niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 15

Rozdział zbetowany już przez Fox Potterhead także odświeżam. :) Miłego czytania!


Rozdział 15

Zawahała się przed wejściem do klasy - w środku czekał na nią Snape i w końcu miała się z nim spotkać twarzą w twarz. Minęły prawie dwa tygodnie i dopiero dzisiaj wznowił ich spotkania, a obawiała się tego jak niczego innego.
-Co sobie pomyślał? Zwymyśla mnie? A może nie będzie tak źle? - Ciągle zadawała sobie te pytania przez ostatnie dni.
Z sercem w gardle nacisnęła klamkę i weszła do środka. Jak zwykle siedział przy biurku czytając książkę. Swoją drogą - jak to jest, że on zawsze przychodzi tak wcześnie?
Podeszła niepewnie w jego stronę, ale starała się utrzymać wyprostowaną postawę i głowę dumnie uniesioną. No przecież nie da mu tej satysfakcji, prawda?
- Dobry wieczór, panie profesorze. – Powiedziała dumna z siebie, że nawet głos jej nie zadrżał. Zamknął gwałtownie książkę, a ona czuła jak jej ciało całe się napina, gdy wyczekiwała na huragan Snape. Jednak dopiero po chwili podniósł głowę i oparł się brodą o ręce, które podparł na biurku. Co ją zaskoczyło? To, że uśmiechał się w tak oszałamiający sposób…
- No słucham, Granger. – Powiedział spokojnie, ale nie przestawał się szczerzyć. Przetarła oczy ze zdziwienia. Merlinie, a może ona naprawdę się nie obudziła do dzisiaj? Albo podmienili Snape’a i zamiast wrednego nietoperza siedział przed nią grecki bóg, który próbował ją uwieść spojrzeniem?
Przełknęła nerwowo ślinę. No i co miała mu powiedzieć?
- A co dokładnie chciałby pan usłyszeć? – Uniósł brew zaskoczony jednak uśmiechnął się jeszcze szerzej. Chyba wolałaby żeby się na nią wydzierał…
-Uwierz mi, że jest wiele, a nawet bardzo wiele rzeczy, które chciałbym usłyszeć.. – Przechylił zalotnie głowę, a ona otworzyła buzię zszokowana. – Ale jako, że jestem twoim NAUCZYCIELEM, nie wypada mi. – Wstał i podszedł do niej, a ona zawstydzona wbiła wzrok w ziemię. Tak bardzo podkreślił fakt, że jest jego uczennicą, że jeszcze jej dzwoniło od tego w uszach. Mimo że wciąż był opanowany i wydawał się świetnie bawić jej zażenowaniem.
Oparł się biodrami o biurko i skrzyżował ramiona.
-Przestań się szczerzyć ty dupku. – Pomyślała, gdy odważyła się ponownie na niego spojrzeć.
- Ale może jednak jest coś, co ty byś mi chciała powiedzieć? – Miała wrażenie, że zapadnie się pod ziemię. Jasne, najchętniej zdarłabym z pana te łachy, no bo przecież co w tym takiego dziwnego?
- Profesorze.. Niech pan przestanie. – Jęknęła cicho i spojrzała mu w oczy. -Błagam, no niech on przestanie, bo zaraz wybuchnę – Pomyślała i z ulga patrzyła jak z jego twarzy znika ten uwodzicielski uśmiech, a pojawiała się zobojętnienie.
- Granger przysięgam, że kiedyś osobiście cię wypatroszę. – Rzucił chłodno i tym razem to ona się uśmiechnęła, słysząc że nietoperz wraca do siebie. – A teraz bardzo cię proszę, zajmijmy się lekcją. – Przeszedł na środek sali, dokąd odprowadziła go spojrzeniem. – I przestań rozbierać mnie wzrokiem, bo nie ręczę za siebie. – Dodał znowu się uśmiechając szeroko. Oblała się gorącym rumieńcem i z poczuciem przegranej z twarzą ukrytą w dłoniach poszła na koniec klasy.

Zdecydowanie dał jej niesamowity wycisk tego wieczoru. Wróciła do siebie cała poturbowana, bo postanowił, że pokaże jej jak się walczy z kilkoma przeciwnikami. Prychnęła. Świetnie, nie ma co, dydaktyk jakich mało! Rozmasowała sobie ramię, na którym pojawił się już dorodny siniak. Powinna się przejść do skrzydła szpitalnego po jakąś maść, ale wolała cierpieć niż znowu się tam znaleźć. Wzięła szybką kąpiel – od czasu, gdy oberwała klątwą unikała wody. Nie potrafiła się przemóc i czuła się nieco bezsilna, bo nie umiała sobie poradzić, ze strachem, który przychodził coraz częściej. Dlaczego nie mogła wrócić do starego stanu? Coś w niej pękło, a ona nie potrafiła tego posklejać. Mimo zmęczenia, usiadła przy biurku i wzięła się za pisanie wypracowania. Spojrzała na zegarek, który wskazywał już pierwszą w nocy, ale zignorowała to i otworzyła książkę. Nie pójdzie spać dopóki nie skończy. Musiała to przecież napisać, prawda? I niechęć do snu wcale nie miała nic wspólnego z tym, że się po prostu bała..

Przy śniadaniu ziewnęła szeroko, co zwróciło uwagę Ginny. Dziewczyna przyglądała się jej podejrzliwie spod przymrużonych powiek. Wymierzyła w nią widelcem i ściągnęła brwi.
- Znowu źle śpisz?
- Nie, skąd ten pomysł. – „Znowu” to było złe słowo, bo od powrotu miała z tym problemy. Ruda westchnęła.
- Musisz iść do pani Pomfrey, niech da ci eliksir słodkiego snu.
- Tak zrobię. – Skinęła, ale już wiedziała, że nie pójdzie.
