wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział 16

No i jest, doczekaliście się w końcu swojego upragnionego Sevmione w pełnym tego słowa znaczeniu. :D Obiecuję, że od tego rozdziału będzie dużo i gorąco! :)
Oczywiście na spokojnie, bo nie zamierzam niczego jakoś pospieszać, a jeszcze wiele, wiele rozdziałów przed nami, także zapraszam do czytania i dajcie znać co myślicie!



Rozdział 16

Nie mogła uwierzyć, że znowu stała w progu drzwi swojego rodzinnego domu, w którym spędziła dwanaście lat, a potem każde wakacje. Wpatrywała się w przedpokój, który być może widziała ostatni raz, w jego łososiowe ściany, na których widniały pojedyncze kreski wyznaczające jak rosła. Uśmiechnęła się na to wspomnienie – spędziła cudowne lata w tym miejscu. Miała prawdziwą, kochającą rodzinę i chociaż była inna, magiczna to mama i tata nadal ją akceptowali – wręcz starali się zrozumieć jej świat. A takimi rodzicami nie każdy mógł się pochwalić. Kochali ją, a ona ich.
- Hermiona! – Kobieta trochę od niej wyższa, podeszła radośnie a ją ścisnęło w gardle. – Nareszcie jesteś! Jak ty wypiękniałaś, a jak wyrosłaś! – Hermiona roześmiała się. Mama powtarzała jej to za każdym razem, gdy wracała z Hogwartu. Może coś w tym było? Może faktycznie rok szkolny dawał jej nieźle popalić co odbijało się na wyglądzie?
Przytuliła ją i wdychała z miłością zapach, który chciała zapamiętać na zawsze.
- Przepraszam, że dopiero teraz ale dużo się dzieje.
- Nic nie szkodzi. Dobrze, że w ogóle nas odwiedziłaś, tak się stęskniliśmy! Chodź, tata zaraz wróci i zjemy wspólnie obiad. – Weszły do salonu, który ogrzewał przyjemnie ogień w kominku. Dom nie był najnowocześniejszy, a meble były już stare i podniszczone, ale kochała to miejsce i nie oddałaby go za nic.
Hermiona usiadła na kanapie, a po chwili jej mama zjawiła się z tacą, na której stały kubki z herbatą i ciasteczka korzenne.
- Jak ci leci skarbie? Wszystko w porządku? Co u Rona i Harrego?
- Mamo zwolnij! – Roześmiała się i włożyła ciastko do buzi. Merlinie, jak ona uwielbiała smak świeżych wypieków. – Hogwart stoi, świat czarodziejów jeszcze się nie wali więc nie jest źle. – Kobieta zmarszczyła brwi. – A chłopcy? Jak to chłopcy, marudzą, nie uczą się, ale są kochani jak zawsze.
- A co z tobą? Jak tobie idzie? – Zapytała z uśmiechem, jakby nie wiedziała, że jej córka zawsze chce być tą najlepszą.
- Mi? W porządku, zostałam prefekt naczelną i mam trochę więcej obowiązków, ale..
- Co takiego?! I mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- No.. tak jakoś wypadło mi to z głowy. Dużo do roboty i.. przepraszam mamo. – Wydęła wargi jak dziecko, a mama pokręciła karcąco głową.
- Niech będzie, ale Hermiono, powinnaś nas informować o takich rzeczach! Jestem z ciebie ogromnie dumna! – Uściskała ją, a dziewczyna zdusiła jęk rozpaczy, który próbował wyrwać się z jej gardła. Odsunęła się i wygięła usta w cwanym uśmiechu. Oj za dobrze znała tę minę.. – A wokół ciebie? Pojawił się jakiś chłopiec? Tylko mi się tu nie wymiguj! – Powiedziała szybko, widząc jak otwiera usta w proteście. Westchnęła i wzruszyła lekko ramionami, a jej wzrok powędrował na ziemię. Faktycznie, niezwykle interesujące te nóżki od stołu!
- W sumie to.. niby ktoś jest, ale to skomplikowane mamo.
Machnęła ręką.
- Daj spokój kochanie, tyle razy ci powtarzałam: w miłości nie ma nic skomplikowanego! Albo się kogoś kocha i się z nim jest, albo nie.
Tak, mamo, zadłużyłam się w swoim dziewiętnaście lat starszym nauczycielu, który jest śmierciożercą i podwójnym szpiegiem, przez ostatnie lata gnębił mnie i Harrego, ale jest nieziemski – pomyślała, krzywiąc się. Chyba nie to chciała usłyszeć…
- Och, nieważne! To naprawdę nic takiego.. Opowiadaj lepiej co w domu.
Kobieta przyglądała się przez chwilę córce, marszcząc brwi, ale odpuściła, a Hermiona przyjęła to z ulgą i uśmiechnęła się wesoło.
- A u nas? Nic, bez zmian jak zawsze. Widzisz, jesteśmy już starzy i nic nas nie czeka prócz emerytury. – Roześmiała się. Hermiona westchnęła. Jasne, mój prawie „chłopak” jest raptem pięć lat młodszy, ale pewnie, mów mi o emeryturze mamo.
- Przecież jesteście tacy młodzi, życie jeszcze przed wami! – Starała się zachować ten entuzjazm, ale myśl, że to ich ostatnie wspólne chwile skutecznie dusiły najmniejsze iskry radości.
- Dziewczyny! Jesteście tutaj? – Usłyszały z przedpokoju męski głos. Hermiona zerwała się kanapy i podbiegła do ojca, rzucając mu się na szyję. Mało nie zwaliła go z nóg, a on ścisnął ją tak mocno, że prawie pękły jej żebra.
- Proszę, proszę, któż to do nas zawitał! – Szeroko się uśmiechnął i odsunął od niej na długość ramienia. – Ależ ja mam piękną córkę! – Szczerzyła się radośnie, chociaż w środku czuła węzeł, który z każdą chwilą zaciskał się mocniej. Dlaczego musieli tacy być.. tacy wspaniali? Przygryzła policzki, czując, że zaraz się wzruszy i nie wytrzyma tych emocji. Nie, nie mogła płakać, przecież sobie obiecała! Jeśli wygrają znajdzie sposób żeby ich sprowadzić, musiał być jakiś, a jeśli nie to zrobi wszystko żeby go odkryć. To będzie na pewno trudne zadanie – pomyślała - eliksir, który chciała im podać był niezwykle silny, tak bardzo, że nawet gdyby ktoś próbował wyczytać ich wspomnienia z myśli nie byłby w stanie, bo ich by tam nie było. Dlatego właśnie zdecydowała się na ten krok – to był jedyny sposób, który mógł ich zabezpieczyć w stu procentach. Kochała ich najbardziej na świecie i właśnie z tego powodu musiała chronić.


