poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 22

Obiecałam to i jest!
Hmm.. widzę, że wielu osobom nieco za mało Sevmione.. Staram się naprawdę, ale to wcale nie jest takie proste upchnąć ich na tyle dużo żeby się to wszystko kleiło, a jednocześnie nie było przesycone. Może moje następne opowiadanie będzie wręcz krzyczało ich obecnością, ale tutaj jesteśmy w szkole - każdy z nich wciąż ma swoje obowiązki. Przemyślę to i być może zafunduję im romantyczną schadzkę, ale jeszcze nie wiem. :D
Kolejny rozdział pojawi się koło piątku (może wcześniej, ale nie obiecuję!) a tymczasem zapraszam do czytania. :)

______________________________________________________________


Rozdział 22


Przeklinała wszystko i wszystkich, gdy kolejny raz w tym roku siedziała na stadionie do quidditcha. No, tym razem chociaż nie lał deszcz, a nawet wyszło słońce. Mimo to, oglądanie kilkunastu uczniów latających na miotłach za złotą kulką nie fascynowało jej tak bardzo jak innych. Obserwowała z uwagą Ślizgonów, którzy grali niezwykle brutalnie. Skrzywiła się i spojrzała ze współczuciem, na Ginny, która mało co nie spadła z miotły, gdy dostała pałką od przeciwnika. Zaraz potem rozległ się gwizdek, ale nie sądziła, że to zatrzyma Slytherin od grania nieczysto. Neville jak zwykle ekscytował ogromnie, wykrzykując coraz to wymyślniejsze hasła dopingowe. Nie mogła się nie roześmiać widząc jego entuzjazm. Szkoda, że ona tak nie umiała. Spojrzała w stronę wieży, na której zasiadali nauczyciela i uśmiechnęła się pod nosem, na samą myśl, że Severus tam siedzi, choć go nie widziała. Jednocześnie poczuła lekki niepokój, gdy uświadomiła sobie, że Dumbledore też tam jest. Od ich pamiętnej rozmowy nie miała do niego za grosz zaufania. Wiedziała, że robił wszystko żeby wygrać tę wojnę, ale dla niego nie liczyli się w ogóle pojedyncze jednostki. Z jednej strony podziwiała go za tę wolę walki, pomimo ogromnych strat, a z drugiej tak bardzo nienawidziła, bo wiedziała, że każde z nich jest tylko mięsem armatnim i gdy przyjdzie ich czas, nie zawaha się by wysłać ich na śmierć. Doświadczyła tego, gdy pozwolił jej iść do Malfoy Manor. Choć teoretycznie to była jej decyzja, nie powstrzymał tego – ba nie pozwolił Severusowi interweniować nawet gdyby mieli ją zabić. Prychnęła. Tak, zdecydowanie niewiele obchodziło go życie kilkorga nastolatków. Ale to nie o siebie się martwiła tylko o Snape’a, który z niewiadomych jej powodów był tak zależny od dyrektora. Miała co do tego swoje podejrzenia, związane z wieczystą przysięgą, ale bała się go o to zapytać. Albo by ją wyśmiał i ochrzanił albo co gorsza nie odpowiedział. Niezmiernie wkurzało ją również to, że kochany Dumbledore właściwie mógł mu ZAKAZAĆ spotykania się z nią, a tego by teraz nie zniosła. Nie, zbyt długo był sam, ona zresztą też żeby teraz mieli się porzucić. Choć przekroczyli wszelkie granice przyzwoitości w momencie, gdy pocałowali się pierwszy raz to nie umiała wzbudzić w sobie choć promyka poczucia winy. Nie, była zbyt szczęśliwa. Tak krótko się znali, tak mało czasu ze sobą spędzili, ale wiedziała, że nie chce aby ten stan utrzymywał się choć przez jeden dzień dłużej. Zakochała się w tym człowieku po uszy i gdy tylko myślała o nim, mechanicznie na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
Schyliła się, gdy Harry śmignął na miotle tuż koło nich, a to wyrwało ją z przemyśleń. Cholera, musiała przestać odpływać.
Próbowała się zorientować w sytuacji i jęknęła, gdy Neville poinformował ja, że Slytherin prowadzi. No nie, przecież musieli wygrać! Nie dość, ze będzie musiała wysłuchiwać marudzenia przyjaciół przez następne tygodnie to przecież Severus pęknie z dumy i będzie jej wypominał do końca szkoły jak to jego ukochani Ślizgoni pokonali beznadziejnych Gryfonów. Zaczęła uważnie obserwować zawodników i nawet udało się jej znaleźć wzrokiem Harrego, który zawisł w powietrzu. Wpatrywała się w niego już chwilę i coś musiało być nie tak, bo nawet nie drgnął z miejsca.
- Co się z nim dzieje? – Neville również to zauważył. Uf, więc chociaż się jej nie przywidziało, ale zakryła dłonią usta, gdy chłopak bezwładnie zaczął opadać w dół. Jego miotła spadała tuż obok, a on nieprzytomnie nurkował w stronę ziemi.
- Boże, on się zabije! – Wrzasnęła, a część uczniów jej zawtórowało. W tej chwili stało się kilka rzeczy jednocześnie. Dumbledore wyciągnął przed siebie rękę i tuż nad ziemią Harry się zatrzymał, ale to nie było jej dane zobaczyć, bo poczuła straszny ból w klatce piersiowej i zgięła się w pół. Kątem oka dostrzegła, że pozostała część uczniów na wieży również zwija się z bólu. Zaklęła w myślach chwilę przed tym jak upadła na ziemię, uderzając głową o ławkę. Minęło kilka dobrych minut nim się ocknęła. Rozejrzała się nieprzytomnie i przeczołgała się do Neville’a który miał zamknięte oczy.
