Obiecałam to i jest! Jejku nawet nie wiecie jak przyjemnie, kiedy widzę te pochlebne komentarze i cieszę się, że ktoś prócz mnie wciągnął się w historię Sev'a i Miony. <3 Oczywiście ja sama jestem ciekawa ich losów, bo moja głowa wybucha od pomysłów i mam już tyle do przodu napisane, ale to wpadnę na coś nowego, to coś zmienię.. Ciężka praca autora.. xD
Tak sobie pomyślałam, że czytając nie wiem czy widzicie to w takim samej "atmosferze" jak ja, więc uznałam, że zacznę Wam umieszczać przy niektórych fragmentach linki do piosenek, których słucham pisząc. :) Oczywiście jak ktoś nie chce, to niech nie klika, wolny kraj! (No może nie na długo..)
Pozdrawiam gorąco Fox Potterhead i jej siostrę, które urządzają sobie kółko wzajemnej adoracji pod moimi postami, Żmudę, która dzielnie brnie przez wszystkie posty, WampDam i pozostałe anonimowe osoby, które komentują! Dziękuję Wam bardzo i mam nadzieję, że więcej osób pozostawi ślad po sobie. :D
Koniec ogłoszeń parafialnych i zapraszam do czytania!
PS. Nienawidzę Blogger'a, AGHRRR
__________________________________________________________
Tak sobie pomyślałam, że czytając nie wiem czy widzicie to w takim samej "atmosferze" jak ja, więc uznałam, że zacznę Wam umieszczać przy niektórych fragmentach linki do piosenek, których słucham pisząc. :) Oczywiście jak ktoś nie chce, to niech nie klika, wolny kraj! (No może nie na długo..)
Pozdrawiam gorąco Fox Potterhead i jej siostrę, które urządzają sobie kółko wzajemnej adoracji pod moimi postami, Żmudę, która dzielnie brnie przez wszystkie posty, WampDam i pozostałe anonimowe osoby, które komentują! Dziękuję Wam bardzo i mam nadzieję, że więcej osób pozostawi ślad po sobie. :D
Koniec ogłoszeń parafialnych i zapraszam do czytania!
PS. Nienawidzę Blogger'a, AGHRRR
__________________________________________________________
Trochę obawiała się spotkania, gdy stała
teraz z uczniami przed salą w oczekiwaniu na Snape'a. Nawet nie zdążyła
przemyśleć tego co się stało. No bo w końcu to tylko jeden niewinny pocałunek,
prawda? Co z tego, że z nauczycielem? Co z tego, że mało nie zdarli z siebie
ubrań..? Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Oj tak, bez wątpienia to był
najlepszy pocałunek jaki miała okazję przeżyć. Nie żeby znowu było ich tak
wiele...
- Co zrobisz szlamo, jak już wyjedziesz ze szkoły co? Dumbledore cię nie obroni. - Odwróciła głowę i zacisnęła zęby patrząc na roześmianą twarz Parkinson i innych Ślizgonów. Przewróciła oczami i postanowiła ich ignorować. Ron spojrzał na nią wściekle i wyciągnął różdżkę.
- Lepiej ją przeproś!
- Daj spokój Ron. Przecież to tylko ich durne gadanie.
- Granger osobiście przekażemy Ministerstwu, że pewna szlama spaceruje ulicami. - Goyle zaśmiał się głośniej. Nie reaguj - powiedziała sobie, ale tym razem Harry również wyciągnął różdżkę.
- Zamknij się! - Spojrzała na Weasley'a który wyglądał na naprawdę wkurzonego. A tego co ugryzło? Ale nim dostała odpowiedź, poczuła jak Harry pchnął ją w bok. Na całe szczęście, bo koło jej ucha śmignął czerwony promień. O nie, znowu atakują od tyłu? Tym razem nie pozwoli im na to!
Odwróciła się gwałtownie i nie bawiąc się w zaklęcia werbalne, zaatakowała.
- Ty szmato. - Syknęła Pansy, która w ostatniej chwili odbiła czar. Do walki przyłączyli się inni Ślizgoni ale także Gryfoni. Slytherin pozwalał sobie na zbyt wiele przez te lata! Niektórzy uczniowie wycofali się spanikowani, gdy zacięcie rzucali w siebie zaklęciami. Ich krótki pojedynek przerwało nadejście nauczyciela.
- Co tu się do jasnej cholery dzieje? - Ryknął, spoglądając to na Ślizgonów, to na Gryfonów, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na Hermionie, która opuściła różdżkę, ale wciąż łypała groźnie w stronę przeciwników.
- Profesorze! Zaatakowali nas! – Zaskomlała żałośnie Pansy.
Boże, wyrwałaby tej pieprzonej Parkinson wszystkie kłaki z głowy!
- To nieprawda!
- Oni pierwsi zaatakowali Hermione! – Krzyknął oburzony Harry, a nauczyciel spojrzał na niego krzywo.
- Cisza! Mam dosyć waszych durnych sporów! Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. - wydali z siebie okrzyk oburzenia, ale Snape nie przejął się tym. - a ty Granger zarabiasz szlaban za bezmyślne machanie różdżka! – Dodał po chwili, a na jego twarzy pojawił się ten dobrze jej znany uśmieszek.
Patrzyła na niego, niedowierzając.
- Pan chyba żartuje! – Powiedziała z wyrzutem, a on spojrzał na nią z morderczymi zamiarami. Harry niepewnie podszedł do niej, zaskoczony jej zachowaniem, chociaż sam wyglądał na złego.
- Granger. Wydaje mi się, że chyba coś ci się w głowie poprzestawiało, ale o ile się nie mylę to jestem nauczycielem! – Otworzył drzwi do klasy. – Gryffindor traci kolejne dwadzieścia punktów za język Granger, a dzisiaj o dwudziestej widzę cię w swoim gabinecie. – Powiedział stanowczo, z chłodnym wyrazem twarzy i wszedł do sali. No dobra, może faktycznie się zapomniała trochę, w końcu normalnie nigdy by się tak do niego nie odezwała, ale za co dostała szlaban do cholery?! Przecież broniła się tylko! Wściekła weszła do środka i już czuła, że ten dzień nie zapowiadał się dobrze, a już na pewno nie ta lekcja.
- Co zrobisz szlamo, jak już wyjedziesz ze szkoły co? Dumbledore cię nie obroni. - Odwróciła głowę i zacisnęła zęby patrząc na roześmianą twarz Parkinson i innych Ślizgonów. Przewróciła oczami i postanowiła ich ignorować. Ron spojrzał na nią wściekle i wyciągnął różdżkę.
- Lepiej ją przeproś!
- Daj spokój Ron. Przecież to tylko ich durne gadanie.
- Granger osobiście przekażemy Ministerstwu, że pewna szlama spaceruje ulicami. - Goyle zaśmiał się głośniej. Nie reaguj - powiedziała sobie, ale tym razem Harry również wyciągnął różdżkę.
- Zamknij się! - Spojrzała na Weasley'a który wyglądał na naprawdę wkurzonego. A tego co ugryzło? Ale nim dostała odpowiedź, poczuła jak Harry pchnął ją w bok. Na całe szczęście, bo koło jej ucha śmignął czerwony promień. O nie, znowu atakują od tyłu? Tym razem nie pozwoli im na to!
Odwróciła się gwałtownie i nie bawiąc się w zaklęcia werbalne, zaatakowała.
- Ty szmato. - Syknęła Pansy, która w ostatniej chwili odbiła czar. Do walki przyłączyli się inni Ślizgoni ale także Gryfoni. Slytherin pozwalał sobie na zbyt wiele przez te lata! Niektórzy uczniowie wycofali się spanikowani, gdy zacięcie rzucali w siebie zaklęciami. Ich krótki pojedynek przerwało nadejście nauczyciela.
- Co tu się do jasnej cholery dzieje? - Ryknął, spoglądając to na Ślizgonów, to na Gryfonów, aż w końcu jego wzrok zatrzymał się na Hermionie, która opuściła różdżkę, ale wciąż łypała groźnie w stronę przeciwników.
- Profesorze! Zaatakowali nas! – Zaskomlała żałośnie Pansy.
Boże, wyrwałaby tej pieprzonej Parkinson wszystkie kłaki z głowy!
- To nieprawda!
