Jestem miło zaskoczona taką ilością wyświetleń!
Rozdział w błyskawicznym tempie zbetowała Fox Potterhead, za co bardzo dziękuję! :*
W ostatnich dniach weny brak + dużo nauki + mała ilość wolnego czasu, dlatego myślę, że kolejnego rozdziału spodziewajcie się po weekendzie.
Zapraszam do czytania i komentowania!
PS. Co byście nie musieli się za dużo napisać dodałam opcję oceny do postów i ankietę, także kliknijcie chociaż żebym wiedziała co się podoba, a co nie! Taka jestem kochana xD
Rozdział w błyskawicznym tempie zbetowała Fox Potterhead, za co bardzo dziękuję! :*
W ostatnich dniach weny brak + dużo nauki + mała ilość wolnego czasu, dlatego myślę, że kolejnego rozdziału spodziewajcie się po weekendzie.
Zapraszam do czytania i komentowania!
PS. Co byście nie musieli się za dużo napisać dodałam opcję oceny do postów i ankietę, także kliknijcie chociaż żebym wiedziała co się podoba, a co nie! Taka jestem kochana xD
Rozdział 11
Hermiona otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to
uśmiechnięta od ucha do ucha Ginny, która siedziała na rogu jej łóżka.
- Nareszcie! Musimy zobaczyć te wszystkie prezenty!
Co? Aha, święta. Faktycznie. Usiadła i przeciągnęła się ziewając przy tym. Ruda wyglądała na taką podekscytowaną, że było to zaraźliwe. Hermiona roześmiała się widząc, jak przyjaciółka rozrywa papier z pierwszej paczki i pisnęła szczęśliwa na widok "Małego zestawu mistrza miotły", który Hermiona zakupiła dla całej trójki Gryfonów. Wiedziała, że to będzie trafiony prezent dla przyjaciół i jak widać nie pomyliła się zbytnio. Dalej wyciągnęła zielony sweterek od pani Weasley, paczkę słodyczy i gadżetów od braci, a przy ostatnim zawahała się. Był od Harry'ego. Wyciągnęła z pudełeczka piękny, złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Dziewczyna przyglądała mu się, a Hermiona przypatrywała się Ginny. Niby taki prozaiczny prezent, ale widziała, że ruda była niezwykle wzruszona tym upominkiem, który dotykała z niezwykłą czułością.
- Daj, zapnę ci go. - Wyciągnęła rękę do przyjaciółki, a gdy podała jej biżuterię zapięła łańcuszek na szyi dziewczyny.
- Byłam okropna tak się wściekając, prawda?
- Czy ja wiem.. rozumiem cię. Miałaś prawo być zazdrosna, ale on cię naprawdę kocha Ginny.
- Wiem.. - westchnęła i rozmarzona spojrzała na Hermione. - Wczoraj mi to powiedział. Nieźle mnie zaskoczył, gdy przyszedł zanim poszłam spać. Czekałam na ciebie. No właśnie, a ty gdzie się podziewałaś?
- Eee, no byłam w bibliotece. Chciałam wypożyczyć kilka książek. - Wzruszyła ramionami i podeszła do własnych prezentów i kucnęła. - No to moja kolej. - Odwinęła pierwszy pakunek i roześmiała się na widok tych samych gadżetów od bliźniaków, które dostała Ginny. Od Harry'ego i Rona dostała o dziwo parę kolczyków, co ją bardzo zaskoczyło, bo raczej nie kupowali jej biżuterii. No może poza tym jednym urodzinowym prezentem, ale także "Historię magicznych stworzeń w odniesieniu do mugolskich bajek". Ginny podarowała jej buteleczkę "Ulizanny". Podziękowała jej radosna, bo zapomniała zaopatrzyć się sama w takową. Od państwa Weasleyów dostała brązowy sweter i mnóstwo słodyczy. Aż się jej ciepło na sercu zrobiło. Najbardziej zaskoczyła ją jednak ostatnia paczka, niewielka, owinięta w szary papier. Odwinęła ją i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy przeczytała tytuł na okładce "Zaawansowana magia dla zaawansowanych czarownic i czarodziejów". Nie było podpisane od kogo, ale szukała tej książki wszędzie! Oczywiście nie mogła jej nigdzie dostać. Tylko jednej osobie wspominała o tym,... Ale przecież to niemożliwe. Wpatrywała się w litery na okładce nie mogąc uwierzyć. Dostała właśnie prezent od Snape'a?
- Miona? Wszystko w porządku?
Spojrzała na przyjaciółkę, uśmiechnęła się do niej po czym wstała z podłogi.
- Jasne, wszystko dobrze. Pójdę się umyć i zaraz przyjdę.
Zeszła na dół, gdzie Ginny nadal w piżamie pomagała już mamie w kuchni. Co prawda ograniczało się to jedynie do roznoszenia jedzenia i zastawy, gdyż pani Weasley nie dopuszczała nikogo do swoich dań.
- Hermiono! Wyglądasz przepięknie! - Ruda podeszła do niej, uśmiechając się szeroko, a Hermiona zarumieniła się. Nigdy nie uważała siebie za ładną, ale tak naprawdę nie zwracała po prostu na to uwagi. Odwzajemniła uśmiech przyjaciółki, wdzięczna za "Ulizannę", gdyż brązowe włosy spływały delikatnymi falami po ramionach dziewczyny. Ubrała niebieską, prostą sukienkę i przeciągnęła rzęsy magiczną masakrą, która niewiarygodnie je podkręcała.
- Dzięki Ginny. Teraz leć się przygotuj a ja pomogę twojej mamie. - Minęły się na schodach, a Hermiona weszła po kuchni i chwyciła za talerze, które rozesłała machnięciem różdżki po stole.
- Nareszcie! Musimy zobaczyć te wszystkie prezenty!
Co? Aha, święta. Faktycznie. Usiadła i przeciągnęła się ziewając przy tym. Ruda wyglądała na taką podekscytowaną, że było to zaraźliwe. Hermiona roześmiała się widząc, jak przyjaciółka rozrywa papier z pierwszej paczki i pisnęła szczęśliwa na widok "Małego zestawu mistrza miotły", który Hermiona zakupiła dla całej trójki Gryfonów. Wiedziała, że to będzie trafiony prezent dla przyjaciół i jak widać nie pomyliła się zbytnio. Dalej wyciągnęła zielony sweterek od pani Weasley, paczkę słodyczy i gadżetów od braci, a przy ostatnim zawahała się. Był od Harry'ego. Wyciągnęła z pudełeczka piękny, złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serca. Dziewczyna przyglądała mu się, a Hermiona przypatrywała się Ginny. Niby taki prozaiczny prezent, ale widziała, że ruda była niezwykle wzruszona tym upominkiem, który dotykała z niezwykłą czułością.
- Daj, zapnę ci go. - Wyciągnęła rękę do przyjaciółki, a gdy podała jej biżuterię zapięła łańcuszek na szyi dziewczyny.
- Byłam okropna tak się wściekając, prawda?
- Czy ja wiem.. rozumiem cię. Miałaś prawo być zazdrosna, ale on cię naprawdę kocha Ginny.
- Wiem.. - westchnęła i rozmarzona spojrzała na Hermione. - Wczoraj mi to powiedział. Nieźle mnie zaskoczył, gdy przyszedł zanim poszłam spać. Czekałam na ciebie. No właśnie, a ty gdzie się podziewałaś?
- Eee, no byłam w bibliotece. Chciałam wypożyczyć kilka książek. - Wzruszyła ramionami i podeszła do własnych prezentów i kucnęła. - No to moja kolej. - Odwinęła pierwszy pakunek i roześmiała się na widok tych samych gadżetów od bliźniaków, które dostała Ginny. Od Harry'ego i Rona dostała o dziwo parę kolczyków, co ją bardzo zaskoczyło, bo raczej nie kupowali jej biżuterii. No może poza tym jednym urodzinowym prezentem, ale także "Historię magicznych stworzeń w odniesieniu do mugolskich bajek". Ginny podarowała jej buteleczkę "Ulizanny". Podziękowała jej radosna, bo zapomniała zaopatrzyć się sama w takową. Od państwa Weasleyów dostała brązowy sweter i mnóstwo słodyczy. Aż się jej ciepło na sercu zrobiło. Najbardziej zaskoczyła ją jednak ostatnia paczka, niewielka, owinięta w szary papier. Odwinęła ją i wciągnęła ze świstem powietrze, gdy przeczytała tytuł na okładce "Zaawansowana magia dla zaawansowanych czarownic i czarodziejów". Nie było podpisane od kogo, ale szukała tej książki wszędzie! Oczywiście nie mogła jej nigdzie dostać. Tylko jednej osobie wspominała o tym,... Ale przecież to niemożliwe. Wpatrywała się w litery na okładce nie mogąc uwierzyć. Dostała właśnie prezent od Snape'a?
- Miona? Wszystko w porządku?
Spojrzała na przyjaciółkę, uśmiechnęła się do niej po czym wstała z podłogi.
- Jasne, wszystko dobrze. Pójdę się umyć i zaraz przyjdę.
Zeszła na dół, gdzie Ginny nadal w piżamie pomagała już mamie w kuchni. Co prawda ograniczało się to jedynie do roznoszenia jedzenia i zastawy, gdyż pani Weasley nie dopuszczała nikogo do swoich dań.
- Hermiono! Wyglądasz przepięknie! - Ruda podeszła do niej, uśmiechając się szeroko, a Hermiona zarumieniła się. Nigdy nie uważała siebie za ładną, ale tak naprawdę nie zwracała po prostu na to uwagi. Odwzajemniła uśmiech przyjaciółki, wdzięczna za "Ulizannę", gdyż brązowe włosy spływały delikatnymi falami po ramionach dziewczyny. Ubrała niebieską, prostą sukienkę i przeciągnęła rzęsy magiczną masakrą, która niewiarygodnie je podkręcała.