- Neville? – Potrząsnęła jego ramieniem i syknęła z bólu. Boże, dlaczego tak potworne wszystko ją bolało?! Chłopak nadal leżał nieprzytomnie, jak reszta uczniów zresztą. Co robić? Myśl Hermiona, myśl!
Próbowała się podnieść, ale na nic się jej to zdało. Paliło ją w całym tułowiu - przypominało to nieco ten ogień, który płonął w niej, gdy Bellatriks zafundowała jej niezapomniane chwile z Cruciatusem. Merlinie, co to za cholerstwo?! Pierwszy raz spotkała się z czymś takim i nie była nawet w stanie myśleć. Przypomniała sobie tylko Harrego spadającego z miotły, a potem ten ból. Sięgnęła do kieszeni spodni i odetchnęła czując, ze różdżka jest na miejscu. Przezornie wyciągnęła ją i podparła się o ławkę. Severus. Musi znaleźć Severus’a! Z ogromnym trudem podciągnęła się i wstała. Rozejrzała się wokół i zamarła na widok leżących zawodników na trawie stadionu. Boże, żeby oni tylko żyli.. Odnalazła wzrokiem dwie rude głowy, ale nigdzie nie widziała Harrego. Spojrzała w stronę wieży nauczycielskiej, ale tam też nikogo nie było. Syknęła z bólu, gdy przekręciła się w stronę Neville’a, który wciąż leżał nieprzytomny. Musiała sprowadzić pomoc! Westchnęła i pożałowała tego, gdy kolejna fala bólu zgięła ją w pół, ale zacisnęła zęby i z trudem wspięła się po schodach. Weszła do środka wieży i chociaż ledwo szła, bo prócz bólu paraliżował ją strach, zeszła krętymi schodami i wyszła na błonia. Przerażała ją ta cisza, ale przecież nauczyciele gdzieś musieli się udać! Starała się iść szybko, ale to wcale nie było takie łatwe. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby ktoś ją zaatakował, nie miałaby najmniejszych szans. Ledwo stawiała krok za krokiem, a co dopiero miałaby walczyć? Nie widziała żywej duszy – jakby wszyscy się rozpłynęli. Merlinie, gdzie oni są? Miała ochotę krzyczeć, wołać, ale nie ośmieliła się. Co jeśli gdzieś wokół byli śmierciożercy?
Dochodziła już do jeziora, gdy zauważyła w oddali czarną postać. Zimny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie i zaklęła, gdy potknęła się o własne nogi. No to kaplica. Z trudem przeczołgała się pod drzewo, by choć trochę się ukryć i wyciągnęła różdżkę. Może ktoś ją tu znajdzie jeśli wystrzeli iskry? Słyszała już szeleszczenie stóp i miała ochotę się rozpłakać więc zacisnęła mocno oczy.
- Hermiona?! – Poczuła niewyobrażalną ulgę, gdy otworzyła oczy i zobaczyła jego twarz przed sobą. Rzuciła się na szyję Snape’a i zadrżała, gdy ją objął.
- Merlinie, co się stało? – Szepnęła zdruzgotana dziękując w myślach, że to właśnie on tu był.
- Nie wiem, ale Dumbledore przysłał mi patronusa.
- Nie było cię na stadionie? – Zapytała zdziwiona i odsunęła się od niego krzywiąc.
- Nie. Co się dzieje?
- Wszystko mnie boli. – Uniósł pytająco brew, ale pomógł jej wstać i zlustrował wzrokiem. – Pamiętam Harrego, który zaczął spadać, a potem ten ból.. Straciłam przytomność, a jak się ocknęłam to ledwo się ruszałam. Cała reszta wciąż jest nieprzytomna.
Przez chwilę się jej przyglądał uważnie, po czym zaklął pod nosem.
- Potter jest bezpieczny u Dumbledore’a. Zaraz będzie w skrzydle szpitalnym. – Wyczarował patronusa i mimowolnie jej brwi powędrowały ku górze, gdy nie przyjął żadnego kształtu tylko był białą masą. Czyżby coś ukrywał? – Idź do Poppy w skrzydle szpitalnym i przekaż jej, że potrzebna jest zwykła odtrutka. Potem idź do Nory i powiadom Artura Weasley’a żeby przybyli tu z Zakonem. – Patrzyła za srebrną chmurą, która odpływała i momentalnie zapomniała o ogniu, który ją palił.
- Sev, co to było?
- Patronus. – Odpowiedział krótko. Zmierzyła go wzrokiem, ale skinęła. Nie czas na takie rozmowy. – Dasz radę iść?
- Nie wiem.. Ledwo tu doszłam, ale chyba już mi trochę lepiej. – Zrobiła głęboki wdech i wypuściła powietrze. Faktycznie, bolało mniej, ale wciąż bolało. – Co z resztą uczniów?
- Wygląda na to, że ktoś rozpylił truciznę. Ocknęłaś się więc prawdopodobnie nic ci nie będzie, ale co z innymi to nie wiem. – Wpatrywał się w nią chwilę badawczo, po czym wyciągnął różdżkę i skierował w jej stronę.
- Severus, nie czas na to.  Idź, zajmij się innymi!
- Dopóki Pomfrey nie przyjdzie z odtrutkami nie pomogę im.
- A co jeśli ktoś ich zaatakuje?!
- Chyba nie to było na celu. – Ale mimo tych słów spojrzał niespokojnie w stronę stadionu. – Poczekam z tobą aż Zakon przybędzie.