- Słyszeliście o tym? – Ron zawołal z drugiej strony stołu i rozłożył na nim Proroka Codziennego. Hermiona przysunęła się zaciekawiona i spojrzała na nagłówek, który głosił: „Rejestracja mugolaków”. Skrzywiła się – nie zapowiadało to niczego dobrego.
Ginny również pochyliła się nad gazetą i zaczęła czytać na głos:

Szanowna przewodnicząca, nowo powołanej Komisji Rejestracji Mugolaków, Dolores Umbridge, nie chciała udzielać szczegółowych informacji na temat działania KRM. Dowiedzieliśmy się jednak, że każdy czarodziej, co do którego wątpliwości ma Ministerstwo, będzie musiał się stawić na przesłuchanie w celu ustalenia jego pochodzenia. Osoby te zostaną poinformowane listownie za pośrednictwem sów i dla każdego zostanie wyznaczony indywidualny termin przesłuchania. Zapytaliśmy dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie – Albusa Dumbledore’a – co stanie się z uczniami, którzy nie są pochodzenia magicznego. Zdołaliśmy usłyszeć od niego tylko: „Każdy uczeń  w szkole jest bezpieczny”, bo chwilę potem czarodziej deportował się sprzed Ministerstwa Magii. Czyżby zamierzał się sprzeciwić władzom i ukrywać tak zwanych „mugolaków” w murach Hogwartu?
Resztę szczegółów podamy wkrótce, gdy zostaną one upublicznione.


Hermiona wpatrywała się w tekst, nie dowierzając własnym oczom. Przecież nie mieli prawa tego zrobić! Była czarownicą i nikt nie był jej w stanie udowodnić, że tak nie jest!
Usiadła na swoim miejscu, a Harry, Ron i Ginny patrzyli na nią, równie zaskoczeni.
- Miona, przecież wiesz, że Dumbledore na to nie pozwoli!
- To przecież jakieś szaleństwo. – Dodał Harry i pokręcił głową. – Nie mogę uwierzyć, że Ministerstwo dało się w to wplątać.. Przecież to śmieszne!
- Harry, Ministerstwo już dawno nie jest dla czarodziejów. Jest kolejnym środkiem władzy, który przejął Voldemort. – Powiedziała spokojnie, chociaż w środku się gotowała.

Zaraz po zajęciach zbiegła do lochów i wpadła do gabinetu Snape’a nie zawracając sobie głowy pukaniem. Siedział w fotelu z pracami domowymi, które swoją drogą, nieźle pokreślił i współczuła uczniowi, który przeczyta wszystkie teksty w stylu: „bezmózgi pacanie”, „imbecylu” i tym podobne określenia. Zauważyła Proroka Codziennego na stoliku między fotelami.
- Widział pan to? – Wskazała na gazetę i usiadła jak gdyby nigdy nic obok niego. Mężczyzna patrzył to na nią, to na drzwi, a jego brwi powędrowały ku górze. Odłożył wypociny ucznia na stolik i zmierzył ją wzrokiem.
- Widziałem. – Powiedział spokojnie. – A czy ty widziałaś na drzwiach tabliczkę z napisem „Zapraszam”?
Zaskoczona wzruszyła ramionami.
- Hę?
- Niezwykle inteligentna odpowiedź, panno Granger. – Wstał z miejsca. – Po co tu przyszłaś?
Również wstała i zaczęła krążyć po jego salonie, jak nakręcona.
- Bo to jest nienormalne! Jak mogą nakazać jakąś durną rejestrację! Przecież to chore! – Była naprawdę zła, nawet nie zwracała uwagi, na to że przygląda się jej wyraźnie poirytowany jej obecnością. Westchnął i podszedł do niej. Położył jej dłonie na ramionach, a ona momentalnie zatrzymała się i podniosła głowę, by spojrzeć na niego. – Wiedział pan o tym? – Zapytała nagle, a on spiął się cały. Przytaknął.
- Tak, wiedziałem, że to się stanie. Nie sądziłem tylko, że tak szybko.
Zamknęła oczy na chwilę i wzięła głęboki wdech. To przecież nie jego wina, nie jest winny. Wypuściła powietrze z płuc i ponownie spojrzała na niego.
- A co z eliksirem dla moich rodziców?
- Jest już gotowy.
- I nic pan nie mówi?! – Odsunęła się od niego wzburzona, a on skrzywił się.
- Granger uspokój się jeśli nie chcesz stąd wylecieć. – Przewróciła oczami. – Nic nie mówiłem, bo skończyłem go wczoraj wieczorem, a wyobraź sobie, że mam ciekawsze rzeczy do roboty niż łażenie za marudnymi Gryfonkami. – Zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się krzywo. – Najpierw powinnaś iść do Dumbledore’a i mu o wszystkim powiedzieć.
Skinęła. No jasne, Wielki Brat przecież patrzył im na ręce. Otworzyła buzię, zaskoczona własną wrogością. Kiedy dyrektor stał się jej wrogiem?
- Dobrze, pójdę jeszcze dzisiaj.
Dopiero teraz zwróciła uwagę, że jedną rękę wciąż trzymał na jej ramieniu. On chyba też się zorientował, bo cofnął się i odchrząknął.
- Coś jeszcze?
Pokręciła głową, ale nagle przyszło jej coś do głowy.
- Panie profesorze.. – zaczęła – czy mogłabym dostać trochę eliksiru słodkiego snu?
Czekała na wybuch śmiechu z jego strony albo kolejną awanturę, a on tylko stał i patrzył na nią i czuła się jeszcze gorzej. Niespodziewanie odwrócił się i podszedł do niewielkiej szafki pod ścianą. Otworzył ją i chwilę grzebał w środku, po czym wrócił do Hermiony i podał jej zielony flakonik. Czyżby ulubiony kolor?