Dzień minął niezwykle szybko, ale dawno nie czuła się tak zrelaksowana i szczęśliwa. Zapomniała w całym zamieszaniu o wojnie, która w tym domu nie istniała, zapomniała o dzieciach śmierciożerców, którzy czyhali na nich w zamku, o masie prac domowych, które miała do odrobienia. Zapomniała nawet o swoich problemach z pewnym nietoperzem, ale nie mogła zdusić tego głosu, który żegnał się w głowie z rodziną. Dlatego też była bliska płaczu, gdy parzyła herbatę, do której właśnie dolewała eliksiru dla swoich rodziców. Jeszcze tylko chwilka – obiecała sobie – jeszcze chwila i pękniesz, tylko im to podaj i rzuć zaklęcie. Ręka jej drżała, gdy wlewała zawartość fiolki, a nogi się pod nią uginały. Przerwała i zamknęła oczy.
Chciała odpuścić, była zbyt słaba żeby to zrobić, gdy nagle poczuła czyjąś dłoń na swojej. Uniosła zaskoczona powieki i zamarła widząc Snape’a, który stał obok niej i przyłożył palec do ust, nakazując milczenie. Łatwo mówić, a mało nie krzyknęła, gdy go zobaczyła. Do diabła, skąd się tu wziął?! Zaskoczona jego obecnością,  nawet nie zauważyła, że wlał do końca eliksir, bo wciąż gapiła się na niego oniemiała.
Otworzyła usta, ale on jedynie pokręcił głową i wskazał na salon. Herbata, no tak. A potem porozmawiają. Nie, potem to ona nie będzie w stanie! Nabrała powietrza do płuc, przykleiła sztuczny uśmiech do twarzy i weszła do salonu. Usiadła między rodzicami czekając. Już tylko minuty dzieliły ich od rozstania, dlatego wtuliła się w ramię swojego ojca i ze wzruszeniem przyglądała się twarzy kobiety, która była taka podobna do niej.. Ścisnęło ją w gardle i zdusiła siłą łzy, które szkliły się w jej oczach. Nie musiała długo czekać na efekty – wkrótce ich twarze zaczęły wygładzać się, powieki im ciążyły, a głowy opadły bezwładnie w tył. Niczego się nie spodziewali, po prostu zasnęli, a ona nie mogła się ruszyć, wciąż leżała wczepiona w ramię swojego ojca. To koniec – pomyślała, a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Starła ją wierzchem dłoni i wstała. Musi być silna, jeszcze nie skończyła, musiała doprowadzić to do końca! Wyciągnęła ze spodni różdżkę drżącą ręką i zamknęła na chwilę czy, oddychając ciężko. Tak, najpierw musi usnąć wszelkie ślady swojego istnienia. Zupełnie zapomniała o tym, że nie była tu sama i odwróciła się, gdy usłyszała za sobą kroki. Snape patrzył na nią tak intensywnie, że zadrżała pod tym spojrzeniem, ale nie miała głowy do tego, nie teraz.
- Pomogę ci. – Powiedział spokojnie, bez żadnego wrednego komentarza i podszedł do niej. Położył rękę na jej ramieniu, a ona wpatrywała się w nią zdziwiona, jakby właśnie leżała tam macka ośmiornicy. Przypomniała sobie nagle o zdjęciu, które zabrała ze szkoły i odsunęła się od nauczyciela.
- Jeszcze tylko jedno.. – Mruknęła, przeszukując swoją torebkę.  Wszystko, to wszystko – pomyślała i odstawiła znalezione zdjęcie  na komodę. – To ja pójdę na górę, a pan niech się zajmie tym.. tutaj. – Nie spojrzała na niego więcej, nie obejrzała się raz jeszcze za siebie, tylko weszła po schodach starając się nie myśleć o tym co właśnie zrobiła. W sypialni rodziców unosił się ich zapach, którym zaciągnęła się i zacisnęła dłoń w pięść, tak mocno że poczuła jak paznokcie przebijają jej skórę.
- Decessio! – Z końca jej różdżki wypłynął biały strumień, który powoli rozchodził się po całym pokoju. Patrzyła spokojnie na zdjęcia, które wisiały na ścianie. Gdy zaklęcie ich dotknęło, jej postać rozmywała się i po chwili znikała. Jęknęła. Więc tak to wyglądało…
Zamknęła za sobą drzwi i stanęła na korytarzu. Nie mogła się temu przyglądać. Weszła do łazienki, a potem do garderoby. Nie wiedziała, gdzie mama mogła jeszcze trzymać ich wspólne zdjęcia, pamiątki, jej ubrania, ale musiała usunąć wszystko. Wdzięczna za to wspaniałe zaklęcie, które znalazła w jednej z książek Snape’a, weszła do swojego pokoju. Rozejrzała się po żółto-niebieskim pomieszczeniu, które tyle lat było jej ostoją. Podeszła do regału z książkami i uśmiechnęła się lekko. To byli jej najbliżsi przyjaciele, w chwilach gdy była sama przez ten cały czas. Przesunęła palcem po grzbiecie każdej z nich i ponownie wyciągnęła różdżkę. Ścisnęło ją w gardle i nie mogła powiedzieć żadnego słowa. Poczuła łzy, których nie była już w stanie zatrzymać. Płynęły strumieniem po jej policzkach i zaczynała coraz gwałtowniej łapać powietrze.
- De.. Dec.. – Usiadła na łóżku, niezdolna do dalszych czarów. Zacisnęła mocno palce na różdżce i nie próbowała już mówić – po prostu pomyślała. Z końca różdżki ponownie wyszedł jasny promień, który przesuwał się po ścianach. Wstała i patrzyła przez łzy, jak książki powoli znikały, jak kolorowe tapety stawały się szarymi kawałkami muru. Po chwili stała już w pustym pomieszczeniu, które tylko podkreślało, że nigdy nie istniała. Straciła właśnie swój dom, straciła swoich przodków, coś co definiowało to kim była. Usiadła na podłodze i oparła się o ścianę. Teraz, gdy pokój stał się pusty, ona też się tak poczuła. Jakby ktoś wyrwał jej coś z środka, a ona nie umiała zapełnić tej dziury. Podwinęła kolana pod brodę, a tama, którą postawiła pękła. Oczy ją piekły, spuchły i zrobiła się cała czerwona. Nie mogła przestać drżeć i płakać. Ogarnęła ją rozpacz. Ale musiała wracać, nie mogła tu zostać. Musiała iść. Niedługo się obudzą i wpadną na wspaniały pomysł aby znaleźć pracę w Australii. Rusz się, no dalej Hermiona, jesteś silna!