- Dzięki Ginny. Teraz leć się przygotuj a ja pomogę twojej mamie. - Minęły się na schodach, a Hermiona weszła po kuchni i chwyciła za talerze, które rozesłała machnięciem różdżki po stole.
Było jeszcze wcześnie, ale większość gości już się schodziła.
Lupin i Tonks aportowali się na podwórko Weasleyów jeszcze przed dziesiątą.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko na widok ich splecionych dłoni.
- Kochani, gratuluję!
Przytuliła ich oboje szczęśliwa na wieść, że pobrali się po cichu.
- Przepraszamy, że was nie zaprosiliśmy, ale sama rozumiesz... Nie chcieliśmy robić rozgłosu. To była skromna ceremonia.
- Nieważne. Bardzo się cieszę, że w końcu się zdecydowaliście. – Spojrzała spod byka na Lupina, który przewrócił oczami i roześmiał się.
- Ach, wy kobiety. – Pokręcił rozbawiony głową i podszedł do Harrego by się przywitać.
Hermiona stała wciąż się szczerząc. Nie mogła wymarzyć sobie piękniejszego dnia . Zjawiali się wszyscy ludzie, na których tak bardzo jej zależało i cieszyła się ogromnie na te drobne, choć niezwykle ważne chwile radości i szczęścia, którego zaznali jej przyjaciele.
O jedenastej powiększony salon w domu Weasleyów pękał od ilości ludzi. Zjawiła się Luna z tatą i nawet Neville z babcią, która wzbudzała powszechny postrach. Teraz Hermiona rozumiała dlaczego chłopak tak się jej bał.
Stała obok Harrego i Rona, którzy również wyglądali na szczęśliwych w ten świąteczny dzień i chciała aby ta chwila pozostała w jej pamięci na zawsze.
Moody rozsiadł się na krześle, przyglądając się podejrzliwie potrawom, a McGonagall chichotała u boku Dumbledora, który siedział w wyjątkowo złotej, błyszczącej szacie. Bliźniaki zdążyli już uprzykrzyć życie Fleur, która pojawiła się z Billem i naśmiewali się Percy'ego, który obrażony odganiał ich latające brzęczki. Hermiona czekała na jeszcze jednego gościa, ale zwątpiła, że się zjawi. Szczęśliwa, choć odrobinę zawiedziona usiadła między przyjaciółmi i z radością spoglądała na Ginny, która rumieniła się pod wpływem uśmiechów Harry'ego. Hagrid radośnie podśpiewywał, a pani Weasley wychodziła z siebie starając się ugościć wszystkich jak najlepiej.
- Hermiona, super wyglądasz. Naprawdę poprawiło ci się po tym pobycie w skrzydle szpitalnym. – Ron, niezwykle taktowany jak zawsze, zagadnął dziewczynę, a ona przewróciła oczami.
- Dzięki Ronaldzie. Niezwykle trafiony komplement.
Ten wzruszył ramionami, naładował sobie na talerz kupę klopsików i pasztecików, po czym włożył jednego do buzi.
- Daj spokój Miona. – Powiedział gdy skrzywiła się z obrzydzeniem i pokazała mu język po czym odwróciła się do Ginny, która właśnie śmiała się z brata.
- Jest okropny.
- To fakt, czasami zastanawiam się czy mnie przypadkiem nie adoptowali. – Roześmiały się obie, gdy nagle usłyszeli pyknięcie w ogrodzie. Wszyscy obejrzeli się przez okno, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko, czym zasłużyła sobie na wściekły wzrok Harry'ego, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Dzień dobry wszystkim. – Mruknął Snape wchodząc do środka. Ubrany był jak zawsze w surdut i swoją nieśmiertelną pelerynę, co w jego wykonaniu było wyrazem szacunku.
- Severusie! Cieszymy się, że w końcu do nas dołączyłeś. – Dyrektor uśmiechnął się wesoło i poklepał wolne miejsce obok siebie. – Chodź, musisz spróbować tych niesamowitości, które wyszły spod ręki Molly. – Kobieta zarumieniła się i machnęła ręką jednak wyglądała na miło połechtaną jego słowami.
Mężczyzna usiadł i po chwili wszyscy znowu pogrążyli się w rozmowach. Panował harmider, prawie jak w wielkiej Sali, ale Hermiona czuła się bezpiecznie i otoczona przez przyjaciół. Zerkała nieśmiało na Snape’a, który krzywił się, gdy Dumbledor podsuwał mu kolejne półmiski zachęcając do jedzenia. Ginny szturchnęła ją w ramię.
- Zapowiada się niezły cyrk, co? – Zachichotała pod nosem również patrząc w stronę nauczyciela.
- Fakt, to może być zabawne.
- Jestem zdziwiona, że w ogóle przyszedł. Mama mówiła, że nigdy tego nie robił. – Wzruszyła ramionami, a Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Na jej policzkach wykwitły delikatne rumieńce. Czyżby zjawił się, bo go o to poprosiła? Spuściła wzrok i podparła głowę na ręce, którą miała na stole.
- Kochani, gratuluję!
Przytuliła ich oboje szczęśliwa na wieść, że pobrali się po cichu.
- Przepraszamy, że was nie zaprosiliśmy, ale sama rozumiesz... Nie chcieliśmy robić rozgłosu. To była skromna ceremonia.
- Nieważne. Bardzo się cieszę, że w końcu się zdecydowaliście. – Spojrzała spod byka na Lupina, który przewrócił oczami i roześmiał się.
- Ach, wy kobiety. – Pokręcił rozbawiony głową i podszedł do Harrego by się przywitać.
Hermiona stała wciąż się szczerząc. Nie mogła wymarzyć sobie piękniejszego dnia . Zjawiali się wszyscy ludzie, na których tak bardzo jej zależało i cieszyła się ogromnie na te drobne, choć niezwykle ważne chwile radości i szczęścia, którego zaznali jej przyjaciele.
O jedenastej powiększony salon w domu Weasleyów pękał od ilości ludzi. Zjawiła się Luna z tatą i nawet Neville z babcią, która wzbudzała powszechny postrach. Teraz Hermiona rozumiała dlaczego chłopak tak się jej bał.
Stała obok Harrego i Rona, którzy również wyglądali na szczęśliwych w ten świąteczny dzień i chciała aby ta chwila pozostała w jej pamięci na zawsze.
Moody rozsiadł się na krześle, przyglądając się podejrzliwie potrawom, a McGonagall chichotała u boku Dumbledora, który siedział w wyjątkowo złotej, błyszczącej szacie. Bliźniaki zdążyli już uprzykrzyć życie Fleur, która pojawiła się z Billem i naśmiewali się Percy'ego, który obrażony odganiał ich latające brzęczki. Hermiona czekała na jeszcze jednego gościa, ale zwątpiła, że się zjawi. Szczęśliwa, choć odrobinę zawiedziona usiadła między przyjaciółmi i z radością spoglądała na Ginny, która rumieniła się pod wpływem uśmiechów Harry'ego. Hagrid radośnie podśpiewywał, a pani Weasley wychodziła z siebie starając się ugościć wszystkich jak najlepiej.
- Hermiona, super wyglądasz. Naprawdę poprawiło ci się po tym pobycie w skrzydle szpitalnym. – Ron, niezwykle taktowany jak zawsze, zagadnął dziewczynę, a ona przewróciła oczami.
- Dzięki Ronaldzie. Niezwykle trafiony komplement.
Ten wzruszył ramionami, naładował sobie na talerz kupę klopsików i pasztecików, po czym włożył jednego do buzi.
- Daj spokój Miona. – Powiedział gdy skrzywiła się z obrzydzeniem i pokazała mu język po czym odwróciła się do Ginny, która właśnie śmiała się z brata.
- Jest okropny.
- To fakt, czasami zastanawiam się czy mnie przypadkiem nie adoptowali. – Roześmiały się obie, gdy nagle usłyszeli pyknięcie w ogrodzie. Wszyscy obejrzeli się przez okno, a Hermiona uśmiechnęła się szeroko, czym zasłużyła sobie na wściekły wzrok Harry'ego, który nie wyglądał na zadowolonego.
- Dzień dobry wszystkim. – Mruknął Snape wchodząc do środka. Ubrany był jak zawsze w surdut i swoją nieśmiertelną pelerynę, co w jego wykonaniu było wyrazem szacunku.
- Severusie! Cieszymy się, że w końcu do nas dołączyłeś. – Dyrektor uśmiechnął się wesoło i poklepał wolne miejsce obok siebie. – Chodź, musisz spróbować tych niesamowitości, które wyszły spod ręki Molly. – Kobieta zarumieniła się i machnęła ręką jednak wyglądała na miło połechtaną jego słowami.
Mężczyzna usiadł i po chwili wszyscy znowu pogrążyli się w rozmowach. Panował harmider, prawie jak w wielkiej Sali, ale Hermiona czuła się bezpiecznie i otoczona przez przyjaciół. Zerkała nieśmiało na Snape’a, który krzywił się, gdy Dumbledor podsuwał mu kolejne półmiski zachęcając do jedzenia. Ginny szturchnęła ją w ramię.
- Zapowiada się niezły cyrk, co? – Zachichotała pod nosem również patrząc w stronę nauczyciela.
- Fakt, to może być zabawne.