- Tylko nie pij wszystkiego na raz. Powinno starczyć na trzy porcje. – Skinęła i z wdzięcznością wzięła od niego buteleczkę, dotykając jego dłoni dłużej niż to było niezbędne. Zdawał się tego nie zauważyć, albo udawał, bo nawet się nie uśmiechnął.
- Dziękuję. – Odetchnęła z ulgą. – Może w końcu się wyśpię.. – Mruknęła pod nosem i odwróciła się do drzwi. Nagle złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, a ona zamarła. Chwycił drugą dłonią jej podbródek i nachylił się, tak że ich nosy prawie się stykały.
-Nie. Nie. Nie. Nie! Odsuń się! – błagała w myślach, czując jak jego zapach uderza jej do głowy. Czuła się jak kretynka, jak totalna małolata, która leciała na swojego nauczyciela.
Otworzył usta by coś powiedzieć, a ona patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, wyczekując. Ale zamknął buzię i puścił ją. Stanęła niepewnie. Co to było?
- Do widzenia, Granger. – Rzucił i zniknął za drzwiami sypialni, a ona wciąż stała w miejscu, wpatrując się w zamknięte drzwi. Ścisnęła w dłoni flakonik i z ciężkim sercem wyszła z gabinetu Snape’a.
Podczas kolacji w Wielkiej Sali, w powietrzu dało się wyczuć napięcie. Większość uczniów widziało już najnowszą wiadomość w Proroku Codziennym, a ci którzy jej nie widzieli usłyszeli od starszych kolegów. Hermiona zauważyła, że przy stołach utworzyły się małe grupki, ale niewiele osób ze sobą rozmawiało. Czyżby „czyści” czarodzieje bali się mugolaków? Pokręciła zirytowana głową. Przecież to absurdalne!
- Drodzy uczniowie, bardzo proszę o uwagę! – Dumbledore podszedł do mównicy, a głosy od razu ucichły. Gryfonka rozejrzała się po sali. Wszyscy wpatrywali się w dyrektora ze strachem. – Domyślam się co jest waszym dzisiejszym tematem rozmów. – Przetoczył się donośny szept. – Ale chciałem zapewnić was, że nikt, powtarzam NIKT nie wezwie was na żadne przesłuchanie tak długo jak jesteście w Hogwarcie. Wbrew temu co Prorok Codzienny będzie pisał, chcę abyście pamiętali, że w murach szkoły nic wam nie grozi ze strony Ministerstwa. Dopóki ja mam coś to powiedzenia Lord Voldemort nie przekroczy bram tego zamku. – Szepty przerodziły się w głośniejsze rozmowy - uczniowie spanikowani wpatrywali się w siebie, a niektórzy przerażeni zatykali usta, gdy usłyszeli „Voldemort”. Spojrzała z niepokojem na przyjaciół, którzy również wyglądali na zdezorientowanych. – A teraz proszę was, nie zawracajcie sobie głowy głupotami, skupcie się na nauce i waszym dalszym życiu, do którego jest niezbędna. Smacznego! – Hermiona zerknęła ukradkiem na stół, przy którym siedzieli Ślizgoni. Wyróżniali się na tle przerażonych uczniów, bo siedzieli spokojnie, z uśmiechami i żaden z nich się nie odzywał. Napotkała pełen wyższości i nienawiści wzrok Pansy Parkinson, która chyba wzięła sobie za cel, aby pozbyć się Hermiony za wszelką cenę. Odwróciła głowę w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie nawet grono pedagogiczne dyskutowało między sobą. Snape krzywił się jak zawsze i wpatrywał się w McGonagall, która właśnie coś do niego mówiła z miną taką jakby właśnie zjadł cytrynę.
- Myślicie, że naprawdę postawi się Ministerstwu? Rok temu przysłali tu Umbridge. – Ron nakładał sobie właśnie sałatkę z kurczakiem, a oni nie mogli uwierzyć w absurdalność jego zachowania. Umbridge w szkole? Wolne żarty!
- Raczej drugi raz nie dopuści nikogo do szkoły.. – Powiedział Harry, ale nie brzmiał na przekonanego. – Nie, na pewno nie. Ma zbyt dużo do stracenia, gdyby teraz ktoś z Ministerstwa zaczął tu węszyć.
Hermiona przytaknęła.
- Tak, ale jeśli się uprą to nie będzie miał wyjścia. Pamiętajcie, że to nie jest już to samo Ministerstwo co kiedyś. – Westchnęła i podparła łokcie na stole. – Nie podoba mi się ta panika w szkole. Boję się, że wszyscy zaczną świrować, a to tylko pogorszy całą sytuację.
- Spójrzcie na Ślizgonów. Wyglądają na zadowolonych. Popieprzone sługusy Voldemorta. – Syknęła Ginny, a reszta uśmiechnęła się. Dobrze było mieć przyjaciół, którzy rozumieli się wzajemnie i mogli się wspierać w każdej sytuacji.
Po kolacji postanowiła niezwłocznie udać się do Dumbledore’a w sprawie swoich rodziców. Nie do końca wiedziała co może mu powiedzieć, ale w sumie Snape nie zabronił jej wspomnieć, że pomógł jej z eliksirem…
Weszła po spiralnych schodach. Drzwi do gabinetu były otwarte. Zajrzała do środka. Dyrektor stał przy myślodsiewni, ale nagle odwrócił się do niej i posłał uśmiech.
- Wchodź moja droga. Tak myślałem, że mnie dzisiaj odwiedzisz. – Podszedł do biurka i oparł się o nie.
- Chciałam porozmawiać o moich rodzicach. Chodzi o to, że.. Mam dla nich eliksir zapomnienia i chciałabym jak najszybciej im go podać.
Nie było sensu owijać w bawełnę, ale widziała, że zaskoczyła go tą wiadomością. Może jednak nie był jak Wielki Brat?
- Hermiono.. Czy jesteś pewna tego? Wiesz, że skutków eliksiru nie da się cofnąć, a może..
