Wiem, że wszyscy czekają na wielkie bum Sev'a i Miony (obiecuję, że się doczekacie!), ale nie chcę tego robić tak nagle. :)
Co ja mam tu więcej napisać? Kolejny rozdział pewnie pojawi się w poniedziałek, także póki co macie tyle i zapraszam!
Rozdział 18
Nie
wiedziała, gdzie postawić jej relacje ze Snape’m. Od ich wielkiego pocałunku (no
i tego następnego) nie powtórzyli tego, chociaż bardzo usilnie próbowała go do
tego popchnąć. Przestał - tak jak jej powiedział i stali się ponownie uczennicą
i nauczycielem. Chociaż nie był już taki wredny i odpychający, to nie pozwalał
jej się zbliżyć, nie pozwalał przekroczyć granicy, którą i tak już pokonali, a
ciężko było jej zapomnieć o tych kilku chwilach, gdy ją dopuścił do siebie.
Łapała się na tym, że unikała towarzystwa przyjaciół – czuła się winna. Winna
tego, że ukrywała przed nimi ich spotkania, tego że obdarzyła go uczuciem,
którego nigdy by nie zrozumieli. Dla Harre’go i Ron’a to wciąż był ten okropny
nietoperz, zdrajca i śmierciożerca, a ona nie mogła już dłużej słuchać ich
ociekających jadem komentarzy. Dlaczego nie potrafili dostrzec ile ten człowiek
poświęcał dla nich? Najwięcej - więcej niż Dumbledore powinien od niego żądać.
Ale pomimo tego, że wciąż ją odpychał, czuła jak obserwował ją podczas
posiłków, zajęć, a czasami wpadała na niego, bo akurat znalazł się dziwnym
trafem w pobliżu jej komnat. Nadal ćwiczyli, ale zaczął ją traktować łagodniej,
co zupełnie jej nie pasowało. Jak miała nauczyć się walczyć ze Śmierciożercami,
skoro on nagle stał się taki delikatny?
Dni mijały jeden za drugim, a życie wpadło w pewien rytm. Nic się nie działo – żadnych ataków na uczniów, na mugoli, co ją cieszyło chociaż także niepokoiło, bo to wyglądało jak cisza przed burzą. A poza tym, żadnych nowych horkruksów też nie odnaleźli. Powoli przyzwyczajała się, że znowu na głowie miała tylko naukę, bibliotekę, funkcje prefekt naczelnej i treningi. Jedynie Moody dawał im w końcu wycisk. Nawet pochwalił za to, że nie dali się zabić w wiosce. No, może poza Hermioną, na którą nawrzeszczał za bycie idiotką. Jakby słyszała pewnego nietoperza.. Może się zgadali.
Z cierpiętniczą miną, opuszczali w końcu po dwóch godzinach salę eliksirów, gdy nagle Slughorn zawołał ich. Jęknęła w duchu – wiedziała już czego się spodziewać.
- Harry! Hermiona! – Krępy mężczyzna podszedł do nich z tym rozlazłym uśmiechem. – Proszę, to wasze zaproszenia. – Wręczył im dwie złote koperty, które całe błyszczały. Faktycznie, subtelne. – Liczę, że będziecie w sobotę!
- Tak, oczywiście. Dziękujemy panie profesorze. – Harry również się uśmiechnął, chociaż wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować, a Hermiona kiwnęła głową i razem wyszli.
- A już miałam nadzieję, że zapomniał..
- No.. ja też. To z kim pójdziesz?
Ze Snape’m.
- Z Nevill’em.
- Dobry pomysł, przyda mu się trochę rozrywki. Ron pewnie nie będzie chciał iść bez Luny. – Wzruszył ramionami. – Ja wezmę Ginny, może nie będzie tak tragicznie..
- Może.. – Powiedziała i roześmiali się oboje. – Jak tam twoja ręka? – Zapytała po chwili. Snape’owi zajęło trochę dni do doprowadzenia jego dłoni do stanu użytkowego.
- Już lepiej, chociaż mam wrażenie, że Snape specjalnie nie leczy jej jak trzeba.. – Warknął i zmrużył oczy. I znowu to samo.
- Harry! Przestań go wiecznie obwiniać! Na pewno robi co może, przecież nie kazałby ci tak cierpieć..
- Wierzysz to co mówisz Hermiona? Przecież ten facet mnie nienawidzi!
- Z wzajemnością Harry. – Spojrzała na niego z wyrzutem. – Jest okropny, ale spójrz ile on ryzykuje!
- A co on ma do stracenia? Nic!
Zabolało ją to. Faktycznie, Snape nie miał niczego ani nikogo, a jednak nadal walczył dla nich.
- Harry.. Nie ma nic do stracenia, a wciąż stoi po naszej stronie.
- Czemu ty go ciągle tak bronisz, co? To jest nienormalne! Przez niego zginął Syriusz! Ginie codziennie mnóstwo mugoli, bo on wymyśla takie plany, że nie jesteśmy w stanie działać przeciwko niemu!
- To, że Syriusz nie żyje, jest winą tylko i wyłącznie Bellatriks.. no może trochę też i naszą. A to co robi.. Przecież to właśnie jego zadanie. Naprawdę nie ufasz Dumbledore’owi? – No.. ona nie ufała, ale to raczej nie byłby dobry argument.
- On nie jest nieomylny! Jaką ma pewność, że Snape nas nie zdradzi?
Właśnie, to było dobre pytanie. Jakim cudem dyrektor trzymał go w garści? Chyba, że.. Och! Spojrzała zdziwiona na przyjaciela, a ona na nią.
- Harry, myślę, że on mógł.. złożyć wieczystą przysięgę!
Chłopak zamyślił się, ale po chwili pokręcił głową.
- Nie, na pewno nie. Przecież musiałby mieć jakiś powód ku temu, a kto normalny wpakowałby się w taką posadę?
- No normalny to raczej nikt, ale czy ja wiem czy on znowu taki normalny..
Roześmiali się oboje i nie ciągnęli dłużej tematu, który wprowadzał ich w bojowe nastroje, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż zastanawiała się nad przysięgą, którą musiał złożyć Snape…
Dni mijały jeden za drugim, a życie wpadło w pewien rytm. Nic się nie działo – żadnych ataków na uczniów, na mugoli, co ją cieszyło chociaż także niepokoiło, bo to wyglądało jak cisza przed burzą. A poza tym, żadnych nowych horkruksów też nie odnaleźli. Powoli przyzwyczajała się, że znowu na głowie miała tylko naukę, bibliotekę, funkcje prefekt naczelnej i treningi. Jedynie Moody dawał im w końcu wycisk. Nawet pochwalił za to, że nie dali się zabić w wiosce. No, może poza Hermioną, na którą nawrzeszczał za bycie idiotką. Jakby słyszała pewnego nietoperza.. Może się zgadali.
Z cierpiętniczą miną, opuszczali w końcu po dwóch godzinach salę eliksirów, gdy nagle Slughorn zawołał ich. Jęknęła w duchu – wiedziała już czego się spodziewać.
- Harry! Hermiona! – Krępy mężczyzna podszedł do nich z tym rozlazłym uśmiechem. – Proszę, to wasze zaproszenia. – Wręczył im dwie złote koperty, które całe błyszczały. Faktycznie, subtelne. – Liczę, że będziecie w sobotę!
- Tak, oczywiście. Dziękujemy panie profesorze. – Harry również się uśmiechnął, chociaż wyglądał jakby miał zaraz zwymiotować, a Hermiona kiwnęła głową i razem wyszli.
- A już miałam nadzieję, że zapomniał..
- No.. ja też. To z kim pójdziesz?
Ze Snape’m.
- Z Nevill’em.
- Dobry pomysł, przyda mu się trochę rozrywki. Ron pewnie nie będzie chciał iść bez Luny. – Wzruszył ramionami. – Ja wezmę Ginny, może nie będzie tak tragicznie..
- Może.. – Powiedziała i roześmiali się oboje. – Jak tam twoja ręka? – Zapytała po chwili. Snape’owi zajęło trochę dni do doprowadzenia jego dłoni do stanu użytkowego.