- Jestem zdziwiona, że w ogóle przyszedł. Mama mówiła, że nigdy tego nie robił. – Wzruszyła ramionami, a Hermiona spojrzała na niego zaskoczona. Na jej policzkach wykwitły delikatne rumieńce. Czyżby zjawił się, bo go o to poprosiła? Spuściła wzrok i podparła głowę na ręce, którą miała na stole.
***
A ta czego znowu
rechotała z Wesley'ówną? Zerkał w stronę Hermiony, która na drugim końcu stołu
zdawała się świetnie bawić gdy Dumbledore wpychał mu pod nos kolejny półmisek z
jakimiś wymyślnymi potrawami Molly.
- Na litość boską Albusie! Nie chce. - Warknął odsuwając od siebie talerz, a dyrektor zachichotał. Wszyscy wyglądali na zachwyconych tą szopką. No... Może poza Moodym, którego oko obserwowało całe pomieszczenie, a jednoczenie dolewał właśnie testera do herbaty. Uniósł kąciki ust w złośliwym uśmiechu. Co za banda idiotów. Po co on tu w ogóle przyszedł? Ach no tak, bo Granger chciała. Jęknął w duchu. W co on sie pakował, co? Po co było mu to COŚ między nimi? Znaczy... Przecież nic nie było. To on miał wrażenie, że zauroczył się jak szczeniak w tej przeklętej Gryfonce. Była... No właśnie. Jaka? Co w niej było takiego, że po tylu latach jego zimne, zastałe serce zabiło mocniej? Wyglądała dzisiaj naprawdę pięknie. Nie chciał się do tego przyznać, ale gdy ją dzisiaj zobaczył dostrzegł prawdziwą kobietę, którą chciał mieć, a nie uczennicę, która plątała się ciągle gdzieś pod nogami. Prezentowała się dojrzale chociaż trochę brakowało mu tej burzy loków, nad którą nie mogła zapanować.
Zaskoczyła go wczoraj, gdy uparcie czekała pod jego drzwiami. Wstydził się po tym co zrobił. Taka była prawda i nie chciał spojrzeć jej w oczy. Bał się pogardy, której tak bardzo nie chciał dostrzec na jej twarzy. A ona? Ona uparcie parła do niego i chciała przekonać, że naprawdę jej zależy. Ale jak to możliwe? Nie, napewno nikt nie byłby w stanie pokochać człowieka jakim się stał. Nikt nie byłby w stanie tego dokonać. Ale jednak. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się ta drobna nadzieja. To dlatego podarował jej tę książkę. Pamiętał, jak mu wspominała o niej i gdy wczoraj wyszła zasięgnął swoich znajomości i zdobył ją. Cieszył się, że była tak żądna wiedzy. Była taka podobna do niego gdy był w jej wieku... Tylko, że poszedł nie tą drogą co trzeba i zniszczył sobie życie.
Westchnął i z ulgą zobaczył, że goście wstali od stołu i każdy znalazł sobie dogodne miejsce do plotek. Poczuł na sobie wzrok i odwrócił się, a oczy jego i Hermiony spotkały się. Siedziała sama i przyglądała mu się z ciepłym uśmiechem. Nagle wstała z miejsca i wpatrywała się w niego intensywnie po czym odwróciła się i ruszyła na podwórko. Miał pójść za nią? Zniknęła za drzwiami więc wstał i również wyszedł na zewnątrz. Stała na dworze pocierając odkryte ramiona, ale uśmiechała się wciąż do niego i nie wiedział jak się zachować. Niesamowite - pomyślał - na stare lata przyszło ci zachowywać się jak nieśmiały nastolatek. Ruszyła przed siebie, a on bez słowa zdjął swoją pelerynę i zarzucił jej na ramiona. Zesztywniała zaskoczona, ale otuliła się nią na co patrzył z rozkoszą. Ruszyli drogą przed siebie.
- Dziękuję. - Powiedziała cicho i zakryła się szczelnie. - Za pelerynę i za książkę. Naprawdę nie wiem jak pan ją dostał.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. - odpowiedział, ale zaśmiał się wesoło co spowodowało u niej jeszcze szerszy uśmiech.
- No jak tam pan uważa. - wzruszyła ramionami i spojrzała na niego. Nora zostawała w tyle za nimi, ale szli, po prostu milcząc co było miłą odmianą.
- Na litość boską Albusie! Nie chce. - Warknął odsuwając od siebie talerz, a dyrektor zachichotał. Wszyscy wyglądali na zachwyconych tą szopką. No... Może poza Moodym, którego oko obserwowało całe pomieszczenie, a jednoczenie dolewał właśnie testera do herbaty. Uniósł kąciki ust w złośliwym uśmiechu. Co za banda idiotów. Po co on tu w ogóle przyszedł? Ach no tak, bo Granger chciała. Jęknął w duchu. W co on sie pakował, co? Po co było mu to COŚ między nimi? Znaczy... Przecież nic nie było. To on miał wrażenie, że zauroczył się jak szczeniak w tej przeklętej Gryfonce. Była... No właśnie. Jaka? Co w niej było takiego, że po tylu latach jego zimne, zastałe serce zabiło mocniej? Wyglądała dzisiaj naprawdę pięknie. Nie chciał się do tego przyznać, ale gdy ją dzisiaj zobaczył dostrzegł prawdziwą kobietę, którą chciał mieć, a nie uczennicę, która plątała się ciągle gdzieś pod nogami. Prezentowała się dojrzale chociaż trochę brakowało mu tej burzy loków, nad którą nie mogła zapanować.
Zaskoczyła go wczoraj, gdy uparcie czekała pod jego drzwiami. Wstydził się po tym co zrobił. Taka była prawda i nie chciał spojrzeć jej w oczy. Bał się pogardy, której tak bardzo nie chciał dostrzec na jej twarzy. A ona? Ona uparcie parła do niego i chciała przekonać, że naprawdę jej zależy. Ale jak to możliwe? Nie, napewno nikt nie byłby w stanie pokochać człowieka jakim się stał. Nikt nie byłby w stanie tego dokonać. Ale jednak. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się ta drobna nadzieja. To dlatego podarował jej tę książkę. Pamiętał, jak mu wspominała o niej i gdy wczoraj wyszła zasięgnął swoich znajomości i zdobył ją. Cieszył się, że była tak żądna wiedzy. Była taka podobna do niego gdy był w jej wieku... Tylko, że poszedł nie tą drogą co trzeba i zniszczył sobie życie.
Westchnął i z ulgą zobaczył, że goście wstali od stołu i każdy znalazł sobie dogodne miejsce do plotek. Poczuł na sobie wzrok i odwrócił się, a oczy jego i Hermiony spotkały się. Siedziała sama i przyglądała mu się z ciepłym uśmiechem. Nagle wstała z miejsca i wpatrywała się w niego intensywnie po czym odwróciła się i ruszyła na podwórko. Miał pójść za nią? Zniknęła za drzwiami więc wstał i również wyszedł na zewnątrz. Stała na dworze pocierając odkryte ramiona, ale uśmiechała się wciąż do niego i nie wiedział jak się zachować. Niesamowite - pomyślał - na stare lata przyszło ci zachowywać się jak nieśmiały nastolatek. Ruszyła przed siebie, a on bez słowa zdjął swoją pelerynę i zarzucił jej na ramiona. Zesztywniała zaskoczona, ale otuliła się nią na co patrzył z rozkoszą. Ruszyli drogą przed siebie.
- Dziękuję. - Powiedziała cicho i zakryła się szczelnie. - Za pelerynę i za książkę. Naprawdę nie wiem jak pan ją dostał.
- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy. - odpowiedział, ale zaśmiał się wesoło co spowodowało u niej jeszcze szerszy uśmiech.
- No jak tam pan uważa. - wzruszyła ramionami i spojrzała na niego. Nora zostawała w tyle za nimi, ale szli, po prostu milcząc co było miłą odmianą.
***
Spoglądała na niego
kątem oka nie wiedząc co powiedzieć. Wdychała dyskretnie zapach z jego szaty,
którą miała na sobie. Co jej odbiło? Serio, nauczyciel? Dlaczego nie
mogła tak reagować na chłopców z Hogwartu? Na chłopców w jej wieku, którzy
zdecydowanie nie byli nauczycielami! Westchnęła i zadrżała. Bo nie byli nim. A
Snape był po prostu.. no Snape'm i dopiero teraz, gdy poznała go bliżej
zrozumiała, że zawsze ją ciągnęło. Był okropny, ale zarazem jego wiedza i
inteligencja sprawiały, że ogromnie go szanowała i marzyła żeby choć trochę
swojej wiedzy jej zdradził.
- Dokąd chcesz iść, Granger?
Uniosła głowę gdy zadał pytanie i zobaczyła, że Nora była już bardzo mała a oni zbliżali się do wzgórza.
- Nie wiem. Po prostu chciałam się przejść, świeże powietrze dobrze robi.
Przytaknął i nie powiedział nic więcej. Nagle zaczął padać śnieg - pierwszy w tym roku. Spojrzała w górę, uśmiechając się. Te święta były naprawdę wyjątkowe.
- Dlaczego nie wróciłaś do domu?
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja... No nie chcę narażać moich rodziców. – Westchnęła smutno. – Nie zamierzam mieszać ich w tę wojnę. Prawdę mówiąc to myślę nad jakimś rozwiązaniem.
- To znaczy?
- Żeby zapewnić im bezpieczeństwo chcę uwarzyć eliksir zapomnienia.
Milczał, ale czuła na sobie jego wzrok. Tak bardzo chciałaby móc spędzić ten czas ze swoimi rodzicami. Móc jeszcze raz śmiać się przy nich, spędzić wspólnie kolejne wakacje, ale już w te czuła, że nie są bezpieczni przy niej.