- Jestem pewna. Naprawdę długo nad tym myślałam i to najlepsze rozwiązanie. Chciałabym żeby zniknęli. Żeby dostali nową tożsamość i nigdy nie wracali do Anglii.
Skinął głową i zamyślił się. Po chwili przemówił:
- Dobrze. Jeśli jesteś na to gotowa to mogę ci pomóc. Zajmę się sprawami organizacyjnymi. Tak jak obiecałem, twoi rodzice będą bezpieczni. Myślę, że w przyszły weekend możesz ich odwiedzić i... Pożegnać się. – Objęła się ramionami. Czyli to naprawdę koniec – pomyślała. Musiał dostrzec smutek wypisany na jej twarzy, bo podszedł i położył dłoń na jej ramieniu. – To mądra decyzja Hermiono. Niezwykle dojrzała i trudna, ale słuszna. – Uśmiechnął się ciepło i pierwszy raz od dawna poczuła sympatię do tego miłego, choć stanowczego człowieka.
- Dziękuję, profesorze. Dobranoc. – Pomachał jej na odchodne, a ona zaśmiała się i wyszła z gabinetu. Odetchnęła, dobrze, że miała to już za sobą. Teraz tylko przetrwać cały tydzień, pożegnać się z rodziną i.. Potrząsnęła głową. Nie, nie będzie teraz tego roztrząsać. Czas się wyspać.


Obudziła się niezwykle wypoczęta i wdzięczna Snape’owi za eliksir, który od niego dostała. W końcu przespała spokojnie całą noc i wstała pełna energii, pozytywnie nastawiona na ten dzień.
Pierwsza była Transmutacja, na której zmieniali przedmioty w jedzenie. To było naprawdę dziwne - zawsze wydawało się jej, że akurat tego magia nie potrafi. Okazało się, że niestety to były tylko przedmioty i nie dało się ich zjeść. No chyba, że ktoś miał królicze zęby albo trzonowce jak u krowy.
Historia Magii z profesorem Binns’em była równie fascynująca co zawsze i była naprawdę pod wielkim wrażeniem uporem tego ducha. Nadal, po tylu latach chciało mu się wykładać to samo...
Numerologia i Starożytne Runy minęły jej bardzo szybko – w końcu to były jej ulubione przedmioty i nie męczyły jej. Nie żeby cokolwiek sprawiało jej trudności, ale cóż, były rzeczy które lubiła mniej lub bardziej. Ze skwaszoną miną poszła dopiero na Eliksiry.
Kiedyś nie lubiła tego przedmiotu, bo wiecznie Snape się na nich wyżywał, chociaż mimo to fascynował ją (przedmiot oczywiście...), a teraz zmienił się nauczyciel na jeszcze gorszego. Tym razem był przemiły, ale na stare lata chyba zamiast wiedzy posiadł siano w głowie. Westchnęła i wyciągnęła książki siedząc między Harrym i Ronem. Slughorn zaczął swój długi wywód na temat warzenia Amortencji. Naprawdę? Przecież już to przerabiali.. A może sama to przerabiała?
Nauczyciel tak rozpływał się nad Harrym, że nie martwiła się o punkty dla domu – zdecydowanie Slughorn oddawał im wszystkie utracone. Po zajęciach mieli właśnie wychodzić, gdy profesor podszedł do niej i Harrego.
- Kochani! Chciałbym się dowiedzieć, czy może zechcielibyście dołączyć do Klubu Ślimaka? Nie miałem czasu wcześniej go reaktywować, ale Dumbledore w końcu dał mi wolną rękę.
Spojrzeli po sobie zdziwieni, a Harry zrobił taką minę, że musiała przygryźć policzki żeby się nie roześmiać.
- Eee.. No jasne, panie profesorze, to dla nas zaszczyt. – Powiedział z przyklejonym uśmiechem, a ona zachichotała. Slughorn wyglądał na uradowanego i zaśmiał się wesoło.
- Świetnie! W takim razie jak tylko zorganizuje jakiś smaczny podwieczorek to was natychmiast powiadomię!
Wyszli z Sali śmiejąc się oboje, a Ron stał na korytarzy skwaszony.
- Pupilki dwa się znalazły. – Mruknął, gdy do niego dołączyli. Hermiona zmierzwiła mu włosy, wciąż chichocząc.
- Daj spokój Ron, zawsze możesz iść jako partner któregoś z nas. – Harry wybuchnął śmiechem, a Weasley nie wyglądał na równie rozbawionego, chociaż uniósł kąciki ust.
Spojrzała tęsknie na drzwi, za którymi znajdowały się komnaty Snape’a, gdy je mijali. Garnęła się do jego towarzystwa i chociaż wiecznie marudził to nie wywalał jej. Miała wręcz wrażenie, że i jemu sprawia przyjemność przebywanie z nią. Oczywiście pewnie wyśmiałby ją i nieźle zwymyślał, gdyby powiedziała to na głos.
-Ciekawe czego chciał wczoraj? – pomyślała, przypominając sobie ich pożegnanie. Miała mikroskopijnych rozmiarów nadzieję, że może.. pocałuje ją czy coś. Zarumieniła się i schyliła głowę, by przykryć policzki włosami. Merlinie, ona się zakochała! To było już jasne. Oczywiste jak to, że była czarownicą, jak to że byli w Hogwarcie i jak to, że pragnęła go. Nie tylko fizycznie, chociaż oczywiście była bardzo zaskoczona tym, że jest taki przystojny, ale ciągnęło ją do jego umysłu i osobowości. Mimo tego swojego nietoperzastego stylu bycia, polubiła go jako człowieka. Nawet bardzo.
Ale co z tego? Przecież on był nauczycielem i chociaż się zaprzyjaźnili, to przecież była dla niego pustogłową małolatą. I pomimo tego, że się o nią troszczył, chociaż okazywał to w bardzo specyficzny sposób, miała dziwne przeczucie, że na tym koniec jego posunięć. Świetnie, nie ma co! Jeszcze jej przyszło roztrząsać emocjonalny i wymyślony romans z nauczycielem.