- Oni pierwsi zaatakowali Hermione! – Krzyknął oburzony Harry, a nauczyciel spojrzał na niego krzywo.
- Cisza! Mam dosyć waszych durnych sporów! Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. - wydali z siebie okrzyk oburzenia, ale Snape nie przejął się tym. - a ty Granger zarabiasz szlaban za bezmyślne machanie różdżka! – Dodał po chwili, a na jego twarzy pojawił się ten dobrze jej znany uśmieszek.
Patrzyła na niego, niedowierzając.
- Pan chyba żartuje! – Powiedziała z wyrzutem, a on spojrzał na nią z morderczymi zamiarami. Harry niepewnie podszedł do niej, zaskoczony jej zachowaniem, chociaż sam wyglądał na złego.
- Granger. Wydaje mi się, że chyba coś ci się w głowie poprzestawiało, ale o ile się nie mylę to jestem nauczycielem! – Otworzył drzwi do klasy. – Gryffindor traci kolejne dwadzieścia punktów za język Granger, a dzisiaj o dwudziestej widzę cię w swoim gabinecie. – Powiedział stanowczo, z chłodnym wyrazem twarzy i wszedł do sali. No dobra, może faktycznie się zapomniała trochę, w końcu normalnie nigdy by się tak do niego nie odezwała, ale za co dostała szlaban do cholery?! Przecież broniła się tylko! Wściekła weszła do środka i już czuła, że ten dzień nie zapowiadał się dobrze, a już na pewno nie ta lekcja.
Chwilę przed dwudziestą w bojowym
nastroju zeszła do lochów. Chciał ją widzieć u siebie? Nie ma problemu. Miała
cały dzień aby obmyślić małą zemstę za niesprawiedliwe ukaranie. Starała się
odpychać emocje, które napływały, gdy tylko wspomniała ich pocałunek, ale
postanowiła to wykorzystać. Dupek, nie będzie robił z nią co chciał! Dlatego
zamiast swojego mundurka, ubrała wyjątkowo obcisłe dżinsy. Rumieniła się na
samą myśl o nich, ale uznała, że skoro tak chce pogrywać to i ona będzie grać
nieczysto. Założyła czarny podkoszulek na ramiączkach z wydatnym dekoltem i
związała włosy w warkocz, aby nie zasłaniać „widoków”. Uśmiechnęła się do
swojego odbicia i pewna siebie opracowała okropny plan.
Teraz, gdy stała przed drzwiami do jego salonu i przypomniała sobie to uczucie, gdy ją całował.. nie była już w tak bojowym nastroju. Ale przecież nie da mu tej satysfakcji! Odetchnęła i zapukała do drzwi. Gdy je otworzył, zmierzył ją wzrokiem i wpuścił do środka, bez słowa. Weszła i podparła ręce na biodrach, po czym odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Dobrze, to co mam robić profesorze? – Zapytała miękko, z zadowoleniem obserwując jak lustruje ją wzrokiem.
- Co?
- Mówi się „proszę” profesorze, a nie „co” – odpowiedziała z przekąsem, co spotkało się z jego wściekłym spojrzeniem. Minął ją i przeszedł do biurka. Jednak zatrzymał się przed nim i ponownie odwrócił w jej stronę. – Mój szlaban. Bardzo, ale to bardzo niezasłużony szlaban.
- Moje zdanie na ten temat jest inne.
- Słucham? Pan żartuje czy tak na poważnie?
- Granger, czy ty myślisz, że ja dorabiam jako komik?
- Nie, raczej jako nietoperz w cyrku. – Przestała się uśmiechać i mierzyła z nim spojrzeniem. Pierwszy odwrócił wzrok i zdjął swoją pelerynę, zostając w samym surducie. Ha! Punkt dla Hermiony, zero dla Snape’a!
- Myślę, że wyszorowanie kociołków będzie odpowiednią karą. – Powiedział po chwili, nawet nie komentując jej zachowania.
- Na nic lepszego pana nie stać? – Skrzyżowała ramiona na piersiach, uwydatniając je tym samym. Przesunął leniwie wzrokiem po jej ciele, a ona zadrżała, gdy zatrzymał się na chwilę przy jej ustach i zrobiło się jej gorąco. Idiotko! To on miał się tak czuć, nie ty!
- Nie powiedziałem, że to koniec. – Uśmiechnął się przebiegle i podszedł do niej. Spięła się cała i wstrzymała oddech, gdy nachylił się i szepnął tuż przy jej uchu: - To dopiero początek. – po czym wyszedł z salonu. Przez chwilę stała jak wryta w miejscu, bojąc się, że jeśli zrobi krok to jej nogi zupełnie zmiękną. Merlinie, jaki on potrafił być pociągający.. Westchnęła i poszła za nim, żałując, że jednak nie wybrała dresów.
Obserwował ją zza biurka, gdy czyściła kociołek za kociołkiem z wściekłą miną. Już ona ma pokaże! Ten to miał tupet!
- Profesorze dlaczego to JA dostałam szlaban a nie ta zdzira Pansy?
- Granger! Uważaj na język! – Huknął, a ona wzruszyła ramionami.
- Taka prawda, bliżej jej do takiej niż mi do mugolaczki. – Mruknęła ciszej, bardziej do siebie.
- Bo wdajesz się w niepotrzebne bójki.
- Niepotrzebne?! Nie było tam pana! Gdyby mnie Harry nie odepchnął to oberwałabym w plecy! Tak, pana ukochani Ślizgoni nie potrafią nic innego tylko atakować od tyłu! – Odwróciła się gwałtownie z kociołkiem w rękach. Kretyn!
- Tym bardziej powinnaś dostać szlaban! Chyba miałaś już nauczkę, co? Miałaś się pilnować, a nie pozwalać zachodzić od tyłu!
- Ale to było przed klasą! W tłumie uczniów! Przed zajęciami! Naprawdę mam zachowywać się jak pan, jakbym miała paranoje?
- Ja nie mam paranoi Granger! – Prychnęła i powróciła do szorowania kociołka ze złością. Chociaż na nim mogła się wyżyć. – Skończ to i przyjdź do mnie. – Rzucił oschle, po czym zostawił ją samą. Jasne, przyjdź do mnie, zrób to i jeszcze tamto! Gdzie przeoczyła fakt, że jest takim okropnym palantem? Co z tego, że nieziemsko całował, że zauroczyła się w nim jak gówniara, że miał piękne ciało i umysł, skoro był takim dupkiem?!
Usiadła na krzesełku i ze zdwojoną siłą, szorowała te przeklęte kociołki, a ręce ją piekły niemiłosiernie.
Po dwóch godzinach miała wrażenie, że straciła czucie w dłoniach, a naskórek zszedł z nich i poszedł daleko stąd. Nawet rękawice nie pomagały – miała naprawdę delikatną skórę. Syknęła z bólu, ale zamaskowała go kpiarskim uśmiechem i weszła do jego salonu. Nie usiadła na swoim fotelu - stanęła na środku i czekała. Ciekawe co tym razem wymyśli? Zacisnęła pięści i skrzywiła się lekko – zapomniała już o otarciach.
Zlustrował ją wzrokiem, po czym podszedł bliżej.
- Pokaż ręce.
- Po co?
- Pokazuj, już. - Zmrużyła oczy w złości, ale posłusznie wyciągnęła ramiona do przodu. A niech ma, niech zobaczy jak musi przez niego cierpieć! Ujął jej dłonie w swoje i patrzył na nie przez chwilę, a potem puścił i podszedł do szafki, z której wyciągnął jakieś pudełeczko. – Siadaj. – Rzucił, a ona mechanicznie usiadła w fotelu. Ale ją wyszkolił – pomyślała i wyciągnęła dłonie z powrotem, gdy wrócił do niej.
- Co to?