- Już lepiej, chociaż mam wrażenie, że Snape specjalnie nie leczy jej jak trzeba.. – Warknął i zmrużył oczy. I znowu to samo.
- Harry! Przestań go wiecznie obwiniać! Na pewno robi co może, przecież nie kazałby ci tak cierpieć..
- Wierzysz to co mówisz Hermiona? Przecież ten facet mnie nienawidzi!
- Z wzajemnością Harry. – Spojrzała na niego z wyrzutem. – Jest okropny, ale spójrz ile on ryzykuje!
- A co on ma do stracenia? Nic!
Zabolało ją to. Faktycznie, Snape nie miał niczego ani nikogo, a jednak nadal walczył dla nich.
- Harry.. Nie ma nic do stracenia, a wciąż stoi po naszej stronie.
- Czemu ty go ciągle tak bronisz, co? To jest nienormalne! Przez niego zginął Syriusz! Ginie codziennie mnóstwo mugoli, bo on wymyśla takie plany, że nie jesteśmy w stanie działać przeciwko niemu!
- To, że Syriusz nie żyje, jest winą tylko i wyłącznie Bellatriks.. no może trochę też i naszą. A to co robi.. Przecież to właśnie jego zadanie. Naprawdę nie ufasz Dumbledore’owi? – No.. ona nie ufała, ale to raczej nie byłby dobry argument.
- On nie jest nieomylny! Jaką ma pewność, że Snape nas nie zdradzi?
Właśnie, to było dobre pytanie. Jakim cudem dyrektor trzymał go w garści? Chyba, że.. Och! Spojrzała zdziwiona na przyjaciela, a ona na nią.
- Harry, myślę, że on mógł.. złożyć wieczystą przysięgę!
Chłopak zamyślił się, ale po chwili pokręcił głową.
- Nie, na pewno nie. Przecież musiałby mieć jakiś powód ku temu, a kto normalny wpakowałby się w taką posadę?
- No normalny to raczej nikt, ale czy ja wiem czy on znowu taki normalny..
Roześmiali się oboje i nie ciągnęli dłużej tematu, który wprowadzał ich w bojowe nastroje, ale gdzieś z tyłu głowy wciąż zastanawiała się nad przysięgą, którą musiał złożyć Snape…
Na obronie przed czarną magią, usiadła obok Neville’a, który jak zwykle zapadał się już na krześle, chociaż nietoperza jeszcze nie było, co nieco ją zaskoczyło. Uśmiechnęła się do chłopaka i wyciągnęła zaproszenie od Slughorn’a.
- Nie chciałbyś mi towarzyszyć na tym podwieczorku u Slughorn’a?
- Eee, ja?
- Tak Neville, ty. – Zaśmiała się widząc niepewność na jego twarzy. Nie spodziewał się tego, że go zaprosi, ale przecież byli przyjaciółmi od dawna.
- Jasne, jeśli nie chcesz iść z kimś innym to pewnie. – Odwzajemnił uśmiech, ale zauważyła lekkie rumieńce na jego policzkach.
Obróciła głowę, gdy do klasy szybkim krokiem weszła McGonagall. Hermiona wpatrywała się w nią, czując ten nieprzyjemny ucisk w brzuchu. Gdzie był Snape?
- Dzień dobry kochani. – kobieta stanęła na środku sali i zmierzyła uczniów wzrokiem. - Profesor Snape niestety jest dzisiaj niedysponowany i nie może przeprowadzić zajęć dlatego ja tu jestem.
Jest niedysponowany? Przełknęła ślinę i gdyby nie fakt, że siedziała w klasie pełnej uczniów, zerwałaby się już z krzesła i biegła do lochów. Ale musiała zaczekać. Siedziała jak na szpilkach, pierwszy raz chcąc opuścić zajęcia przed czasem. McGonagall tak powolnie prowadziła wykład.. Przywykli już do ruchu i pojedynków w czasie lekcji, a teraz przepisywali kolejne regułki na pergaminie. Co się mogło stać? Był na spotkaniu? Ale tak w biały dzień? A może coś mu się stało?
Z radością i ulgą przywitała dzwonek i wstała z miejsca. Czekała aż wszyscy wyjdą, udając, że wciąż pakuje swoje książki do torby.
- Miona, zaczekać na ciebie?
- Nie, nie idźcie! Chciałam jeszcze profesor McGonagall o coś zapytać. – Uśmiechnęła się do Harry’ego i Ron’a, którzy skinęli głowami i wyszli z klasy. Podeszła do kobiety, która siedziała przy biurku i pisała coś na pergaminie.
- Pani profesor – zapytała niepewnie, a ona podniosła wzrok i odłożyła pióro. - co się stało z profesorem Snape’m?
Rozejrzała się po klasie i westchnęła.
- Został ranny.. W nocy Moody potraktował go paskudnym zaklęciem, a potem jeszcze został ukarany i..
- Ukarany? – Otworzyła szeroko oczy. O czym ona mówiła? Przez kogo?
- Widzisz.. Voldemort lubi dawać nauczkę nieposłusznym sługom.
- Ale przecież profesor..
- Tak Hermiono, jest prawą ręką, ale to nie znaczy, ze Voldemort nie musi pokazywać innym swojej wyższości. – Skrzywiła się. – Jest potworem - to jedyne słowo które go określa.
Skinęła ze zrozumieniem. Snape był ranny – tyle ją obchodziło w tym momencie.
- Gdzie on jest?
- Słucham?
Westchnęła zirytowana.
- Profesor Snape. Gdzie on teraz jest?
Kobieta zlustrowała ją wzrokiem i uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu.
- W swoich komnatach. Mniemam, że wiesz gdzie to jest?
Zarumieniła się lekko, ale zignorowała to, jak i spojrzenie jakim obdarzyła ją nauczycielka.
- Dziękuję pani profesor. – Czuła jak wypalała jej wzrokiem dziurę w plecach, ale to nie było ważne. Musiała znaleźć się jak najszybciej gdzieś indziej, ale z bólem zamiast na dół, poszła po schodach na górę. Czekała ją jeszcze numerologia i runy, a Snape raczej nie napisze jej usprawiedliwienia…
Obiecała sobie, że pójdzie dopiero po kolacji. Nie chciała się narzucać jak idiotka, tym bardziej, że sam ją odrzucał ciągle, więc może po prostu nie chciał jej towarzystwa. Ale z drugiej strony, widziała jego oczy za każdym razem, gdy ją całował, przytulał, widziała troskę wypisaną na jego twarzy i chociaż ukrywał to wszystko pod maską obojętności i wredności to poznała się już na nim. Że też przyszło jej w takich czasach roztrząsać swoje zauroczenie nauczycielem…
- Słuchajcie, Dumbledore chce żebym zaczął ze Snape’m lekcje okumencji.
Hermiona zakrztusiła się sokiem i Ginny musiała klepnąć ją kilka razy.
- Żartujesz? Ale masz przerąbane.. – Ron skrzywił się i wcelował w Harrego widelcem. – Po co ci to właściwie?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami, a Hermiona uniosła brew. – Oj no dyrektor uważa, że Voldemort może chcieć czytać w moich myślach no i mam się przed tym bronić..
- Ale czemu akurat Snape?
- Ron, przecież to oczywiste. – Popatrzyli na nią jakby właśnie ogłosiła, że została królową Anglii. Wywróciła oczami. – Snape jest mistrzem legilimencji co idzie w parze z oklumencją. I Harry, to nie jest po prostu „czytanie w myślach”, to bardziej skomplikowane..
- A ty niby skąd to wiesz?
- Zaskakuje mnie czasami twoja całkowita nieumiejętność używania szarych komórek, Ronaldzie.– Ginny zachichotała, Harry też chociaż starał się to ukryć. – Snape pracuje jako podwójny szpieg, prawda? Jak myślisz, czy gdybyś ty poszedł to Voldemort’a to byłbyś w stanie powstrzymać swój bajzel we łbie? – Uniosła brew i kontynuowała: - bo wydaje mi się, że nie. Kilka sekund, a Voldemort znałby każdy nasz plan. Snape wbrew opinii jest bardzo opanowanym człowiekiem, dlatego jest mistrzem w tej dziedzinie. Podobnie jak Dumbledore i Voldemort.