- Sev.. – stanęła na palcach, ignorując ból w nogach i ujęła jego twarz w dłonie. Spojrzał na nią z grymasem. – Idź, proszę. Tam są twoi uczniowie, moi przyjaciele. Ja sobie poradzę. – Uśmiechnęła się nikle i widziała jak walczył ze sobą. Ścisnęło ją w sercu.
- Merlinie, Dumbledore miał rację. – pomyślała, gdy wahał się ją zostawić mimo tego, że tam byli prawie wszyscy uczniowie..
Westchnął przeciągle i przytulił ją.
- Błagam, choć raz nie rób nic głupiego i poczekaj tu! – Rzucił twardo, po czym odszedł w stronę stadionu. Obejrzał się przez ramię, ale pomachała mu i przyspieszył. Mimo tego, że czuła się jakby przebiegło po niej stado centaurów, uśmiechnęła się do siebie szeroko. Ktoś o nią dbał. Ktoś się martwił..
Rzecz jasna nie zamierzała czekać jak królewna w opałach i ruszyła w stronę szkoły trochę kulejąc. Nie mogła przecież czekać na ratunek.
Minęła już jezioro, gdy dostrzegła biegnące w jej stronę czarne postacie. Zaniepokojona ponownie wyciągnęła różdżkę i zacisnęła wokół niej palce. Dopiero, gdy niewyraźne kształty zbliżyły się, zobaczyła, że to nie śmierciożercy a jedynie członkowie Zakonu. Poczuła jakby ktoś zdjął ogromny ciężar z jej barków.
- Hermiona! Jesteś cala?! – Pan Weasley podbiegł do niej jako pierwszy, ale pani Pomfrey przepchnęła się obok i podała jej fiolkę ze złotym płynem.
- Wypij to szybko! – Powiedziała stanowczo, po czym ruszyła dalej za resztą Zakonu. Przechyliła buteleczkę przy ustach i zakrztusiła się. Merlinie, co za obrzydlistwo! Poczuła palący ból we wnętrzu, ale nagle ustał jakby ktoś go wyłączył.
- Zostań z nią Tobias. – Rzucił Artur Weasley i ruszył w stronę stadionu.
Rzuciła mu pytające spojrzenie, gdy zacisnął dłonie w pięści.
- Wygląda na to, że ktoś bardzo niegrzeczny bawi się czarną magią. – Warknął i zdążyła zauważyć, że był naprawdę wściekły. – Nie wiemy jeszcze co się stało, ale Snape  rozpoznał już truciznę. Na całe szczęście skutki leczy najprostszy eliksir uzdrawiający, ale musi być podany szybko.
- Kto mógł zrobić coś takiego? – Westchnęła, udając, że wcale nie widziała się przed chwilą z Severus’em
- Poważnie pytasz? – Uniósł brew i przeczesał dłonią włosy. – Pewnie to któryś ze Ślizgonów, chociaż nie wiem kto byłby na tyle durny..
- Ci wszyscy uczniowie.. – jęknęła i pokręciła z niedowierzaniem głową. – A wiesz co z Harrym? – Musiała się naprawdę pilnować żeby nie wydać nauczyciela.
- Jest w skrzydle szpitalnym. Dumbledore go uratował i aportował się z nim prosto do siebie. -Otworzyła szeroko oczy. Jak to się deportował? Chyba dostrzegł jej zdziwienie, bo uśmiechnął się i uniósł zagadkowo brew. – Proszę, czyżby panna Granger nie wiedziała, że dyrektor może w tej szkole trochę więcej niż inni? – Pokręciła głową lekko zażenowana.
- No.. nie piszą o tym w Historii Hogwartu. – Wzruszyła ramionami. – Tobias.. Może powinniśmy im pomóc? Pewnie trochę osób jest rannych.. – Przeniosła wzrok z niego na stadion.
- Miałem cię zabrać do szkoły..
- Nie jestem dzieckiem. – Warknęła, a on uniósł brew. Dlaczego ciągle traktowali ją jak małe dziecko?! W końcu westchnął i skinął głową, po czym ruszyli z powrotem na stadion.
Gdy tam dotarli, większość uczniów była już na nogach i pomagali młodszym kolegom pozbierać się po tym co się stało. Wpadła na trawnik, gdzie pani Pomfrey właśnie wlewała w usta zawodników złoty płyn. Podbiegła do Weasleyów i klęknęła przy nich. Dziękowała Merlinowi, że nic im nie jest, gdy Ron jęknął z bólu, a Ginny rozejrzała się nieprzytomnie.
- Harry..? – Jęknęła ruda i z paniką w oczach spojrzała na Hermionę.
- Nic mu nie jest, jest bezpieczny. – Pomogła jej wstać, a Neville podniósł Ron’a.
- Co tu się na gacie Merlina stało?! – Ryknął, a Hermiona westchnęła.
- Nie wiem do końca, ale podobno ktoś rozpylił jakoś truciznę. Dobrze, że łatwo pokonać jej skutki. – Pokręciła głową i poczuła jak dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, gdy usłyszała przeszywający całą okolicę krzyk. Spojrzała w stronę jego źródła i zamarła widząc jak Severus obejmuje ramieniem jedną z zawodniczek i coś do niej mówi. Co do..? Ale nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo Ginny zakryła dłonią usta, a chłopcy zaklęli pod nosem. Kilka kroków od zawodniczki leżała druga i mówiąc leżała, to było dosłowne, bo była martwa. Nauczyciele klęczeli przy niej, a Poppy kręciła z niedowierzaniem głową. Boże, właśnie zginęła uczennica. Ślizgonka. Hermiona miała wrażenie, że nogi się pod nią ugięły i również przyłożyła dłoń do ust.
- Chodźcie stąd. – Tobias pociągnął ją za ramię i chcąc nie chcąc ruszyła za nim. Była trochę oniemiała całymi wydarzeniami i nie mogła uwierzyć, w to że właśnie ktoś pozbawił życia uczennicę w Hogwarcie, w czasie meczu, w czasie kiedy każdy z nich mógł leżeć tam martwy.