- Maść na otarcia. – Odpowiedział i przewrócił oczami. Ach no tak, przecież to takie oczywiste! (KLIK! )
Zaczął delikatnie wcierać krem w jej dłonie, a ona poczuła pieczenie, które ustało po chwili. Trzymał je teraz we własnych i masował kciukiem, chociaż maść zdążyła już wsiąknąć. Przeniosła wzrok z ich splecionych rąk na twarz. Z bliska widziała te ostre rysy twarzy, które ginęły pod długimi czarnymi włosami. Zdziwiła się, że miał zarost, nigdy wcześniej o tym nie pomyślała, ale w sumie nigdy też nie patrzyła na niego z tak bliska. Odznaczał się bardzo delikatnie – Snape wbrew powszechnej opinii był niezwykle zadbanym mężczyzną. Zatrzymała się na pełnych, choć wąskich ustach i przygryzła wargę. Boże, co ona by dała żeby znowu ją pocałował! Nieświadoma, że on również patrzy na nią, przeniosła wzrok na jego oczy. Zarumieniła się, gdy sobie to uświadomiła, i zrobiło się jej gorąco, ale nie odwróciła głowy - wpatrywała się z przyjemnością w czarne tęczówki, które zlewały się z źrenicami w półmroku i czuła, że wszystkie zmartwienia i cały lęk, strach, wszystko odpływa, a pojawia się ten nieznany głód i pragnienie. Nie wiedziała jak długo tak przyglądali się sobie, ale ta chwila zdawała się trwać wieczność i jak dla niej to mogło tak zostać. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Zjechała wzrokiem z powrotem na jego usta, które były teraz wykrzywione w lekkim uśmiechu. Wyciągnęła jedną dłoń z jego uścisku i przyłożyła do twarzy, którą delikatnie pogładziła, a kciukiem przejechała po wąskich, wargach. Rozchylił je lekko i dostrzegła szok, który zalśnił w jego oczach, ale nie odsunął się – przeciwnie – sam ujął jej twarz w swoje dłonie i złączył ich usta w pocałunku. Tym razem nie obawiała się tego, nie zawahała tylko oddała pocałunek z pełną namiętnością. Nie czuła się jak poprzedniego dnia. Nie czuła smutku i złości, które ją napędzały, nie czuła oporów przed tym, że całowała się ze Snape’m a jedynie pożądanie, które wypełniło każdą komórkę ciała. Muskał delikatnie językiem jej własny i jęknęła, gdy lekko przygryzł jej wargę. Jakie to było cudowne.. Czuła, że zamiast mózgu ma już papkę, ale położyła obie ręce na plecach mężczyzny i z zadowoleniem wyczuła, że się uśmiechnął. Przesuwała dłońmi po jego silnych, choć drobnych ramionach, z przyjemnością. Wplótł dłoń w jej włosy i przycisnął mocniej do siebie, całując coraz bardziej natarczywie. Nie żeby jej to przeszkadzało.. Tym razem to ona ugryzła go, a z jego gardła wyrwało się warknięcie, a ona zadrżała z podniecenia na ten dźwięk. Merlinie, przecież on mógł mieć ją w tym momencie całą! Jakby odczytał jej myśli, odsunął się nagle i spojrzał na nią z takim pożądaniem, że musiała zaciągnąć się powietrzem. Wstała niepewnie, widząc ten głód w jego oczach, ale uśmiechnęła się zalotnie. Zmierzył ją wzrokiem, po czym objął w talii i ponownie pocałował, delikatnie pchając ją w stronę drzwi. Coś w jej głowie krzyczało, żeby przestała, żeby nie przekraczała progu tych drzwi, ale nie chciała, Boże jak bardzo nie chciała przestawać! Uderzyła w coś nogą i zdążyła tylko zarejestrować, że są w jego sypialni a "coś" to łóżko, na które właśnie ją pchnął, a ona opadła bezwładnie. Bała się. Bała się jak cholera, że nie będzie dla niego wystarczająco dobra, albo że nagle mu się odwidzi, ale z drugiej strony tak bardzo go chciała..
Teraz, gdy stała przed drzwiami do jego salonu i przypomniała sobie to uczucie, gdy ją całował.. nie była już w tak bojowym nastroju. Ale przecież nie da mu tej satysfakcji! Odetchnęła i zapukała do drzwi. Gdy je otworzył, zmierzył ją wzrokiem i wpuścił do środka, bez słowa. Weszła i podparła ręce na biodrach, po czym odwróciła się do niego z uśmiechem.
- Dobrze, to co mam robić profesorze? – Zapytała miękko, z zadowoleniem obserwując jak lustruje ją wzrokiem.
- Co?
- Mówi się „proszę” profesorze, a nie „co” – odpowiedziała z przekąsem, co spotkało się z jego wściekłym spojrzeniem. Minął ją i przeszedł do biurka. Jednak zatrzymał się przed nim i ponownie odwrócił w jej stronę. – Mój szlaban. Bardzo, ale to bardzo niezasłużony szlaban.
- Moje zdanie na ten temat jest inne.
- Słucham? Pan żartuje czy tak na poważnie?
- Granger, czy ty myślisz, że ja dorabiam jako komik?
- Nie, raczej jako nietoperz w cyrku. – Przestała się uśmiechać i mierzyła z nim spojrzeniem. Pierwszy odwrócił wzrok i zdjął swoją pelerynę, zostając w samym surducie. Ha! Punkt dla Hermiony, zero dla Snape’a!
- Myślę, że wyszorowanie kociołków będzie odpowiednią karą. – Powiedział po chwili, nawet nie komentując jej zachowania.
- Na nic lepszego pana nie stać? – Skrzyżowała ramiona na piersiach, uwydatniając je tym samym. Przesunął leniwie wzrokiem po jej ciele, a ona zadrżała, gdy zatrzymał się na chwilę przy jej ustach i zrobiło się jej gorąco. Idiotko! To on miał się tak czuć, nie ty!
- Nie powiedziałem, że to koniec. – Uśmiechnął się przebiegle i podszedł do niej. Spięła się cała i wstrzymała oddech, gdy nachylił się i szepnął tuż przy jej uchu: - To dopiero początek. – po czym wyszedł z salonu. Przez chwilę stała jak wryta w miejscu, bojąc się, że jeśli zrobi krok to jej nogi zupełnie zmiękną. Merlinie, jaki on potrafił być pociągający.. Westchnęła i poszła za nim, żałując, że jednak nie wybrała dresów.
Obserwował ją zza biurka, gdy czyściła kociołek za kociołkiem z wściekłą miną. Już ona ma pokaże! Ten to miał tupet!
- Profesorze dlaczego to JA dostałam szlaban a nie ta zdzira Pansy?
- Granger! Uważaj na język! – Huknął, a ona wzruszyła ramionami.
- Taka prawda, bliżej jej do takiej niż mi do mugolaczki. – Mruknęła ciszej, bardziej do siebie.
- Bo wdajesz się w niepotrzebne bójki.
- Niepotrzebne?! Nie było tam pana! Gdyby mnie Harry nie odepchnął to oberwałabym w plecy! Tak, pana ukochani Ślizgoni nie potrafią nic innego tylko atakować od tyłu! – Odwróciła się gwałtownie z kociołkiem w rękach. Kretyn!
- Tym bardziej powinnaś dostać szlaban! Chyba miałaś już nauczkę, co? Miałaś się pilnować, a nie pozwalać zachodzić od tyłu!
- Ale to było przed klasą! W tłumie uczniów! Przed zajęciami! Naprawdę mam zachowywać się jak pan, jakbym miała paranoje?
- Ja nie mam paranoi Granger! – Prychnęła i powróciła do szorowania kociołka ze złością. Chociaż na nim mogła się wyżyć. – Skończ to i przyjdź do mnie. – Rzucił oschle, po czym zostawił ją samą. Jasne, przyjdź do mnie, zrób to i jeszcze tamto! Gdzie przeoczyła fakt, że jest takim okropnym palantem? Co z tego, że nieziemsko całował, że zauroczyła się w nim jak gówniara, że miał piękne ciało i umysł, skoro był takim dupkiem?!
Usiadła na krzesełku i ze zdwojoną siłą, szorowała te przeklęte kociołki, a ręce ją piekły niemiłosiernie.
Po dwóch godzinach miała wrażenie, że straciła czucie w dłoniach, a naskórek zszedł z nich i poszedł daleko stąd. Nawet rękawice nie pomagały – miała naprawdę delikatną skórę. Syknęła z bólu, ale zamaskowała go kpiarskim uśmiechem i weszła do jego salonu. Nie usiadła na swoim fotelu - stanęła na środku i czekała. Ciekawe co tym razem wymyśli? Zacisnęła pięści i skrzywiła się lekko – zapomniała już o otarciach.