Wstała z trudem i objęła się ramionami, wciąż trzęsąc się i płacząc. Zatrzasnęła drzwi. Nie spojrzała więcej na puste pomieszczenie, które jeszcze chwilę temu było pełne dziecięcych wspomnień i marzeń.  Zeszła na niepewnych nogach na dół i spojrzała na nauczyciela, który stał na dole i wpatrywał się w nią obojętnie. Przez to chłodne spojrzenie, którym ją uraczył, poczuła jak nadchodzi kolejna fala histerii, ale zacisnęła dłoń na poręczy i zdusiła to. Odchrząknęła i przetarła rękawem mokre od płaczu policzki.
- Możemy już iść. – Głos miała strasznie zachrypnięty, ale o dziwo udało się jej wycisnąć z siebie słowa. Nie ruszył się z miejsca i gdy chciała już warknąć na niego, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Nie wiedziała co zrobić, gdy owinął wokół niej ramiona i zamknął ją w uścisku. Czy on mnie właśnie przytulił? Merlinie, zmoczę mu całą szatę! – jęknęła. Przecież to absurdalne.. I wtuliła się w niego, pozwalając sobie na kolejną porcję łez. Szlochała chwilę, a on wciąż ją przytulał. Poczuła ulgę – jakby właśnie wylała z siebie cały żal i smutek, a on przyjął go za nią. Poczuła się też trochę pełniejsza, jakby wypełnił odrobinę wielką dziurę w jej sercu. Uspokoiła się nieco i zdobyła na słaby uśmiech. Później będzie roztrząsać to co zrobił, ale w tej chwili była mu taka wdzięczna, że tu był, że przyszedł i wsparł ją kiedy myślała, że się rozsypie na małe kawałki. Tego właśnie potrzebowała – kogoś kto będzie przy niej, gdy nie miała już siły dźwigać ciężaru na swoich barkach. Odsunęła się od niego odrobinę, tak by móc spojrzeć mu w oczy. I wtedy zrobił coś, co spowodowało, że miała ochotę ponownie się rozpłakać, ale tym razem ze wzruszenia. Przyłożył swoją szorstką dłoń do jej czerwonego policzka i delikatnie pogładził kciukiem, a po jego twarzy przebiegł nikły uśmiech, ale to wystarczyło. Przymknęła oczy chłonąc ten dotyk. Nie chciała żeby przestawał, nie chciała się odsuwać, chciała żeby świat się zatrzymał a ta chwila trwała wiecznie, ale musieli iść… Westchnęła ciężko i cofnęła niechętnie, a jego ręka luźno opadła przy biodrze.
- Czas na nas. – Powiedział jakby odczytał jej myśli. Skinęła i ostatni raz obejrzała się przez ramię i przycisnęła sobie dłoń do klatki piersiowej, na wysokości serca, patrząc na spokojne twarze rodziców, którzy nadal spali.
- Kocham was. – Szepnęła i ze smutkiem wyszła z domu, z którego zniknęły kreski z inicjałami na ścianie, książki, które pamiętały jej dzieciństwo, zdjęcia i cała miłość, którą tu dostała. Ale to wciąż była jej ostoja.
Aportowali się razem przed bramę Hogwartu i choć wciąż czuła się zrozpaczona, poczuła też ulgę wiedząc, że tutaj też był jej dom.
Snape nawet nie powiedział słowa gdy poszła za nim do lochów, ale odpowiadało jej to. Nie miała ochoty na rozmowy, nie teraz. Cieszyła się, że był przy niej, chociaż nie wiedziała dlaczego właściwie to zrobił, w tej chwili jednak nie miało to dużego znaczenia. On rozumiał - widziała to w jego oczach, gdy patrzył na nią. Nie odzywał się tak samo jak ona, gdy usiedli oboje w jego salonie - ona w fotelu, on przy biurku i zaczął sprawdzać prace uczniów. Uśmiechnęła się lekko. Kto  by pomyślał, że przyjdzie dzień w którym poczuje się w komnatach starego nietoperza, jak w domu.. którego już nie miała? Objęła nogi rękoma i oparła podbródek o kolana. Już nie płakała, nie miała siły, ale też czuła się przy nim lepiej. Patrzyła tylko tępym wzrokiem w ogień, który dodawał otuchy. Wyjdzie z tego, pozbiera się. W końcu była Gryfonką, musi dać sobie radę. Pozwoliła opaść swobodnie głowie na oparcie fotela. Była wdzięczna Snape'owi, że nie musiała być teraz sama. Chociaż zajmował się własnymi sprawami i ignorował jej obecność, czuła, że był blisko, a to znaczyło teraz naprawdę wiele. Nie chciała dłużej myśleć o rodzicach, którzy pewnie pakowali się właśnie do wyjazdu. Westchnęła i zamknęła oczy. Skierowała myśli ku nauczycielowi, zastanawiając się skąd w ogóle wziął się w jej domu. Nie żeby jej to przeszkadzało, ale relacje między nimi zmieniły się tak bardzo, że czasami nie nadążała za aktualną sytuacją, a on stawał się zupełnie innym człowiekiem niż przypuszczała. Był taki.. czuły, opiekuńczy, wciąż nietoperzasty, ale miała wrażenie, że wie czego potrzebowała...
- Granger, ściągnij z łaski swojej te buciory z mojego fotela! - Otworzyła oczy i podniosła głowę w górę. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podszedł. Czy on miał schizofrenię? Przed chwilą nic mu nie przeszkadzała, a nagle stał nad nią, kipiąc złością. 
- Co? - Zapytała zdziwiona, a on przewrócił zirytowany oczami. 
- Granger mówi się proszę, a nie "co".  To po pierwsze. A po drugie to dlaczego nadal tu jesteś, hę? - Żartował sobie czy jak? Musiała wyglądać jak idiotka, siedząc z otwartą ze zdziwienia buzią, bo po jego twarzy przebiegł złośliwy uśmiech. - Zabrakło ci sensownej odpowiedzi? 
- Dlaczego pan przyszedł do mnie?  - Zaskoczyła go tym pytaniem, bo zmieszał się i odwrócił wzrok. Czyżby bał się, że nie da sobie rady z rozmową o tym co się stało? 
- Dumbledore mnie przysłał. 
- Naprawdę? To dlaczego mnie nie uprzedził? 
- Bo jesteś głupią smarkulą i byś się uparła, że nie chcesz?
- Nie jestem głupia ani nie jestem smarkulą! – Napuszyła się jak kotka i zerwała się z miejsca, czując jak narasta w niej gniew. Co było nie tak z tym facetem?! W jednej chwili był kochany, troskliwy i w ogóle taki idealny, a w następnej zmieniał się w tego cholernego, wrednego nietoperza, który musiał ją wyzywać i dokuczać! - I tak, wcale tam pana nie chciałam! 