***
Kiedy ten cholerny Slughorn skończy zajęcia? Musiał dostać się do składziku, w którym trzymał eliksir dla rodziców Hermiony i przelać go do fiolki. Siedział zniecierpliwiony nasłuchując głosów uczniów wychodzących z klasy. No przecież nie wparuje tam w czasie zajęć. Po pierwsze nie zamierza patrzeć na tę porażkę jaką bez wątpienia był Slughorn jako nauczyciel, a po drugie to chciał też uniknąć spotkania z pewną Gryfonką. Usłyszał kroki i hałas na korytarzu. Przewrócił oczami – no jak stado słoni. Podszedł do drzwi, gdy było już cicho i zawahał się, słysząc na korytarzy śmiech Granger. Uśmiechnął się mimowolnie. Polubił ten dźwięk. Przestań! Natychmiast przyjął obojętny wyraz twarzy i zirytował się lekko słysząc głos Pottera i Weasley’a. Czy ona naprawdę nie mogła sobie znaleźć lepszego towarzystwa? Takiego, który posiadał chociaż część mózgu?
Odczekał jeszcze chwilę i wyszedł, kierując się do sali eliksirów. Powinien był pomyśleć o przejściu bezpośrednio ze swoich komnat do składziku. Ale z drugiej strony, pewnie więcej osób pałętałoby mu się pod nogami.
Wszedł do środka w momencie gdy wychodził Slughorn.
- Och! Severusie! Co u ciebie słychać drogi chłopcze?
Uniósł powoli brew i zmierzył pulchnego mężczyznę wzrokiem. Chłopcze? On chyba sobie żartował…
- Slughorn, nie wydaje mi się, że to dobry moment na pogaduszki. Mam coś do zrobienia.
- Oczywiście! Nie zatrzymuję cię, chciałem tylko zapytać czy też przyjąłbyś zaproszenie do Klubu Ślimaka? Jako nauczyciel oczywiście! – Dodał widząc zwątpienie na twarzy Severusa. – Właśnie panna Granger i pan Potter się zdecydowali przyłączyć. Niezwykle zdolni uczniowie, prawda? Pamiętam jego ojca, och tak! James to był dopiero urwis! A Lily.. Merlinie jaka to była piękna dziewczy…
Urwał w momencie, gdy Snape wszedł do składziku i trzasnął drzwiami. Slughorn wyszedł z klasy mamrocząc coś pod nosem.
I po cholerę on przypominał mu o tym wszystkim, co? Wystarczyło, że musiał codziennie wlepiać oczy w Potter’a! Oparł się o ścianę i westchnął. To prawda, Lily była piękną kobietą i.. Nagle zorientował się, że ból i pustka, które zawsze odczuwał przy najmniejszym wspomnieniu dziewczyny.. zniknęły. Zmarszczył brwi i spojrzał na siebie w dół jakby bał się, że zobaczy ciało kogoś innego. Ale nie, z pewnością był na swoim miejscu. Nie mógł zrozumieć, co się właśnie stało i wtedy pomyślał o Hermionie, o jej gnieździe na głowie, brązowych, dużych oczach i tym słodkim uśmiechu, którym obdarzała go tak często..
- Ja pierdolę. – Zaklął na głos. Czy on właśnie zakochał się? I w dodatku w uczennicy? Skrzywił się.
-To obrzydliwe. Obleśne ty stary pedofilu! No, ale przecież sama mu powiedziała, że jest pełnoletnia… I co z tego! Nadal jesteś od niej dziewiętnaście lat starszy! W świecie czarodziei to wcale nie tak wiele.. - Karcił się w głowie, ale za każdym razem przegrywał walkę.
Usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Nie, nie mógł sobie pozwolić na uczucie. Przecież na miłość do Lily przysiągł Dumbledore’owi wierność, miał chronić Pottera, a nie uganiać się za siedemnastolatką! Tymczasem wiedział już, że gdyby stanął przed wyborem: jego życie albo jej, nie wahałby się ani sekundy.
***
W piątkowy wieczór nie mogła nic przełknąć. Na myśl, że jutro uda się do domu, ostatni raz zobaczy się z rodzicami. Westchnęła i odłożyła widelec w obawie, że zamiast w talerz trafi w swoją dłoń. Poczuła na sobie wzrok przyjaciół, ale nie miała ochoty z nimi rozmawiać. Nie powiedziała im o swoich planach co do rodziców.. Nie chciała o tym mówić - nie chciała ich współczucia, bo każdy coś stracił w tej wojnie, każde życie wisiało na włosku.
- Hermiona, chyba nie martwisz się tą rejestracją? Przecież Dumbledore..
- Nie, wszystko w porządku. Źle spałam, to wszystko. Pójdę do siebie i odpocznę już. – Uśmiechnęła się do nich i wstała od stołu. Czując jak wypalają jej dziurę w plecach wyszła z sali starając się zignorować strach, który ją ogarniał.
Sięgnęła po zdjęcie, na którym byli jej rodzice i ona – ich zeszłoroczne wakacji. Byli roześmiani, tacy szczęśliwi.. Westchnęła i przytuliła je do siebie. Ale nie mogła go zatrzymać. Musiała je zwrócić tam gdzie było jego miejsce, a już wkrótce nawet to nie pozostanie. Opadła bezsilna na łóżko. Dlaczego to musiało być takie trudne? Tak długo już zwlekała z tą decyzją, ale była słuszna. Od kiedy usłyszała o polowaniach śmierciożerców, nie mogła przestać myśleć o niebezpieczeństwie jakie czyhało na nich. Zdążyła wczoraj wysłać im sowę z wiadomością o swoim przybyciu – na pewno się ucieszyli. Szkoda, że nie wiedzą, że zjedzą jutro ostatnią wspólną kolację, a potem będą żyli tak jakby nigdy jej nie było. A ona pozostanie z wielką dziurą w sercu..