- Chyba se jaja robisz Miona. – Tym razem to Harry wybuchł. Jego nienawiść do Snape’a tak bardzo zaślepiała jego osąd.. – Przecież on wiecznie się wydziera na nas!
- Harry, to że się wydziera wynika z tego, że jest nietoperzem, ale przyjrzyj się mu czasami. Wszystko robi z taką precyzją, tłumaczy wnikliwie, zwraca uwagę na szczegóły i nigdy nie zrobił nam krzywdy.. chociaż nie raz zasługiwaliśmy na to z jego strony, ale zawsze był w stanie się powstrzymać. No i przede wszystkim wciąż jest w roli szpiega! – Poczuła na sobie wzrok Ginny, która uśmiechała się tajemniczo, a Harry skrzywił się jeszcze bardziej niż wcześniej.
- Trochę to straszne, że tak mu się przyglądasz.
Spłonęła rumieńcem.
- Chyba zwariowałeś.
- No, ale w sumie Hermiona ma trochę racji..– powiedział Ron z pełnymi ustami. Pierwszy raz była mu taka wdzięczna za to, że się wtrącił. – No bo zobacz stary, na eliksirach nie? Ile razy się żarliście, a on jakoś zawsze no dogryzał, ale nie wsadził nam głów do kociołków albo nie oblał czymś paskudnym.
Cała czwórka parsknęła śmiechem i na całe szczęście zakończyli temat nauczyciela, który był dziś nieobecny przy stole.
Hermiona
pożegnała się z przyjaciółmi trochę później niż tego chciała, ale nie mogła
wymyślić żadnego sensownego powodu dla którego miałaby już iść. Dlatego prosto
z Wielkiej Sali udała się do lochów, z nadzieją, że żaden Ślizgon jej nie
zobaczy. Nie wiedziała, czy powinna zapukać ale skoro był w takim złym stanie,
to chyba musi odpoczywać? Zdecydowanie. Weszła do środka i ucieszyło ją to, że
nadal może tu wchodzić. Wciąż nie założył zabezpieczeń przed nią, tak jak przed
innymi, a to znaczyło, że chciał jej towarzystwa. Chyba..
W salonie go nie było więc podeszła do drzwi sypialni. Trochę wahała się przed wejściem tam – ostatnim razem byli bliscy.. no właśnie. Westchnęła i otworzyła drzwi. Serce jej zmiękło i uśmiechnęła się do siebie, widząc jak Snape śpi spokojnie na swoim łóżku, zawinięty w kołdrę. Jedna noga wystawa spod niej i dostrzegła, że miał na sobie czarne, satynowe spodnie - pewnie od piżamy. Włosy rozsypały mu się na poduszce, a twarz zmiękła, ale wyglądała na taką zmęczoną.. Podeszła bliżej i zauważyła więcej blizn - na szyi miał kilka wyblakłych śladów, które ciągnęły się w dół. Usiadła cicho w fotelu pod ścianą i westchnęła. Co jakiś czas mamrotał i pojękiwał, ale za każdym razem uspokajał się szybko, a ona zastanawiała się co widzi w swoich snach. Rozumiała to, bo sama każdej nocy miewała koszmary. Bała się - chociaż starała się nie przyznawać do tego nawet przed sobą. Tak bardzo chciała być teraz i później dla niego, a on ją ciągle odrzucał. Dlaczego uroił sobie jakiś problem, który tak naprawdę nie miał wielkiego znaczenia? Został jej przecież rok szkoły, a tak poza tym była pełnoletnia i McGonagall sama mówiła, że no.. różne rzeczy dzieją się w Hogwarcie. Poza tym to był Snape – jak nikt inny zasługiwał na odrobinę szczęścia i powinien dostać wszystko czego tylko zapragnął. Cały dzień zamartwiała się o jego stan i uświadomiła sobie, że ona już podjęła decyzję co do swoich uczuć. Tak jakby miała coś w ogóle do powiedzenia.. Ale chciała zaryzykować, chciała spróbować życia z nim. Tylko jak miała mu o tym powiedzieć? Nawet nie była pewna czy on również chciałby tego, bo co z tego, że ją pocałował? Może po prostu wykorzystał jej naiwność, głupotę..
Przeciągnął się nagle i otworzył oczy. Jego mętny wzrok zatrzymał się na niej i momentalnie zmarszczył brwi. Niepewnie podeszła do niego i usiadła obok, a on zmrużył oczy.
- Czy ja mam napisane na czole: mężczyzna do towarzystwa?
- Nie, raczej: nietoperz do wynajęcia.
- Granger!
Zaśmiała się, z ulgą widząc, że wraca do siebie.
- Martwiłam się o pana.
- Doprawdy? Wzruszyłem się.
- Niech się pan nie zachowuje jak dziecko. – Skrzywiła się ku jego uciesze. – Profesor McGonagall przesyła uściski. – Parsknęła śmiechem na jego minę.
- Niech ta stara plotkara sama się uściska. – Wymruczał pod nosem i podniósł się do pozycji siedzącej. – Dobra Granger, ale co ty tu robisz? Znowu przyszłaś mnie napastować?
- Być może. – opowiedziała z lekkim uśmiechem, ale zarumieniła się na tę myśl.
- Naprawdę? – Uniósł wyzywająco brew. – Czekam. Tylko uwaga na żebra, bo jeszcze się nie zrosły.
- To dlaczego nie leży pan w takim razie w skrzydle szpitalnym?!
- A co, wolisz miejsca publiczne? – Uśmiechnął się zawadiacko, a ona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Pan jest po prostu niemożliwy. Zamartwiam się cały dzień, a pan się ze mnie nabija. Świetnie!
- Granger opanuj się trochę, bo zaraz wybuchniesz. Po cholerę to robiłaś? Trzeba się było zająć machaniem swoją ręką przed nauczycielem, jakbyś chciała komuś oko wydłubać.
- Widzi pan, nie każdy ma tak uderzającą i przystępną osobowość jak pan i przez to nie jest tak zauważalny. – Uśmiechnęła się cierpko. – Martwiłam się, bo mi zależy na panu. – Dodała po chwili ciszej.
- Chyba już to przerabialiśmy.. – Jego głos brzmiał na niezwykle zmęczony i spojrzała na niego smutno.
- Tylko ja nie rozumiem. Daje mi pan sprzeczne sygnały. Mówi „nie” a potem przytula i.. całuje. – Jej twarz w tym momencie już płonęła, ale Snape nie patrzył na nią, co ją lekko zaniepokoiło. Westchnął nagle i odchylił głowę, którą oparł o ścianę.
- To moja wina. – No nie, to naprawdę nie był dobry znak. – Ale zrozum to, ja.. nie mogę sobie pozwolić na nic. – Otworzy oczy i spojrzał na nią tym przeszywającym wzrokiem..
- Dlaczego? – Nie mogła odpuścić! Nie tym razem, gdy była bliska złamania go.
- Granger daj spokój. Najlepiej idź już.
- Nigdzie nie idę i nie, nie dam spokoju, bo to nie dotyczy tylko pana! – Skrzyżowała ramiona. – Dlaczego tak bardzo próbuje pan wmówić mi, że nic nie ma kiedy ja widzę jak pan na mnie patrzy kiedy myśli, że ja nie patrzę!
- Ale masz popaprane zajęcia w ciągu dnia.. – Mruknął, ale znowu westchnął ciężko. – Bo niczego nie ma Granger.
- Nie? – Uniosła brew, po czym nachyliła się do niego i chociaż była pełna obaw, pocałowała go prosto w usta. Nie odepchnął jej – przyciągnął do siebie bliżej niezdarnym ruchem. Jęknął cicho z bólu, ale nie wydawał się tym przejmować. Uśmiechnęła się triumfalnie i odsunęła, a jego twarz wykrzywił grymas. – No przyznaje, jest pan mistrzem asertywności.