Flamel poprowadził ich do Wielkiej Sali. Co chwila dołączali inni uczniowie. Tobias usiadł obok niej i westchnął.
- Czemu nie idziesz pomóc Zakonowi?
- Dumbledore powiedział, że mam się zająć wami. Moody pilnuje Potter’a w skrzydle. – Skinęła jedynie i poczuła mikroskopijnych rozmiarów przypływ sympatii do dyrektora. Może jednak nie miał ich tak bardzo gdzieś jak myślała?
Ron pobiegł do Luny, która właśnie wchodziła do środka i porwał ją w ramiona. Boże, co ona by dała żeby móc zrobić to samo..

Siedzieli w Wielkiej Sali przez kilka godzin. Miała już naprawdę dosyć, chciała już dostać jakiekolwiek informacje, ale nikt nic nie wiedział, a większości nauczycieli wciąż nie było. Uczniowie z przerażeniem zbili się w mniejsze grupki, ale ona siedziała sama przy stole. Ginny pozwolono iść do Harrego, a Ron siedział z Luną przy stole Puchonów. Neville właśnie rozmawiał z jakimiś młodszymi Gryfonkami, które ze zrozumieniem kiwały głową, a ona uśmiechnęła się lekko na ten widok. Tobias nadal siedział przyklejony do jej boku, ale też nie był skory do rozmów.
I wtedy Severus minął ją bez słowa. Obejrzała się za nim i na chwilę przymknęła oczy, czując przypływ spokoju, gdy zobaczyła, że nic mu nie jest.
- Wracają. – Tobias chciał wstać od stołu, ale McGonagall powstrzymała go machnięciem ręki. Sapnął zirytowany, a Hermiona mimowolnie posłała mu pełne rozbawienia spojrzenie.
- To musi być irytujące, co? Jesteś taki duży, a traktują cię jak nas. – Przewrócił oczami.
- Cóż, nie jestem zbyt długo członkiem Zakonu, a poza tym wiem, że Dumbledore’owi tak naprawdę nie zależy na mojej osobie. – Wytrzeszczyła oczy. Więc nie tylko ona to zauważyła?
- Dobrze wiedzieć, że nie jestem jedyną, która tak myśli. – Mruknęła, a on uniósł brew i skrzyżował ramiona na piersi.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Otwierała już usta, ale zamknęła je i pokręciła głową. Nie, na pewno nie będzie omawiała z Tobias’em swoich rozterek. Nawet Severus’owi się do nich nie przyznała. Dostrzegł jej wahanie, ale nie powiedział nic tylko odwrócił się w stronę dyrektora, który podszedł właśnie do mównicy.
- Drodzy uczniowie! – Zadrżała na dźwięk jego głosu, który ani trochę nie przypominał tego przemiłego mężczyzny, którym zwykle bywał przy uczniach. -  Wiem, że jesteście przerażeni. I oczywiście rozumiem wasz strach, bo sam nie jestem w stanie pojąć tego co się dzisiaj wydarzyło. – Umilkł na chwilę, po czym westchnął i pogładził swoją długą brodę. – Zostaliśmy dzisiaj zaatakowani i niestety ponieśliśmy ogromną stratę. Jedna uczennica nie przeżyła trucizny, która została rozpylona. Tak, trucizny. Mogę wam jedynie obiecać, że dowiemy się kto to zrobił. A od dzisiejszego wieczoru zostanie wprowadzona bezwzględna kontrola aby zapobiec takim wydarzeniom w przyszłości. – Na sali rozległy się szepty i zauważyła, że Tobias rozgląda się jakby w poszukiwaniu zagrożenia. No tak, pewnie ktoś kto to zrobił siedział teraz wśród nich. Uświadomiła sobie, że to mógł być właściwie każdy. Poczuła na sobie wzrok Flamel’a i spojrzała mu niepewnie w oczy.
- Nie martw się, nic ci nie grozi. – Powiedział, a ona odruchowo uniosła brew. Dlaczego w ogóle pomyślał, że potrzebuje jego opieki? Ale nie zdążyła zapytać, bo dyrektor uniósł ręce i na sali zapadła z powrotem cisza.
- Zostaje także wprowadzona godzina nocna o dwudziestej i będzie bezwzględnie przestrzegana. Każdy kto zostanie złapany na korytarzu czy gdziekolwiek indziej zostanie ukarany. O reszcie zaostrzeń dowiecie się później. Rozumiem, że wszyscy jesteśmy zmęczeni, ale nie bójcie się. Dzisiaj wam już nic nie grozi i my o to zadbamy. Jeśli ktoś czuje taką potrzebę to może zgłosić się do skrzydła szpitalnego gdzie Poppy poda wam eliksir słodkiego snu, a jeśli potrzebujecie również ukojenia dla duszy to wasi opiekunowie oczywiście służą rozmową. Teraz bardzo proszę aby prefekci i nauczyciele odprowadzili uczniów do pokojów wspólnych. – Tymi słowami zakończył przemowę i podszedł do nauczycieli. Napotkała wzrok Severus’a i, o Merlinie, jak bardzo chciała poczuć jego ramiona wokół siebie. Niestety to musiało poczekać. Wstała od stołu i zaczęła zbierać Gryfonów. Trochę irytowało ją, że Tobias właściwie nie odstępował jej na krok. No dobra, dostał zadanie, ale przecież nie była jedyną osobą do ochrony w tym zamku!