- Pomogę ci jeśli chcesz.
Kolejny świąteczny cud? Wpatrywał się w nią nadal, gdy spojrzała w jego stronę nie kryjąc zaskoczenia.
- Dlaczego chce mi pan pomóc, panie profesorze?
Roześmiał się, a ona mimowolnie uśmiechnęła na ten dźwięk.
- Bo z tego co mi wiadomo jestem jedynym Mistrzem Eliksirów jakiego znasz, a taki eliksir wcale nie jest prosty do uwarzenia. Wbrew temu co może ci się wydawać.
Zamyśliła się i usiadła na konarze, który leżał na szczycie wzgórza. Odwróciła wzrok na Norę, w której paliły się wszystkie światła. Dom wyglądał tak żywo i radośnie. Powoli się ściemniało i nie mogła uwierzyć, że zmierzch zapada tak szybko. Musiała to przemyśleć. Chciała ich zabezpieczyć, ale póki co stworzenie tego eliksiru wydawało się tak odległe, że decyzja była prosta, a teraz gdy faktycznie miała do tego okazję... Nie chciała stracić rodziny, ale świadomość, że mogli umrzeć była jeszcze gorsza. Przeniosła wzrok na nauczyciela, która siedział obok niej również zamyślony.
- Dobrze, dziękuję profesorze. Ale... Jeszcze nie teraz. Nie chcę żeby o mnie zapomnieli. Przynajmniej jak na razie. – Ponownie spuściła wzrok i westchnęła smutno. Dziwnie się czuła, bo wcześniej nikomu nie mówiła o swoich zamiarach. O tym jak bardzo się bała każdej nocy. A teraz wylewała żale przed Snape'm, który nie rzucił ani jednym wrednym komentarzem. Przeciwnie - zdawał się rozumieć co czuła. Nagle poczuła jego silne ramię, które zawinęło się wokół jej i zamarła. Jednak nie chciała się ruszyć, to było zbyt... Przyjemne. Biło od niego ciepło, którego potrzebowała w tym momencie. Uśmiechnęła się pod nosem i ciężko jej było uwierzyć w to co się działo. Oparła głowę o jego ramię i tym razem to on zesztywniał, ale po chwili rozluźnił się i siedzieli tak we dwoje nie odzywając się. Nie musieli, to, co czuli w tym momencie wystarczyło.
- Dokąd chcesz iść, Granger?
Uniosła głowę gdy zadał pytanie i zobaczyła, że Nora była już bardzo mała a oni zbliżali się do wzgórza.
- Nie wiem. Po prostu chciałam się przejść, świeże powietrze dobrze robi.
Przytaknął i nie powiedział nic więcej. Nagle zaczął padać śnieg - pierwszy w tym roku. Spojrzała w górę, uśmiechając się. Te święta były naprawdę wyjątkowe.
- Dlaczego nie wróciłaś do domu?
Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ja... No nie chcę narażać moich rodziców. – Westchnęła smutno. – Nie zamierzam mieszać ich w tę wojnę. Prawdę mówiąc to myślę nad jakimś rozwiązaniem.
- To znaczy?
- Żeby zapewnić im bezpieczeństwo chcę uwarzyć eliksir zapomnienia.
Milczał, ale czuła na sobie jego wzrok. Tak bardzo chciałaby móc spędzić ten czas ze swoimi rodzicami. Móc jeszcze raz śmiać się przy nich, spędzić wspólnie kolejne wakacje, ale już w te czuła, że nie są bezpieczni przy niej.
- Pomogę ci jeśli chcesz.
Kolejny świąteczny cud? Wpatrywał się w nią nadal, gdy spojrzała w jego stronę nie kryjąc zaskoczenia.
- Dlaczego chce mi pan pomóc, panie profesorze?
Roześmiał się, a ona mimowolnie uśmiechnęła na ten dźwięk.
- Bo z tego co mi wiadomo jestem jedynym Mistrzem Eliksirów jakiego znasz, a taki eliksir wcale nie jest prosty do uwarzenia. Wbrew temu co może ci się wydawać.
Zamyśliła się i usiadła na konarze, który leżał na szczycie wzgórza. Odwróciła wzrok na Norę, w której paliły się wszystkie światła. Dom wyglądał tak żywo i radośnie. Powoli się ściemniało i nie mogła uwierzyć, że zmierzch zapada tak szybko. Musiała to przemyśleć. Chciała ich zabezpieczyć, ale póki co stworzenie tego eliksiru wydawało się tak odległe, że decyzja była prosta, a teraz gdy faktycznie miała do tego okazję... Nie chciała stracić rodziny, ale świadomość, że mogli umrzeć była jeszcze gorsza. Przeniosła wzrok na nauczyciela, która siedział obok niej również zamyślony.
- Dobrze, dziękuję profesorze. Ale... Jeszcze nie teraz. Nie chcę żeby o mnie zapomnieli. Przynajmniej jak na razie. – Ponownie spuściła wzrok i westchnęła smutno. Dziwnie się czuła, bo wcześniej nikomu nie mówiła o swoich zamiarach. O tym jak bardzo się bała każdej nocy. A teraz wylewała żale przed Snape'm, który nie rzucił ani jednym wrednym komentarzem. Przeciwnie - zdawał się rozumieć co czuła. Nagle poczuła jego silne ramię, które zawinęło się wokół jej i zamarła. Jednak nie chciała się ruszyć, to było zbyt... Przyjemne. Biło od niego ciepło, którego potrzebowała w tym momencie. Uśmiechnęła się pod nosem i ciężko jej było uwierzyć w to co się działo. Oparła głowę o jego ramię i tym razem to on zesztywniał, ale po chwili rozluźnił się i siedzieli tak we dwoje nie odzywając się. Nie musieli, to, co czuli w tym momencie wystarczyło.
Gdzie ta Hermiona
się podziewała? Zniknęła nagle. Nikt nawet nie zauważył kiedy. Ginny usiadła na
fotelu i zamyśliła się. Przecież nie mogła się rozpłynąć, no nie? Do Hogwartu
też by nie wróciła bez pożegnania. Co dziwne, nietoperz też zniknął i również
nikt nie zwrócił na to uwagi. Podejrzane, ale przecież na pewno jedno z drugim
miało niewiele wspólnego. Ubrała płaszcz i wyszła na dwór widząc, że zaczął
padać śnieg. Roześmiała się, gdy zimne płatki oblepiły jej głowę i zadrżała z
zimna. Ruszyła przed siebie, kręcąc się jak dziecko. Tak niewiele wystarczyło
do szczęścia! Dotknęła dłonią serduszko, które leżało na jej klatce piersiowej
i poczuła ciepło na sercu. Harry ją kochał. Niesamowite! Tyle lat o to
zabiegała, a nagle miała wszystko czego chciała. Czego pragnęła. Westchnęła
smutno, uświadamiając sobie ile w tym momencie miała do stracenia. Cała jej
rodzina była zagrożona, Hermiona, a Harry… Przecież był główną osobą zamieszaną
w to bagno i bała się, tak bardzo bała się, że zginie. A nie przeżyłaby tego.
Zadrżała na myśl o utracie ukochanego. Nie, nie myśl o tym, nie dzisiaj. Są
święta, wszyscy są bezpieczni w Norze. Odwróciła się i uśmiechnęła na widok
rodzinnego domu, w którym gościli wszyscy ludzie obecni w jej życiu – ci mniej
ważni i bardziej. Zrobiło się naprawdę zimno. Miała właśnie zawracać, gdy
dostrzegła zarys postaci na wzgórzu. Serce podeszło jej do gardła - to mogli być
Śmierciożercy! Ale nie ruszali się. Wyglądali jakby zlali się w jedno. Ruszyła
dyskretnie w ich stronę i zamarła uświadamiając sobie, że to wcale nie byli
oni. Dostrzegła kasztanowe włosy Hermiony, które powoli skręcały się do ich
normalnej postaci, a obok niej siedział… Snape. Nie mogła uwierzyć własnym
oczom! Hermiona przytulała się do niego jak gdyby byli najlepszymi
przyjaciółmi, a to był przecież nietoperz z lochów! Ginny stała z otwartą buzią
i nie mogła wydobyć z siebie głosu. Jak to możliwe? Kiedy to się stało? I co to
w ogóle było?! Przecież.. przecież to był ich nauczyciel! Obok niego była
Hermiona i to było… Dziwne, ale poczuła też ciepło na sercu widząc jak
przyjaciółka z ufnością wtula się w Snape’a, który wyglądał na równie
rozluźnionego. Niesłychane. Uświadomiła sobie nagle, że ta dwójka pasowała do
siebie jak dwie połówki tego samego jabłka. Jak sąsiednie puzzle. Zawsze
żałowała, że Hermiona nie miała z kim tak naprawdę porozmawiać na poziomie,
który sama reprezentowała. Widziała, że nieraz męczyła się w ich towarzystwie i
brakowało jej rozmowy na poziomie. A Snape? Był do tego idealnym kandydatem.
Nie przyznawała się do tego, ale po cichu podziwiała nauczyciela. Był paskudnym
człowiekiem, uprzykrzał im życie, ale to co robił dla Zakonu i dla całego
świata czarodziejów było niesamowite i godne podziwu. Zupełnie nie przejmował
się sobą. Uśmiechnęła się i raz jeszcze rzuciła okiem w ich stronę, a wtedy
zobaczyła, że i oni się w nią wpatrywali z szokiem wypisanym na twarzach.
Hermiona zamarła i
spoglądała to na nauczyciela to na Ginny, która stała niedaleko od nich, ale
musiała wszystko widzieć. Snape natychmiast odsunął się od niej i wstał.