Dumbledore rano powiadomił ją, że udało mu się załatwić im nowe życie w Australii.
-Daleko – pomyślała. - Ale to dobrze, im dalej tym lepiej, im dalej od niej tym bezpieczniej.
Bała się tylko, że nie będzie w stanie rzucić zaklęcia. Poza podaniem eliksiru, musiała jeszcze zaczarować cały dom by wymazać ją z każdego możliwego miejsca z całego życia. Nie, nie mogła tak leżeć bezczynnie. Wstała i sięgnęła po swoją torebkę, zadowolona z tego wynalazku. Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające to był naprawdę świetny pomysł. Zapakowała kilka rzeczy i z bólem serca, wrzuciła także ich zdjęcie. Wiedziała, że nie zaśnie tej nocy, nie gdy jej myśli gnały jak szalone. Nie chciała też brać kolejnej dawki eliksiru słodkiego snu – to było bez sensu. Bardziej przyda się później. Tak naprawdę to czuła, że jest tylko jedno miejsce w którym chciała się znaleźć. Ale zawahała się. Bała się, że pęknie przy Snapie, że nie wytrzyma emocji, a co gorsza – że ją odrzuci. Stwierdziła, że nie ma w sumie nic do stracenia. Zeszła pospiesznie do lochów, starając się przejść niezauważona. Zapukała do drzwi, ale nikt nie odpowiedział. Niepewnie nacisnęła klamkę i zdziwiona weszła do środka. Nadal nie zabezpieczył przed nią swoich komnat?
W salonie było pusto, a ogień w kominku się nie palił. Nie było go. Chciała już wyjść, ale nie mogła się do tego zmusić.
-No trudno, jakoś to przeżyje – pomyślała i rozpaliła w kominku. Podeszła do regałów z książkami. Musiała czymś zająć myśli, więc skupiła się na tytułach. Uśmiechnęła się rozbawiona, widząc również mugolskie tytuły. Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że Snape lubuje się w takiej literaturze?  Tak naprawdę to niewiele o nim wiedziała. Tylko tyle, że był wybitnym uczniem i pochodził z mieszanej rodziny, a poza tym? Ach, no i to że gnębili go Huncwoci. Skrzywiła się. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, jak Gryfoni, którzy powinni być dobrzy, odważni i szlachetni, gnębili jednego Ślizgona tylko dlatego.. bo tak. Właściwie to nie mieli powodu. Usiadła na podłodze i oparła się o fotel. Miękki dywan przyjemnie amortyzował twardą podłogę. Otworzyła „Eliksiry – pić, czy nie pić?” i pogrążyła się w lekturze, oczekując powrotu nauczyciela.
Ziewnęła i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek i zdziwiła się widząc, że już po północy. Zawartość żołądka się jej przelała, gdy uświadomiła sobie, że za kilka godzin będzie w domu. Ale gdzie podziewał się ten przeklęty nietoperz?
Jak na wezwanie nagle wszedł przez drzwi. Wyglądał na niezwykle zmęczonego i złego. Mamrotał coś cicho pod nosem i był tak tym zaabsorbowany, że nawet jej nie zauważył i ściągnął nieśmiertelną pelerynę.
- Dobry wieczór panie profesorze. – Nie mogła uwierzyć, gdy nagle obrócił się do niej i wymierzył różdżką. Otworzyła szeroko oczy.
- Granger. – Jęknął zdenerwowany i schował różdżkę do kieszeni surduta. Po chwili rozluźnił się i podszedł do niej. – Kretynko, mogłem cię zaatakować. Co ty tu robisz?
- Czytam.
- No to jestem w stanie wywnioskować widząc cię z MOJĄ książką.
Uśmiechnęła się słodko, wstała i wygładziła dłońmi wygnieciony mundurek.
- Musiałam się czymś zająć, a u pana zawsze jest coś do roboty. – Uniósł brew i skrzyżował ramiona. Co ta dziewczyna z nim wyrabiała?
- Niech ci będzie.. Dyrektor przygotował wszystko?
Skinęła.
- Tak.. Rano mam się deportować. Pozwolił mi spędzić z nimi cały dzień. – Objęła się ramionami. – Boję się, że sobie nie poradzę z zaklęciem.
- Nie wierzę, Granger, czy ktoś cię podmienił? TY się czegoś boisz? – Uśmiechnął się złośliwie, ale widziała, że rysy jego twarzy trochę zmiękły. – Poradzisz sobie. – Dodał po chwili. Patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć, że po tylu latach dręczenia, rozmawia sobie z nim jak z dobrym przyjacielem, którym (miała nadzieję), że się stał.
- Mogę tutaj zaczekać do rana? – Wypaliła nagle i przygryzła niepewna wargę. Nie chciała żeby pomyślał sobie Bóg wie co, zwłaszcza, że już raz go obmacywała, a on był taki.. Stop! Nie czas na wspomnienia. Jednak uśmiechnęła się do swoich myśli.
Snape przyglądał się jej chwilę, jakby oceniał, po czym skinął głową.
- Herbaty?
- Co?
- Granger, mówi się proszę. – Skrzywił się i przywołał skrzata domowego. Spojrzała na niewielkiego stworka, który zjawił się natychmiast ze smutkiem. W.E.S.Z. upadło dawno, ale wcale nie zmieniła swojego nastawienia do niewolniczego traktowania tych stworzeń.
– Przynieś nam dwie herbaty. I powiadom Dumbledore’a, że stawię się u niego rano, dzisiaj nie mam na to siły.
Skrzat skłonił się i zniknął, a Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie, że musiał wrócić ze spotkania!
- Profesorze, dobrze się pan czuje?
Spojrzał na nią krzywo.
- A co twoim zdaniem jest nie tak?