- Nie obrzydza cię to?
- „To” to znaczy co? – wzniosła ręce do nieba, niedowierzając, ze właśnie odbywa ze Snape’m TĘ rozmowę.
- Granger, spójrz na mnie.
- Patrzę przecież.
- Nie, spójrz na to, że ja mam trzydzieści sześć lat, jestem twoim nauczycielem, a jeśli nadal ci mało to jestem śmierciożercą i umrę pewnie nim dociągnę do czterdziestki.
Przygryzła wargę - nie umiała przejść obojętnie obok wizji jego śmierci.. Ale z drugiej strony skoro i tak już byli w tym miejscu, skoro i tak będzie cierpiała jeśli coś mu się stanie, to czy nie warto wykorzystać te chwile, które im zostały?
- Nadal nie widzę związku.
- Bo jesteś głupia! – Obrzucił ją gniewnym spojrzeniem, ale wytrzymała je i przyłożyła dłoń do jego twarzy.
- Może i jestem głupia, ale przecież pan wie, że nie odpuszczam. – Wpatrywał się jej w oczy i widziała w nich, że się łamie.. – Naprawdę nie obchodzą mnie te wszystkie rzeczy. To nie ma żadnego znaczenia. Jestem dorosła i mogę robić co chcę.
Prychnął. No pięknie!
- Możesz zginąć. Jeden mój błąd i cię zabiją.
- Codziennie mogę zginąć! Na szkolnym korytarzu kiedy celują we mnie różdżką inni uczniowie, na misji ratunkowej, kiedy wpadamy w gniazdo śmierciożerców albo mogę wypić coś co zawiera truciznę! Ciągle mogę umrzeć!
- I naprawdę uważasz, że bym na to pozwolił? Naprawdę wydaje ci się, że moje uczucia nie wpłyną na przebieg tej wojny? – Zdziwił ją tymi słowami. Co ona miała wspólnego z jego posunięciami? – Byłem gotowy rzucić wszystko żeby wyciągnąć cię spod łapsk Lestrange! Myślisz, że Dumbledore byłby zadowolony? A Czarny Pan gdyby dowiedział się o związku z uczennicą, która jest mugolaczką i do tego przyjaciółką Potter’a? Granger, naprawdę nie dostrzegasz związku?
Fakt, tutaj ją zagiął. Nie myślała o tym w ten sposób. Chociaż poczuła ciepło na sercu, wiedząc, że był gotowy poświęcić się tylko po to żeby ją ratować, to przeraziło ją to jednocześnie.
- Ja.. No nie myślałam o tym. – Spuściła wzrok i zacisnęła usta. To takie niesprawiedliwe!
- Sama widzisz.. Nie będę się upierał, że.. mam cię gdzieś skoro i tak wiesz, że tak nie jest. – Wow, za tą szczerość powinien dostać nagrodę. Spojrzała na niego smutno. – Ale nie mogę pozwolić żeby to się rozwinęło.
- Nie zatrzyma pan tego.. – Westchnęła. To odrzucenie tak bardzo bolało.. – Ja tego nie zatrzymam. – Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale on spuścił wzrok i wiedziała już, że to koniec. Wstała i wyszła bez słowa, widząc, że przegrała tę walkę. Nie chciała go zostawiać, ale wyraźnie zakończył - to co mogło się wykluć między nimi - swoim milczeniem. Nawet nie próbował jej zatrzymać.
Położyła się na łóżku w swoim pokoju i spojrzała ze smutkiem na zdjęcie rodziców, które swoją drogą stało tutaj właśnie dzięki niemu. Tak bardzo chciałaby teraz przytulić się do swojej mamy, ona umiałaby ją pocieszyć, doradzić.
Odpędziła od siebie łzy, które napierały do oczu. Nigdy nie poczuła się taka odrzucona, ale co gorsza, nie umiała być zła bo rozumiała dlaczego to zrobił. Dlaczego musiała akurat w nim się zakochać? Dlaczego Dumbledore miał nad nim taką władzę? Dlaczego nie mógł być po prostu poboczna postacią w tej historii, o której nikt nie pamiętał? Zwinęła się do pozycji embrionalnej i zmęczona myśleniem o wszystkim czego nie mogła mieć, zasnęła.
W salonie go nie było więc podeszła do drzwi sypialni. Trochę wahała się przed wejściem tam – ostatnim razem byli bliscy.. no właśnie. Westchnęła i otworzyła drzwi. Serce jej zmiękło i uśmiechnęła się do siebie, widząc jak Snape śpi spokojnie na swoim łóżku, zawinięty w kołdrę. Jedna noga wystawa spod niej i dostrzegła, że miał na sobie czarne, satynowe spodnie - pewnie od piżamy. Włosy rozsypały mu się na poduszce, a twarz zmiękła, ale wyglądała na taką zmęczoną.. Podeszła bliżej i zauważyła więcej blizn - na szyi miał kilka wyblakłych śladów, które ciągnęły się w dół. Usiadła cicho w fotelu pod ścianą i westchnęła. Co jakiś czas mamrotał i pojękiwał, ale za każdym razem uspokajał się szybko, a ona zastanawiała się co widzi w swoich snach. Rozumiała to, bo sama każdej nocy miewała koszmary. Bała się - chociaż starała się nie przyznawać do tego nawet przed sobą. Tak bardzo chciała być teraz i później dla niego, a on ją ciągle odrzucał. Dlaczego uroił sobie jakiś problem, który tak naprawdę nie miał wielkiego znaczenia? Został jej przecież rok szkoły, a tak poza tym była pełnoletnia i McGonagall sama mówiła, że no.. różne rzeczy dzieją się w Hogwarcie. Poza tym to był Snape – jak nikt inny zasługiwał na odrobinę szczęścia i powinien dostać wszystko czego tylko zapragnął. Cały dzień zamartwiała się o jego stan i uświadomiła sobie, że ona już podjęła decyzję co do swoich uczuć. Tak jakby miała coś w ogóle do powiedzenia.. Ale chciała zaryzykować, chciała spróbować życia z nim. Tylko jak miała mu o tym powiedzieć? Nawet nie była pewna czy on również chciałby tego, bo co z tego, że ją pocałował? Może po prostu wykorzystał jej naiwność, głupotę..
Przeciągnął się nagle i otworzył oczy. Jego mętny wzrok zatrzymał się na niej i momentalnie zmarszczył brwi. Niepewnie podeszła do niego i usiadła obok, a on zmrużył oczy.
- Czy ja mam napisane na czole: mężczyzna do towarzystwa?
- Nie, raczej: nietoperz do wynajęcia.
- Granger!
Zaśmiała się, z ulgą widząc, że wraca do siebie.
- Martwiłam się o pana.
- Doprawdy? Wzruszyłem się.
- Niech się pan nie zachowuje jak dziecko. – Skrzywiła się ku jego uciesze. – Profesor McGonagall przesyła uściski. – Parsknęła śmiechem na jego minę.
- Niech ta stara plotkara sama się uściska. – Wymruczał pod nosem i podniósł się do pozycji siedzącej. – Dobra Granger, ale co ty tu robisz? Znowu przyszłaś mnie napastować?
- Być może. – opowiedziała z lekkim uśmiechem, ale zarumieniła się na tę myśl.
- Naprawdę? – Uniósł wyzywająco brew. – Czekam. Tylko uwaga na żebra, bo jeszcze się nie zrosły.
- To dlaczego nie leży pan w takim razie w skrzydle szpitalnym?!
- A co, wolisz miejsca publiczne? – Uśmiechnął się zawadiacko, a ona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Pan jest po prostu niemożliwy. Zamartwiam się cały dzień, a pan się ze mnie nabija. Świetnie!
- Granger opanuj się trochę, bo zaraz wybuchniesz. Po cholerę to robiłaś? Trzeba się było zająć machaniem swoją ręką przed nauczycielem, jakbyś chciała komuś oko wydłubać.