Zlustrował ją wzrokiem, po czym podszedł bliżej.
- Pokaż ręce.
- Po co?
- Pokazuj, już. - Zmrużyła oczy w złości, ale posłusznie wyciągnęła ramiona do przodu. A niech ma, niech zobaczy jak musi przez niego cierpieć! Ujął jej dłonie w swoje i patrzył na nie przez chwilę, a potem puścił i podszedł do szafki, z której wyciągnął jakieś pudełeczko. – Siadaj. – Rzucił, a ona mechanicznie usiadła w fotelu. Ale ją wyszkolił – pomyślała i wyciągnęła dłonie z powrotem, gdy wrócił do niej.
- Co to?
- Maść na otarcia. – Odpowiedział i przewrócił oczami. Ach no tak, przecież to takie oczywiste! (KLIK! )
Zaczął delikatnie wcierać krem w jej dłonie, a ona poczuła pieczenie, które ustało po chwili. Trzymał je teraz we własnych i masował kciukiem, chociaż maść zdążyła już wsiąknąć. Przeniosła wzrok z ich splecionych rąk na twarz. Z bliska widziała te ostre rysy twarzy, które ginęły pod długimi czarnymi włosami. Zdziwiła się, że miał zarost, nigdy wcześniej o tym nie pomyślała, ale w sumie nigdy też nie patrzyła na niego z tak bliska. Odznaczał się bardzo delikatnie – Snape wbrew powszechnej opinii był niezwykle zadbanym mężczyzną. Zatrzymała się na pełnych, choć wąskich ustach i przygryzła wargę. Boże, co ona by dała żeby znowu ją pocałował! Nieświadoma, że on również patrzy na nią, przeniosła wzrok na jego oczy. Zarumieniła się, gdy sobie to uświadomiła, i zrobiło się jej gorąco, ale nie odwróciła głowy - wpatrywała się z przyjemnością w czarne tęczówki, które zlewały się z źrenicami w półmroku i czuła, że wszystkie zmartwienia i cały lęk, strach, wszystko odpływa, a pojawia się ten nieznany głód i pragnienie. Nie wiedziała jak długo tak przyglądali się sobie, ale ta chwila zdawała się trwać wieczność i jak dla niej to mogło tak zostać. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Zjechała wzrokiem z powrotem na jego usta, które były teraz wykrzywione w lekkim uśmiechu. Wyciągnęła jedną dłoń z jego uścisku i przyłożyła do twarzy, którą delikatnie pogładziła, a kciukiem przejechała po wąskich, wargach. Rozchylił je lekko i dostrzegła szok, który zalśnił w jego oczach, ale nie odsunął się – przeciwnie – sam ujął jej twarz w swoje dłonie i złączył ich usta w pocałunku. Tym razem nie obawiała się tego, nie zawahała tylko oddała pocałunek z pełną namiętnością. Nie czuła się jak poprzedniego dnia. Nie czuła smutku i złości, które ją napędzały, nie czuła oporów przed tym, że całowała się ze Snape’m a jedynie pożądanie, które wypełniło każdą komórkę ciała. Muskał delikatnie językiem jej własny i jęknęła, gdy lekko przygryzł jej wargę. Jakie to było cudowne.. Czuła, że zamiast mózgu ma już papkę, ale położyła obie ręce na plecach mężczyzny i z zadowoleniem wyczuła, że się uśmiechnął. Przesuwała dłońmi po jego silnych, choć drobnych ramionach, z przyjemnością. Wplótł dłoń w jej włosy i przycisnął mocniej do siebie, całując coraz bardziej natarczywie. Nie żeby jej to przeszkadzało.. Tym razem to ona ugryzła go, a z jego gardła wyrwało się warknięcie, a ona zadrżała z podniecenia na ten dźwięk. Merlinie, przecież on mógł mieć ją w tym momencie całą! Jakby odczytał jej myśli, odsunął się nagle i spojrzał na nią z takim pożądaniem, że musiała zaciągnąć się powietrzem. Wstała niepewnie, widząc ten głód w jego oczach, ale uśmiechnęła się zalotnie. Zmierzył ją wzrokiem, po czym objął w talii i ponownie pocałował, delikatnie pchając ją w stronę drzwi. Coś w jej głowie krzyczało, żeby przestała, żeby nie przekraczała progu tych drzwi, ale nie chciała, Boże jak bardzo nie chciała przestawać! Uderzyła w coś nogą i zdążyła tylko zarejestrować, że są w jego sypialni a "coś" to łóżko, na które właśnie ją pchnął, a ona opadła bezwładnie. Bała się. Bała się jak cholera, że nie będzie dla niego wystarczająco dobra, albo że nagle mu się odwidzi, ale z drugiej strony tak bardzo go chciała..
- Hermiono. – Szepnął przy jej uchu, gdy pochylił się nad nią i przygryzł
płatek jej ucha. Zadrżała i jęknęła cicho, nie zupełnie świadoma, które z tych
gestów wywołało w niej takie uczucia. Odchyliła głowę do tyłu by dać mu lepszy
dostęp do szyi, po której sunął rozgrzanymi wargami w dół. Co ona by dała, żeby
to trwało wiecznie.. Jęknęła, gdy wsunął ramiona pod jej plecy i przesunął ją
dalej na łóżko, po czym zawisł nad nią z cwaniackim uśmiechem, podpierając się
na dłoniach.
Nagle zamiast uśmiechu, dostrzegła grymas, a on odsunął się i ku jej niezadowoleniu, wstał z łóżka.
Nagle zamiast uśmiechu, dostrzegła grymas, a on odsunął się i ku jej niezadowoleniu, wstał z łóżka.
– Nosz kurwa! – Ryknął, a Hermiona momentalnie otrzeźwiała, nie do końca wiedząc co się dzieje. Co oni wyprawiali?!
Spojrzała na niego zaskoczona, ale zamarła widząc, że trzyma się za przegub. Nie, nie, nie, przecież nie mógł jej tak teraz zostawić, nie mógł iść na kolejne spotkanie, nie teraz gdy w końcu pokazała mu co czuje, gdy uzmysłowiła sobie ile dla niej znaczy!
Usiadła gwałtownie i przyglądała mu się z niepokojem, gdy zarzucał ciężkie szaty śmierciożercy.
- Granger, wyjdź stąd. – Rzucił z taką miną, jakby właśnie patrzył na coś obrzydliwego. Zabolało ją to. – TO ma się więcej nie powtórzyć. – Dodał po chwili, nie patrząc w jej stronę. No pewnie, przecież to ona była winna temu, że właśnie rzucił ją na łóżko i mało co nie rozebrał!
Ale nie potrafiła się złościć, nie gdy stał przy drzwiach ubrany w to cholerstwo i spojrzał na nią tak.. Sama nie wiedziała jak ale wydawało się jej, że wyczuła w jego słowach ból, chociaż kuliła się właśnie w sobie, zawstydzona tym, że leżała na jego łóżku.
- Niech pan na siebie uważa. – Powiedziała cicho, mimo zażenowania, a on prychnął, ale skinął głową i wyszedł. Opadła na łóżko niezdolna jeszcze wyjść z pokoju. Dlaczego tak było? Dlaczego w jednej chwili rzucał się na nią pełen namiętności, dawał jej takie nadzieje, a chwile później mówił „to ma się nie powtórzyć” jakby karcił ją za złe zachowanie. Westchnęła i zakryła dłońmi oczy. Że też musiała wpakować się w taką relacje akurat z nim! Nikt inny nigdy nie wzbudzał w niej takich uczuć, nikt nie był wyzwaniem, a ona lubiła pokazywać, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
Wróciła do siebie i już po chwili gnała do gabinetu dyrektora. Kiedy tylko weszła do własnych komnat, wpadł skrzat domowy, który poinformował, że ma się stawić u Dumbledore’a. Miała bardzo złe przeczucia, gdy wspinała się po schodach i jeszcze gorsze, gdy zobaczyła w gabinecie Lune, Ron’a, Cho, McGonagall i Flitwick’a.
- No w końcu udało nam się cię złapać! W takim razie ruszamy! – Nauczycielka wyglądała na równie niespokojną.
- Dobrze, uważajcie na siebie. My tymczasem z Harrym wybierzemy się w inne miejsce. – Dopiero teraz dostrzegła, że przyjaciel też tam był, ale wyglądał na wściekłego. Czyżby nie szedł z nimi?
