanse gdyby Voldemort chciał zaatakować.
Skinęła głową ze zrozumieniem. Harry musi być wniebowzięty wiedząc, że w końcu ma własne zadanie. Poczuła jak narasta w niej entuzjazm i nadzieja. Nadzieja, że mogą wygrać.
- Kiedy wyruszamy?
Dyrektor zaśmiał się radośnie i zasiadł za biurkiem.
- Jeszcze dzisiaj. Ty i Severus udacie się do starego sierocińca, w którym mieszkał Tom. Być może znajdziecie tam coś godnego uwagi. Widzisz, nie mam zielonego pojęcia co może być horkruksem. – Starzec posmutniał ale po chwili rozpromienił się. – Myślę, że może wam to zając dzień lub dwa wiec przygotuj się, a potem zgłoś do Severusa. To wszystko.
Wstała z krzesła, pożegnała się i pobiegła do swoich komnat.
Horkruksy! Że też wcześniej na to nie wpadła. Przecież to było takie oczywiste, skoro nie zginął to gdzieś musiał ukryć cząstkę siebie, a potem jeszcze dziennik.
Chwyciła swoją torebkę i wrzucała do niej pomniejszone książki. Ciekawe jak długo im to zajmie i czy coś w ogóle znajdą. Będzie zmuszona opuścić zajęcia co jej się mało podobało, ale teraz były ważniejsze rzeczy.
Cholera, przecież ja nawet nie wiem gdzie są jego komnaty - pomyślała i zmarszczyła brwi, wkładając do torebki podkoszulek i parę spodni. Zapewne gdzieś w lochach, najlepiej będzie jeśli się tam uda i poszuka, najpierw pracownia eliksirów.
Wyszła z pokoju po kilku minutach i skierowała się do lochów. Czuła jak krew buzuje w jej żyłach, czuła podekscytowanie ale także strach. Skup się Hermiona, pomyślała. Musi być przygotowana na wszystko co mogą tam spotkać.
Szła korytarzem rozglądając się. Nigdy nie zastanawiało jej co jest za innymi drzwiami. Nigdy nawet w sumie nie przypuszczała, że przerośnięty nietoperz może mieć swoje komnaty, co było przecież niedorzeczne.
Nagle zza rogu wyszedł Malfoy i stanął naprzeciwko niej.
- Co jest Granger? Zabłądziłaś? – Uśmiechnął się cwaniacko i oparł o ścianę, taksując ją przeszywającym wzrokiem. Zaklęła w myślach. Przecież nie może się dowiedzieć, że idzie do Snape. – Zapewne węszysz tak? Zabaweczka Dumbledore'a, przyjaciółka wielkiego Pottera. Może próbujesz znowu zwinąć zapasy Snape’a, co?
Skinęła głową. To był dobry punkt zaczepienia. Jednak nie czuła się bezpiecznie w obecności blondyna, tym bardziej, że nikt nie wiedział o jej obecności tutaj.
- Malfoy, odsuń się, dobrze ci radzę.
Chłopak roześmiał się i zaczął iść w jej stronę. Cofnęła się odruchowo o krok. Przecież umiesz walczyć idiotko, poradzisz sobie. Jednak to nie była klasa, w której Snape ich pilnował, tutaj nikt nie zabroni używać mu klątw. Przełknęła ślinę i uniosła swoją różdżkę, widząc, że przeciwnik robi to samo.
W jej stronę poleciał czerwony promień. Rzuciła zaklęcie ochronne i zaczęła się wycofywać. Nie czuła się tak pewnie jak podczas lekcji.
- Zemszczę się szlamo, zrobiłaś ze mnie pośmiewisko. – Z jego różdżki wystrzelił kolejny promień. Na twarzy miał wypisaną wściekłość, szaleństwo wręcz. Hermiona czuła jak zaczyna panikować, jednak nie opuszczała różdżki. Malfoy wściekle rzucał w nią klątwami, a ona mogła się tylko bronić. Zablokowała się, nie była w stanie odpowiedzieć atakiem.
- Co tu się dzieje?! – Kolana się pod nią ugięły i fala ulgi jaka ją zalała, spowodowała, że miała ochotę się rozpłakać. Nigdy nie ucieszył jej tak widok Snape’a, który właśnie wyszedł z sali Eliksirów i przyglądał się całej sytuacji z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Granger! Co tu robisz? Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za szwędanie się po zamku. Bycie prefekt naczelną nie oznacza, że możesz robić co ci się chce. Zjeżdżaj stąd! – Machnął na nią ręką i podszedł do Malfoya, który schwał swoją różdżkę i stał oparty o ścianę. Rzucił Snape'owi wściekłe spojrzenie.
Hermiona wycofała się i skręciła za róg. Mogła zginąć! Cholera, powinna była walczyć a nie tylko biernie się bronić. Oparła się o ścianę, bojąc się, że za moment nogi odmówią jej posłuszeństwa.
- … to moja sprawa, Snape! – Usłyszała przyciszony głos Malfoya. Nastawiła uszu i zaczęła się przysłuchiwać ich rozmowie.