- Widzi pan, nie każdy ma tak uderzającą i przystępną osobowość jak pan i przez to nie jest tak zauważalny. – Uśmiechnęła się cierpko. – Martwiłam się, bo mi zależy na panu. – Dodała po chwili ciszej.
- Chyba już to przerabialiśmy.. – Jego głos brzmiał na niezwykle zmęczony i spojrzała na niego smutno.
- Tylko ja nie rozumiem. Daje mi pan sprzeczne sygnały. Mówi „nie” a potem przytula i.. całuje. – Jej twarz w tym momencie już płonęła, ale Snape nie patrzył na nią, co ją lekko zaniepokoiło. Westchnął nagle i odchylił głowę, którą oparł o ścianę.
- To moja wina. – No nie, to naprawdę nie był dobry znak. – Ale zrozum to, ja.. nie mogę sobie pozwolić na nic. – Otworzy oczy i spojrzał na nią tym przeszywającym wzrokiem..
- Dlaczego? – Nie mogła odpuścić! Nie tym razem, gdy była bliska złamania go.
- Granger daj spokój. Najlepiej idź już.
- Nigdzie nie idę i nie, nie dam spokoju, bo to nie dotyczy tylko pana! – Skrzyżowała ramiona. – Dlaczego tak bardzo próbuje pan wmówić mi, że nic nie ma kiedy ja widzę jak pan na mnie patrzy kiedy myśli, że ja nie patrzę!
- Ale masz popaprane zajęcia w ciągu dnia.. – Mruknął, ale znowu westchnął ciężko. – Bo niczego nie ma Granger.
- Nie? – Uniosła brew, po czym nachyliła się do niego i chociaż była pełna obaw, pocałowała go prosto w usta. Nie odepchnął jej – przyciągnął do siebie bliżej niezdarnym ruchem. Jęknął cicho z bólu, ale nie wydawał się tym przejmować. Uśmiechnęła się triumfalnie i odsunęła, a jego twarz wykrzywił grymas. – No przyznaje, jest pan mistrzem asertywności.
- Nie obrzydza cię to?
- „To” to znaczy co? – wzniosła ręce do nieba, niedowierzając, ze właśnie odbywa ze Snape’m TĘ rozmowę.
- Granger, spójrz na mnie.
- Patrzę przecież.
- Nie, spójrz na to, że ja mam trzydzieści sześć lat, jestem twoim nauczycielem, a jeśli nadal ci mało to jestem śmierciożercą i umrę pewnie nim dociągnę do czterdziestki.
Przygryzła wargę - nie umiała przejść obojętnie obok wizji jego śmierci.. Ale z drugiej strony skoro i tak już byli w tym miejscu, skoro i tak będzie cierpiała jeśli coś mu się stanie, to czy nie warto wykorzystać te chwile, które im zostały?
- Nadal nie widzę związku.
- Bo jesteś głupia! – Obrzucił ją gniewnym spojrzeniem, ale wytrzymała je i przyłożyła dłoń do jego twarzy.
- Może i jestem głupia, ale przecież pan wie, że nie odpuszczam. – Wpatrywał się jej w oczy i widziała w nich, że się łamie.. – Naprawdę nie obchodzą mnie te wszystkie rzeczy. To nie ma żadnego znaczenia. Jestem dorosła i mogę robić co chcę.
Prychnął. No pięknie!
- Możesz zginąć. Jeden mój błąd i cię zabiją.
- Codziennie mogę zginąć! Na szkolnym korytarzu kiedy celują we mnie różdżką inni uczniowie, na misji ratunkowej, kiedy wpadamy w gniazdo śmierciożerców albo mogę wypić coś co zawiera truciznę! Ciągle mogę umrzeć!
- I naprawdę uważasz, że bym na to pozwolił? Naprawdę wydaje ci się, że moje uczucia nie wpłyną na przebieg tej wojny? – Zdziwił ją tymi słowami. Co ona miała wspólnego z jego posunięciami? – Byłem gotowy rzucić wszystko żeby wyciągnąć cię spod łapsk Lestrange! Myślisz, że Dumbledore byłby zadowolony? A Czarny Pan gdyby dowiedział się o związku z uczennicą, która jest mugolaczką i do tego przyjaciółką Potter’a? Granger, naprawdę nie dostrzegasz związku?
Fakt, tutaj ją zagiął. Nie myślała o tym w ten sposób. Chociaż poczuła ciepło na sercu, wiedząc, że był gotowy poświęcić się tylko po to żeby ją ratować, to przeraziło ją to jednocześnie.
- Ja.. No nie myślałam o tym. – Spuściła wzrok i zacisnęła usta. To takie niesprawiedliwe!
- Sama widzisz.. Nie będę się upierał, że.. mam cię gdzieś skoro i tak wiesz, że tak nie jest. – Wow, za tą szczerość powinien dostać nagrodę. Spojrzała na niego smutno. – Ale nie mogę pozwolić żeby to się rozwinęło.
- Nie zatrzyma pan tego.. – Westchnęła. To odrzucenie tak bardzo bolało.. – Ja tego nie zatrzymam. – Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale on spuścił wzrok i wiedziała już, że to koniec. Wstała i wyszła bez słowa, widząc, że przegrała tę walkę. Nie chciała go zostawiać, ale wyraźnie zakończył - to co mogło się wykluć między nimi - swoim milczeniem. Nawet nie próbował jej zatrzymać.
Położyła się na łóżku w swoim pokoju i spojrzała ze smutkiem na zdjęcie rodziców, które swoją drogą stało tutaj właśnie dzięki niemu. Tak bardzo chciałaby teraz przytulić się do swojej mamy, ona umiałaby ją pocieszyć, doradzić.
Odpędziła od siebie łzy, które napierały do oczu. Nigdy nie poczuła się taka odrzucona, ale co gorsza, nie umiała być zła bo rozumiała dlaczego to zrobił. Dlaczego musiała akurat w nim się zakochać? Dlaczego Dumbledore miał nad nim taką władzę? Dlaczego nie mógł być po prostu poboczna postacią w tej historii, o której nikt nie pamiętał? Zwinęła się do pozycji embrionalnej i zmęczona myśleniem o wszystkim czego nie mogła mieć, zasnęła.
W piątkowy
wieczór z rozpaczą Ginny przypomniała jej u podwieczorku dla Klubu Ślimaka. Żadne
z nich nie chciało tam iść - wydawało się to być takie nie na miejscu, zupełnie
bez sensu, ale skoro się już zgodzili to cóż, wypadało iść. Cieszyła się, że
Neville będzie jej towarzyszył, bo chociaż był dosyć rozlazły, to zmężniał przez
ostatni rok i bardzo go polubiła. Zresztą, byłą to naprawdę miła odmiana
spędzić czas z kimś kto się nie wydzierał wiecznie..
- Masz w czym iść?
- Nie myślałam jeszcze nad tym Ginny. – Wzruszyła lekko ramionami i poprawiła torbę na ramieniu. Uczniowie wypełzli już na korytarze, szczęśliwi z powodu nadchodzącego weekendu, a ona wpatrywała się z w nich z grymasem.
- To nad czym ciągle tak myślisz? A może nad kim? – Westchnęła ciężko i spojrzała wymijająco przed siebie. Czuła na sobie wzrok Weasley’ówny, która uśmiechała się głupkowato.
- Mówiłam ci już coś, prawda? Daj spokój Ginny. – Czuła rozdrażnienie, gdy wchodziła na temat Snape’a, z kimkolwiek. Nie żeby plotkowała o nietoperzu, ale jak na złość jego temat był w tym tygodniu wałkowany przez każdego. Nie widziała go od ostatniej rozmowy, bo wciąż regenerował siły, a ona postanowiła że choćby nie wiem co, nie pójdzie do niego. W końcu dlaczego miałaby to robić? Wyraźnie podkreślił, że tego nie chce.
- Dobra, spokojnie. – Przewróciła oczami. – Lecę spotkać się z Harrym, do jutra! – Pobiegła w lewą stronę, nawet nie czekając na odpowiedź. Hermiona na szczęście polubiła swoją małą samotność, z którą nauczyła się już współpracować, dlatego nie przeszkadzało jej, że znowu została sama.