- Taaak? To ciekawe komu byś smarkała w szatę! 
- No wie pan co?! O ile się nie mylę to sam mnie pan przytulił! Może przyszedł pan bo się stęsknił? - Teraz to dopiero się wściekł, cała jego twarz zrobiła się purpurowa i miała wrażenie, że zaraz pójdzie mu dym uszami.
- A o ile ja dobrze pamiętam  to ty byłaś osobą, która się do mnie dobierała, panno Granger!
- Pan znowu o tym? Raz, raz w życiu zrobiłam z siebie taką idiotkę, czego niezwykle żałuję, a pan wykorzystuje to na każdym kroku!
-Granger, ty ciągle robisz z siebie idiotkę! - Uśmiechnął się złośliwie. O nie, nie odda mu tej walki! Podparła ręce na biodrach.
- Biorę przykład z pana. - Powiedziała spokojnie i z triumfalnym uśmiechem widziała falę emocji, która przelewała się po jego twarzy: od szoku i niedowierzania, przez zwątpienie aż w końcu do furii. Oczy mu rozbłysły, a ona zawahała się. Czyżby przesadziła?
- Gdybyś brała ze mnie przykład, to na pewno nie lądowałabyś w skrzydle szpitalnym co rusz, bo tutaj zasłabłaś, tutaj cię ktoś zaatakował znienacka.. - Chciała mu przerwać wściekła, ale kontynuował: - Na pewno nie trzymała byś się z bandą półgłówków jak Potter i Weasley i nie beczała jak dziecko po czymś co zrobiłaś rodzicom!
Zacisnęła dłonie w pięści, czy on robił to specjalnie?
- Ale z pana dupek. - Odpowiedziała i wyminęła go. Jaki sens był się kłócić z tym ograniczonym umysłowo człowiekiem? Jęknęła zirytowana, gdy chwycił jej nadgarstek. Dlaczego zawsze musiał mieć ostatnie słowo?
- Szacunek Granger! Jestem twoim nauczycielem!
- Och serio? Też mi nowość, wypomina mi to pan zawsze, gdy tak jest wygodniej! - Wyrwała rękę z uścisku. - Swoją drogą, ma pan się za taki ideał?  To jestem ciekawa po cholerę mi pan pomaga, po co pan ratował moje życie, gdy oberwałam klątwę? A tak  dodam, że klątwą, którą rzucił we mnie pana podopieczny, a którą wymyślił pana kolega z kółka śmierciożerców! Trzeba mnie było zostawić żebym sobie umarła i miałby pan problem z głowy ! Nikt by się nawet nie zorientował, po prostu, eliksir by nie zadział. - Zgarbiła sie pod jego spojrzeniem, które nagle stało się niezwykle twarde i był wściekły.. ale też było coś takiego w sposobie w jaki na nią patrzył, że pożałowała własnych słów. Może przegięła, wiedziała to, bo nigdy nie zamierzała mu wyrzucać, że był śmierciożercą, ale zarazem tak bardzo się nakręciła, że nie mogła przestać. Puściły wszelkie hamulce i emocje, które w sobie upchnęła właśnie znalazły drogę ujścia.. - Co ja pana w ogóle obchodzę, co? Wziął pan sobie za punkt honoru żeby zaopiekować się durną Gryfonką? A może to jakiś zakład w stylu: patrzcie i uczcie się, tak pogrywam ze szlamami? - Przełknęła ślinę, widząc że cofnął się z miną, jakby uderzyła go w twarz. - Mam dosyć tego, że  w jednej chwili jestem Granger i przytula mnie pan, ba troszczy się o mnie w ten swój nietoperzasty sposób a chwilę potem jestem pieprzoną Gryfonką, idiotką, kretynką, tchórzem i wiele innych określeń, których pan używa a ja nawet nie umiem ich powtórzyć! - Kipiała ze złości. Chyba nawet Ron  nigdy nie wyprowadził jej tak z równowagi jak ten człowiek! Najbardziej jednak wkurzało ją, że stał tam i patrzył na nią w ten przenikliwy sposób jakby analizował sytuacje i nie mówił nic, absolutnie ani słowa! Warknęła zirytowana i chociaż chciała jeszcze powrzeszczeć na niego, bo tak było łatwiej, odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi. W tym samym momencie przemierzył tak szybkim krokiem pokój, że nie zauważyła kiedy złapał ją za ramiona i odwrócił gwałtownie twarzą do siebie, przycisnął do ściany i o mój Boże.. pocałował. Zamarła. Czy to się dzieje naprawdę czy to tylko w mojej głowie? Ale jego usta na jej były takie realne.. Dłonie wplótł w jej włosy i przycisnął mocniej do siebie. Wydała z siebie zduszony jęk, a on ku jej zgubie, zadrżał. To było takie.. przyjemne! Niesamowite i intensywne, gdy językiem delikatnie pieścił jej podniebienie i drażnił język, by dołączyła do tego pocałunku. Nieśmiało położyła ręce na jego plecach i objęła mocno. Merlinie, niech on nie przestaje - pomyślała i oddała pocałunek z całą gamą emocji, które się w niej kłębiły. Zaczął całować ją gwałtownie, z pasją, jakby sięgał po coś czego tak bardzo pragnął i nie mógł mieć.. Przygryzał delikatnie choć stanowczo jej wargę, a ona z trudem utrzymywała równowagę, bo nogi miała jak z galarety. Przesunęła swoim językiem po jego i usłyszała jak wydał z siebie zduszone warknięcie, ale to jeszcze bardziej pobudziło wszystkie zmysły. Wyplótł dłonie z włosów i powędrował nimi w dół. Bez oporów przylgnęła do niego ciałem. Tak długo tego pragnęła.. i o matko on jej też pragnął. Zsunął jedną dłoń na jej pośladek, a ona ponownie jęknęła w jego usta. Całował nieziemsko, a ona myślała, że zaraz zemdleje, nie mogła złapać tchu, ale nie chciała żeby to się skończyło, mogła w tej chwili umrzeć w jego ramionach, oblać SUM'y, nie zaliczyć egzaminu u McGonagall.. czekaj, co? A tak, wplotła rękę w jego włosy i wtedy poczuła, że odsuwa się od niej.
Zirytowana jęknęła i otworzyła oczy. Napotkała jego, które błyszczały i przez chwilę patrzyła w nie niedowierzając w to co się stało. Zabrał dłoń z jej pośladka, co spotkało się z jej niezadowoleniem, ale położył ją na plecach i przycisnął do siebie. Dzieliły ich w tej chwili tylko ubrania, byli tak blisko..
- Granger? – Zapytał z nutą niepokoju w głosie, a ona nie potrafiła się zebrać do kupy czując wciąż jego rozpalone ciało przy swoim.