McGonagall poszła z przodu, a ona i Flamel zamykali ten dziwny pochód, gdy wspinali się po schodach.
- Muszę zobaczyć się z Harrym. – Powiedziała, gdy docierali już do portretu. Ron i Neville podeszli do nich, a nauczycielka z ciężkim westchnięciem podparła się pod boki.
- Słuchajcie, wolałabym żebyście wrócili do wieży. Naprawdę nie chcę jeszcze o was się martwić.
- Ale jesteśmy w Zakonie! I Ginny tam jest! – Ron był naprawdę zdenerwowany i wcale się mu nie dziwiła. Musiał pozwolić odejść Lunie w swoją stronę, a jego siostra siedziała właśnie w skrzydle szpitalnym obok najlepszego przyjaciela.
- Panie Weasley, rozumiem wszystko, ale słyszał pan dyrektora. Nie będzie wyjątków. – Tutaj spojrzała na Hermionę. – Oczywiście nie licząc prefektów.
No cóż,  nie spodziewała się niczego innego, więc skinęła głową. Ron i Neville w końcu dali się przekonać i z żalem przeszli przez portret.
- Kto odprowadzi Ginny?
- Fred i George już tam są, więc zapewnią jej bezpieczeństwo. Tymczasem ty też wracaj do siebie i nie kręć się już po korytarzach. – Rzuciła jej znaczące spojrzenie, a ona zarumieniła się lekko. Dobrze wiedziała, że chodzi o nocne eskapady do Severus’a. Niedługo pół grona pedagogicznego będzie wiedziało o ich związku! – Obiecaj, że nie będziesz już dzisiaj się szwędała Hermiono.
Skinęła niechętnie głową.
- Dobrze pani profesor, obiecuję. Ale.. wiadomo już kto to był?
- Nie, ale dowiemy się. To.. potworne. Biedne dzieciaki.
- Kto umarł? – Tobias wtrącił nagle, a ona spojrzała na niego. Boże, prawie zapomniała o tej biednej dziewczynie.. i ścisnęło ją na wspomnienie Ślizgonki w objęciach Severusa. Idiotko! To była uczennica, a on jest opiekunem domu! – wyrzuciła sobie w myślach, ale to wcale nie poprawiło jej humoru.
- Jennifer Hayle, była zawodniczką w drużynie Slytherinu. – Pokręciła smutno głową. – Potworność. A może ty coś widziałaś Hermiono?
- Nie pani profesor.. Ostatnie co pamiętam to, że Harry zaczął spadać, a potem ten ból.. – wzdrygnęła się.
- Dobrze już, pewnie na dniach będzie spotkanie Zakonu i tam wszystkiego się dowiemy. A teraz idź już. Liczę, że pan Flamel cię odprowadzi? – Spojrzała na niego znacząco, a on skinął jedynie głową w odpowiedzi i nauczycielka zniknęła.
- Nie mogę uwierzyć.. Zawsze myślałam, że Hogwart będzie bezpieczny mimo walącego się świata.. A teraz? – Objęła się ramionami i poczuła na sobie jego wzrok, gdy szli obok siebie. Nie wiedziała czemu czuje się w jego obecności trochę nieswojo, chociaż nie zrobił nic co mogłoby spowodować ten niepokój.
- Hermiono, naprawdę nie powinnaś się tym zadręczać już dzisiaj. Dosyć się stało. Może przynieść co eliksir ze skrzydła, co?
- Nie trzeba. – Uśmiechnęła się do niego lekko. W sumie co mogło być z nim nie tak? Był przecież miły, czarujący, opiekuńczy.. Nawet uratował jej życie! – Dziękuję, ale chyba nawet nie chcę spać.
- Zostać z tobą?
Wow to było.. bezpośrednie. Musiała się naprawdę bardzo postarać, żeby nie stanąć jak wryta. Nie żeby miała coś przeciwko jego obecności, ale powiedział to w sposób iście godny tego jak ona pytała Severus’a.
- Nie.. Eee, wolę być sama. – Nie spojrzała nawet na niego, a on nie odpowiedział. Z ulgą w końcu doszła do drzwi i z krótkim „to cześć” zniknęła w pokoju. Trochę zrobiło się jej głupio, no ale w końcu nie codziennie ktoś wpraszał się do niej na wieczór. Właściwie to była jedna osoba, którą chętnie by przyjęła, ale coś czuła, że pewien nietoperz ma tego wieczoru ręce pełne roboty.