- Och na pewno Czarny Pan byłby zadowolony, gdybyś zabił Granger w szkole pod okiem Dumbledorea. – Mężczyzna mówił opanowanym, chłodnym tonem. – Masz inne zadanie, pamiętaj o tym. Jeśli Dumbledore weźmie cię na celownik to koniec. A teraz wracaj do siebie.
Chłopak nie odpowiedział nic więcej. Usłyszała tylko kroki, które cichły. Inne zadanie? Czyżby Snape coś przed nimi ukrywał? Przecież to niemożliwe, jest wierny Zakonowi. Rozbolała ją głowa od tego wszystkiego. Czuła jak adrenalina uchodzi i zmęczenie ją zastępuje. Ponownie usłyszała kroki i już miała odejść, gdy wyłonił się Snape.
- Zidiociałaś do reszty? Kretynko mogłaś zginąć właśnie z rąk Dracona. – Nauczyciel wyglądał na naprawdę wściekłego. Hermiona przyglądała mu się zaskoczona. Skąd ta złość? Powinien się cieszyć, że nie miałby jej na głowie. A może właśnie dlatego się wścieka, bo przerwał za wcześnie.. Zacisnęła usta w wąską linię i wyprostowała się.
- Profesor Dumbledore polecił mi udać się do pana, profesorze. – Tak przecież było! Dlaczego musiał od razu zakładać, że jak kretynka kręci się po lochach. Jakby tego chciała. Prychnęła. – Nie wiedziałam, gdzie dokładnie ma pan, profesorze, swoje komnaty więc pomyślałam, że sala eliksirów będzie dobrym miejscem. – Wzruszyła ramionami, a mężczyzna przed nią uniósł brew.
- Pomyślałaś, tak? Doprawdy wątpliwe. – Westchnął ciężko i ruszył w kierunku drzwi, które wcześniej mijała. – Rusz się Granger. Mamy coś do zrobienia.
Podbiegła za nim i zdziwiona zrozumiała, że właśnie pokaże jej swoje tajemne komnaty. Ciekawe co znajdzie w środku? Wątpiła, że miejsce to będzie się różniło wiele od samego Mistrza Eliksirów.
Zdziwiona weszła do środka, a szczęka jej opadła. Salon był niezwykle przytulny! Pod ścianą stało biurko zawalone stertą papierów, a pod nim leżał puszysty dywan, podobny do tego który sama miała. Pozostałe ściany pokrywały regały z książkami. Pomieszczenie miało ciepłe barwy, ale prezentowało się majestatycznie. Jak biblioteka w pałacu. Zauważyła, że w jednym rogu był kominek, przed którym stały dwa głębokie fotele i stolik.
- Na co się tak gapisz, Granger?
- Na nic takiego, po prostu jestem zaskoczona.
- A co, spodziewałaś się, że zamiast foteli mam podwieszane łańcuchy i kajdany?
Roześmiała się na tę myśl. Pierwszy raz w obecności nietoperze poczuła się rozbawiona.
- Tak, właściwie to tego się właśnie spodziewałam.
Snape mruknął coś pod nosem. Nie była pewna czy chce wiedzieć co dokładnie, bo brzmiało to podejrzanie jak „durni Gryfoni”.
- Mam nadzieję, że Dumbledore wprowadził cię we wszystko?
Skinęła głową.
- Tak, powiedział mi o horkruksach. Tylko nie bardzo wiem czego mamy szukać.
- Doprawdy Granger, jestem zaskoczony, że czegoś nie wiesz. – Powiedział z przekąsem i usiadł za biurkiem. – Wyruszymy przez sieć fiu, do jednego z domów, który należy do Zakonu. Stamtąd udamy się do sierocińca. Jest on dawno zamknięty, ale będziemy musieli nałożyć na niego zaklęcia ochronne żeby żaden mugol nie wpadł na pomysł żeby nam przeszkadzać.
Zaczął coś pisać na kawałku pergaminu i nie powiedział nic więcej. Hermiona stała przez chwilę na środku czując się nieswojo. Podeszła do regałów z książkami i zaczęła czytać tytuły okładek. Ku irytacji Snape’a kilka razy wyrwało jej się krótkie „och!”, gdy dostrzegała lektury, które bardzo chciała przeczytać. Nie miała na to szans, bo nie były dostępne w szkolnej bibliotece.
Usłyszała chrząknięcie za sobą i odwróciła się. Prawie wpadła na Snape’a, który stał tuż za nią.
- Nie przypominam sobie żebym pozwalał ci oglądać moje prywatne rzeczy.
Zarumieniła się widząc złośliwy uśmieszek, który błądził po jego ustach. Kolejny raz ją zaskoczył, nigdy wcześniej nie widziała jak się uśmiecha, a nie był to uśmiech typu „wszyscy jesteście idiotami, idźcie i gińcie”, ale zawadiacki uśmiech jak u nastolatka. Przygryzła wargę i cofnęła się.
- Przecież tylko przeglądam tytuły. – Powiedziała cicho, wzruszając ramionami. – Mogłabym pożyczyć kilka książek, panie profesorze?
Momentalnie przybrał maskę obojętności i zmierzył ją wzrokiem. Wzdrygnęła się.
- Prędzej śnieg spadnie niż pozwolę Gryfonowi ruszać mój księgozbiór.