- No nie wiem, po prostu staram się wyrazić troskę. – Wzruszyła ramionami, a on patrzył na nią i nagle roześmiał się.
- Nie musisz się o mnie martwić Granger, jestem dorosły, poza tym, nie jestem nowicjuszem.
Usiedli w fotelach, a płomienie w kominku przyjemnie ich ogrzewały. Skrzat zjawił się wkrótce i postawił przy stoliku dwa kubki. Hermiona podziękowała mu z wdzięcznością, a stworek zaskoczony zniknął. Dlaczego tak ciężko było im zmienić swoje przyzwyczajenia?
- Profesorze, niech mi pan coś o sobie opowie. – Rzuciła, przerywając ciszę między nimi. Parsknęła śmiechem, gdy zakrztusił się ciepłym napojem i wylał odrobinę na spodnie.
- Granger! – Wyciągnął różdżkę i osuszył materiał, a ona śmiała się jeszcze bardziej. Jego mina była po prostu nie zastąpiona, gdy miażdżył ją spojrzeniem. Nagle uśmiechnął się złośliwie, a ona zamarła, widząc, że coś się święci.
 – Może zrobiłaś to specjalnie, co? Z nadzieją, że tym razem zobaczysz inne partie mojego ciała? - Zapytał patrząc na nią.
Merlinie, momentalnie jej twarz zapłonęła i bardzo przypominała kolorem gryfońskie barwy, bo była czerwona jak nigdy. Tym razem to on śmiał się głośno i chociaż sprawiało jej to przyjemność, nie mogła się pozbyć z głowy tego co powiedział. Jak on mógł sobie tak pogrywać, co? Przecież przepraszała! Ale czego innego miałaby się spodziewać! Przecież to nietoperz. Naburmuszona zwinęła się na fotelu i wydęła wargę. Nie odważyła się napić, wiec odstawiła kubek.
- A co konkretnie chciałabyś wiedzieć? – Zapytał nagle, gdy w końcu przestał rechotać, a ona zaskoczona spojrzała na niego. Czy właśnie postanowił się zwierzyć uczennicy?
- Eee.. No prawdę mówiąc to cokolwiek. Może coś o czasach, gdy był pan młody? – Odwrócił wzrok i wyglądał jakby walczył ze sobą. Czyżby uderzyła w czuły punkt? Westchnął i oparł się wygodnie, patrząc w ogień.
- Nie ma o czym mówić. Moje dzieciństwo nie było udane. Moja matka Eileen była czarownicą, a ojciec mugolem. -Westchnął. - Jakoś specjalnie nigdy się mną nie zajmowali, ale cóż generalnie to jedyne co ich obchodziło to kłótnie.- Wzruszył ramionami, a Hermionie zmiękło serce widząc wyraz jego twarzy. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że się krzywił. Ona miała taki wspaniały dom, takich cudownych rodziców… - Przyjaciół też nie miałem, ale to pewnie nie jest żadna nowość dla ciebie. – Zaśmiał się krótko. –Dopiero.. gdy miałem się udać do Hogwartu była pewna osoba, ale to nieważne. W szkole uczyłem się dużo, bo lubiłem to i byłem naprawdę świetny. – Uśmiechnęła się. Jakby słyszała o sobie. – O byciu gnębionym przez Gryfonów już wiesz, ale potem role się trochę odwróciły. Poznałem kilka osób ze swojego domu i tworzyliśmy naprawdę zgraną paczkę. – Jego usta wygięły się w cwanym uśmiechu, a ona zamarła. Mówił o przyszłych śmierciożercach jak o najlepszych znajomych. Ale przecież został sam jednym z nich, jakoś to się musiało zacząć. Przygryzła wargę.
- Profesorze.. – zawahała się, ale widząc jego pytający wzrok kontynuowała: - dlaczego właściwie poszedł pan za Voldemortem?
Spiął się, ale nie wyglądał na złego – raczej na zmęczonego i trochę zażenowanego.
- Bo imponowała mi ta potęga.. Widzisz, nie miałem usłanego różami życia jako dzieciak i uczeń, a Czarny Pan obiecywał władzę i moc. Faktycznie, dostałem to czego chciałem, a czarna magia wciągnęła mnie jak nic innego. To naprawdę niesamowity twór, ale ciężko nad nim zapanować.
- Panu się jakoś udało i wrócił pan na nasza stronę.
- Tak, ale to nie było nic łatwego i.. zrobiłem to bo chciałem komuś pomóc.
Ponownie zapatrzył się w ogień, a ona w jego profil. Snape wrócił, bo chciał zrobić to dla kogoś.. To musiało być naprawdę ważne, skoro po latach odwrócił się od Voldemorta i teraz tak wiernie trwał u boku Dumbledore’a. Miała wrażenie, że nie powie jej kto był tą osobą, ale nie była do końca pewna czy chciałaby to wiedzieć..
- Czasami wydaje mi się, że dyrektor wcale nie ma takiego doskonałego planu jak nas ocalić. – Powiedziała cicho i wbiła wzrok w ziemię. Nikomu wcześniej nie wspominała o swoich wątpliwościach, ale chciała się otworzyć przed nim tak jak on zrobił to przed nią.
- Ja też tak myślę. – No to ją faktycznie pocieszył.. Podniosła głowę i zobaczyła, że się jej przygląda. – Ale wiem też, że jego metody przynoszą skutki.. i chociaż jego mottem jest „po trupach do celu” to tych trupów będzie mimo wszystko mniej, niż jeśli wygra Czarny Pan.
Skinęła, usatysfakcjonowana taką odpowiedzią z jego strony. Cieszyła się, że nie była jedyną osoba, która wątpiła w wielkiego Dumbledore’a, ale także dlatego, że w końcu rozmawiał z nią otwarcie. Całkowicie zapomniała o swoim zadaniu, które czekało ją już za kilka godzin.