Nawet nie próbowała zasnąć. Krążyła sennie po pokoju. Gdyby miała wydeptać dziurę w podłodze to pewnie wkrótce by jej się to udało, ale w końcu usiadła ciężko w fotelu. Kto mógł to zrobić? Próbowała sobie przypomnieć wszystkie osoby, które były w tym czasie na boisku i jej myśli pognały od razu w stronę Malfoy’a. Był szukającym Ślizgonów, ale gdy wrócili na boisko nie widziała go wśród uczniów.. Cóż miał świetną sposobność by to zrobić. Po pierwsze był na miotle i miał najlepszą szansę ucieczki, po drugie od początku roku podejrzewała go, że coś knuje, a po trzecie no.. to był Malfoy, a to mówiło samo za siebie. Musiała podzielić się z Severus’em tymi wiadomościami chociaż on pewnie miał już własne podejrzenia. Na pewno nie zaplanował tego jeden uczeń – to niemożliwe. Nie miałby jak stworzyć tej trucizny, a co dopiero ją w ogóle wymyślić! Pierwszy raz się z czymś takim spotkała, chociaż czytała jakieś wzmianki o cieczach, które łatwo rozpylić w powietrzu. Cóż, mecz quidditcha był prawdziwą okazją do tego.
Jej przemyślenia przerwało gwałtowne stukanie do drzwi. Zawahała się. Nie zwiastowało to niczego dobrego, więc odetchnęła z ulgą, gdy je otworzyła i natychmiast wpadła w objęcia Severus’a. Zatrzasnął drzwi i ujął jej twarz w dłonie.
- Nic ci nie jest? – Boże, miała ochotę się rozpłakać, gdy widziała tą troskę w jego oczach. Ale wzięła głębszy oddech i z uśmiechem pokręciła lekko głową.
- W porządku. A co z tobą? – Nim odpowiedział, zamknął oczy a ją wypełniło współczucie. Dopiero co zginęła jego podopieczna, a na pewno wieczoru nie spędził popijając Ognistą, bo jego uczniowie wyglądali na równie przerażonych co reszta szkoły.
- Jestem zmęczony, to wszystko. – Usiedli na kanapie i wtuliła się w niego, czując się w końcu bezpiecznie. Tak, to było właśnie to czego potrzebowała.
- Wiesz kto to zrobił?
Poczuła jak zesztywniał cały, więc odsunęła się i spojrzała na niego.
- Nie wiem.. I w tym problem. To co się stało na pewno nie było zaplanowane w Malfoy Manor. Wiedziałbym o tym. – Skrzywił się i wlepił wzrok w kominek. – Czarny Pan nie zna lepszego mistrza eliksirów, a bynajmniej nie ma go w swoich szeregach. A zaufaj mi, że to nie ja stworzyłem to przekleństwo.
- Przecież wiem. Nawet mi to przez myśl nie przeszło!
Przeniósł wzrok z powrotem na jej twarz i jego usta znalazły się na jej. Jęknęła cicho, gdy przyciągnął ją do siebie, nie przestając całować. Po zdecydowanie zbyt krótkiej chwili, odsunął się, a jego usta wygięły się w uśmiech.
- Myślałem, że zwariuję jak Dumbledore przysłał mi patronusa. – Zadrżał, a ona wtuliła się w niego mocniej. – Nawet nie wiesz jak mi ulżyło kiedy cię zobaczyłem przy tym drzewie. – Skrzywił się. – Swoją drogą, dlaczego zamykasz oczy skoro nie wiesz kto idzie?! – Warknął, a ona przewróciła oczami. – Wyciągasz różdżkę, a potem kulisz się jak dziecko. To niezbyt rozważne, nie sądzisz?
Westchnęła w jego szyję.
- Wiem Sev, po prostu nie byłabym w stanie walczyć więc co miałam zrobić? Nabiłam sobie tylko guza, a tak poza tym to nic szczególnego.
Odgarnął jej włosy z twarzy i obejrzał siniak na czole. Faktycznie, chyba już nawet o nim zapomniała.
- Nie rób tego więcej. Nawet jak nie masz siły walczyć, zawsze możesz się bronić. – Wyciągnął różdżkę i zadrżała, gdy przyłożył ją do czoła. Poczuła łaskotanie i gdy się uśmiechnął, wiedziała, że nie ma już na nim śladu. – Chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna i że nie muszę sobie zawracać głowy tym wiecznie, jasne?
Miała ochotę się roześmiać. Jakby i tak tego nie robił. Ale kiwnęła głową posłusznie i uśmiechnęła się.
- Dobrze, już dobrze. Obiecuję, że będę walczyć do utraty przytomności.
Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Na pewno nic ci nie jest? Może przynieść ci trochę eliksiru słodkiego snu?
- Jejku, przestaniecie mi to dzisiaj proponować? – Zapytała i szybko zrozumiała swoją gafę, gdy jego brwi powędrowały ku górze i spojrzał na nią tak przeszywająco, że się wzdrygnęła. Chyba ma kłopoty..
- A ktoś jeszcze ci to proponował?
- Eee.. no Tobias. McGonagall kazała mu mnie odprowadzić do pokoju. – Wzruszyła niby obojętnie ramionami, ale poczuła ucisk w brzuchu. Niech mnie piorun trzaśnie, a nie wspomnę o tym że chciał wpaść – pomyślała.
- Widziałem jak dzielnie cię pilnował. Z boku wyglądało to na.. prawdziwą troskę. – Krzywił się już tak bardzo, że nie mogła wytrzymać i uśmiechnęła się szeroko.
- Daj spokój, nie bądź zazdrosny.
- Ja? Nie jestem zazdrosny! Nie myśl sobie. – Prychnął, a ona zaśmiała się cicho. Boże, co ona by zrobiła bez niego? Z powrotem wtuliła się w jego szyję i poczuła, że również się rozluźnia. Potrzebowali siebie nawzajem jak powietrza.
- Jak się czuje ta dziewczyna..?
Nie musiała nawet sprecyzować o kim mówi, bo westchnął ciężko.
- Średnio. Jest w skrzydle szpitalnym. Była tak rozhisteryzowana.. Ale co się dziwić. Straciła dzisiaj siostrę.
Zalała ją fala współczucia dla tej biednej Ślizgonki. Cóż, teraz nie liczyło się to z jakiego domu była, bo była tylko młodą osobą, która właśnie straciła kawałek siebie.
- Przykro mi.. A ty? Trzymasz się?
Ku jej zaskoczeniu zaśmiał się.
- Hermiono, przeżyłem tyle śmierci w życiu, że naprawdę mnie to nie rusza. Jestem wściekły, że nie udało nam się temu zapobiec. Hogwart powinien być miejscem gdzie jesteście bezpieczni. – Powiedział twardo, a w jego głosie czaił się cień rezygnacji. Wiedziała, że będzie sobie wyrzucał, że nie powstrzymał tego, ale cholera jasna, skąd miał wiedzieć? Nie powiedziała nic więcej, tylko wstała i pociągnęła go za rękę. Posłusznie wstał i przenieśli się na jej łóżko. Nawet nie bawiła się w piżamę, on zresztą też, bo ściągnął jedynie swoją pelerynę i oboje położyli się, wtuleni w siebie. Dobrze, chociaż ten jeden wieczór spędził z nią i o dziwo, nawet nie próbował uciec, gdy Krzywołap zwinął się w jego nogach i zaczął mruczeć. Uśmiechnęła się pod nosem i cieszyła, że jest przy niej, bo mieli tak niewiele czasu dla siebie.. Musiała łapać każdą ulotną chwilę z Severus’em, bo wciąż chciała więcej, a jak widać nie było im to dane.