Poszła do biblioteki i wcale nie zdziwiło jej, że była pusta. Pani Pince nie spojrzała nawet w jej stronę – chyba też już przywykła do jej obecności. Rozsiadła się przy długim stole i rozłożyła książki. Skoro ma wolne to chociaż na coś się przyda i zaczęła szukać dodatkowych informacji o horkruksach. Znowu niczego nie znalazła, a po jakimś czasie siedziała zirytowana, z potarganymi włosami. Dlaczego tam nic nie było?! Dlaczego poszukiwania musiały trwać tak długo, co?! Odchyliła się i oparła, przetarła oczy ze zmęczenia. Ostatnio dręczyły ją złe przeczucia - czuła, że coś naprawdę niedobrego się zbliża tylko nie wiedziała, z której strony. Choć udało im się zniszczyć kolejnego horkruksa, wciąż pozostało ich kilka – tak naprawdę nie wiedzieli nawet ile Voldemort ich stworzył.
- Masz w czym iść?
- Nie myślałam jeszcze nad tym Ginny. – Wzruszyła lekko ramionami i poprawiła torbę na ramieniu. Uczniowie wypełzli już na korytarze, szczęśliwi z powodu nadchodzącego weekendu, a ona wpatrywała się z w nich z grymasem.
- To nad czym ciągle tak myślisz? A może nad kim? – Westchnęła ciężko i spojrzała wymijająco przed siebie. Czuła na sobie wzrok Weasley’ówny, która uśmiechała się głupkowato.
- Mówiłam ci już coś, prawda? Daj spokój Ginny. – Czuła rozdrażnienie, gdy wchodziła na temat Snape’a, z kimkolwiek. Nie żeby plotkowała o nietoperzu, ale jak na złość jego temat był w tym tygodniu wałkowany przez każdego. Nie widziała go od ostatniej rozmowy, bo wciąż regenerował siły, a ona postanowiła że choćby nie wiem co, nie pójdzie do niego. W końcu dlaczego miałaby to robić? Wyraźnie podkreślił, że tego nie chce.
- Dobra, spokojnie. – Przewróciła oczami. – Lecę spotkać się z Harrym, do jutra! – Pobiegła w lewą stronę, nawet nie czekając na odpowiedź. Hermiona na szczęście polubiła swoją małą samotność, z którą nauczyła się już współpracować, dlatego nie przeszkadzało jej, że znowu została sama.
Poszła do biblioteki i wcale nie zdziwiło jej, że była pusta. Pani Pince nie spojrzała nawet w jej stronę – chyba też już przywykła do jej obecności. Rozsiadła się przy długim stole i rozłożyła książki. Skoro ma wolne to chociaż na coś się przyda i zaczęła szukać dodatkowych informacji o horkruksach. Znowu niczego nie znalazła, a po jakimś czasie siedziała zirytowana, z potarganymi włosami. Dlaczego tam nic nie było?! Dlaczego poszukiwania musiały trwać tak długo, co?! Odchyliła się i oparła, przetarła oczy ze zmęczenia. Ostatnio dręczyły ją złe przeczucia - czuła, że coś naprawdę niedobrego się zbliża tylko nie wiedziała, z której strony. Choć udało im się zniszczyć kolejnego horkruksa, wciąż pozostało ich kilka – tak naprawdę nie wiedzieli nawet ile Voldemort ich stworzył.
W sobotnie
popołudnie zaczęła w końcu lekko panikować. Zupełnie nie zaprzątała sobie głowy tym w
czym pójdzie do Slughorn’a bo to naprawdę wydawało się jej zupełnie nieistotne,
ale jednak nie chciała wypaść jak kretynka. Nie posiadała w swojej szafie zbyt
wielu sukienek, więc musiała coś transmutować. Ubrała granatową sukienkę, którą
miała na sobie w czasie świąt i przejrzała się w lustrze. Zdecydowanie powinna
być bardziej.. wyjściowa. Machnęła wokół siebie różdżką kilka razy, a sukienka
zwęziła się w tali, przy dekolcie pojawiły się delikatne zdobienia z
kryształków, a dół rozkloszowała. Szerokie ramiączka zastąpiła wąskimi i
rozjaśniła trochę kolor. Uśmiechnęła się do swojego odbicia – całkiem nieźle.
Zdobyła się nawet na to żeby ubrać srebrne sandały na szpilce, a włosy
potraktowała Ulizanną i spięła je w luźny kok. Naprawdę była zadowolona ze
swojego wyglądu. Nie przykładała do niego większej wagi, ale czuła się dobrze,
gdy raz na jakiś czas zadbała o siebie. Chwilę potem rozległo się pukanie do
drzwi. Otworzyła je i posłała Neville’owi uśmiech, gdy ten wpatrywał się w nią
z rumieńcami.
- Eee.. Wyglądasz super Hermiona!
- Dzięki, ty też. – Zmierzyła go wzrokiem. Ubrał wyjściową szatę i nawet ułożył swoje wiecznie potargane włosy! Wyciągnął do niej ramię, a ona ujęła je i ruszyli razem na przyjęcie.
- To może być ciekawe doświadczenie.
- No.. Trochę się zdziwiłem, że mnie zaprosiłaś.
- Naprawdę? Neville, przecież jesteśmy przyjaciółmi! – Spojrzała na niego nieco zaskoczona tym wyznaniem, ale on nic nie odpowiedział i wzruszył tylko ramionami.
- Eee.. Wyglądasz super Hermiona!
- Dzięki, ty też. – Zmierzyła go wzrokiem. Ubrał wyjściową szatę i nawet ułożył swoje wiecznie potargane włosy! Wyciągnął do niej ramię, a ona ujęła je i ruszyli razem na przyjęcie.
- To może być ciekawe doświadczenie.
- No.. Trochę się zdziwiłem, że mnie zaprosiłaś.
- Naprawdę? Neville, przecież jesteśmy przyjaciółmi! – Spojrzała na niego nieco zaskoczona tym wyznaniem, ale on nic nie odpowiedział i wzruszył tylko ramionami.
Nigdy nie
była w tej części zamku – a to niespodzianka, bo zwiedziła go wzdłuż i w szerz
jeszcze w młodszych latach. Weszli do salonu, który był niezwykle ładnie
udekorowany, a na środku stał okrągły stół zastawiony potrawami. Pomachała
Ginny, która miała na sobie zieloną sukienkę. Czyżby zmieniała barwy? Usiedli
obok niej i Harrego, który wyglądał na niezwykle znudzonego.
- Cześć! Widzę, że zabawa na całego. – Zachichotały obie i rozejrzała się po twarzach uczniów, którzy wyglądali na równie niezadowolonych co oni. Do środka wszedł Slughorn i usiadł przy stole.
- Dobry wieczór! Ależ się cieszę, że was widzę w tak szerokim gronie! – Uśmiechnął się szeroko do każdego, a Hermionę trochę zemdliło na ten widok, ale starała się ukryć swoją niechęć. Kilka miejsc jeszcze było pustych i aż wypuściła widelec z ręki, gdy do środka wszedł Snape w towarzystwie McGonagall. Zlustrował chłodno uczniów i z grymasem usiadł obok nauczycielki i Slughorn’a. No to ci dopiero szok… Spuściła wzrok i wlepiła go w swój prawie pusty talerz. Niezwykle interesująca ta sałatka, bardzo ładnie się prezentuje! Westchnęła i podparła głowę o rękę. Nie sądziła, że go tu spotka i jakoś poczuła się strasznie głupio, że się tak wystroiła, chociaż wcale nie odróżniała się wyglądem od innych uczennic.
Cisze przerywały jedynie pytania Slughorn’a, ale w końcu zespół zlitował się i cicha muzyka zaczęła grać w tle. Neville wyglądał na niezwykle spiętego, a Harry gniewnie wpatrywał się w Snape’a, który siedział ze skrzyżowanymi rękami i nawet nie zerknął w stronę jedzenia.. ani w jej. Jedynie Ginny wydawała się dobrze bawić, bo Slughorn kokietował ją ciągle i opowiadał o tym jaka jest podobna do Molly i ciekawe historie z jej szkolnych lat. Hermiona była pewna, że ruda nie bez powodu chłonie te opowieści – chciała je wykorzystać przeciwko matce. Uśmiechnęła się lekko i nagle poczuła na sobie wzrok nauczyciela.