- Wie pan co? Nie jest pan takim strasznym nietoperzem na jakiego się pan kreuje. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Granger, nie przeginaj. – Warknął, wracając do swojego normalnego stanu.
On  był czasami niemożliwy! W jednej chwili rozmowny, zabawny, otwarty, a po chwili wracał też podstarzały, wredny nietoperz! Wiedziała, że pod skorupą, w której się chował, był niezwykle wrażliwy i gotowy do poświęceń mężczyzna i to właśnie ta mieszanka wybuchowa tak ją przyciągała.
Przeciągnęła się i ziewnęła szeroko. No, chyba jednak pozwoli sobie na kilka godzin snu, w końcu musi być wypoczęta jako tako..
- Zamierzasz tu spać? – Powiedział, patrząc na nią zdziwiony.
- Ja.. no chyba panu nie przeszkadzam, prawda?
- Pytasz poważnie, czy sobie żartujesz?
Przewróciła oczami.
- Dobrze, zaraz sobie pójdę! – Wstała z fotela obrażona, a on roześmiał się i wyciągnął nogi, które skrzyżował w kostkach.
- Jak tam sobie chcesz Granger. – Uśmiechnął się do niej w ten zniewalający sposób. – Moje łóżko też jest dosyć szerokie.
Warknęła i zmierzyła go wzrokiem, czując jak znowu się czerwieni.
- Będzie mi pan dopiekał z tego powodu do końca życia?
- Biorąc pod uwagę, że moje może nie potrwać tak długo, to myślę, że tak. – Zaśmiał się, ale ona zamarła i wcale nie było jej wesoło. Może nie potrwać długo?
- Dlaczego jest pan taki pewny swojej śmierci?
On też przestał się śmiać, a na jego twarz powrócił ten sam grymas co zwykle.
- Granger, czasami gdy zaczynam podejrzewać cię o myślenie, ty musisz to zniszczyć. – Zignorowała jego przytyk i podeszła do fotela, w którym siedział. – To chyba logiczne, prawda?
- No jak widać dla mnie nie za bardzo.
- Z jednej strony mam Czarnego Pana, który koniec końców kiedyś dowie się o mojej zdradzie, a z drugiej strony Dumbledore’a, który ma niezwykle.. ciekawe plany. Jak myślisz, któryś z nich pozwoli mi żyć? – Uniósł brew i wzruszył obojętnie ramionami, jakby rozmawiali o tym czy jutro spadnie śnieg. – Nawet jeśli to znowu postawią przede mną zarzuty i pewnie nie uda mi się tym razem uniknąć Azkabanu. Więc zdecydowanie wybieram śmierć.
Patrzyła na niego i nie mogła wydać z siebie żadnego słowa. Dlaczego on tak lekko mówił o swojej śmierci? Dlaczego miała wrażenie, że wyglądał wręcz jakby nie mógł się tego doczekać? Nie, nie, nie, przecież nie po to było to wszystko żeby ludzie ginęli! Dlaczego poświęcał tak wiele, a potem miał stracić najwięcej?! Jak miałaby żyć z tą świadomością, że pierwszy mężczyzna, który wzbudził w niej uczucia, których wcześniej nie czuła zginął, bo ich bronił?
Zacisnęła dłonie w pięści i nie mogła dłużej patrzeć na tą obojętność z jego strony. Odwróciła się na pięcie i wyszła.
***

A tej o co znowu chodziło? Przecież chyba nie sądziła, że po wojnie nadal będzie sobie w najlepsze nauczał w Hogwarcie i spał spokojnie w swoim łóżku? Westchnął i zmrużył oczy. Pierwszy raz od bardzo dawna rozmawiał z kimś o swoim życiu. Unikał tego tematu jak ognia, nie chciał mówić o sobie - o swoich przejściach. Nie było czym się chwalić. Jedyne co dobrego go spotkało w życiu, to chwilowa obecność Lily Evans, ale i na nią wydał wyrok. Nie mógł sobie tego wybaczyć i gdy teraz patrzył na Hermionę, która była zupełnie inna niż słodka, miła Lily, widział w niej kolejną kobietę, której życie mógł zniszczyć. A tego nie chciał. Bał się, że jedna myśl za dużo i Czarny Pan dowie się o jego uczuciach. Dzisiejsze spotkanie nie zaowocowało żadnymi nowymi pomysłami, ale jego pan stawał się coraz bardziej zniecierpliwiony tym wyczekiwaniem. Plan, który sobie wymyślił wymagał czasu, a on nie chciał im go dać.
Rozmasował sobie skronie. Dlaczego tak się musiało wszystko komplikować? Dlaczego Dumbledore wpakował te Gryfonkę do jego życia? Po co?
Spojrzał na kubek po herbacie, który stał obok jej fotela. Uśmiechnął się. Przywykł już do samotności, gdy nagle zjawiła się ona i zajęła miejsce obok. Miał obawy jednak co do zadania, które przed nią stało - czy aby na pewno podoła?


4 komentarze:

  1. Co ma znaczyć to ,, ale się nie martwcie! Nadrobi to! Ja już o to zadbam!" ???????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

    Co do rozdziału, jak zawsze świetnie. :) Brakuje mi tu trochę akcji, ale ogólnie jest super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam Twojego bloga, ale jeszcze nie miałam okazji się wypowiedzieć. Uwielbiam czytać go, jest to jeden z najlepszych jakie czytałam do tej pory o tej tematyce :-) ( a czytałam ich sporo ;-)) Świetnie piszesz i bardzo podoba mi się ta historia i perypetie głównych bohaterów. Jak dla mnie to nie musisz wprowadzać innych paringów (ja osobiście wolę czytać jak jest dużo sevmione :-) )Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział, bo nie mogę się doczekać !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! Aż się człowiekowi chce pisać jak czyta takie miłe słowa. <3
      Pewnie pojawi się we wtorek, także zaglądaj. :)

      Usuń