Zrobiła to samo i z przerażeniem wpatrywała się w przyjaciółkę, która również
patrzyła na nich. No nie, przecież to nie mogło się dziać! Znaczy... No
przecież nie robili nic złego, ale nikt nie wiedział o ich spotkaniach. Nikt by
tego nie zrozumiał. A Harry? Ron? Oni przecież nie wybaczą, że im nie
powiedziała!
- Chyba zostawię was same z panną Weasley. – Mruknął Snape pod nosem i odszedł od niej żeby się aportować. Zostawił ją! No po prostu świetnie! Westchnęła i ze ściśniętym żołądkiem ruszyła w stronę przyjaciółki.
- Ginny ja... Wyjaśnię wszystko. – Rumieńce pokryły jej policzki i zorientowała się, że nadal ma na sobie szatę Snape’a i zaklęła w myślach.
- Miona. – Uniosła dłoń w górę i posłała jej uśmiech. – Daj spokój. Ja rozumiem.
Hermiona zaskoczona przyglądała się dziewczynie, a brwi powędrowały jej po same włosy. Jak ona mogła to rozumieć? Skoro sama nie rozumiała?
- Co? Jak to?
- No tak to. Daj spokój, przecież ty i Snape... To powinno samo się połączyć. Tylko nie potrafię dojść do tego - jak to się stało?
Ruszyły w stronę Nory, a Hermiona zamyśliła się. Cóż i tak się wydało, więc dlaczego nie powiedzieć by reszty?
- Widzisz.. Na początku roku dyrektor poprosił żebym ćwiczyła z nim dodatkowo, bo mieliśmy wyruszać na wspólne zadania. Raz byliśmy, wtedy kiedy Harry szukał horkruksów w Dolinie Godryka ja ze Snape'm byłam w starym sierocińcu Voldemorta.
Ruda wybałuszyła na nią oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nagle uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie.
- Nie wierzę, że nie powiedziałaś o tym! Znaczy no rozumiem, to w końcu Snape… Ale teraz wszystko jasne, dlatego byłaś taka wyczerpana. Prawda?
Hermiona skinęła głową i uniosła kąciki ust w uśmiechu. Jej przyjaciółka naprawdę szybko łączyła fakty.
- Tak, to miała być tajemnica. I no tak jakoś... Zbliżyliśmy się. – Ponownie pokryła się szkarłatem. – Znaczy nie wyobrażaj sobie! Nic między nami nie ma! Po prostu... Przyjaźnimy się.
- Przyjaźnicie się? Ty i Snape? Faktycznie! Zupełnie normalne.
Wzruszyła ramionami obojętnie, a po chwili spojrzały na siebie i parsknęły śmiechem.
- Tylko błagam cię zachowaj to dla siebie. Wiesz, że Harry i Ron…
- Wiem Miona, spokojnie. Wasz sekret jest ze mną bezpieczny. – Puściła do niej oko. – Ale lepiej zdejmij to nim dojdziemy do domu. – Spojrzała znacząco na pelerynę, którą dziewczyna już ściągała. Ginny wyciągnęła po nią rękę. – Daj, wezmę i schowam w pokoju.
Podała przyjaciółce szatę i z wdzięcznością uśmiechnęła się. Tak. Zdecydowanie pokochała Ginny w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek. Weszły razem do środka, a ruda śmignęła niezauważona na górę. Hermiona pogrążyła się w rozmowie z Tonks, jednak myślami była daleko, w Hogwarcie, gdzie Mistrz Eliksirów wściekły popijał kolejną szklaneczkę Ognistej Whiskey.
- Chyba zostawię was same z panną Weasley. – Mruknął Snape pod nosem i odszedł od niej żeby się aportować. Zostawił ją! No po prostu świetnie! Westchnęła i ze ściśniętym żołądkiem ruszyła w stronę przyjaciółki.
- Ginny ja... Wyjaśnię wszystko. – Rumieńce pokryły jej policzki i zorientowała się, że nadal ma na sobie szatę Snape’a i zaklęła w myślach.
- Miona. – Uniosła dłoń w górę i posłała jej uśmiech. – Daj spokój. Ja rozumiem.
Hermiona zaskoczona przyglądała się dziewczynie, a brwi powędrowały jej po same włosy. Jak ona mogła to rozumieć? Skoro sama nie rozumiała?
- Co? Jak to?
- No tak to. Daj spokój, przecież ty i Snape... To powinno samo się połączyć. Tylko nie potrafię dojść do tego - jak to się stało?
Ruszyły w stronę Nory, a Hermiona zamyśliła się. Cóż i tak się wydało, więc dlaczego nie powiedzieć by reszty?
- Widzisz.. Na początku roku dyrektor poprosił żebym ćwiczyła z nim dodatkowo, bo mieliśmy wyruszać na wspólne zadania. Raz byliśmy, wtedy kiedy Harry szukał horkruksów w Dolinie Godryka ja ze Snape'm byłam w starym sierocińcu Voldemorta.
Ruda wybałuszyła na nią oczy i otworzyła usta ze zdziwienia. Nagle uśmiechnęła się szeroko i klasnęła w dłonie.
- Nie wierzę, że nie powiedziałaś o tym! Znaczy no rozumiem, to w końcu Snape… Ale teraz wszystko jasne, dlatego byłaś taka wyczerpana. Prawda?
Hermiona skinęła głową i uniosła kąciki ust w uśmiechu. Jej przyjaciółka naprawdę szybko łączyła fakty.
- Tak, to miała być tajemnica. I no tak jakoś... Zbliżyliśmy się. – Ponownie pokryła się szkarłatem. – Znaczy nie wyobrażaj sobie! Nic między nami nie ma! Po prostu... Przyjaźnimy się.
- Przyjaźnicie się? Ty i Snape? Faktycznie! Zupełnie normalne.
Wzruszyła ramionami obojętnie, a po chwili spojrzały na siebie i parsknęły śmiechem.
- Tylko błagam cię zachowaj to dla siebie. Wiesz, że Harry i Ron…
- Wiem Miona, spokojnie. Wasz sekret jest ze mną bezpieczny. – Puściła do niej oko. – Ale lepiej zdejmij to nim dojdziemy do domu. – Spojrzała znacząco na pelerynę, którą dziewczyna już ściągała. Ginny wyciągnęła po nią rękę. – Daj, wezmę i schowam w pokoju.
Podała przyjaciółce szatę i z wdzięcznością uśmiechnęła się. Tak. Zdecydowanie pokochała Ginny w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek. Weszły razem do środka, a ruda śmignęła niezauważona na górę. Hermiona pogrążyła się w rozmowie z Tonks, jednak myślami była daleko, w Hogwarcie, gdzie Mistrz Eliksirów wściekły popijał kolejną szklaneczkę Ognistej Whiskey.
Nora uspokoiła się
na kilka dni, chociaż wrzały przygotowania do sylwestrowej zabawy. Hermiona
czytała właśnie na łóżku książkę, którą dostała od Snape’a i ze smutkiem
stwierdziła, że nie rozmawiała z nim od tego dnia kiedy Ginny ich widziała. A
chciała tego. Sama nie wiedziała co między nimi tak właściwie zaszło.
- Miona, będziesz na jutrzejszej zabawie, prawda?
Spojrzała na przyjaciółkę zmieszana. Z jednej strony chciała być z nimi, ale z drugiej Ron spędzał czas z Luną, Ginny z Harrym i czuła się trochę jak piąte koło u wozu. Poza tym to przecież tylko kolejny rok się kończył. Kolejny ciężki okres w ich życiu. Naprawdę myśleli, że nowy przyniesie coś lepszego?
- Nie wiem Ginny… Po prostu to dla mnie to nic takiego, a poza tym wy macie siebie i tak jakoś,... No sama rozumiesz.
Wzruszyła ramionami, a ruda trochę się naburmuszyła i już miała coś powiedzieć, gdy usłyszały jakieś zamieszanie, które dobiegało z dołu. Wyszły z pokoju i zbiegły do kuchni, gdzie siedziała przy stole McGonagall. Wyglądała na poturbowaną i przestraszoną, piła właśnie herbatę, którą przyniosła Molly.
- To było straszne, mówię wam. – Potrząsnęła głową. Wszyscy usiedli wokół niej, również Hermiona i Ginny. – Nagle zjawili się w Hogsmade, rozumiecie to? Nic ich już nie zatrzyma! Dobrze, że Hogwart jest tak dobrze zabezpieczony. – Westchnęła.
- Ale nikomu nic się nie stało? – Pan Weasley wyglądał na zaniepokojonego tą informacją.
- Nie. To znaczy tylko Severus nieźle oberwał od Moodyego, a później ta cholerna Bellatriks się dobrała do niego! – Wyglądała na bardzo wzburzoną, a Hermiona poczuła jak przewraca się jej wszystko w żołądku. – Voldemort kazał jej go ukarać, bo kolejny raz nie udało im się przedostać do szkoły. Biedny Severus. – Pokręciła głową, a ciszę przerwało prychnięcie Harry'ego. On się zbytnio nie przejął stanem nauczyciela, przeciwnie.
- Przecież nic mu nie jest, no nie?
Razem z Ginny spiorunowały go wzrokiem. McGonagall również się skrzywiła i spojrzała na niego jakby zabrakło mu właśnie mózgu. No cóż, tak się, chyba, właśnie stało.