- A twoi rodzice Hermiono? Czym się zajmują? – Spanikowana odruchowo spojrzała w stronę Snape’a który również w końcu patrzył na nią. Zamarła i nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie myślała o nich od dawna – starała się tego unikać, bo pogrążała się w smutku. Ale przecież nikt prócz Snape’a i zapewne McGonagall nie wiedział o tym, że już dla nich nie istniała.. Przełknęła gulę w gardle i zdobyła się na nikły uśmiech.
- Eee.. Oni są dentystami. Są mugolami i leczą innym zęby. – Wzruszyła ramionami w duchu błagając aby zakończył ten temat.
- Och! To doprawdy niesamowite, ciekawy zawód! A na czym on właściwie polega?
- No, leczą zęby innym.
- Niesamowite, świat bez magii musi być taki.. inny, prawda?
- Tak, faktycznie. – Spuściła wzrok na swój talerz.
- Horacy nie rób z siebie durnia. – Snape mruknął ze swojego miejsca, ale Slughorn nawet nie przejął się przekąsem w jego głosie. Zerknęła ukradkiem na niego. Czy on właśnie wyratował ją z opresji? Serce zabiło jej mocniej, gdy ich wzrok ponownie się spotkał.
- O właśnie! Zaprosiłem tutaj waszego nauczyciela, bo był naprawdę jednym z najlepszych uczniów jakich miałem w swojej karierze! Oczywiście Minerwa również, ale Severus.. No ten to był złotą rączką jeśli chodziło o eliksiry. Zresztą sami dobrze wiecie!
Miała wrażenie, że Snape zabije go spojrzeniem i usłyszała zduszony śmiech uczniów, którzy zamilkli gdy napotkali wściekły wzrok nauczyciela.
- Harry! A twoja mama! To dopiero była piękna i zdolna kobieta! No mówię ci, prawdziwy skarb. – Posmutniał i westchnął, a Hermiona spojrzała na Harrego, który pierwszy raz tego wieczoru poświęcił mu uwagę.
- Uczył pan moją mamę?
- O tak! Ile razy przyłapałem ją i Severus’a jak sobie pomagali wzajemnie, gdy byli na pierwszym roku. – Zachichotał, a ona, Harry i Snape zesztywnieli. Co takiego? On i mama Harrego..? Poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku i spuściła wzrok.
- Horacy! Może zatańczymy? – Tym razem to McGonagall wyratowała wszystkich z tej niezręcznej sytuacji.
Harry i Ginny odeszli pod ścianę, a ona poszła w ich ślady. Snape i Evans.. Niemożliwe!
- Wiedziałeś o tym? – Zapytała Harry’ego, który był lekko zielony na twarzy.
- Żartujesz?! Nawet nie wiedziałem, że znał się z moją mamą.. Tylko, że z ojcem się sprzeczali, ale mama? Nie wiem naprawdę co to była za relacja, ale na pewno nic szczególnego..
Skinęła głową, ale w środku czuła, że to wcale nie było takie.. nic nieznaczące.
- Eeee, Hermiona chcesz zatańczyć? – Spojrzała zdziwiona na Neville’a, który podszedł do nich niepewnie. Ginny posłała jej znaczące spojrzenie, a ta przewróciła jedynie oczyma.
- Jasne, czemu nie. – Ujęła dłoń chłopaka i przeszli na parkiet, gdzie niezdarnie zakręcił nią kilka razy. Biedny Neville – pomyślała, ale o dziwo naprawdę dobrze bawiła się w jego towarzystwie. Zapomniała na krótką chwilę o tym przeklętym nietoperzu, którego wzrok czuła na sobie. Bała się z nim zmierzyć, bo nie wiedziała czego się spodziewać. Ten facet był tak zmienny jak pogoda w kwietniu. Westchnęła w końcu, czując, że zaraz wywierci jej dziurę w plecach i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Muszę się napić. Zaraz wracam. – Odeszła od partnera i skierowała do stołu z napojami, przy którym stał nauczyciel.
- Widzę, że szybko zmieniasz obiekty zainteresowań Granger.
Prawie się oblała, gdy usłyszała pełen gniewu głos Snape’a tuż obok siebie i rozejrzała się dyskretnie, czy nikt ich przypadkiem nie słyszał.
- O co panu chodzi? Neville to mój przyjaciel. – Uniosła brew. Czyżby był zazdrosny? – Zresztą, nie muszę się panu tłumaczyć. – Odwróciła się z powrotem do stołu z przekąskami i rozejrzała. Czym by mu wypaćkać tą przeklętą twarz…
- Jak chcesz. – Wzruszył ramionami, a ona spojrzała na niego.
- Nie wiedziałam, że znał pan mamę Harrego. – O tak, podejdzie go od innej strony!
- Byliśmy na jednym roku. Ale nie będziemy teraz o tym rozmawiać. – Skrzywiła się, ale wzruszyła ramionami.
- Jak pan chce. – Odpowiedziała, naśladując jego wcześniejszy ton. Zerknął w jej stronę, unosząc brew.
- Granger, widzę cię w swoim gabinecie, po tej marnej imitacji zabawy.
Po tych słowach odszedł, a ona stała z ciastkiem w pół drogi do ust, patrząc z nim z niedowierzaniem. Czy on właśnie kazał jej przyjść do siebie? Z własnej woli? A co z jego „jesteś durną małolatą, a ja starym nauczycielem – idź precz”? Z trudem zamknęła buzię i wróciła do przyjaciół.
- Czego chciał od ciebie Snape? Rozmawialiście właśnie?
- Żartujesz? Mówił tylko, że McGonagall mnie szukała. – Kłamstwo gładko przeszło przez jej gardło, ale z niepokojem zerknęła w stronę Ginny, która mrużyła oczy i przyglądała się z ciekawością.
Resztę wieczoru spędziła na rozmowie z przyjaciółmi i tańcu, chociaż bardzo chciała pozbyć się już tych przeklętych szpilek i zejść do lochów, gdzie czekał na nią Snape.
- Cześć! Widzę, że zabawa na całego. – Zachichotały obie i rozejrzała się po twarzach uczniów, którzy wyglądali na równie niezadowolonych co oni. Do środka wszedł Slughorn i usiadł przy stole.
- Dobry wieczór! Ależ się cieszę, że was widzę w tak szerokim gronie! – Uśmiechnął się szeroko do każdego, a Hermionę trochę zemdliło na ten widok, ale starała się ukryć swoją niechęć. Kilka miejsc jeszcze było pustych i aż wypuściła widelec z ręki, gdy do środka wszedł Snape w towarzystwie McGonagall. Zlustrował chłodno uczniów i z grymasem usiadł obok nauczycielki i Slughorn’a. No to ci dopiero szok… Spuściła wzrok i wlepiła go w swój prawie pusty talerz. Niezwykle interesująca ta sałatka, bardzo ładnie się prezentuje! Westchnęła i podparła głowę o rękę. Nie sądziła, że go tu spotka i jakoś poczuła się strasznie głupio, że się tak wystroiła, chociaż wcale nie odróżniała się wyglądem od innych uczennic.
Cisze przerywały jedynie pytania Slughorn’a, ale w końcu zespół zlitował się i cicha muzyka zaczęła grać w tle. Neville wyglądał na niezwykle spiętego, a Harry gniewnie wpatrywał się w Snape’a, który siedział ze skrzyżowanymi rękami i nawet nie zerknął w stronę jedzenia.. ani w jej. Jedynie Ginny wydawała się dobrze bawić, bo Slughorn kokietował ją ciągle i opowiadał o tym jaka jest podobna do Molly i ciekawe historie z jej szkolnych lat. Hermiona była pewna, że ruda nie bez powodu chłonie te opowieści – chciała je wykorzystać przeciwko matce. Uśmiechnęła się lekko i nagle poczuła na sobie wzrok nauczyciela.