Pomachała mu jedynie i już biegła na dół razem z resztą grupy. Dokąd się wybiorą? Dlaczego tak nagle wezwali akurat ich?
- Ron, co się dzieje?
- Nie wiem. – Pokręcił głową i złapał Lunę za rękę. – Dumbledore powiedział tylko, że dostał znak od Snape’a gdzie zaatakują.
O Boże – pomyślała i jęknęła w duchu. Snape poszedł na spotkanie, skoro więc przekazał dyrektorowi wiadomość to działo się coś złego.. A tego bała się najbardziej – że będzie musiała stanąć naprzeciwko niego.
- Szybciej! Pospieszmy się! – McGonagall była już prawie przy bramie. Podbiegli do niej. – Dobrze, deportujemy się do niewielkiej wioski mugolskiej, tam są teraz śmierciożercy. Mieszka tam kilku rodziców naszych uczniów więc trzeba im pomóc. Poza tym musimy dać Harremu i Albusowi czas na ich własne zadanie, jasne? – Spojrzała po ich twarzach, a oni skinęli głowami. – Dobrze. Bez żadnych popisów i gdy wołam odwrót to znikacie! – Zmierzyła ich wzrokiem ponownie, a Hermiona dostrzegła strach, który czaił się w jej oczach. – Świstoklik. – Wyciągnęła przed siebie starą gazetę i spojrzała na zegarek. – Za trzy, dwa, jeden! – Wszyscy dotknęli kawałka papieru, a Hermiona poczuła jak przewraca się jej zawartość żołądka. To był jeden z najgorszych środków transportu – no może poza miotłami.
Wylądowali w rzadkim lesie na wzgórzu. Usłyszała krzyk ludzi i poczuła jak adrenalina buzuje w jej ciele. Ruszyli pędem i wpadli na ulicę, a między domami widziała czarne szaty, które pojawiały się i znikały.
- Trzymajcie się razem! – Usłyszała McGonagall, która pobiegła w drugą stronę niż oni. Zacisnęła dłoń na różdżce, bardzo żałując, że ma na sobie te pieprzone dżinsy, które tak ograniczały jej ruchy!
- Widzicie coś? – Zapytała Cho, która wyglądała na nieźle wystraszoną. Chyba nie do końca spodziewała się takiej akcji.. Ale faktycznie, wszystko ucichło. Hermiona ruszyła powoli przed siebie, rozglądając się uważnie, a w jej ślady poszła reszta. Wyszli na główną ulicę i ścisnęło ją w gardle, gdy dostrzegła na ziemi martwą kobietę, która miała otwarte oczy i patrzyła na nich z wyrzutem. Nie zdążyli.
Nagle rozległy się kolejne krzyki i nie wahając się, pobiegli ku ich źródle. Kilkunastu śmierciożerców stało na środku drogi. Uniosła różdżkę i posłała w ich kierunku zaklęcie. Modliła się aby ciało, które oszołomione padło na ziemie nie należało do Snape’a. Ale przecież to niemożliwe, nie dałby się tak łatwo. Wszyscy się rozbiegli i miała wrażenie, że każdy szuka sobie przeciwnika. Usłyszała kilka trzasków i rozejrzała się. Dostrzegła Lupina, który biegł w ich stronę, a tuż za nim Tobias’a i bliźniaków. Odetchnęła z ulgą – posiłki. W ostatniej chwili uchyliła się przed zielonym promieniem i odpowiedziała atakiem. Nie widziała twarzy swojego wroga, ale dzięki regularnym lekcjom ze Snape’m i Moody’m szybko udało się jej rozbroić i oszołomić przeciwnika. Posłała kolejny czar w stronę śmierciożercy, z którym mierzyła się Cho. Dziewczyna podziękowała jej uśmiechem.
- Gdzie Ron? I Luna? – Zawołała do niej, ale ta pokręciła głową. Rozpętała się prawdziwa walka, gdy Lupin z resztą dołączyli do nich.
- W porządku?!
- Tak! – Odpowiedziała i ruszyła między domy w poszukiwaniu przyjaciół. Wpadła na czarną postać i jęknęła na własną głupotę. Spod kaptura wyłoniła się twarz Lucjusza Malfoya, który uśmiechał się tak paskudnie.. Złapał ją za włosy i wyrwał różdżkę z ręki, która wylądowała na ziemi. Krzyknęła, a łzy napłynęły jej do oczu. Była pewna, że zginie, gdy Malfoya odrzuciło, a ona opadła na kolana. Poczuła czyjeś ręce na swojej talii i odwróciła głowę.
- Tobias? – Odetchnęła z ulgą, ale poczuła lekki zawód, bo była pewna, że to Snape ją ocalił.
- Widzę, że się dobrze bawisz. – Uśmiechnął się szeroko, postawił ją na nogi i podał różdżkę. – Chodź! – Zawołał i pociągnął ją za rękę. Po drugiej stronie drogi dostrzegła przyjaciół, którzy byli już razem z nauczycielami. McGonagall miała potargane włosy, a Ron krwawił, ale żyli.. I wtedy zobaczyła Bellatriks, która właśnie wlokła za sobą małą dziewczynkę. Miała może dziesięć lat i wierzgała w uścisku kobiety, która unosiła właśnie różdżkę. Hermiona ignorując krzyki wokół niej, rzuciła się w ich stronę i zaczęła pojedynkować się z Bellą. Ledwo udawało się jej odpierać jej ataki, ale zauważyła, że dziewczynka zdążyła odczołgać się na bok, więc chociaż nie musiała jej chronić.
- Ty mała szlamo! – Warknęła śmierciożerczyni, a jej twarz wyrażała prawdziwą furię. – Już ja ci pokażę gdzie twoje miejsce. – Hermiona ledwo odpierała już ataki i z przerażeniem patrzyła na kolejne, czarne postacie które aportowały się wokół nich. Boże, przyszli tu przez nich. Usłyszała głos McGonagall, która krzyczała: „odwrót!” ale nie mogła nic zrobić. Po co ona się tu wpakowała?! Potknęła się i upadła. Zaklęła w myślach i zamknęła oczy, widząc radość na twarzy Bellatriks.
- Mam cię. – Usłyszała i poczuła, że rozpływa się w powietrzu. Umarła? Ale po chwili wylądowała na twardej ziemi i uniosła nieśmiało powieki. – Czy dzisiejsze pokolenie wzięło sobie za punkt honoru zginąć?
Usiadła gwałtownie i zobaczyła obok roześmianą twarz Tobias’a. Uśmiechnęła się lekko i rozmasowała głowę.
- Dziękuję.. Chyba mnie uratowałeś. Znowu.– Wciąż miała przed oczami ten chory wyraz twarzy Lestrange.
- To fakt. – Zaśmiał się, a ona wstała i rozejrzała się.
- Gdzie jesteśmy? I co z resztą?! Trzeba im pomóc!
- Spokojnie, w drodze byli już aurorzy więc zapanują nad sytuacją. Swoją drogą wysyłanie garstki uczniów to faktycznie świetne posunięcie. – Zmierzył ją wzrokiem. – A jesteśmy.. tak właściwie to nie wiem gdzie, ale ładnie tu no nie? Pewnie kiedyś tu byłem, bo to było pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy, gdy się deportowaliśmy.
- Tak, ładnie.. – odpowiedziała, niepewnie patrząc na niego. – Nie powinniśmy już wracać? Muszę do Hogwartu..
- Aż tak ci się spieszy do zamku? – Uniósł brew i ruszył przed siebie drogą nad skrajem urwiska. W dole fale rozbijały się o klif robiąc przy tym dużo hałasu. Odgarnęła rozwiane włosy z twarzy i skinęła. Tak, był pewien nietoperz, na którego musiała zaczekać.
***
Patrzył z przerażeniem na szeroki
uśmiech, którym Lestrange obdarzyła Hermionę leżącą na ziemi. Zaklął i ruszył w
ich stronę – pieprzył to, że się zdradzi, musiał ją ratować! Nagle młody
chłopak podbiegł do niej i objął ją w pasie, przytulił i rozpłynęli się.