- Potter. Naprawdę nie wiem jak czasami możesz być tak okrutny. – Opiekunka domu wyglądała teraz na bardziej zdenerwowaną niż zamartwioną. – Wstyd mi za takie zachowanie, panie Potter! I dla twojej informacji to Severus leży w skrzydle szpitalnym i pewnie prędko z niego nie wyjdzie! – Wstała od stołu i uśmiechnęła się do Molly. – Dziękuję za herbatę kochana, ale muszę już wracać. – Weszła do kominka i zawołała „Hogwart!”, po czym rozpłynęła się w zielonych płomieniach.
Wszyscy spojrzeli na Harrego z wyrzutem. Chłopak odszedł naburmuszony i wbiegł po schodach na górę, a Ron ruszył za nim. Hermiona wpatrywała się w stół nie wiedząc co robić. Przez chwilę, gdy McGonagall mówiła o tym co się stało miała wrażenie, że serce jej stanie.
Właśnie tam powinna teraz być, w Hogwarcie. Tam chciała być. Weszła na górę i zaczęła pakować swoje rzeczy do torebki. Zaraz po niej do pokoju wpadła Ginny.
- Hermiona ja..
- Nic nie mów. To nie twoja wina. Ani Harrego,... Ale muszę iść.
- Wiem, rozumiem. Przepraszam, naprawdę zachowuje się czasami jak totalny kretyn. – Westchnęła i usiadła na łóżku. – Snape to twardziel, nic mu nie będzie. – Gdyby nie to, że strach ją paraliżował, roześmiałaby się słysząc takie określenie od przyjaciółki, ale wstała i uścisnęła ją.
- Dziękuję Ginny. Muszę tylko coś wymyślić żeby nie było pytań.
- Idź, coś wykombinuję i będę cię kryć. Nie martw się.
Hermiona wdzięczna Merlinowi za taką wspaniałą przyjaciółkę zbiegła po schodach i korzystając z tego, że salon był pusty weszła do kominka i zafiukała do Hogwartu.
Weszła do swoich komnat i uśmiechnęła się. Czuła się tutaj naprawdę dobrze i poczuła ulgę, gdy opuściła pełną ludzi Norę. Przebrała się w luźny dres i wyszła, kierując się do skrzydła szpitalnego. Jednak tam odbiła się od drzwi, a pani Pomfrey wywaliła ją pod pretekstem tego, że Snape musi odpoczywać. Nie chciała naciskać, bo mogłoby się to źle kończyć, ale nie wiedziała co teraz ze sobą zrobić. Wiedziała o tym, że w szkole kręcili się nieliczni uczniowie, którzy zostali na święta w Hogwarcie.
Zbiegła po schodach do lochów i zawahała się przed komnatami Snape’a, jednak pchnęła drzwi i z zaskoczeniem odkryła, że mogła wejść do środka. Rozpaliła w kominku i usiadła w jego fotelu, czując się bezpiecznie. Otuliła rękoma nogi i zapatrzyła się w ogień.
- Miona, będziesz na jutrzejszej zabawie, prawda?
Spojrzała na przyjaciółkę zmieszana. Z jednej strony chciała być z nimi, ale z drugiej Ron spędzał czas z Luną, Ginny z Harrym i czuła się trochę jak piąte koło u wozu. Poza tym to przecież tylko kolejny rok się kończył. Kolejny ciężki okres w ich życiu. Naprawdę myśleli, że nowy przyniesie coś lepszego?
- Nie wiem Ginny… Po prostu to dla mnie to nic takiego, a poza tym wy macie siebie i tak jakoś,... No sama rozumiesz.
Wzruszyła ramionami, a ruda trochę się naburmuszyła i już miała coś powiedzieć, gdy usłyszały jakieś zamieszanie, które dobiegało z dołu. Wyszły z pokoju i zbiegły do kuchni, gdzie siedziała przy stole McGonagall. Wyglądała na poturbowaną i przestraszoną, piła właśnie herbatę, którą przyniosła Molly.
- To było straszne, mówię wam. – Potrząsnęła głową. Wszyscy usiedli wokół niej, również Hermiona i Ginny. – Nagle zjawili się w Hogsmade, rozumiecie to? Nic ich już nie zatrzyma! Dobrze, że Hogwart jest tak dobrze zabezpieczony. – Westchnęła.
- Ale nikomu nic się nie stało? – Pan Weasley wyglądał na zaniepokojonego tą informacją.
- Nie. To znaczy tylko Severus nieźle oberwał od Moodyego, a później ta cholerna Bellatriks się dobrała do niego! – Wyglądała na bardzo wzburzoną, a Hermiona poczuła jak przewraca się jej wszystko w żołądku. – Voldemort kazał jej go ukarać, bo kolejny raz nie udało im się przedostać do szkoły. Biedny Severus. – Pokręciła głową, a ciszę przerwało prychnięcie Harry'ego. On się zbytnio nie przejął stanem nauczyciela, przeciwnie.
- Przecież nic mu nie jest, no nie?
Razem z Ginny spiorunowały go wzrokiem. McGonagall również się skrzywiła i spojrzała na niego jakby zabrakło mu właśnie mózgu. No cóż, tak się, chyba, właśnie stało.
- Potter. Naprawdę nie wiem jak czasami możesz być tak okrutny. – Opiekunka domu wyglądała teraz na bardziej zdenerwowaną niż zamartwioną. – Wstyd mi za takie zachowanie, panie Potter! I dla twojej informacji to Severus leży w skrzydle szpitalnym i pewnie prędko z niego nie wyjdzie! – Wstała od stołu i uśmiechnęła się do Molly. – Dziękuję za herbatę kochana, ale muszę już wracać. – Weszła do kominka i zawołała „Hogwart!”, po czym rozpłynęła się w zielonych płomieniach.
Wszyscy spojrzeli na Harrego z wyrzutem. Chłopak odszedł naburmuszony i wbiegł po schodach na górę, a Ron ruszył za nim. Hermiona wpatrywała się w stół nie wiedząc co robić. Przez chwilę, gdy McGonagall mówiła o tym co się stało miała wrażenie, że serce jej stanie.
Właśnie tam powinna teraz być, w Hogwarcie. Tam chciała być. Weszła na górę i zaczęła pakować swoje rzeczy do torebki. Zaraz po niej do pokoju wpadła Ginny.
- Hermiona ja..
- Nic nie mów. To nie twoja wina. Ani Harrego,... Ale muszę iść.
- Wiem, rozumiem. Przepraszam, naprawdę zachowuje się czasami jak totalny kretyn. – Westchnęła i usiadła na łóżku. – Snape to twardziel, nic mu nie będzie. – Gdyby nie to, że strach ją paraliżował, roześmiałaby się słysząc takie określenie od przyjaciółki, ale wstała i uścisnęła ją.
- Dziękuję Ginny. Muszę tylko coś wymyślić żeby nie było pytań.
- Idź, coś wykombinuję i będę cię kryć. Nie martw się.
Hermiona wdzięczna Merlinowi za taką wspaniałą przyjaciółkę zbiegła po schodach i korzystając z tego, że salon był pusty weszła do kominka i zafiukała do Hogwartu.
Weszła do swoich komnat i uśmiechnęła się. Czuła się tutaj naprawdę dobrze i poczuła ulgę, gdy opuściła pełną ludzi Norę. Przebrała się w luźny dres i wyszła, kierując się do skrzydła szpitalnego. Jednak tam odbiła się od drzwi, a pani Pomfrey wywaliła ją pod pretekstem tego, że Snape musi odpoczywać. Nie chciała naciskać, bo mogłoby się to źle kończyć, ale nie wiedziała co teraz ze sobą zrobić. Wiedziała o tym, że w szkole kręcili się nieliczni uczniowie, którzy zostali na święta w Hogwarcie.
Zbiegła po schodach do lochów i zawahała się przed komnatami Snape’a, jednak pchnęła drzwi i z zaskoczeniem odkryła, że mogła wejść do środka. Rozpaliła w kominku i usiadła w jego fotelu, czując się bezpiecznie. Otuliła rękoma nogi i zapatrzyła się w ogień.
-Jutro sylwester -
pomyślała - A ja siedzę w Hogwarcie, bo jej nauczyciel został ranny. Co się ze
mną stało? - Nie potrafiła zebrać swoich uczuć razem, bo była to jedna wielka
mieszanka wybuchowa. Dlatego żeby nie zastanawiać się dłużej nad tym, podeszła
do regału z książkami i zaczęła w nich przebierać, pewna, że gdy Snape wróci to
dostanie po łapach.
***
Pieprzona Bella,
kiedyś była taką uroczą kobietą, a teraz co? Gdyby nie te wynalazki MacNair’a
nie leżałby tu, ale zawsze musi stworzyć nową klątwę! Czarny Pan był wściekły,
że Zakon kolejny raz powstrzymał ich od dostania się do Hogwartu, ale jaki miał
w tym cel teraz? Musiał być cierpliwy - czekać aż Draco wykona swój ruch.
Cieszył się, że szkoła była praktycznie pusta. Co by się działo gdyby uczniowie
wrócili z ferii, a wtedy uderzyliby w nią? Mogłoby zginąć wiele niewinnych
osób.
Westchnął i próbował usiąść, ale poczuł silny ból w klatce piersiowej i odpuścił. Świetnie, nie ma to jak zacząć nowy rok w skrzydle szpitalnym z połamanymi żebrami, które przy okazji zmasakrowały jego wnętrzności.
Trochę żałował, że nie uda się do Nory. Merlinie, nie żeby chciał spędzać czas z tą bandą idiotów, ale nie widział Granger od świąt, a przecież mieli o czym porozmawiać! Oczywiście należało skonsultować kwestię eliksiru dla jej rodziców. Rozumiał ból jaki musiała odczuwać. Sam stracił matkę i przeżył to, a teraz ta dziewczyna musiała sama zafundować im nowe życie, w której nie było dla niej miejsca. Że też ta przeklęta Weasley musiała ich zobaczyć! Pewnie wszystko wypaplała, a Hermiona nie spojrzy więcej na niego. Zachował się jak totalny kretyn. Co on sobie myślał? Że może przytulać uczennicę? Że ona też poczuła coś więcej? Skąd! Pewnie nie chciała być nieuprzejma, cholerni Gryfoni.