- Hę? - Uniósł brew i roześmiał się co było takim przyjemnym, ciepłym dźwiękiem, po czym wyplątał się z jej objęć i odsunął. Skrzywiła się. Nie, nie, wróć! - krzyczała w myślach, ale chyba jej nie słyszał. 
- Chyba pora na ciebie. 
Co? Czy to było jakieś Prima Aprillis? Czy on dopiero co ją  całował.. wróć - Snape ją całował? - tak, chyba tak.. a teraz kazał sobie iść?  Czy on jest normalny? 
- Pan sobie żartuje ze mnie?
- A czy ja wyglądam na człowieka, który żartuje?
- Faktycznie, bardziej przypomina pan nietoperza. - Mruknęła niedowierzając temu absurdowi.
- Granger! 
- A wie pan, że mam imię? Hermiona - tak ono brzmi. - Skrzyżowała ręce na piersiach i zignorowała jego kpiarski uśmieszek, który pojawił się na twarzy. - Dlaczego pan to zrobił? 
- Ale co?
Tupnęła nogą. On się z niej nabijał! Otwarcie i jawnie się nabijał!
- Pan jest niemożliwy. - Pokręciła głową, ale mimowolnie uśmiechnęła się. Pocałował ją. Pocałował. W końcu!
- Granger, czas na ciebie. Mam lepsze i ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie ciebie.
- Przed chwilą pan tak nie myślał. 
- Zrzucę to ma chwilową niedyspozycję.
- Świetnie. To ja na zaćmienie mózgu, bardzo intensywne. 
Uniósł brew i skrzyżował ramiona na piersi. 
- Wypad Granger. - Powiedział spokojnie, ale stanowczo, chociaż widziała, rozbawienie w jego oczach. Nagle wsadził rękę za poły szaty, skąd wyciągnął niewielkie, prostokątne zawiniątko. Podszedł do niej, a ona przez chwilę miała nadzieję, że może znowu przygwoździ ją do tej ściany i każe zostać.. ale wyciągnął pakunek w jej stronę. Przyjęła go zdziwiona, rozwinęła.. a serce jej zamarło. Trzymała w drżących dłoniach zdjęcie siebie i swoich rodziców, które wcześniej zwróciła do domu.
- Ale jak..
- Zaczarowałem je. Nie zniknie.
Poczuła jak łzy zbierają się w jej oczach i z trudem przełknęła gule w gardle.
- Dziękuję.. - szepnęła z wdzięcznością, nie wierząc że to dla niej zrobił. Nawet nie pomyślała o tym!
Skinął głową, po czym odwrócił się i usiadł do biurka. Wyszła cicho z jego gabinetu, ze świadomością, że właśnie przepadła.
***
Nie mógł wysiedzieć spokojnie w fotelu, z myślą że ona jest sama na zewnątrz,  bez żadnej ochrony i z tak ciężkim zadaniem. Nie żeby się przejmował czy coś, ale Dumbledore na pewno nie byłby zadowolony gdyby jego kochana Gryfonka zginęła! Zarzucił na siebie nieśmiertelną pelerynę i przemierzał pospiesznie korytarze, by jak najszybciej dostać się do bram szkoły.
- Severusie.. zostałeś wezwany? - No żesz ty w mordę, czy chociaż raz nie mógł przejść spokojnie, bez inwigilacji McGonagall? Spojrzał na nią spod byka.
- Nie, ale mam coś do załatwienia. 
Rozpromieniła się i uśmiechnęła szeroko.
- Ach, tak, tak, jasne! Leć, Hermionie na pewno przyda się teraz wsparcie.
Skrzywił się. 
- Nie wydaje mi się że jestem materiałem na niańkę i możesz być pewna, że mam gdzieś uczucia panny Granger. - kobieta przewróciła oczami. Czemu oni oboje byli tacy uparci? - Chcę się upewnić,  że nie spieprzy miesiąca mojej ciężkiej pracy nad eliksirem. 
Prychnął z pogardą, a Minerwa roześmiała się. 
- Ciężkiej pracy powiadasz? Dobrze, dobrze, już sobie idę. - Uniosła ręce w geście obronnym i nadal trzęsąc się ze śmiechu,  odeszła. Ruszył dalej przed siebie. Co ona sobie myślała, co?
Zdążył na czas. Patrzył przez chwilę jak załamana próbuje wlać eliksir, a ręka trzęsła się jej niesamowicie. Westchnął ciężko. Rozumiał ten ból,  rozumiał jak to jest stracić dom. Nigdy nie był związany z rodziną, nigdy nie miał kochających rodziców, ale mimo to cierpiał po utracie jedynej kobiety, która okazywała mu ograniczoną, ale jednak miłość. Podszedł do Hermiony i widział szok wypisany na jej twarzy, ale też ulgę. Oparł się o blat kuchenny i wpatrywał jak siedziała spokojnie między rodzicami przed telewizorem i nie mógł uwierzyć, że po tylu latach jest w stanie patrzeć na kogoś.. tak jak patrzył na Lily. 
Nie chciał mówić nic, wiedział, że nie powinien przerywać jej tej chwili. Musiała się uporać z własnymi uczuciami sama. On mógł tylko być wsparciem, dlatego podszedł i położył jej rękę na drobnym ramieniu. Przez chwilę wydawało mu się, że odpuści, rozpłacze się i tyle, ale ona była silniejsza niż się wydawało. Odprowadził dziewczynę wzrokiem na górę, po czym wyciągnął różdżkę i już miał rzucić zaklęcie, gdy spojrzał na zdjęcie,  które postawiła na komodzie. Westchnął. Nie powinien tego robić, ale wiedział że kiedyś będzie potrzebowała tego zdjęcia. Chwycił je i wymamrotał kilka zaklęć, po czym machnięciem różdżki owinął w papier i schował za poły  szaty. Czas zająć się własnym zadaniem. 