Odetchnął, chociaż poczuł lekkie ukłucie, gdy widział jak ją obronił, jak ją
dotykał.. Nie, nie czas na to! Odepchnął od siebie te myśli i usłyszał kolejne
pyknięcia zwiastujące aportujących się aurorów. No czas najwyższy.
- Wracamy! – Ryknął na Śmierciożerców, a oni zaczęli zmieniać się w czarny dym. Bella nie wyglądała na zadowoloną – prawie nikogo nie udało im się zabić. Choć jeden wieczór, gdy nie miał na rękach krwi niewinnych…
Wpadli do Malfoy Manor, gdzie czekał na nich Czarny Pan i nie wyglądał na zadowolonego. Westchnął. Świetnie, zapowiada się naprawdę wspaniała noc.
- Wracamy! – Ryknął na Śmierciożerców, a oni zaczęli zmieniać się w czarny dym. Bella nie wyglądała na zadowoloną – prawie nikogo nie udało im się zabić. Choć jeden wieczór, gdy nie miał na rękach krwi niewinnych…
Wpadli do Malfoy Manor, gdzie czekał na nich Czarny Pan i nie wyglądał na zadowolonego. Westchnął. Świetnie, zapowiada się naprawdę wspaniała noc.
Wrócił do Hogwartu wykończony. Udało mu
się uniknąć kary, tak jak i pozostałym zresztą. Był zbyt zajęty wściekaniem się
na Zakon żeby zwrócić na nich uwagę.
Na horyzoncie migotało już słońce. Wspaniale, to sobie zdąży odpocząć. Wszedł przez bramę do środka i założył na nią ponownie zabezpieczenia. Jeszcze Dumbledore.. Wspiął się po schodach i nie zawracając sobie głowy pukaniem, wszedł do środka. Skrzywił się na widok Potter’a, który siedział na krześle przed biurkiem i trzymał się za rękę.
- Severusie! Dobrze, że jesteś, Harry potrzebuje twojej pomocy.
Och jasne, już lecę bo Potter potrzebuje niańki – pomyślał, ale skinął posłusznie głową i podszedł do chłopaka. Patrzyli na siebie z wzajemnym obrzydzeniem. Sięgnął po jego rękę. Pięknie się załatwił - cała jego dłoń pokryta była bąblami, gdzieniegdzie ze skóry pozostało tyle co nic, a tam gdzie była, poczerniała całkowicie.
- Gdzie żeś wpakował tę rękę Potter? – Warknął zirytowany. Dlaczego musiał wiecznie mieć do czynienia z taką bandą idiotów?
- Mamy kolejnego, Severusie. – Odpowiedział za niego dyrektor. – A Harry musiał wyciągnąć ten medalion z misy pełnej jakiejś substancji. – Wyciągnął okrągły przedmiot przed siebie, jednak Snape nawet nie spojrzał. Nic go nie obchodziły jakieś pieprzone horkruksy. Dumbledore się na nie uparł to droga wolna, ale jemu niech da spokój!
- Będę musiał iść do siebie po kilka rzeczy, a Potter tymczasem do skrzydła szpitalnego.
- Jasne. – Mruknął chłopak. – Panie profesorze.. – zwrócił się do Dumbledor’a, który uśmiechnął się do niego. – Dlaczego Hermiona jeszcze nie wróciła? Nie było jej z Ronem, Luną i Cho. – Snape zesztywniał, chociaż nie dał po sobie poznać niepokoju, który odczuł. Czuł wzrok dyrektora na sobie, ale zignorował to.
- Nie martw się Harry, jest w dobrych rękach z panem Flamel’em. – Odpowiedział mu mężczyzna, a ten skinął głową. Co ona robiła nadal z tym bucem?! Przecież już dawno temu powinna wrócić do Hogwartu!
Jak na zawołanie, płomienie w kominku zapłonęły i wypadła z nich zmęczona, potargana Gryfonka. Zmierzył ją wzrokiem. Wciąż miała na sobie te cholernie obcisłe spodnie, które miał ochotę zerwać z niej poprzedniego wieczoru.. Jak ta dziewczyna na niego działała.. pierwszy raz cieszył się, że Czarny Pan przerwał ich spotkanie, bo nie wiadomo jak mogłoby się to skończyć. Ale wcale nie podobała mu się wizja Tobias’a i Hermiony razem, Bóg wie gdzie…
- O i jest! Dzień dobry panno Granger.
- Dzień dobry panie dyrektorze. – Odpowiedziała, uśmiechnęła się i ziewnęła szeroko. – Przepraszam. To była ciężka noc, a do tego pani Weasley zatrzymała mnie w Norze.
Snape prychnął. No bez wątpienia ciężka. Dostrzegł kątem oka, że spojrzała w jego stronę i zarumieniła się.
- Mam nadzieję, że dobrze się czujesz?
- Tak w porządku. – Spojrzał na jej rozcięty policzek i zacisnął wargi. Ten kretyn go nie wyleczył.. Nagle podeszła do nich i kucnęła przy Potterze, nawet nie zwracając na niego uwagi. Pewnie, przecież czego się spodziewał? Wylewnego pocałunku na przywitanie? Troski?
– Harry! Co ci się stało? – Patrzyła na twarz chłopaka z taką czułością i strachem.. Nie mógł się temu przyglądać, bo czuł jedynie obrzydzenie do samego siebie, że zapragnął, bo choć raz to jego obdarzyła takim spojrzeniem. Chcesz współczucia kretynie? – pomyślał i podszedł do drzwi.
- Za chwilę widzimy się w skrzydle Potter. – Syknął i wyszedł. Pierwszy raz od dawna czuł taką złość. Bał się o jej życie, był gotowy zdradzić się żeby ją ratować, a ona o tym nie wiedziała! Robisz się zgorzkniały Severusie, tyle lat ukrywasz powód przejścia na jasną stronę, a teraz jęczysz jak stara panna, bo jakaś małolata nie patrzy na ciebie jak na bohatera.. Westchnął. Czuł się jak nastolatek, jak pierwszy raz w życiu zakochany, bo tak, zakochał się po uszy w tej przeklętej, wszystkowiedzącej Gryfonce. Ale nie mógł pozwolić na to uczucie, nie – zbyt wiele przeciwności. Po pierwsze ich wiek, po drugie fakt, że była uczennicą, po trzecie wojna, po czwarte bał się.. Nie, nie czwartego zdecydowanie nie było, przecież każdego dnia ryzykował życie, więc co mu jedna Granger zagrażała?
Wyciągnął z szafki fiolki z płynami i kilka maści. Też się dureń urządził. Otworzył drzwi i zamarł widząc po drugiej stronie Hermionę.
- Nic panu nie jest? – Poczuł jakby właśnie wygrał los na loterii. A więc jednak przyszła, jednak ją obchodziło.. Patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, brązowymi oczami, w których widział troskę. Potter może chwilę poczekać…
- Granger, czy ja wyglądam na kogoś kto potrzebuje niańki? Z tego co widziałem to ty potrzebujesz tuzina osób żeby ci tyłek wiecznie ratowały.
Zarumieniła się lekko, ale przewróciła oczami i bez oporów przepchnęła się obok niego. O tak, Potter zdecydowanie poczeka. Zatrzasnął na nią drzwi i odstawił wszystko na szafkę. Podszedł do dziewczyny i wyciągnął różdżkę. Uśmiechnęła się do niego, gdy dotknął końcem jej rozciętego policzka i przesunął po ranie. Widział jak się skrzywiła, ale oczy miała nadal w nim utkwione.
- Dziękuję. – Szepnęła, gdy schował różdżkę.
- Co ci strzeliło do tego durnego łba żeby ładować się Belli pod różdżkę? – Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Był zły, był wściekły z myślą jak ryzykowała swoim życiem!
- Ja.. Nie mogłam jej pozwolić zabić tej dziewczynki. Nie sądziłam, że tak ciężko będzie..
- Grager, kiedy zrozumiesz, że nasze pojedynki to tylko ćwiczenia a nie prawdziwa walka?
- To niech pan ze mną walczy! – Podniosła głowę, a jej oczy błądziły po jego twarzy. Nabrał powietrza. Co za waleczny kocurek – pomyślał i roześmiał się na tę myśl. Patrzyła na niego niepewnie.