Zamknął oczy i poczuł z ulgą, jak odpływa w objęcia Morfeusza.
Wyczuł czyjąś obecność, ale miał wrażenie, że zna ten zapach i.. Uniósł powieki, a jego wzrok napotkał burzę loków. Uśmiechnął się pod nosem. Granger położyła głowę przy jego ramieniu i spała sobie w najlepsze. Jej dłoń przykrywała jego i w pierwszym odruchu chciał ją zabrać, ale nie mógł się na to zdobyć.
Skąd ona się tu wzięła? Nie mogła wiedzieć chyba, że.. Minerwa. Przewrócił oczami. Stara plotkara nie mogła utrzymać języka za zębami. Jednak poczuł, że coś w nim drgnęło. Nikogo nigdy nie było przy nim gdy wylizywał się z obrażeń po wizytach u Czarnego Pana, a nagle ta mała Gryfonka nie odklejała się od niego. Dziewczyna podniosła się i przeciągnęła ziewając po czym obdarzyła go szerokim, radosnym uśmiechem.
- No w końcu się pan obudził! Niedługo nowy rok a pan by go przespał.
Uniósł brew i uśmiechnął się wrednie.
- Przyganiał kocioł garnkowi, Granger. Sama dopiero co urządziłaś sobie ze mnie poduszkę. - Obserwował z satysfakcją jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce.
- Przepraszam, - mruknęła i spuściła wzrok - pan jest taki nudny kiedy śpi, profesorze.
Zakaszlał by ukryć śmiech i po chwili jęknął, gdy żebra dały o sobie znać.
Granger podała mu szklankę z czymś paskudnie zielonym i wyszczerzyła zęby.
- Pani Pomfrey poleciła to panu wypić gdy się obudzi.
- Świetnie. A ty co, robisz tu za pielęgniarkę? Myślałem, że masz wyższe ambicje.
Wzruszyła ramionami i wetknęła mu w rękę kubek. Upił łyk i skrzywił się. No piwo kremowe to napewno nie było.
- Magomedycyna jest bardzo ciekawa, ale faktycznie - celuję wyżej niż w opiekę nad starymi nietoperzami.
Zakrztusił się i zaczął kaszleć łypiąc na nią groźnie spod zmarszczonych brwi.
- Granger nie przeginaj, bo cię stąd wywalę.
Roześmiała się
- Już to widzę, panie profesorze. - Pokręciła rozbawiona głową i wzięła od niego pustą szklankę. - Jakie ma pan życzenia noworoczne?
- Żeby pewną Gryfonkę szlag trafił. - Mruknął pod nosem, a ona westchnęła i przewróciła oczami. - Dlaczego nie jesteś w Norze? Napewno twoi przyjaciele chcieliby żeby trochę mózgu brawo udział w zabawie.
- Pewnie tak, ale jestem tutaj. Poza tym mają lepsze towarzystwo. - Uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. - Zresztą,... Dotrzymam chociaż panu towarzystwa, panie profesorze. - Wyszczerzyła się a on przyłożył sobie dłoń do czoła.
- A słyszałaś, że jaki sylwester taki cały rok?
- Cholera, no to mam faktycznie przerąbane.
- Granger!
Roześmiała się i dostrzegła, że jego oczy rozbłysły. Był również rozbawiony.
- Przy okazji. - położyła obok niego pelerynę, którą pożyczył jej w święta. - Jeszcze raz dziękuję.
Spojrzał na nią i zawahał się.
- A co z panną Weasley?
- A co ma być? Porozmawiałyśmy i ona nic nikomu nie powie. Można jej zaufać.
- Skoro tak uważasz..
Westchnął i próbował usiąść, ale poczuł silny ból w klatce piersiowej i odpuścił. Świetnie, nie ma to jak zacząć nowy rok w skrzydle szpitalnym z połamanymi żebrami, które przy okazji zmasakrowały jego wnętrzności.
Trochę żałował, że nie uda się do Nory. Merlinie, nie żeby chciał spędzać czas z tą bandą idiotów, ale nie widział Granger od świąt, a przecież mieli o czym porozmawiać! Oczywiście należało skonsultować kwestię eliksiru dla jej rodziców. Rozumiał ból jaki musiała odczuwać. Sam stracił matkę i przeżył to, a teraz ta dziewczyna musiała sama zafundować im nowe życie, w której nie było dla niej miejsca. Że też ta przeklęta Weasley musiała ich zobaczyć! Pewnie wszystko wypaplała, a Hermiona nie spojrzy więcej na niego. Zachował się jak totalny kretyn. Co on sobie myślał? Że może przytulać uczennicę? Że ona też poczuła coś więcej? Skąd! Pewnie nie chciała być nieuprzejma, cholerni Gryfoni.
Zamknął oczy i poczuł z ulgą, jak odpływa w objęcia Morfeusza.
Wyczuł czyjąś obecność, ale miał wrażenie, że zna ten zapach i.. Uniósł powieki, a jego wzrok napotkał burzę loków. Uśmiechnął się pod nosem. Granger położyła głowę przy jego ramieniu i spała sobie w najlepsze. Jej dłoń przykrywała jego i w pierwszym odruchu chciał ją zabrać, ale nie mógł się na to zdobyć.
Skąd ona się tu wzięła? Nie mogła wiedzieć chyba, że.. Minerwa. Przewrócił oczami. Stara plotkara nie mogła utrzymać języka za zębami. Jednak poczuł, że coś w nim drgnęło. Nikogo nigdy nie było przy nim gdy wylizywał się z obrażeń po wizytach u Czarnego Pana, a nagle ta mała Gryfonka nie odklejała się od niego. Dziewczyna podniosła się i przeciągnęła ziewając po czym obdarzyła go szerokim, radosnym uśmiechem.
- No w końcu się pan obudził! Niedługo nowy rok a pan by go przespał.
Uniósł brew i uśmiechnął się wrednie.
- Przyganiał kocioł garnkowi, Granger. Sama dopiero co urządziłaś sobie ze mnie poduszkę. - Obserwował z satysfakcją jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce.
- Przepraszam, - mruknęła i spuściła wzrok - pan jest taki nudny kiedy śpi, profesorze.
Zakaszlał by ukryć śmiech i po chwili jęknął, gdy żebra dały o sobie znać.
Granger podała mu szklankę z czymś paskudnie zielonym i wyszczerzyła zęby.
- Pani Pomfrey poleciła to panu wypić gdy się obudzi.
- Świetnie. A ty co, robisz tu za pielęgniarkę? Myślałem, że masz wyższe ambicje.
Wzruszyła ramionami i wetknęła mu w rękę kubek. Upił łyk i skrzywił się. No piwo kremowe to napewno nie było.
- Magomedycyna jest bardzo ciekawa, ale faktycznie - celuję wyżej niż w opiekę nad starymi nietoperzami.
Zakrztusił się i zaczął kaszleć łypiąc na nią groźnie spod zmarszczonych brwi.
- Granger nie przeginaj, bo cię stąd wywalę.
Roześmiała się
- Już to widzę, panie profesorze. - Pokręciła rozbawiona głową i wzięła od niego pustą szklankę. - Jakie ma pan życzenia noworoczne?
- Żeby pewną Gryfonkę szlag trafił. - Mruknął pod nosem, a ona westchnęła i przewróciła oczami. - Dlaczego nie jesteś w Norze? Napewno twoi przyjaciele chcieliby żeby trochę mózgu brawo udział w zabawie.
- Pewnie tak, ale jestem tutaj. Poza tym mają lepsze towarzystwo. - Uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. - Zresztą,... Dotrzymam chociaż panu towarzystwa, panie profesorze. - Wyszczerzyła się a on przyłożył sobie dłoń do czoła.
- A słyszałaś, że jaki sylwester taki cały rok?
- Cholera, no to mam faktycznie przerąbane.
- Granger!
Roześmiała się i dostrzegła, że jego oczy rozbłysły. Był również rozbawiony.
- Przy okazji. - położyła obok niego pelerynę, którą pożyczył jej w święta. - Jeszcze raz dziękuję.
Spojrzał na nią i zawahał się.
- A co z panną Weasley?
- A co ma być? Porozmawiałyśmy i ona nic nikomu nie powie. Można jej zaufać.
- Skoro tak uważasz..
Przyglądała się mu
z ulgą, słuchając jak wraca humor godny Mistrza Eliksirów. Nie wyglądał źle,
chociaż widziała jak się krzywił przy każdym ruchu mimo że próbował to
zatuszować. Też mi coś,... Mężczyźni...
Spojrzała na zegar i uśmiechnęła się widząc, że już niespełna godzina do północy. Kto by się spodziewał, że wejdzie w nowy rok w towarzystwie Snape’a?
Powieki mu opadały momentami i serce jej zmiękło, musiał być naprawdę zmęczony.
- Profesorze, niech pan śpi. Musi pan odpocząć.
- Ty mi nie mów co ja mam robić Granger. – Ziewnął na potwierdzenie jej słów i przewrócił oczami. – Nadal nie zamierzasz sobie stąd iść?
Wpatrywała się w niego przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Fakt, nie chciała go zostawiać samego - chciała spędzić z nim ten czas, być przy nim kiedy był w takim stanie. Pokręciła przecząco głową.