Skrzywiła się, gdy zacytował jej wcześniejsze słowa, ale nie zamierzała się kłócić. To i tak nic by nie dało, a po co wkurzać go niepotrzebnie?
- Jesteś gotowa? Chciałbym żebyśmy wyruszali, nie zamierzam spędzać tam więcej czasu niż dobę.
- Tak, mam tu wszystko ze sobą. – Wskazała na małą torebeczkę przy jej biodrze. Widząc jego pytający wzrok, uśmiechnęła się tryumfalnie. – Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające.
W odpowiedzi skinął głową, po czym podszedł do kominka.
Lektura okazała się być niezwykle ciężka. Nie była w stanie czytać kilku zeznań na raz. Wątpiła w stu procentową szczerość stron, gdyż zeznania różniły się od siebie i oczywiście były przesiąknięte subiektywną oceną. Jednak prawie w każdym powtarzał się ten sam element – Snape. Był prawdziwym potworem. Mordował bez mrugnięcia okiem, pałał się w swojej władzy. Hermiona wzdrygała się przy każdym opisie świadków. Nie chciała wierzyć w każde słowo, które przeczytała. Czy to możliwe, że ten sam mężczyzna, który bronił ich przed atakiem wilkołaka, próbował pomóc Harremu, gdy Quirell zaczarował jego miotłę, uczył ją teraz walki, był w młodości takim terminatorem?
Odłożyła lekturę i przetarła oczy. Być może był zły, ale się zmienił. Dostrzegała to za każdym razem, gdy podawał jej eliksir leczący po ich pojedynkach i pomimo paskudnych komentarzy jakie rzucał pod jej adresem, czuła się odrobinę bezpieczniej w jego obecności.
W niedzielę wieczorem Dumbledore wezwał ją do swojego gabinetu. Zapukała do drzwi i gdy się otworzyły weszła do środka.
- Dobry wieczór Hermiono! – Mężczyzna jak zwykle uśmiechał się. Wyglądał jak kochany dziadek, którego zawsze chciała mieć. – Usiądź sobie moja droga. – Wskazał ręką na krzesło naprzeciwko biurka. Zajęła miejsce i spojrzała na dyrektora.
- Widzisz, chciałem cię poinformować, że zbliża się wasza wyprawa, twoja i Severusa. Oczywiście najpierw chciałbym ci przedstawić jej cel. Harry nie bez przyczyny przeszukuje wspomnienia młodego Toma. Udało mi się odkryć, że zrobił on coś okropnego. Słyszałaś kiedyś o horkruksach?
Hermiona skinęła głową czując niepokój. Kiedyś przeczytała w Dziale Ksiąg Zakazanych chociaż nie skupiała się dokładnie. Zionęło od tego naprawdę czarną magią i okrucieństwem. Zagryzła dolną wargę.
- Dobrze, więc nie muszę ci tłumaczyć czym są. Otóż Voldemort stworzył ich kilka. A my musimy je znaleźć i zniszczyć żeby go pokonać.
Wciągnęła powietrze do płuc, czując jak robi się jej gorąco. Tego się właśnie obawiała, gdy tylko wspomniał o horkruksach. To dlatego powrócił, a gdy odbiło się jego zaklęcie od mamy Harrego nie zginął..
- Panie profesorze, ale czy Voldemort nie wie, że ich szukamy?
- Nie sądzę drogie dziecko. Widzisz jest to stara, mroczna a nawet bardzo mroczna magia. Myślę, że po zniszczeniu większości zorientuje się, że coś mu umyka, jednak do tego czasu chciałbym je odnaleźć. Jeden mamy już za sobą.
- Dziennik! – Zawołała z entuzjazmem. Przypomniała sobie jak Harry znalazł go w drugiej klasie. Biedna Ginny o mało co nie zginęła przez samo wspomnienie Voldemort'a.
- Dokładnie. Udało nam się wytypować dwa miejsca gdzie może znajdować się następny. Do jednego z nich udam się z Harrym, a wy do drugiego. Tak zwiększymy nasze szanse gdyby Voldemort chciał zaatakować.
Skinęła głową ze zrozumieniem. Harry musi być wniebowzięty wiedząc, że w końcu ma własne zadanie. Poczuła jak narasta w niej entuzjazm i nadzieja. Nadzieja, że mogą wygrać.
- Kiedy wyruszamy?
Dyrektor zaśmiał się radośnie i zasiadł za biurkiem.
- Jeszcze dzisiaj. Ty i Severus udacie się do starego sierocińca, w którym mieszkał Tom. Być może znajdziecie tam coś godnego uwagi. Widzisz, nie mam zielonego pojęcia co może być horkruksem. – Starzec posmutniał ale po chwili rozpromienił się. – Myślę, że może wam to zając dzień lub dwa wiec przygotuj się, a potem zgłoś do Severusa. To wszystko.
Wstała z krzesła, pożegnała się i pobiegła do swoich komnat.
Horkruksy! Że też wcześniej na to nie wpadła. Przecież to było takie oczywiste, skoro nie zginął to gdzieś musiał ukryć cząstkę siebie, a potem jeszcze dziennik.