Kilka kolejnych dni w szkole było prawdziwym koszmarem. Wszyscy byli wciąż przerażeni, a nauczyciele, którzy stali się strasznie surowi, nie ułatwiali tego. Bezwzględnie pilnowano ciszy nocnej, w czasie zajęć konfiskowano różdżki, co jej zdaniem było lekką przesadą, bo niby jak mieli się uczyć? Ale co gorsza przetrząsano każdą sypialnie w poszukiwaniu źródła trucizny. I niczego nie znaleźli. Ten ktoś musiał być naprawdę świetny, bo nikt nawet nie wydał się podejrzany. Ona miała już wytypowanego winnego, ale przez tych kilka dni, gdy starała się nie spuszczać Malfoy’a z oczu, nie zrobił niczego podejrzanego. No może poza pocieszaniem tej dziewczyny, której siostra zginęła, a to było coś w co nie mogła uwierzyć i gdyby nie widziała na własne oczy jak obejmował ją, gdy szlochała w jego ramię, to każdemu kto by jej to opowiedział, powiedziałaby żeby wybrał się do św. Munga. Dlatego sama też nikomu nie wspomniała o tym, ale nie zamierzała też odpuścić. Gdzieś krył się zabójca i to mogło się powtórzyć, a tego bali się wszyscy najbardziej.
Przez całe to zamieszanie nie miała nawet jednego wieczoru żeby spędzić go z Severus’em, więc patrzyła tęsknie w jego stronę w czasie śniadania. Zaraz miała być obrona i trochę obawiała się jak teraz będzie wyglądał ten przedmiot. Wziął bardzo do siebie śmierć Ślizgonki oraz cały ten atak i chodził naburmuszony bardziej niż zwykle. Oczywiście nie mogła się temu dziwić, bo pewnie zachowałaby się podobnie na jego miejscu. Harry wyszedł ze skrzydła, chociaż wszyscy bardzo temu protestowali. To że był wściekły, że Dumbledre zabrał go ze stadionu to mało powiedziane. Ale koniec końców był przecież kluczową postacią, więc jak dyrektor mógłby pozwolić go skrzywdzić? Na siedzącego przy stole Puchonów Rona nikt już nie zwracał uwagi, bo nie odstępował Luny na krok. Była naprawdę dumna z przyjaciela, że wziął pod swoją opiekę kobietę, którą kochał. Ginny chodziła poirytowana ciągłą obecnością Harrego, który też postanowił się o nią zatroszczyć, ale żeby tego było mało, Dumbledore kazał chodzić z nim Ronowi i Neville’owie także w piątkę chodzili jak sklejeni. Dobrze, że ona wciąż pozostawała niezależna, chociaż częściej widywała na korytarzach członków Zakonu, a w tym między innymi Tobias’a, który na szczęście był zajęty i nie rozmawiali ani razu.
- Hermiona, idziesz już? – Harry zagadnął ją i niechętnie odprowadził wzrokiem do drzwi Ginny, która szła na własne lekcje. No cóż, nie mogli być bez przerwy razem.
- Tak, tak chodźmy. – Wstała z miejsca i ruszyli razem, a po chwili dołączył się Ron, który zdążył odprowadzić Lune na transmutację.
- Jak myślicie, kto to zrobił? – Hermiona westchnęła i pokręciła głową. Rozmawiali już tyle razy o tym, ale Harry tak kipiał ze złości, że wciąż drążył ten temat, choć ich przypuszczenia co do kogokolwiek się nie potwierdziły.
- Nie wiem Harry, ale oby go dorwali.
- Jakoś się nie starają.. Pewnie Snape chroni tego pieprzonego Ślizgona.
Zagotowało się w niej momentalnie.
- Przestań. Przestań go o wszystko obwiniać, a poza tym nie wiemy czy to był ktoś ze Slytherinu!
Chłopcy zamrugali kilka razy i spojrzeli po sobie, ale nie odezwali się już słowem, gdyż przyspieszyła i wyprzedziła ich. Nie mogła wiecznie słuchać o Severusie tych wszystkich obelg. Miała serdecznie dosyć tego, tym bardziej, że widziała co się z nim działo i jak sam się dręczył tą sytuacją. Weszła do klasy i usiadła na tym miejscu co zwykle, a po chwili zjawił się obok niej Neville. Gdy nauczyciel przeszedł na środek klasy, widziała po jego minie, że to nie będzie przyjemna lekcja.
- Banda kretynów. Siadać, już. – Wszyscy jak na komendę zajęli swoje miejsca. – Różdżki. Każdy wyciąga na ławkę różdżkę i niech nawet nie waży się jej dotknąć. – Posłusznie wyciągnęli je i położyli przed sobą, a Hermiona przeczuwała, że nic dobrego się nie wydarzy. Zwłaszcza gdy do klasy wszedł Dumbledore. No to na pewno nie zapowiadało przyjemnej godziny..
- Dzień dobry. Pewnie dziwi was moja obecność, ale zważywszy na ostatnie wydarzenia nie bez powodu zabroniliśmy wam używać czarów. Oczywiście nałożone zostały na szkołę odpowiednie zabezpieczenia, które na to nie pozwalały. – Hermiona spojrzała na niego zdziwiona. Naprawdę to zrobili? A co gdyby Hogwart został zaatakowany?! Znowu..
- Zamknąć się. – Ryknął Snape, gdy na końcu klasy rozległy się szepty.
- Bez nerwów Severus’ie. A teraz chciałbym abyście wszyscy wyszli, pozostawiając swoje różdżki tutaj gdzie leżą.
Trochę ją to zdziwiło, ale wtedy zrozumiała. Oni sprawdzali różdżki wszystkich uczniów. Przez cały tydzień. We wszystkich klasach. Podążyła za Harrym i Ronem, którzy byli równie zaskoczeni.
- Priori Inkantato. – powiedziała, a ich oczy rozszerzyły się. – Sprawdzają ostatnie zaklęcia rzucone. Dlatego zabronili ich używania wcześniej.
- Czemu dopiero teraz?! – Ron wybuchł, a ona spojrzała na niego dziwnie.
- Ron, bo mieli do sprawdzenia całą szkołę. Poza tym weź pod uwagę, że ktoś rozpylił eliksir, więc muszą sprawdzić każde zaklęcie które mogło to spowodować.
Dyskretnie rozejrzała się wokół, w poszukiwaniu kogoś kto dziwnie się zachowywał. Ale wszyscy wyglądali jak zwykle.. Ślizgoni rzucali im wściekłe spojrzenia, a Gryfoni nie pozostawali dłużni. Cóż, jakby nie patrzeć to  w końcu zginął ktoś ze Slytherinu, a nie z Gryffindoru..
Po dwudziestu minutach Dumbledore wyszedł z sali i obrzucił ich posępnym spojrzeniem.
- Możecie już wracać. – po tych słowach odszedł.
Weszli z powrotem do klasy, a ich różdżki leżały tam gdzie wcześniej.
- Schowajcie to i bierzcie się do pisania. – Snape nawet nie zamierzał kontynuować tego tematu, więc nikt nie naciskał i posłusznie wyciągnęli pergaminy.