Stał zniecierpliwiony przy schodach. Dlaczego to tak długo trwało, co? Powinna już dawno skończyć. Może.. może coś się stało? Już stał na pierwszym schodku, gdy usłyszał jej kroki. Merlinie. Serce go ścisnęło na widok zapuchniętych oczu, rozczochranych włosów i czerwonego od płaczu nosa. Starał się utrzymać swój obojętny wyraz twarzy, ale przychodziło mu to z trudnością. 
- Możemy już iść. - Powiedziała pełna goryczy, zachrypnięta. Nie mógł na to patrzeć, na to jak cierpi. Chwycił jej rękę, przyciągnął  i zamknął w uścisku. Hermiona rozluźniła się i czuł jak łkała w jego ramionach. Co on wyprawiał? Przecież to uczennica, Gryfonka, to przecież Granger.. No właśnie. To była ona - ta która podbiła jego zastałe z bólu po stracie serce, ta która pokazała mu, że jest w stanie jeszcze kogoś.. pokochać. Nie mógł odpędzić od siebie tych myśli, chociaż wiedział, że to złe, że swoim przywiązaniem narażał jej życie jak i wszystkich ludzi wokół. Wiedział, że to złe a jednak nie mógł przestać patrzyć na nią pełen wdzięczności, że stała przed nim żywa i taka prawdziwa.
Ale musieli iść. Nie chciał wracać do świata gdzie znowu był nauczycielem, szpiegiem Dumbledore’a i Czarnego Pana, ale nie mieli wyjścia – tam było ich miejsce. Męczyła go już powoli ta rola i były chwile, gdy nie mógł się doczekać aż któryś z nich zakończy jego życie..Odrzucił te myśli na bok. 
- Czas na nas.
Nie mógł się skupić, gdy patrzył na te marne prace uczniów. Nie, gdy ona tu była i choć milczała czuł ją blisko. Westchnął, wstał i poszedł do fotela. Uniósł brew widząc jej zamknięte oczy i uśmiechnął się. Nie mógł dłużej się z nią cackać, wiedział że to wcale nie pomoże jej wrócić do normy.
I szybko się pozbierała. Jak na jego gust za szybko, ale widział też emocje które nią targały. Słysząc przesycone złością słowa, zwątpił. Co ona sobie myślała?! Po co on w ogóle tam polazł skoro panna Wszystko-Wiem-Najlepiej wyraźnie podkreślała jak bardzo go nie potrzebuje! Durna dziewucha, skoro tak to niech sobie idzie, pewnie. Ale nie chciał żeby wyszła, musiał jej jeszcze dać to przeklęte zdjęcie.. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął. Ta dziewczyna wyglądała jak rozjuszony byk, gdy zaczęła się wydzierać na niego. Miał wrażenie, że włosy mocniej się jej skręcały gdy dawała upust swojej wściekłości. 
- …jakiś zakład w stylu: patrzcie i uczcie się, tak pogrywam ze szlamami? - zamarł. Co ona powiedziała? Co ta pieprzona Granger sobie myślała?! Dzień w dzień narażał własne życie dla nich wszystkich, dla niej, a ona mówiła że ma to gdzieś, że mu na niczym nie zależy? O nie, już on jej pokaże co myśli o tym.
Wpił się w jej wargi intensywnie i w końcu poczuł, że uchodzą z niego te wszystkie pogmatwane emocje, które się w nim kłębiły. Nie mógł odepchnąć myśli, że ona też go chciała.. Tak długo miał ochotę wziąć Hermione dla siebie, mieć ją całą.. a ona nie uciekła, nie uderzyła go w twarz. Nie - ona przyciągnęła mocniej do siebie i oddała pocałunek. Poczuł ogień który zapłonął w nim. Chciał więcej, Merlinie jak on jej pragnął! Zsunął dłonie niżej i przyciągnął ją mocniej do siebie, tak że jedyną przeszkodą dla ich ciał były ubrania, które najchętniej by z nich zerwał i...
Odsunął się spokojnie. Nie, kretynie to nadal uczennica. Dopiero co straciła rodziców, pewnie dlatego jeszcze nie uciekła z krzykiem. Starał się zamaskować swoje obrzydzenie, uśmiechając się do niej. Jak ona patrzyła na niego.. Nie, przecież to niemożliwe że go pragnęła. Był starym, paskudnym, wrednym i chamskim nauczycielem, do tego sługą Czarnego Pana, a ona zdawała się ignorować to wszystko.. I patrzyła na niego tak.. Zaklął w myślach i podszedł do biurka.
Kiedy w końcu sobie poszła, mógł z ulgą otworzyć butelkę ognistej, która swoją drogą wciąż miała zielona kokardę i popłynąć we własnym żalu, ale zapomnieć też o miękkich włosach,  które przed chwilą czuł między placami, o tych rozpalonych wargach tylko dla niego.. Stary dureń - pomyślał i jednym haustem wlał do ust zawartość szklaneczki.
***
Tej nocy nie spała najlepiej. Wciąż śniły się jej twarze rodziców, którzy z wyrzutem pytali dlaczego to zrobiła. Znowu za każdym razem gdy się budziła, przed oczami stawał jej nietoperz, który uśmiechał się zalotnie. Usiadła zrezygnowana na łóżku i przeczesała dłonią włosy. Mogła albo zagłębić się w żalu po stracie rodziny, albo wpaść w obłęd przez tego niezrównoważonego psychicznie człowieka, który całował ją dzisiaj tak, że miała ochotę się mu oddać. Zarumieniła się na tę myśl. Jasne, na pewno chciałby mieć dla siebie uczennicę.. Teraz gdy była sama, wcale nie była tego taka pewna. Jednak nie mogła odpędzić od siebie tego poczucia satysfakcji, że to on pękł i rzucił się na nią jakby była nagrodą..
Więc żeby nie zwariować, wstała z łóżka i wybrała trzecią opcje. Usiadła przy biurku i otworzyła książki. Prace domowe same się nie odrobią.