- A twoi rodzice Hermiono? Czym się zajmują? – Spanikowana odruchowo spojrzała w stronę Snape’a który również w końcu patrzył na nią. Zamarła i nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie myślała o nich od dawna – starała się tego unikać, bo pogrążała się w smutku. Ale przecież nikt prócz Snape’a i zapewne McGonagall nie wiedział o tym, że już dla nich nie istniała.. Przełknęła gulę w gardle i zdobyła się na nikły uśmiech.
- Eee.. Oni są dentystami. Są mugolami i leczą innym zęby. – Wzruszyła ramionami w duchu błagając aby zakończył ten temat.
- Och! To doprawdy niesamowite, ciekawy zawód! A na czym on właściwie polega?
- No, leczą zęby innym.
- Niesamowite, świat bez magii musi być taki.. inny, prawda?
- Tak, faktycznie. – Spuściła wzrok na swój talerz.
- Horacy nie rób z siebie durnia. – Snape mruknął ze swojego miejsca, ale Slughorn nawet nie przejął się przekąsem w jego głosie. Zerknęła ukradkiem na niego. Czy on właśnie wyratował ją z opresji? Serce zabiło jej mocniej, gdy ich wzrok ponownie się spotkał.
- O właśnie! Zaprosiłem tutaj waszego nauczyciela, bo był naprawdę jednym z najlepszych uczniów jakich miałem w swojej karierze! Oczywiście Minerwa również, ale Severus.. No ten to był złotą rączką jeśli chodziło o eliksiry. Zresztą sami dobrze wiecie!
Miała wrażenie, że Snape zabije go spojrzeniem i usłyszała zduszony śmiech uczniów, którzy zamilkli gdy napotkali wściekły wzrok nauczyciela.
- Harry! A twoja mama! To dopiero była piękna i zdolna kobieta! No mówię ci, prawdziwy skarb. – Posmutniał i westchnął, a Hermiona spojrzała na Harrego, który pierwszy raz tego wieczoru poświęcił mu uwagę.
- Uczył pan moją mamę?
- O tak! Ile razy przyłapałem ją i Severus’a jak sobie pomagali wzajemnie, gdy byli na pierwszym roku. – Zachichotał, a ona, Harry i Snape zesztywnieli. Co takiego? On i mama Harrego..? Poczuła nieprzyjemne uczucie w żołądku i spuściła wzrok.
- Horacy! Może zatańczymy? – Tym razem to McGonagall wyratowała wszystkich z tej niezręcznej sytuacji.
Harry i Ginny odeszli pod ścianę, a ona poszła w ich ślady. Snape i Evans.. Niemożliwe!
- Wiedziałeś o tym? – Zapytała Harry’ego, który był lekko zielony na twarzy.
- Żartujesz?! Nawet nie wiedziałem, że znał się z moją mamą.. Tylko, że z ojcem się sprzeczali, ale mama? Nie wiem naprawdę co to była za relacja, ale na pewno nic szczególnego..
Skinęła głową, ale w środku czuła, że to wcale nie było takie.. nic nieznaczące.
- Eeee, Hermiona chcesz zatańczyć? – Spojrzała zdziwiona na Neville’a, który podszedł do nich niepewnie. Ginny posłała jej znaczące spojrzenie, a ta przewróciła jedynie oczyma.
- Jasne, czemu nie. – Ujęła dłoń chłopaka i przeszli na parkiet, gdzie niezdarnie zakręcił nią kilka razy. Biedny Neville – pomyślała, ale o dziwo naprawdę dobrze bawiła się w jego towarzystwie. Zapomniała na krótką chwilę o tym przeklętym nietoperzu, którego wzrok czuła na sobie. Bała się z nim zmierzyć, bo nie wiedziała czego się spodziewać. Ten facet był tak zmienny jak pogoda w kwietniu. Westchnęła w końcu, czując, że zaraz wywierci jej dziurę w plecach i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Muszę się napić. Zaraz wracam. – Odeszła od partnera i skierowała do stołu z napojami, przy którym stał nauczyciel.
- Widzę, że szybko zmieniasz obiekty zainteresowań Granger.
Prawie się oblała, gdy usłyszała pełen gniewu głos Snape’a tuż obok siebie i rozejrzała się dyskretnie, czy nikt ich przypadkiem nie słyszał.
- O co panu chodzi? Neville to mój przyjaciel. – Uniosła brew. Czyżby był zazdrosny? – Zresztą, nie muszę się panu tłumaczyć. – Odwróciła się z powrotem do stołu z przekąskami i rozejrzała. Czym by mu wypaćkać tą przeklętą twarz…
- Jak chcesz. – Wzruszył ramionami, a ona spojrzała na niego.
- Nie wiedziałam, że znał pan mamę Harrego. – O tak, podejdzie go od innej strony!
- Byliśmy na jednym roku. Ale nie będziemy teraz o tym rozmawiać. – Skrzywiła się, ale wzruszyła ramionami.
- Jak pan chce. – Odpowiedziała, naśladując jego wcześniejszy ton. Zerknął w jej stronę, unosząc brew.
- Granger, widzę cię w swoim gabinecie, po tej marnej imitacji zabawy.
Po tych słowach odszedł, a ona stała z ciastkiem w pół drogi do ust, patrząc z nim z niedowierzaniem. Czy on właśnie kazał jej przyjść do siebie? Z własnej woli? A co z jego „jesteś durną małolatą, a ja starym nauczycielem – idź precz”? Z trudem zamknęła buzię i wróciła do przyjaciół.
- Czego chciał od ciebie Snape? Rozmawialiście właśnie?
- Żartujesz? Mówił tylko, że McGonagall mnie szukała. – Kłamstwo gładko przeszło przez jej gardło, ale z niepokojem zerknęła w stronę Ginny, która mrużyła oczy i przyglądała się z ciekawością.
Resztę wieczoru spędziła na rozmowie z przyjaciółmi i tańcu, chociaż bardzo chciała pozbyć się już tych przeklętych szpilek i zejść do lochów, gdzie czekał na nią Snape.
Nie wytrzymam do poniedziałku! :'( Rozdział skończony w takim momencie, że chcę cię po prostu zaavadować albo gorzej!!! Mimo to świetny pomysł ze Snape'm na zabawie. Okazja, aby znowu coś z nim spróbować. ;) ♥ Pisz dalej, bo doczekać się nie mogę! :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
C.S Fox Potterhead (Uniżony sługa) ;) ♥
Haha, ale musisz zaczekać, no bardzo mi przykro! JAK WSZYSCY TO WSZYSCY!
UsuńDzięki za przemiłe słowa, ale zacznij lepiej betować, a nie wymyślasz! :D
Pozdrawiam,
Jęcząca Marta (Pani i władczyni świata) <3
To poproszę rozdzialik, którego nie zbetowałam, a najlepiej to wszystkie i będę ci powoli wrzucać. :D
UsuńNo, ale dlaczego w takim momencie? xd do poniedziałku tak daleko :/
OdpowiedzUsuńPrzemyślę to i może wcześniej dodam rozdział, bo mnie zlinczujecie niedługo :(
UsuńZaazkabanujemy, zaavadujemy i powiesimy na Wierzbie Bijącej! :/ PONIEDZIAŁEK????????????????????????????
UsuńHAHAHAHAHA weź bo doniosę do Ministerstwa za takie groźby! :/
UsuńMówię jak najbardziej serio! :D Możesz sobie zrobić zaczepkę z Dumbledore'm na szczęście. :D
UsuńJak możesz przerywać w takim momencie! Przecież ja nie wytrzymam do PONIEDZIAŁKU! A ten rozdział jak zwykle ŚWIETNY :-) Uwielbiam Twój styl pisania i ogólnie całą historię, którą tworzysz ;-)
OdpowiedzUsuńNastępna w kolejce do linczu! :(
UsuńDziękuję bardzo i niezmiernie cieszy mnie to cieszy, że się podoba!