- Nie wytrzymałabyś dwóch minut w prawdziwej walce ze mną. Mam ponad dwadzieścia lat stażu, a ty ile? Rok? Dwa?
Irytację miała wypisaną na twarzy, ale ku jego zaskoczeniu kiwnęła głową.
- Ma pan rację, nigdy nie dorównam śmierciożercom w walce, ale nie chcę być też bezużyteczna. Pojedynki jak widać nie są moją mocną stroną.
- To prawda, już Weasley jest lepszy. – Uśmiechnął się wrednie. Jak on uwielbiał te ich drobne sprzeczki..
- Nieprawda!
- On chociaż nie potyka się o własne nogi!
- Zaraz, czy pan właśnie pochwalił Ron’a?
- Chyba śnisz Granger.
- Chciałby pan. – Tym razem to ona uśmiechnęła się przebiegle, a on uniósł brew. Czyżby nawiązywała do stanu gdy myślała, że śpi?
Nie, musiał z tym skończyć! Ona była uczennicą, a on dziewiętnaście lat starszym nauczycielem.. a jednak, gdy patrzył teraz na nią, taką ciepłą i żywą, nie mógł odpędzić od siebie chęci przytulenia jej, pocałowania.
- Granger, chyba powiedziałem, że to ma się więcej nie powtórzyć, prawda?
Patrzył ze smutkiem, jak uśmiech z jej twarzy znikał powoli.
- Ale dlaczego? – Zapytała, a jego brwi powędrowały do góry. Czy ona właśnie zapytała DLACZEGO mają się więcej nie CAŁOWAĆ? Czyżby jednak chciała tego..?
- Bo jesteś uczennicą, dziewiętnaście lat młodszą i to jest odrażające.
- Naprawdę uważa pan, że jestem taka okropna? – Zmarszczył brwi. O czym ona mówiła?
- Granger, o czym ty mówisz?
- No.. myślałam, że.. Nieważne zresztą. – Odwróciła wzrok. Westchnął i wbrew wszystkiemu co sobie obiecał, podszedł i objął ją. Przez chwilę stała nieruchomo, ale w końcu wtuliła się w niego i pierwszy raz w życiu poczuł się taki pełny.
Do środka nagle wpadł srebrny feniks - patronus Dombledore’a. Przewrócił oczami.
- Severusie, czekamy na ciebie w skrzydle szpitalnym. – Po tych słowach rozpłynął się, a oni odsunęli od siebie.
- To ja już sobie pójdę. Może zdążę złapać jeszcze chwilę snu. – Uśmiechnęła się i założyła niesforny kosmyk, który uciekł z warkocza, za ucho.
- Poczekaj. – Podszedł do szafki i wygrzebał z niej eliksir pieprzowy. – Masz, postawi cię trochę na nogi.
- Dziękuję. – Przyjęła flakonik z wdzięcznością i już jej nie było, a po chwili i on udał się do skrzydła szpitalnego, gdzie musiał zająć się ręką Potter’a. A dużo bardziej wolałby być teraz w innym miejscu z inną osobą…
Na horyzoncie migotało już słońce. Wspaniale, to sobie zdąży odpocząć. Wszedł przez bramę do środka i założył na nią ponownie zabezpieczenia. Jeszcze Dumbledore.. Wspiął się po schodach i nie zawracając sobie głowy pukaniem, wszedł do środka. Skrzywił się na widok Potter’a, który siedział na krześle przed biurkiem i trzymał się za rękę.
- Severusie! Dobrze, że jesteś, Harry potrzebuje twojej pomocy.
Och jasne, już lecę bo Potter potrzebuje niańki – pomyślał, ale skinął posłusznie głową i podszedł do chłopaka. Patrzyli na siebie z wzajemnym obrzydzeniem. Sięgnął po jego rękę. Pięknie się załatwił - cała jego dłoń pokryta była bąblami, gdzieniegdzie ze skóry pozostało tyle co nic, a tam gdzie była, poczerniała całkowicie.
- Gdzie żeś wpakował tę rękę Potter? – Warknął zirytowany. Dlaczego musiał wiecznie mieć do czynienia z taką bandą idiotów?
- Mamy kolejnego, Severusie. – Odpowiedział za niego dyrektor. – A Harry musiał wyciągnąć ten medalion z misy pełnej jakiejś substancji. – Wyciągnął okrągły przedmiot przed siebie, jednak Snape nawet nie spojrzał. Nic go nie obchodziły jakieś pieprzone horkruksy. Dumbledore się na nie uparł to droga wolna, ale jemu niech da spokój!
- Będę musiał iść do siebie po kilka rzeczy, a Potter tymczasem do skrzydła szpitalnego.
- Jasne. – Mruknął chłopak. – Panie profesorze.. – zwrócił się do Dumbledor’a, który uśmiechnął się do niego. – Dlaczego Hermiona jeszcze nie wróciła? Nie było jej z Ronem, Luną i Cho. – Snape zesztywniał, chociaż nie dał po sobie poznać niepokoju, który odczuł. Czuł wzrok dyrektora na sobie, ale zignorował to.
- Nie martw się Harry, jest w dobrych rękach z panem Flamel’em. – Odpowiedział mu mężczyzna, a ten skinął głową. Co ona robiła nadal z tym bucem?! Przecież już dawno temu powinna wrócić do Hogwartu!
Jak na zawołanie, płomienie w kominku zapłonęły i wypadła z nich zmęczona, potargana Gryfonka. Zmierzył ją wzrokiem. Wciąż miała na sobie te cholernie obcisłe spodnie, które miał ochotę zerwać z niej poprzedniego wieczoru.. Jak ta dziewczyna na niego działała.. pierwszy raz cieszył się, że Czarny Pan przerwał ich spotkanie, bo nie wiadomo jak mogłoby się to skończyć. Ale wcale nie podobała mu się wizja Tobias’a i Hermiony razem, Bóg wie gdzie…
- O i jest! Dzień dobry panno Granger.
- Dzień dobry panie dyrektorze. – Odpowiedziała, uśmiechnęła się i ziewnęła szeroko. – Przepraszam. To była ciężka noc, a do tego pani Weasley zatrzymała mnie w Norze.
Snape prychnął. No bez wątpienia ciężka. Dostrzegł kątem oka, że spojrzała w jego stronę i zarumieniła się.
- Mam nadzieję, że dobrze się czujesz?
- Tak w porządku. – Spojrzał na jej rozcięty policzek i zacisnął wargi. Ten kretyn go nie wyleczył.. Nagle podeszła do nich i kucnęła przy Potterze, nawet nie zwracając na niego uwagi. Pewnie, przecież czego się spodziewał? Wylewnego pocałunku na przywitanie? Troski?
– Harry! Co ci się stało? – Patrzyła na twarz chłopaka z taką czułością i strachem.. Nie mógł się temu przyglądać, bo czuł jedynie obrzydzenie do samego siebie, że zapragnął, bo choć raz to jego obdarzyła takim spojrzeniem. Chcesz współczucia kretynie? – pomyślał i podszedł do drzwi.
- Za chwilę widzimy się w skrzydle Potter. – Syknął i wyszedł. Pierwszy raz od dawna czuł taką złość. Bał się o jej życie, był gotowy zdradzić się żeby ją ratować, a ona o tym nie wiedziała! Robisz się zgorzkniały Severusie, tyle lat ukrywasz powód przejścia na jasną stronę, a teraz jęczysz jak stara panna, bo jakaś małolata nie patrzy na ciebie jak na bohatera.. Westchnął. Czuł się jak nastolatek, jak pierwszy raz w życiu zakochany, bo tak, zakochał się po uszy w tej przeklętej, wszystkowiedzącej Gryfonce. Ale nie mógł pozwolić na to uczucie, nie – zbyt wiele przeciwności. Po pierwsze ich wiek, po drugie fakt, że była uczennicą, po trzecie wojna, po czwarte bał się.. Nie, nie czwartego zdecydowanie nie było, przecież każdego dnia ryzykował życie, więc co mu jedna Granger zagrażała?
Wyciągnął z szafki fiolki z płynami i kilka maści. Też się dureń urządził. Otworzył drzwi i zamarł widząc po drugiej stronie Hermionę.