Chwyciła swoją torebkę i wrzucała do niej pomniejszone książki. Ciekawe jak długo im to zajmie i czy coś w ogóle znajdą. Będzie zmuszona opuścić zajęcia co jej się mało podobało, ale teraz były ważniejsze rzeczy.
Cholera, przecież ja nawet nie wiem gdzie są jego komnaty - pomyślała i zmarszczyła brwi, wkładając do torebki podkoszulek i parę spodni. Zapewne gdzieś w lochach, najlepiej będzie jeśli się tam uda i poszuka, najpierw pracownia eliksirów.
Wyszła z pokoju po kilku minutach i skierowała się do lochów. Czuła jak krew buzuje w jej żyłach, czuła podekscytowanie ale także strach. Skup się Hermiona, pomyślała. Musi być przygotowana na wszystko co mogą tam spotkać.
Szła korytarzem rozglądając się. Nigdy nie zastanawiało jej co jest za innymi drzwiami. Nigdy nawet w sumie nie przypuszczała, że przerośnięty nietoperz może mieć swoje komnaty, co było przecież niedorzeczne.
Nagle zza rogu wyszedł Malfoy i stanął naprzeciwko niej.
- Co jest Granger? Zabłądziłaś? – Uśmiechnął się cwaniacko i oparł o ścianę, taksując ją przeszywającym wzrokiem. Zaklęła w myślach. Przecież nie może się dowiedzieć, że idzie do Snape. – Zapewne węszysz tak? Zabaweczka Dumbledore'a, przyjaciółka wielkiego Pottera. Może próbujesz znowu zwinąć zapasy Snape’a, co?
Skinęła głową. To był dobry punkt zaczepienia. Jednak nie czuła się bezpiecznie w obecności blondyna, tym bardziej, że nikt nie wiedział o jej obecności tutaj.
- Malfoy, odsuń się, dobrze ci radzę.
Chłopak roześmiał się i zaczął iść w jej stronę. Cofnęła się odruchowo o krok. Przecież umiesz walczyć idiotko, poradzisz sobie. Jednak to nie była klasa, w której Snape ich pilnował, tutaj nikt nie zabroni używać mu klątw. Przełknęła ślinę i uniosła swoją różdżkę, widząc, że przeciwnik robi to samo.
W jej stronę poleciał czerwony promień. Rzuciła zaklęcie ochronne i zaczęła się wycofywać. Nie czuła się tak pewnie jak podczas lekcji.
- Zemszczę się szlamo, zrobiłaś ze mnie pośmiewisko. – Z jego różdżki wystrzelił kolejny promień. Na twarzy miał wypisaną wściekłość, szaleństwo wręcz. Hermiona czuła jak zaczyna panikować, jednak nie opuszczała różdżki. Malfoy wściekle rzucał w nią klątwami, a ona mogła się tylko bronić. Zablokowała się, nie była w stanie odpowiedzieć atakiem.
- Co tu się dzieje?! – Kolana się pod nią ugięły i fala ulgi jaka ją zalała, spowodowała, że miała ochotę się rozpłakać. Nigdy nie ucieszył jej tak widok Snape’a, który właśnie wyszedł z sali Eliksirów i przyglądał się całej sytuacji z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Granger! Co tu robisz? Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za szwędanie się po zamku. Bycie prefekt naczelną nie oznacza, że możesz robić co ci się chce. Zjeżdżaj stąd! – Machnął na nią ręką i podszedł do Malfoya, który schwał swoją różdżkę i stał oparty o ścianę. Rzucił Snape'owi wściekłe spojrzenie.
Hermiona wycofała się i skręciła za róg. Mogła zginąć! Cholera, powinna była walczyć a nie tylko biernie się bronić. Oparła się o ścianę, bojąc się, że za moment nogi odmówią jej posłuszeństwa.
- … to moja sprawa, Snape! – Usłyszała przyciszony głos Malfoya. Nastawiła uszu i zaczęła się przysłuchiwać ich rozmowie.
- Och na pewno Czarny Pan byłby zadowolony, gdybyś zabił Granger w szkole pod okiem Dumbledorea. – Mężczyzna mówił opanowanym, chłodnym tonem. – Masz inne zadanie, pamiętaj o tym. Jeśli Dumbledore weźmie cię na celownik to koniec. A teraz wracaj do siebie.
Chłopak nie odpowiedział nic więcej. Usłyszała tylko kroki, które cichły. Inne zadanie? Czyżby Snape coś przed nimi ukrywał? Przecież to niemożliwe, jest wierny Zakonowi. Rozbolała ją głowa od tego wszystkiego. Czuła jak adrenalina uchodzi i zmęczenie ją zastępuje. Ponownie usłyszała kroki i już miała odejść, gdy wyłonił się Snape.
- Zidiociałaś do reszty? Kretynko mogłaś zginąć właśnie z rąk Dracona. – Nauczyciel wyglądał na naprawdę wściekłego. Hermiona przyglądała mu się zaskoczona. Skąd ta złość? Powinien się cieszyć, że nie miałby jej na głowie. A może właśnie dlatego się wścieka, bo przerwał za wcześnie.. Zacisnęła usta w wąską linię i wyprostowała się.