Musiała zaczekać do wieczora z pytaniami, a to strasznie ją denerwowało. Siedziała obgryzając paznokcie w salonie Snape’a, bo w końcu znalazł dzisiaj czas dla niej. Dopiero po godzinie wrócił ze spotkania od dyrektora i widziała, że był wściekły. No cóż, nie potrafiła się temu dziwić. Wstała i podeszła do niego, gdy zrzucał swoją nieśmiertelną pelerynę.
- I? Wiesz już coś?
- Nie.
Wow, to było szybkie. Czyżby znowu coś przed nią ukrywał? Powoli zaczynały ją naprawdę denerwować te wszystkie sekrety między nimi..
- Jak to?
- Tak to. Nie znaleźliśmy nikogo kto w ostatnim czasie użył zaklęcia. Albo zrobił to w inny sposób albo nie był uczniem.
Zadrżała. Jeśli nie był uczniem to oznaczało, że właściwie każdy mógł wejść na teren szkoły i zrobić coś takiego..
- Jak się czujesz?
- Hermiono, proszę, przestań mnie traktować jakbym był dzieckiem. Nie pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, a nieraz byłem w gorszej więc uspokój się i zajmij sobą.
Pewnie, łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Ale skinęła głową, choć była nieco poirytowana tym, że odrzucał jej troskę.
- Mam sobie pójść? – Zapytała w końcu, a on spojrzał na nią i.. zamarła. Widziała wyraźnie, że nie chciał jej towarzystwa. Wolał zostać sam. Znowu. Chyba jednak nie radził sobie tak dobrze z tym wszystkim jak jej wciskał.
- Nie kręć się po korytarzach. – Powiedział, gdy podeszła do drzwi. Prychnęła. Właśnie ją od siebie wywalał, a teraz martwił się, że będzie sama? Hipokryta. Spojrzała na niego przez ramię i przewróciła oczami po czym wyszła.
Faktycznie, nie czuła się jakoś bardzo komfortowa, gdy szła przez cichą i pustą szkołę. Była dopiero dwudziesta druga, ale wszyscy bezwzględnie przestrzegali przepisów Dumbledore’a. Rzecz jasna poza nią. Ale w końcu była prefekt naczelną i można jej było trochę więcej, prawda?

7 komentarzy:

  1. Wow!
    Nie spodziewałam się czegoś takiego. :D Świetny obrót akcji, a ciebie podziwiam, że pomimo tego wszystkiego jesteś zdeterminowana, aby nadal wrzucać rozdziały! :D

    Pozdrawiam cię i życzę, abyś wypoczęła ;),
    C.S Fox Potterhead

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecałam to obiecałam. :D Chociaż doba mogłaby być nieco dłuższa xD
      Dziękuję i również przesyłam gorące pozdrowienia, całuski i wyrazy miłości. <3

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny :3. Życzę Ci dużo wypoczynku, żebyś odpoczęła i dlatego, że to właśnie po nim pojawiają się najlepsze rozdziały :3.
    I.H.

    OdpowiedzUsuń
  3. Duży plus za dotrzymanie słowa :D rozdział świetny i mam nadzieję, że Severus chociaż trochę otworzy się przed Hermioną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      No coś na to zaradzimy. :D Teraz nadchodzą moje ulubione rozdziały <3

      Usuń