- Nic panu nie jest? – Poczuł jakby właśnie wygrał los na loterii. A więc jednak przyszła, jednak ją obchodziło.. Patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, brązowymi oczami, w których widział troskę. Potter może chwilę poczekać…
- Granger, czy ja wyglądam na kogoś kto potrzebuje niańki? Z tego co widziałem to ty potrzebujesz tuzina osób żeby ci tyłek wiecznie ratowały.
Zarumieniła się lekko, ale przewróciła oczami i bez oporów przepchnęła się obok niego. O tak, Potter zdecydowanie poczeka. Zatrzasnął na nią drzwi i odstawił wszystko na szafkę. Podszedł do dziewczyny i wyciągnął różdżkę. Uśmiechnęła się do niego, gdy dotknął końcem jej rozciętego policzka i przesunął po ranie. Widział jak się skrzywiła, ale oczy miała nadal w nim utkwione.
- Dziękuję. – Szepnęła, gdy schował różdżkę.
- Co ci strzeliło do tego durnego łba żeby ładować się Belli pod różdżkę? – Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Był zły, był wściekły z myślą jak ryzykowała swoim życiem!
- Ja.. Nie mogłam jej pozwolić zabić tej dziewczynki. Nie sądziłam, że tak ciężko będzie..
- Grager, kiedy zrozumiesz, że nasze pojedynki to tylko ćwiczenia a nie prawdziwa walka?
- To niech pan ze mną walczy! – Podniosła głowę, a jej oczy błądziły po jego twarzy. Nabrał powietrza. Co za waleczny kocurek – pomyślał i roześmiał się na tę myśl. Patrzyła na niego niepewnie.
- Nie wytrzymałabyś dwóch minut w prawdziwej walce ze mną. Mam ponad dwadzieścia lat stażu, a ty ile? Rok? Dwa?
Irytację miała wypisaną na twarzy, ale ku jego zaskoczeniu kiwnęła głową.
- Ma pan rację, nigdy nie dorównam śmierciożercom w walce, ale nie chcę być też bezużyteczna. Pojedynki jak widać nie są moją mocną stroną.
- To prawda, już Weasley jest lepszy. – Uśmiechnął się wrednie. Jak on uwielbiał te ich drobne sprzeczki..
- Nieprawda!
- On chociaż nie potyka się o własne nogi!
- Zaraz, czy pan właśnie pochwalił Ron’a?
- Chyba śnisz Granger.
- Chciałby pan. – Tym razem to ona uśmiechnęła się przebiegle, a on uniósł brew. Czyżby nawiązywała do stanu gdy myślała, że śpi?
Nie, musiał z tym skończyć! Ona była uczennicą, a on dziewiętnaście lat starszym nauczycielem.. a jednak, gdy patrzył teraz na nią, taką ciepłą i żywą, nie mógł odpędzić od siebie chęci przytulenia jej, pocałowania.
- Granger, chyba powiedziałem, że to ma się więcej nie powtórzyć, prawda?
Patrzył ze smutkiem, jak uśmiech z jej twarzy znikał powoli.
- Ale dlaczego? – Zapytała, a jego brwi powędrowały do góry. Czy ona właśnie zapytała DLACZEGO mają się więcej nie CAŁOWAĆ? Czyżby jednak chciała tego..?
- Bo jesteś uczennicą, dziewiętnaście lat młodszą i to jest odrażające.
- Naprawdę uważa pan, że jestem taka okropna? – Zmarszczył brwi. O czym ona mówiła?
- Granger, o czym ty mówisz?
- No.. myślałam, że.. Nieważne zresztą. – Odwróciła wzrok. Westchnął i wbrew wszystkiemu co sobie obiecał, podszedł i objął ją. Przez chwilę stała nieruchomo, ale w końcu wtuliła się w niego i pierwszy raz w życiu poczuł się taki pełny.
Do środka nagle wpadł srebrny feniks - patronus Dombledore’a. Przewrócił oczami.
- Severusie, czekamy na ciebie w skrzydle szpitalnym. – Po tych słowach rozpłynął się, a oni odsunęli od siebie.
- To ja już sobie pójdę. Może zdążę złapać jeszcze chwilę snu. – Uśmiechnęła się i założyła niesforny kosmyk, który uciekł z warkocza, za ucho.
- Poczekaj. – Podszedł do szafki i wygrzebał z niej eliksir pieprzowy. – Masz, postawi cię trochę na nogi.
- Dziękuję. – Przyjęła flakonik z wdzięcznością i już jej nie było, a po chwili i on udał się do skrzydła szpitalnego, gdzie musiał zająć się ręką Potter’a. A dużo bardziej wolałby być teraz w innym miejscu z inną osobą…
KÓŁKO WZAJEMNEJ ADORACJI!!!!! xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię gorąco, a rozdział świetny! :D
Pozdrawiam i weny życzę oraz kłaniam się nisko,
Twój Uniżony Sługa. :D
PS: To ma podstawy. :D
UNIŻONY SŁUGA - przydałby mi się taki. :/
UsuńDzięki, dzięki. <3
Nowy rozdział u mnie! :3 <3
UsuńEkhem, ekhem.
OdpowiedzUsuńŻadne kółko wzajemnej adoracji. Wypraszam sobie.
A tak na marginesie,
zastopuj z tymi postami, ledwo prolog czytam.
MÓWIŁAM? MÓWIŁAM!!! WIDZISZ? CZYTA!!!!
Usuń:D
Okej, CHWILOWO ZAWIESZAM!
Usuń(do soboty) Więc oczy w garść i do czytania!
Kocham ten SPAM <3 xD
UsuńPisząc ,,Ekhem, ekhem" z mety pierwsze skojarzenia?
UsuńSzanowna różowa ropucha Inkwizytor Hogwartu Panna Dolores Umbridge.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńChyba różowy Pulpet w kapeluszu z metrem pięćdziesiąt...
UsuńW berecie
UsuńW tym paskudnym różowym berecie.
No tak. Fakt. Ale pomijając. O czym my to... Aha. Rozdział świetny I NIE STOPUJ!
Usuń#Tru
Usuńhttp://images5.fanpop.com/image/photos/27700000/Dolores-Umbridge-harry-potter-27718508-423-500.png
Truly my friend. Truly the truth in her evil word.
UsuńJeju, o mnie też wspomniałaś ;)
OdpowiedzUsuńTak! Dzięki za komentowanie. ❤
UsuńI co ja mam tu napisać? Rozdział genialny! (Zresztą jak każdy inny) Uwielbiam relacje Severusa i Hermiony, dobrze że Snape zaczął dopuszczać do siebie myśl że się zakochał :-) Pisz dalej, bo nie mogę doczekać się kontynuacji ;-)
OdpowiedzUsuńPS. Dzięki, że o mnie wspominałaś xD
Dziękuję! <3
UsuńPodpisuję się pod wypowiedzią wyżej :D zdecydowanie relacja Sev i Hermiona to jest TO, nie jest za słodko i przesadnie, jest idelanie :)
OdpowiedzUsuńJeju aż się człowiekowi ciepło robi. <3
UsuńDziękuję!
Omg, przeczytałam całe jednym tchem. <3 Ale że jestem leniwa, to skomentuję tylko tutaj. Bardzo podoba mi się (jak już ktoś wspomniał) relacja Hermiony i Severusa. Z wyjątkiem tego ciągłego łażenia do siebie. Nie mogę pojąć jakim cudem jeszcze nikt ich nie nakrył, skoro dzieci śmierciożerców węszą w zamku. xD Przyjemnie czyta się historię z punktu widzenia Severusa. Oby tak dalej :D A i liczę na rozwinięcie wątku Hermiona / "młody" Flamel i zazdrosnego Snape'a ^^
OdpowiedzUsuńHmmm, bo Hermiona jest niczym ninja! :D
UsuńAle tak serio, to nawet w sumie nie pomyślałam o tym (wtopa). Mimo to mam nadzieję, że cała reszta jest okej. :)
Dzięki za komentarz i zachęcam do dalszego czytania! <3
hej, jestem tu nowa, od wczoraj
OdpowiedzUsuńMam prośbę- pisz i nie zawieszaj bloga, bo to najlepsze opowiadanie jakie do tej pory czytałam. :D
Czekam na rozwój wydarzeń
~DeMonique
DeMonique dziękuję bardzo! Mega miło czytać takie rzeczy i oczywiście nie zamierzam zawieszać! <3
Usuń