W ten sposób na śniadaniu wyglądała jak cień samej siebie. Ginny nawet nie próbowała ukryć przerażenia, gdy zobaczyła jej zapuchnięte oczy i bladą twarz.
- Hermiona! Co się stało?! - Spojrzała znacząco w stronę Snape'a który siedział z nauczycielami. Uniosła brew i pokręciła głową. Naprawdę ona myślała że coś ich łączy? No może poza tym seksownym pocałunkiem, którego samo wspomnienie sprawiło, że się zarumieniła. 
- Miona, wyglądasz strasznie! 
- Dzięki Ron. - Mruknęła i usiadła obok Weasley’ówny. Nie chciała im mówić o swoich rodzicach - sami mieli mnóstwo zmartwień i nie zamierzała dokładać im więcej. - Ja.. to po prostu zmęczenie. Całą noc spędziłam nad wypracowaniami, musiałam trochę nadrobić.
- I co, pogryzły cie czy jak, że płakałaś?
- Nie płakałam! - Powiedziała stanowczo, ale spuściła wzrok. Nie, ja tylko wylewałam z siebie potoki łez, a potem w ramach poprawy humoru obściskiwałam się ze Snape’m. Dzień jak co dzień.

21 komentarzy:

  1. Nareszcie!!! Zakochałam się w tej notce!!! Życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutny rozdział. :c
    Miona musiała być silna, aby coś takiego zrobić. :/ Ja na jej miejscu nie dałabym rady, nawet z czyjąś pomocą. I tutaj zgodzę się z tym pocałunkiem. Wtedy, kiedy namówiłam cię do zmiany końcówki było za wcześnie, ale teraz... Idealnie i Cudnie. Świetnie opisany rozdział i jak na razie mój ulubiony. :) Jeden z moich ulubionych, a mam ich 16. ;)