- Poczekam, aż pan, zaśnie profesorze. I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Wzruszyła ramionami, po czym oparła się plecami o krzesło. Nie chciała znowu bezprawnie buszować w jego gabinecie, a przecież nie wysiedziałaby u siebie, wiedząc, że on leży tutaj zupełnie sam.
- Jak tam sobie chcesz. – Odwrócił głowę w drugą stronę, a oczy mu się zamknęły. Hermiona podciągnęła kolana pod brodę i przyglądała się mężczyźnie, który zaczynał powoli, miarowo oddychać. Włosy opadły mu na policzek i sięgnęła dłonią by je odgarnąć. Zauważyła, że jego włosy wcale nie były tłuste – przeciwnie. Wydawały się być miękkie i zdrowe w dotyku. Przesunęła delikatnie grzbietem dłoni po twarzy nauczyciela i oblała się rumieńcem szybko cofając rękę. Co ty wyprawiasz kretynko? Owinęła ramiona wokół nóg i oparła brodę na kolanach. Dlaczego wdarł się w jej serce tak bardzo? Zalazł jej pod skórę jak drzazga!
Spojrzała na zegar i uśmiechnęła się widząc, że już niespełna godzina do północy. Kto by się spodziewał, że wejdzie w nowy rok w towarzystwie Snape’a?
Powieki mu opadały momentami i serce jej zmiękło, musiał być naprawdę zmęczony.
- Profesorze, niech pan śpi. Musi pan odpocząć.
- Ty mi nie mów co ja mam robić Granger. – Ziewnął na potwierdzenie jej słów i przewrócił oczami. – Nadal nie zamierzasz sobie stąd iść?
Wpatrywała się w niego przez chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Fakt, nie chciała go zostawiać samego - chciała spędzić z nim ten czas, być przy nim kiedy był w takim stanie. Pokręciła przecząco głową.
- Poczekam, aż pan, zaśnie profesorze. I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Wzruszyła ramionami, po czym oparła się plecami o krzesło. Nie chciała znowu bezprawnie buszować w jego gabinecie, a przecież nie wysiedziałaby u siebie, wiedząc, że on leży tutaj zupełnie sam.
- Jak tam sobie chcesz. – Odwrócił głowę w drugą stronę, a oczy mu się zamknęły. Hermiona podciągnęła kolana pod brodę i przyglądała się mężczyźnie, który zaczynał powoli, miarowo oddychać. Włosy opadły mu na policzek i sięgnęła dłonią by je odgarnąć. Zauważyła, że jego włosy wcale nie były tłuste – przeciwnie. Wydawały się być miękkie i zdrowe w dotyku. Przesunęła delikatnie grzbietem dłoni po twarzy nauczyciela i oblała się rumieńcem szybko cofając rękę. Co ty wyprawiasz kretynko? Owinęła ramiona wokół nóg i oparła brodę na kolanach. Dlaczego wdarł się w jej serce tak bardzo? Zalazł jej pod skórę jak drzazga!
Obudziła się cała
odrętwiała i zorientowała się, że zasnęła na krześle przy łóżku Snape’a.
Otworzyła oczy, a mężczyzna spał nadal. Spojrzała na zegar, który wskazywał
drugą.
- Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. – Mruknęła do siebie, zastanawiając się jak ten czas spędzili jej przyjaciele. Ciekawe jak Ginny usprawiedliwiła jej nieobecność i czy w ogóle ją zauważyli?
Śpiący nietoperz rozkopał kołdrę i parsknęła śmiechem – wyglądał jak małe, niesforne dziecko. Ostre rysy twarzy mu zmiękły i z rumieńcem zauważyła, że nie miał na sobie koszulki, a cały tors pokryty był jedynie bandażami spod których wychodziły liczne, jasne blizny. Przygryzła wargę i wstała z miejsca, po czym przeciągnęła się i naciągnęła jego kołdrę po szyję przykrywając go szczelnie. Kiedyś go zapyta o każdą z nich, ale nie dziś. Wpatrywała się jeszcze chwilę w spokojną twarz mężczyzny, ostatni raz przesunęła po niej dłonią, a potem wyszła z żalem ze skrzydła szpitalnego i skierowała się do własnych komnat.
- Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. – Mruknęła do siebie, zastanawiając się jak ten czas spędzili jej przyjaciele. Ciekawe jak Ginny usprawiedliwiła jej nieobecność i czy w ogóle ją zauważyli?
Śpiący nietoperz rozkopał kołdrę i parsknęła śmiechem – wyglądał jak małe, niesforne dziecko. Ostre rysy twarzy mu zmiękły i z rumieńcem zauważyła, że nie miał na sobie koszulki, a cały tors pokryty był jedynie bandażami spod których wychodziły liczne, jasne blizny. Przygryzła wargę i wstała z miejsca, po czym przeciągnęła się i naciągnęła jego kołdrę po szyję przykrywając go szczelnie. Kiedyś go zapyta o każdą z nich, ale nie dziś. Wpatrywała się jeszcze chwilę w spokojną twarz mężczyzny, ostatni raz przesunęła po niej dłonią, a potem wyszła z żalem ze skrzydła szpitalnego i skierowała się do własnych komnat.
Ginny obudziła się
z paskudnym bólem głowy spowodowanym zapewne dużą ilością piwa kremowego i
Ognistej Whiskey, którą bliźniaki zwinęli z zapasów dorosłych. Uniosła wzrok i
uśmiechnęła się nikle, widząc przed twarzą czarną czuprynę. Harry spał jeszcze,
więc wstała cicho i przeszła do swojego pokoju. Pamiętała, że zasnęła ostatnia
a Luna z Ronem padli jak muchy zaraz po północy. Ciekawe jak Hermiona spędziła
ten wieczór? Usiadła na łóżku i westchnęła. Biedna Miona, nie będzie jej
łatwo jeśli ją i Snape'a coś łączy. Ale cóż, ta dwójka z pewnością sobie
poradzi - żadne z nich nigdy nie przejmowało się opiniami innych.
Wzięła szybki prysznic i zeszła na dół. Zachichotała widząc większość zakonu. Jednak nie wyglądali teraz na obrońców - raczej na zkacowanych imprezowiczów.
- Dzień dobry wszystkim! - Zawołała radośnie.
- Ciiiszej, Ginny. - Profesor Moody usiadł w fotelu i przeciągnął się. Tylko jej rodzice krzątali się już w kuchni pełni życia.
- Jak rozumiem ty i cała reszta nie wiecie nic na temat brakującej butelki Ognistej Whiskey?
Zarumieniła się lekko, ale uśmiechając potrzasnęła przecząco głową.
- Skądże! Mamo! Przecież ciągle powtarzasz, że jesteśmy za młodzi!
Kobieta rzuciła jej pełne wątpliwości spojrzenie, jednak nie powiedziała nic więcej. Ginny wzięła się za rozstawianie zastawy na stole i z ulgą usiadła w końcu z kubkiem herbaty. W sumie zadawanie się z Mistrzem Eliksirów może mieć swoje plusy - pomyślała. Snape zdecydowanie posiadał coś na ten potworny ból głowy, przez który nie mogła funkcjonować.
Po jakimś czasie wszyscy zjawili się na dole. Ucałowała Harrego w policzek i zaśmiała się widząc, że chłopcy czują się zdecydowanie gorzej niż ona.
Wzięła szybki prysznic i zeszła na dół. Zachichotała widząc większość zakonu. Jednak nie wyglądali teraz na obrońców - raczej na zkacowanych imprezowiczów.
- Dzień dobry wszystkim! - Zawołała radośnie.
- Ciiiszej, Ginny. - Profesor Moody usiadł w fotelu i przeciągnął się. Tylko jej rodzice krzątali się już w kuchni pełni życia.
- Jak rozumiem ty i cała reszta nie wiecie nic na temat brakującej butelki Ognistej Whiskey?
Zarumieniła się lekko, ale uśmiechając potrzasnęła przecząco głową.
- Skądże! Mamo! Przecież ciągle powtarzasz, że jesteśmy za młodzi!
Kobieta rzuciła jej pełne wątpliwości spojrzenie, jednak nie powiedziała nic więcej. Ginny wzięła się za rozstawianie zastawy na stole i z ulgą usiadła w końcu z kubkiem herbaty. W sumie zadawanie się z Mistrzem Eliksirów może mieć swoje plusy - pomyślała. Snape zdecydowanie posiadał coś na ten potworny ból głowy, przez który nie mogła funkcjonować.
Po jakimś czasie wszyscy zjawili się na dole. Ucałowała Harrego w policzek i zaśmiała się widząc, że chłopcy czują się zdecydowanie gorzej niż ona.
Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńJuż, co prawda, pisałam ci co do tego rozdziału, ale co mi tam. Mogę skomentować. ;) Uważam, że piszesz świetnie, a jeżeli się przyczepię to lepiej się tym nie przejmuj. :) Taką mam naturę, że muszę się do czegokolwiek przyczepić, pisz dalej! :D Weny ci życzę i ciekawa jestem czy może masz pomysł: Jakie trzy osoby wypowiadają się u mnie w prologu ,,Historii Koszmaru"? ;) Powodzenia!
C.S Fox Potterhead
Tak, tak wiem, Snape i ciepła klucha, ale spokojnie popracuję nad nim. :D
UsuńWłaśnie się zastanawiałam i jeszcze do tego nie doszłam, ale pomyślę. :)
Mehehehe. :3 Mistrz kodowania, jak podłapiesz, to mówię ci, że łatwo się domyślisz. Jest tam kilka takich... Dość dużo mówiących słów, chociaż nie powiem jest to dość trudne. :]
Usuń