- Profesor Dumbledore polecił mi udać się do pana, profesorze. – Tak przecież było! Dlaczego musiał od razu zakładać, że jak kretynka kręci się po lochach. Jakby tego chciała. Prychnęła. – Nie wiedziałam, gdzie dokładnie ma pan, profesorze, swoje komnaty więc pomyślałam, że sala eliksirów będzie dobrym miejscem. – Wzruszyła ramionami, a mężczyzna przed nią uniósł brew.
- Pomyślałaś, tak? Doprawdy wątpliwe. – Westchnął ciężko i ruszył w kierunku drzwi, które wcześniej mijała. – Rusz się Granger. Mamy coś do zrobienia.
Podbiegła za nim i zdziwiona zrozumiała, że właśnie pokaże jej swoje tajemne komnaty. Ciekawe co znajdzie w środku? Wątpiła, że miejsce to będzie się różniło wiele od samego Mistrza Eliksirów.
Zdziwiona weszła do środka, a szczęka jej opadła. Salon był niezwykle przytulny! Pod ścianą stało biurko zawalone stertą papierów, a pod nim leżał puszysty dywan, podobny do tego który sama miała. Pozostałe ściany pokrywały regały z książkami. Pomieszczenie miało ciepłe barwy, ale prezentowało się majestatycznie. Jak biblioteka w pałacu. Zauważyła, że w jednym rogu był kominek, przed którym stały dwa głębokie fotele i stolik.
- Na co się tak gapisz, Granger?
- Na nic takiego, po prostu jestem zaskoczona.
- A co, spodziewałaś się, że zamiast foteli mam podwieszane łańcuchy i kajdany?
Roześmiała się na tę myśl. Pierwszy raz w obecności nietoperze poczuła się rozbawiona.
- Tak, właściwie to tego się właśnie spodziewałam.
Snape mruknął coś pod nosem. Nie była pewna czy chce wiedzieć co dokładnie, bo brzmiało to podejrzanie jak „durni Gryfoni”.
- Mam nadzieję, że Dumbledore wprowadził cię we wszystko?
Skinęła głową.
- Tak, powiedział mi o horkruksach. Tylko nie bardzo wiem czego mamy szukać.
- Doprawdy Granger, jestem zaskoczony, że czegoś nie wiesz. – Powiedział z przekąsem i usiadł za biurkiem. – Wyruszymy przez sieć fiu, do jednego z domów, który należy do Zakonu. Stamtąd udamy się do sierocińca. Jest on dawno zamknięty, ale będziemy musieli nałożyć na niego zaklęcia ochronne żeby żaden mugol nie wpadł na pomysł żeby nam przeszkadzać.
Zaczął coś pisać na kawałku pergaminu i nie powiedział nic więcej. Hermiona stała przez chwilę na środku czując się nieswojo. Podeszła do regałów z książkami i zaczęła czytać tytuły okładek. Ku irytacji Snape’a kilka razy wyrwało jej się krótkie „och!”, gdy dostrzegała lektury, które bardzo chciała przeczytać. Nie miała na to szans, bo nie były dostępne w szkolnej bibliotece.
Usłyszała chrząknięcie za sobą i odwróciła się. Prawie wpadła na Snape’a, który stał tuż za nią.
- Nie przypominam sobie żebym pozwalał ci oglądać moje prywatne rzeczy.
Zarumieniła się widząc złośliwy uśmieszek, który błądził po jego ustach. Kolejny raz ją zaskoczył, nigdy wcześniej nie widziała jak się uśmiecha, a nie był to uśmiech typu „wszyscy jesteście idiotami, idźcie i gińcie”, ale zawadiacki uśmiech jak u nastolatka. Przygryzła wargę i cofnęła się.
- Przecież tylko przeglądam tytuły. – Powiedziała cicho, wzruszając ramionami. – Mogłabym pożyczyć kilka książek, panie profesorze?
Momentalnie przybrał maskę obojętności i zmierzył ją wzrokiem. Wzdrygnęła się.
- Prędzej śnieg spadnie niż pozwolę Gryfonowi ruszać mój księgozbiór.
Skrzywiła się, gdy zacytował jej wcześniejsze słowa, ale nie zamierzała się kłócić. To i tak nic by nie dało, a po co wkurzać go niepotrzebnie?
- Jesteś gotowa? Chciałbym żebyśmy wyruszali, nie zamierzam spędzać tam więcej czasu niż dobę.
- Tak, mam tu wszystko ze sobą. – Wskazała na małą torebeczkę przy jej biodrze. Widząc jego pytający wzrok, uśmiechnęła się tryumfalnie. – Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające.
W odpowiedzi skinął głową, po czym podszedł do kominka.
Dom, w którym się znaleźli wyglądał na bardzo stary.
Zniszczone, połamane meble leżały przykryte kurzem w pomieszczeniu, gdzie był
kominek z którego wyszli. Zadrżała z zimna. Wyciągnęła z torebki kurtkę, którą
zabrała ze sobą. Było tutaj dużo zimniej niż w Hogwarcie. Snape miał na sobie
nieśmiertelną pelerynę. Ciekawe czy ma cały zestaw czy wiecznie chodzi w tej
samej? Mężczyzna podszedł do drzwi frontowych i wyszedł za zewnątrz.
- Chodź Granger, muszę rzucić zaklęcia ochronne.
- Ale po co?
Westchnął i skrzywił się.
- Po to, panno niedomyślna, że sieć do Hogwartu jest otwarta i nie chcielibyśmy, żeby ktoś niepożądany z niej skorzystał, prawda?
Rumieniec wypłynął na jej policzki. Głupia, przecież to oczywiste. Naprawdę chwilami przy tym człowieku zaczynała wątpić w swoją inteligencję. Wyszła na zewnątrz. Na dworze było ciemno, jedynie księżyc w pełni oświetlał śpiącą ulicę. Ciekawe, w której części Anglii są? Snape zaczął nakładać zaklęcia ochronne jedno po drugim. Przyglądała mu się z ciekawością. Nieczęsto miała okazję obserwować go z różdżką w dłoni. Uśmiechnęła się, każdy ruch wykonywał z ogromną precyzją. Widać, że przykładał uwagę do płynnych, dokładnych gestów. Po raz kolejny złapała się na przyglądaniu mu. Zbeształa się w myślach i odwróciła do niego plecami. Cholera, co ze mną nie tak? Od kiedy przyglądam się staremu nietoperzowi? Od kiedy w ogóle o nim myślę?!
- Granger, ogłuchłaś?
Stał już na ulicy patrząc na nią. Zbiegła po schodkach. Nawet nie zauważyła kiedy skończył, za bardzo się rozkojarzyła i skupiła na tym co w głowie jej siedzi. A siedzą takie głupoty, że najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
Zbliżali się do zniszczonego budynku. Wyglądał trochę jak zamknięty szpital psychiatryczny, który widziała kiedyś w jakimś horrorze. Przełknęła ślinę. Daj spokój Hermiona, przecież to tylko budynek. A ty masz różdżkę. I mistrza pojedynków u boku.
Przeszli przez dziurę w płocie i weszli przez skrzypiące drzwi do środka. Było zupełnie ciemno. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, a na jej końcu rozbłysło światło. Zadowolona z siebie ruszyła do przodu. Ostatnio używała głównie zaklęć niewerbalnych i stawała się w tym coraz lepsza. Snape również szedł z wyciągniętą przed siebie różdżką i rozglądał się na boki.
- Szukaj czegokolwiek co może mieć związek z Czarnym Panem. Pójdziemy do jego pokoju, ale nie jestem pewien czy coś w niej znajdziemy.
- Ale panie profesorze, wieki nam zajmie przeszukanie wszystkich pomieszczeń. – Zrezygnowana spojrzała na niego. Uniósł brew.
- Słyszałem, że Gryfoni się nie poddają. Ale widzę, że to kolejne bajeczki.
Zacisnęła dłoń w pięść. Co on się tak uczepił jej domu? Wiedziała, że miał nieprzyjemności, gdy był młody i ich przyczyną byli głównie Gryfoni, ale powinien po tylu latach wiedzieć, że nie każdy jest taki okropny.
Nagle syknął z bólu i zatrzymał się. Zaklął na głos, a Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Coś go bolało? Zrozumiała dopiero, gdy zauważyła, że trzyma się za przegub ramienia. Jęknęła przerażona.
- Muszę iść Granger. Szukaj dalej. Numer 167.
- Profesorze! Ale wróci pan, prawda?
- Szukaj Granger, jeśli niczego nie znajdziesz wracaj do Hogwartu.
Wyszedł z budynku, a ona została sama. Była przerażona. To miejsce przyprawiało ją o dreszcze, a teraz z myślą, że nie ma tu nikogo więcej, miała wrażenie, że strach ją sparaliżuje. Wzięła kilka głębszych oddechów i ruszyła przed siebie. Nie ma się czego bać kretynko, przecież to tylko twoja wyobraźnia.
Weszła niepewnie po schodach, które wyglądały jakby miały się zaraz rozsypać. Na piętrze było trochę jaśniej, bo po jednej stronie był rząd okien, przez które wpadał blask księżyca. Niektóre z nich były wybite i do budynku wkradł się wiatr. Zaczesała włosy za ucho. Sprawdzała numery na drzwiach świecąc na nie różdżką. 153, 155, 161.. Ruszyła na koniec korytarza i znalazła pokój, którego szukała. Zawahała się, jednak otworzyła pomieszczenie i weszła do środka.
Pokój był niewielki. Pod ścianą stało metalowe łóżko, nie było na nim już nawet materaca. Obok było proste biurko, zawalone stertą śmieci. Przy drzwiach stała szafa i to tyle. I jak ona ma tutaj cokolwiek znaleźć? Spojrzała na zdjęcie, które przedstawiało skalistą wysepkę na wzburzonym morzu. Przyjrzała się mu, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Zaczęła szukać pod łóżkiem, za biurkiem, jednak niczego poza śmieciami nie znalazła. Usiadła zrezygnowana na podłodze. Voldemort był tutaj tyle lat temu, na pewno nie ukryłby czegoś tak cennego na widoku. Zaczęła się zastanawiać intensywnie. A gdzie ona ukryłaby kawałek swojej duszy? Na pewno nie w miejscu, w którym tyle się wycierpiała. Ale znowu to tutaj dowiedział się od Dumbledore'a, że jest czarodziejem.
Wstała z ziemi i otworzyła szafę. Stało w niej nieduże pudełko. Schyliła się i otworzyła je. Znalazła kilka wycinków z mugolskich gazet. Nagłówki mówiły o tragicznych wypadkach, pożarach. Zadrżała. Merlinie, urodzony socjopata.
Spędziła jeszcze godzinę na przeglądaniu pokoju. Przeszła się również po budynku i zrezygnowana wyszła na zewnątrz. Zegar wskazywał już czwartą nad ranem. Niedługo zacznie świtać, pomyślała.
Czuła się samotna, gdy kroczyła po ciemnej ulicy bez Snapea. Ciekawe co się z nim dzieje? Przełknęła nerwowo ślinę.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Od kiedy to się o niego troszczysz, co?
-Przecież ma przerąbane życie. Pełne cierpienia, rozkazów i samotności...
Świetnie, a teraz jeszcze gadasz sama ze sobą.
Otuliła się ramionami, rozmyślając nad życiem swojego nauczyciela. Najpierw gnębiony przez Huncwotów, opuszczony przez przyjaciółkę, na usługach Voldemorta, kilka lat spokoju, po czym na usługach Dumbledore'a i Voldemorta. Jednak przecież sam zboczył na ciemną drogę.
Znalazła się przed domem, z którego wcześniej przyszli. Bariery wydawały się nienaruszone. Ustalili wcześniej ze Snapem, jakie zaklęcia nakłada aby mogła je zdjąć.
Gdy przełamała zaklęcia weszła do środka. Powinnam zaczekać na niego? Przecież nawet nie wiem gdzie się udał. Miała nadzieję, że nikt tej nocy nie zginął ani nie został ranny. Weszła do kominka i wyciągnęła z torebki proszek fiu.
- Hogwart! – Zawołała i znalazła się w salonie Snape. Wyszła z kominka i rozejrzała się po nim. Nigdzie go nie widziała, jednak coś jej podpowiadało, że wcale nie ucieszyłby się gdyby sobie poczekała na niego.
Wystawiła głowę przez drzwi i upewniwszy się, że nikogo nie ma na korytarzu pobiegła do pokoju. Wpadła do sypialni, po czym nim się obejrzała, leżała na łóżku i głęboko spała.
- Chodź Granger, muszę rzucić zaklęcia ochronne.
- Ale po co?
Westchnął i skrzywił się.
- Po to, panno niedomyślna, że sieć do Hogwartu jest otwarta i nie chcielibyśmy, żeby ktoś niepożądany z niej skorzystał, prawda?
Rumieniec wypłynął na jej policzki. Głupia, przecież to oczywiste. Naprawdę chwilami przy tym człowieku zaczynała wątpić w swoją inteligencję. Wyszła na zewnątrz. Na dworze było ciemno, jedynie księżyc w pełni oświetlał śpiącą ulicę. Ciekawe, w której części Anglii są? Snape zaczął nakładać zaklęcia ochronne jedno po drugim. Przyglądała mu się z ciekawością. Nieczęsto miała okazję obserwować go z różdżką w dłoni. Uśmiechnęła się, każdy ruch wykonywał z ogromną precyzją. Widać, że przykładał uwagę do płynnych, dokładnych gestów. Po raz kolejny złapała się na przyglądaniu mu. Zbeształa się w myślach i odwróciła do niego plecami. Cholera, co ze mną nie tak? Od kiedy przyglądam się staremu nietoperzowi? Od kiedy w ogóle o nim myślę?!
- Granger, ogłuchłaś?
Stał już na ulicy patrząc na nią. Zbiegła po schodkach. Nawet nie zauważyła kiedy skończył, za bardzo się rozkojarzyła i skupiła na tym co w głowie jej siedzi. A siedzą takie głupoty, że najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
Zbliżali się do zniszczonego budynku. Wyglądał trochę jak zamknięty szpital psychiatryczny, który widziała kiedyś w jakimś horrorze. Przełknęła ślinę. Daj spokój Hermiona, przecież to tylko budynek. A ty masz różdżkę. I mistrza pojedynków u boku.
Przeszli przez dziurę w płocie i weszli przez skrzypiące drzwi do środka. Było zupełnie ciemno. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, a na jej końcu rozbłysło światło. Zadowolona z siebie ruszyła do przodu. Ostatnio używała głównie zaklęć niewerbalnych i stawała się w tym coraz lepsza. Snape również szedł z wyciągniętą przed siebie różdżką i rozglądał się na boki.
- Szukaj czegokolwiek co może mieć związek z Czarnym Panem. Pójdziemy do jego pokoju, ale nie jestem pewien czy coś w niej znajdziemy.
- Ale panie profesorze, wieki nam zajmie przeszukanie wszystkich pomieszczeń. – Zrezygnowana spojrzała na niego. Uniósł brew.
- Słyszałem, że Gryfoni się nie poddają. Ale widzę, że to kolejne bajeczki.
Zacisnęła dłoń w pięść. Co on się tak uczepił jej domu? Wiedziała, że miał nieprzyjemności, gdy był młody i ich przyczyną byli głównie Gryfoni, ale powinien po tylu latach wiedzieć, że nie każdy jest taki okropny.
Nagle syknął z bólu i zatrzymał się. Zaklął na głos, a Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Coś go bolało? Zrozumiała dopiero, gdy zauważyła, że trzyma się za przegub ramienia. Jęknęła przerażona.
- Muszę iść Granger. Szukaj dalej. Numer 167.
- Profesorze! Ale wróci pan, prawda?
- Szukaj Granger, jeśli niczego nie znajdziesz wracaj do Hogwartu.
Wyszedł z budynku, a ona została sama. Była przerażona. To miejsce przyprawiało ją o dreszcze, a teraz z myślą, że nie ma tu nikogo więcej, miała wrażenie, że strach ją sparaliżuje. Wzięła kilka głębszych oddechów i ruszyła przed siebie. Nie ma się czego bać kretynko, przecież to tylko twoja wyobraźnia.
Weszła niepewnie po schodach, które wyglądały jakby miały się zaraz rozsypać. Na piętrze było trochę jaśniej, bo po jednej stronie był rząd okien, przez które wpadał blask księżyca. Niektóre z nich były wybite i do budynku wkradł się wiatr. Zaczesała włosy za ucho. Sprawdzała numery na drzwiach świecąc na nie różdżką. 153, 155, 161.. Ruszyła na koniec korytarza i znalazła pokój, którego szukała. Zawahała się, jednak otworzyła pomieszczenie i weszła do środka.
Pokój był niewielki. Pod ścianą stało metalowe łóżko, nie było na nim już nawet materaca. Obok było proste biurko, zawalone stertą śmieci. Przy drzwiach stała szafa i to tyle. I jak ona ma tutaj cokolwiek znaleźć? Spojrzała na zdjęcie, które przedstawiało skalistą wysepkę na wzburzonym morzu. Przyjrzała się mu, ale nie dostrzegła niczego podejrzanego. Zaczęła szukać pod łóżkiem, za biurkiem, jednak niczego poza śmieciami nie znalazła. Usiadła zrezygnowana na podłodze. Voldemort był tutaj tyle lat temu, na pewno nie ukryłby czegoś tak cennego na widoku. Zaczęła się zastanawiać intensywnie. A gdzie ona ukryłaby kawałek swojej duszy? Na pewno nie w miejscu, w którym tyle się wycierpiała. Ale znowu to tutaj dowiedział się od Dumbledore'a, że jest czarodziejem.
Wstała z ziemi i otworzyła szafę. Stało w niej nieduże pudełko. Schyliła się i otworzyła je. Znalazła kilka wycinków z mugolskich gazet. Nagłówki mówiły o tragicznych wypadkach, pożarach. Zadrżała. Merlinie, urodzony socjopata.
Spędziła jeszcze godzinę na przeglądaniu pokoju. Przeszła się również po budynku i zrezygnowana wyszła na zewnątrz. Zegar wskazywał już czwartą nad ranem. Niedługo zacznie świtać, pomyślała.
Czuła się samotna, gdy kroczyła po ciemnej ulicy bez Snapea. Ciekawe co się z nim dzieje? Przełknęła nerwowo ślinę.
- Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Od kiedy to się o niego troszczysz, co?
-Przecież ma przerąbane życie. Pełne cierpienia, rozkazów i samotności...
Świetnie, a teraz jeszcze gadasz sama ze sobą.
Otuliła się ramionami, rozmyślając nad życiem swojego nauczyciela. Najpierw gnębiony przez Huncwotów, opuszczony przez przyjaciółkę, na usługach Voldemorta, kilka lat spokoju, po czym na usługach Dumbledore'a i Voldemorta. Jednak przecież sam zboczył na ciemną drogę.
Znalazła się przed domem, z którego wcześniej przyszli. Bariery wydawały się nienaruszone. Ustalili wcześniej ze Snapem, jakie zaklęcia nakłada aby mogła je zdjąć.
Gdy przełamała zaklęcia weszła do środka. Powinnam zaczekać na niego? Przecież nawet nie wiem gdzie się udał. Miała nadzieję, że nikt tej nocy nie zginął ani nie został ranny. Weszła do kominka i wyciągnęła z torebki proszek fiu.
- Hogwart! – Zawołała i znalazła się w salonie Snape. Wyszła z kominka i rozejrzała się po nim. Nigdzie go nie widziała, jednak coś jej podpowiadało, że wcale nie ucieszyłby się gdyby sobie poczekała na niego.
Wystawiła głowę przez drzwi i upewniwszy się, że nikogo nie ma na korytarzu pobiegła do pokoju. Wpadła do sypialni, po czym nim się obejrzała, leżała na łóżku i głęboko spała.
Świetny rozdział. Hermiona przyłapuje się na obserwowaniu? :D To się powoli zaczyna. Nie ma to jak dobry timing we wyzwaniu Snape. Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Coyote Senpai.
Tak, zaczyna się :D Trochę to będzie kulało, ale oby do przodu! Dzięki za wsparcie <3
Usuń