    Pozdrawia i przesyła wiadra weny,
    C.S Fox Potterhead.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS: Jak dla mnie już dorównujesz mrocznej. Piszesz świetnie. Przejrzyście, wszystko dokładnie opisane i przedstawione, a postacie pomimo, że trochę rozkanonizowane są opisane epicko! :) Brakuje mi tutaj jeszcze Luny z jej chrapakiem krętorogim. ;) To by była niezła rozrywka, a ciekawa jestem jak ją widzisz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jesteś kochana, aż mi się ciepło zrobiło na serduszku! <3 Trochę są faktycznie rozkanonizowane, ale chciałam po prostu wypchnąć na pierwszy plan Hermione i Snape'a. :D
      A co do Luny - myślę, że jest zdrowo stuknięta, ale uwielbiam jej postać! Postaram się ją wepchnąć pomiędzy romanse, haha :D
      Dzięki <3

      Usuń
  4. Czekam na więcej ;) rzadko się zdarza, że jakieś opowiadanie mnie wciąga, że prawie co chwilę sprawdzam czy nie ma kolejnej części, Tobie się udało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! To od razu zapowiadam, że jutro pojawi się kolejny rozdział, koło 19 pewnie :)
      Dzięki :*

      Usuń
  5. Czekam na więcej ;) rzadko się zdarza, że jakieś opowiadanie mnie wciąga, że prawie co chwilę sprawdzam czy nie ma kolejnej części, Tobie się udało :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Yh... miałam 'coś' napisać. Jako, że kazań robić nie będę przyszłam tu ze zwykłej ciekawości.

    A co do FoxPotterhead < Jak w nocy przyjdzie biały morderczy szlafrok i zacznie cię okładać poduszką to nie krzycz tym razem bo nie pan szlafrok ma dość szlabanów jak na razie.

    Ps. Lubię placki ~ ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przysięgam, że kiedyś osobiście cię zabiję. -.- To byłaś ty?!

      PS: A ty co tu robisz????

      Pozdrawiam i życzę udławienia się kanapką na przykład,
      Fox Potterhead

      Usuń
    2. Jak to ja?

      Szlafrok, jaka znowu ja?

      A co tu robię, no nie wiem. Zgubiłam się w tych twoich linkach co mi wysłałaś... więc tak kliknęłam w zły.

      Usuń
    3. Przysięgam, że mam ochotę cię czymś... Niezauważalnie walnąć. ;-;

      Usuń
  7. Uhuhu. Nowy wygląd! :D Cześć Marta! Wiem, że jesteś! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po co się uczyć jak można się pobawić? xD
      Swoją drogą, co to za jakieś forum wzajemnej adoracji sobie zrobiłyście z siostrą, co?!

      Usuń
    2. Kiedyś się uduszę ze śmiechu! XD

      Usuń
    3. Ta siostrzana miłość.. No nic, to ja wracam do szkieletu rekina a wy się bawcie.. xD

      Usuń
    4. https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/8a/8a/96/8a8a96f99502d445b5a54ce2172a4a90.jpg
      :) Na poprawienie humoru

      Usuń
    5. Hahaha nie wierzę, moja miłość roztrzaskana jak szklana kula. 😢

      Usuń
    6. https://lh3.googleusercontent.com/-wUiPfitNlSI/Vw5sFRxTryI/AAAAAAAANxs/rpRC0FmHB-I5P8ZnOW8OGkhteZj9n_Vfw/w499-h595-p-rw/13.04.16%2B-%2B1

      Usuń
  8. Na początku brakowało mi opisów walk itp, ale teraz zrekompensowałaś mi to z nawiązką. Świetnie opisujesz uczucia i naprawdę po mistrzowsku budowałaś napięcie. Zatem brawo za cierpliwość! Czyta się płynnie i czasem do nocy nie moge sie oderwać, przez chodzę w pracy jak zombie :-)
    W ogole cieszę sie ze trafiłam na twoje opowiadanie bo juz mam dość swojego i troche przerwy sie przydało od pisania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń